Rano
obudziły mnie promienie słońca, delikatnie skradające się na
moją twarz. Otworzyłam oczy.
-Cześć
kochanie.- Powiedział Mikołaj siedząc obok i spoglądając na
mnie.
-Cześć.-
Odparłam i go pocałowałam.
-Proszę.-
Mikołaj podał mi kubek z kawą. Wzięłam łyka.- Wyspana?
-Jak
nigdy, a która godzina?
-Jakoś
po dziewiątej.
-Cholera
do pracy się spóźnimy.- Powiedziałam wstając z łóżka niczym
batman szalejący swoim bat-mobilem.
-Spokojnie,
mamy dziś wolne.- Powiedział łapiąc mnie za dłoń i wciągając
do łóżka. Odstawiłam kubek na stolik i wróciłam pod kołdrę.
Zaczęliśmy się namiętnie całować. Po chwili w mieszkaniu
rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
-Spodziewasz
się kogoś?- Zapytałam.
-Nie
z nikim się nie umawiałem. Nie otwierajmy może pomyśli że nas
nie ma.
-Ok
to na czym skończyliśmy?- Ponownie pocałowałam aspiranta.
-Cholera
to moi rodzice.- Mikołaj momentalnie znalazł się obok łóżka.
Siedziałam nie wiedząc co się dzieje. - Olka nie siedź tak tylko
się ubieraj.- Powiedział a ja mozolnie wyszłam z łóżka.- No
ruchy, ruchy.
-Mikołaj
uspokój się, jest rano mamy prawo być w piżamach.- Powiedziałam
zakładając na siebie szlafrok.- Idę otworzyć a ty tu troszkę
ogarnij.- Powiedziałam spoglądając na łóżko. Miałam nadzieję
ze zrozumie że ma je zaścielić. Udałam się do przedpokoju.
Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
-Czego
tu chcesz?- Zapytałam się widząc kto był po drugiej stronie
drzwi.
-Gdzie
Marek.- Zapytał, miał dzikie oczy.
-Tu
go nie ma.- Powiedziałam, nie uwierzył mi, bezczelnie wszedł do
mojego mieszkania bez zaproszenia. - Marek chodź, gdzie jesteś?
-Mówiłam
już że tu go nie ma.- Krzyknęłam zdenerwowana.
-Co
on tu robi?- Zapytał widząc Mikołaja w salonie.
-A
co cie to obchodzi?
-Sypiasz
z nim?- Nie odpowiedziałam.- Sypiasz czy nie?
-To
nie jest twoja sprawa.
-Szybko
się po mnie pocieszyłaś.
-Przypomnę
ci że sam mówiłeś że mam sobie ułożyć życie na nowo z kimś
innym.
-Nie
życzę sobie żeby ten człowiek wychowywał mojego syna.
-Ale
ty już nie masz nic do gadania. Zrzekłeś się praw rodzicielskich,
pragnę ci przypomnieć.
-A
ty miałaś się nim zająć.
-I
zajęłam a teraz stąd wyjdź i się tu więcej nie pokazuj bo już
nigdy syna nie zobaczysz.
-Grozisz
mi?
-Nie
na razie ostrzegam a teraz się stąd wynoś.
-Pożałujesz
jeszcze tego, oboje pożałujecie.- Krzyknął trzaskając za sobą
drzwiami. Siadłam na kanapie obok Mikołaja, wtuliłam się w niego
i zaczęłam płakać.
-Już
spokojnie kochanie.- Próbował mnie pocieszyć. Delikatnie gładził
mi plecy swą dłonią. Po chwili się uspokoiłam.
-Idę
się ubrać.- Powiedziałam wstając z łóżka.
-Co
ci zrobić na śniadanie?
-Coś
dobrego.- Odparłam z niezbyt dobrym humorem. Udałam się do
sypialni i przebrałam się. Nie chciało mi się nawet włosów
układać więc zostawiłam je tak jak były. Poszłam do kuchni.
Mikołaj sparzył naleśniki.
-Oooo
proszę, jakie wykwintne śniadanie.
-Wiesz
naleśniki zawsze pomagają na doła.
-Ale
ja nie mam doła.
-A
czy ja mówię o tobie.
-To
o kim?
-Rodzice
z dzieciakami zaraz będę.- Odparł przekręcając naleśnika na
patelni.
-To
kto z nich ma doła?
-Zgaduj.
-No
nie wiem, któreś z dzieciaków.
-Nie.
-Twoja
mama?
-Bingo.
-A
co się stało?
-Dowiedziała
się że jak pojadą coś załatwiać to będą około 100 km od
morza i tacie nie będzie się chciało jechać dodatkowo 100km w
jedną stronę.
-Nie
dziwię się jej. Też bym miała doła.
-Ale
że....czekaj bo nie rozumiem.
-No
jak byśmy pojechali coś załatwić i nie zajechali gdzieś bo tobie
się nie chce to też bym była zła.
-Ale
przecież...
-Mikołaj.
Naleśnik ci się pali.- Powiedziałam widząc ciemniejszy dym
unoszący się nad patelnią. Aspirant bardzo szybko zareagował
wrzucając patelnię po bieżącą wodę. Nie wiedziałam czy mam się
z tego śmiać czy może płakać z jego głupoty.
-Mikołaj
co ty robisz?- Zapytałam podniesionym tonem.- Przecież gdyby tu
było więcej oleju, mogłeś się poparzyć, tak się nie robi.
-To
co miałem zrobić? Pozwolić żeby jedyna patelnia się spaliła.
-No
właśnie pro po patelni, musimy zakupy zrobić.
-Co?
-No
zakupy, mleko, kawa się kończy. No nie stój tak tylko notuj.-
Mikołaj od razu miał w ręku kartkę i długopis. No to pisz.
Mleko, masło, kawa, herbata, patelnia...no i co jeszcze, czekaj a no
tak puder mi się kończy.
-Olka
serio, puder?
-No
tak, a ty masz jeszcze krem do golenia?
-Mam
a co?
-A
tak się pytam, pastę do zębów zapisz, cukier i mąka są jeszcze.
Chleb i coś do chleba. Będziesz wiedział o co chodzi czy mam ci
rozpisać?
-Rozpisz
na wszelki wypadek.- Załamał mnie tą odpowiedzią.
-Pomidor,
ogórek, sałata, jakaś szynka, możesz wziąć kawałek sera ale w
plasterkach od razu, niech ci tylko na miejscu pokroi.
-Chwilka,
możesz wziąć? To ty nie jedziesz ze mną?
-No
nie ja w tym czasie pójdę puder kupić może jeszcze coś jak mi
się przypomni.
-O
nie idziesz ze mną.
-Po
co, będziesz miał listę.
-No
pewnie żeby później było że czegoś nie kupiłem moim argumentem
będzie brak tego na liście a twoim trzeba było się domyśleć.
-Okey
ale zrobisz później obiad i to bez gadania.
-No
niech ci będzie.
-Dyktuję
dalej, szczypiorek, pomidorki koktajlowe to do sałatki będą na
obiad.
-Ale
przecież ja robię obiad.
-A
czy ja powiedziałam że ty zrobisz czy ty ustalisz co będzie i
wtedy zrobisz?
-No
że zrobię.
-No
to nie marudź i pisz. Makaron, sos słodko kwaśny ze trzy słoiczki.
Jakieś dżemy ale to na miejscu wybierzemy. Ciekawe czy jest już
rzodkiewka?
-Jest,
kupiłem ostatnio.
-To
dopisz, co jeszcze? Czekolada do chleba, piersi z kurczaka dorzucimy
smażonego kurczaka do sałatki.- Powiedziałam i otworzyłam lodówkę
aby zobaczyć czy na pewno wszystko już wymieniłam. - No to chyba
wszystko.
-Super
bo myślałem że będę musiał sobie na dłoni zapisać bo kartka
mi się kończy.
-No
to jemy śniadanie z twoimi rodzicami, a oni chyba nie zostają na
obiedzie?
-Nie
nie, oni od razu będą jechać.
-Aha,
no to oni pojadą a my wtedy się na zakupy wybierzemy. Wiem,
jogurty, dla dzieciaków do szkoły będzie.
-No
i nie mam gdzie pisać.
-Spokojnie
reszta i tak mi się przypomni w sklepie ale pamiętaj o oleju.
-Dobrze
pamiętam. - Odparł Mikołaj a ja wyszłam z kuchni bo usłyszałam
że dzwoni mój telefon. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam że
dzwoni do mnie Zapała.
-Cześć
Krzysiek coś się stało?- Odebrałam zdziwiona.
-Hej
Olka, słuchaj, mam info.
-Jakie?
-Pogrzeb
Mieszka będzie w środę, o 11.30 jest różaniec, później msza a
na końcu cmentarz. W świętej trójcy, jak coś.
-No
dobra, dzięki za informacje.
-I
jeszcze jedno.
-No
słucham cię.
-Bo
komenda organizuję stypę, wiesz chcemy jakoś odciążyć jego
rodzinę.
-No
rozumiem, rozumiem.
-No
właśnie, więc mogłabyś nam jakoś pomóc, ciasto jakieś upiec
albo coś?
-Oczywiście,
możecie na mnie liczyć. A kupujesz z Emilką oddzielny wieniec czy
się składacie na komendzie?
-Kupujemy
własny, a co?
-No
bo zastanawiam się czy kupić czy się dołożyć.
-To
już sama musisz zdecydować. A dzwoniłaś już?
-Jeszcze
nie.
-Tak
też myślałem, zadzwoniłem za ciebie. Jutro do was wpadnie
porozmawiać, bo wiesz ja tam szczegółów nie znam.
-A
o której?
-Podałem
jej twój numer ma zadzwonić do ciebie i umówić się na konkretną
godzinę.
-No
dobrze, dzięki Krzysiek.
-Nie
ma sprawy, dobra ja kończę bo zaraz jadę. Trzymaj się.
-Ty
też cześć.- Rozłączyłam się. Siadłam na kanapie a do oczu
ponownie zaczęły mi napływać łzy. Mikołaj w międzyczasie
przyjął gości, bo przyjechali jego rodzice z dzieciakami.
-Ola
wszystko dobrze?- Zapytał gdy wszyscy weszli do salonu.
-Tak
tak, wszystko dobrze. Zrobić Państwu kawy?- Zaproponowałam wstając
z kanapy.
-No
małą kawkę możemy wypić.- Powiedziała Mama Mikołaja.
-A
Pan czegoś się napije?- Zapytałam spoglądając na jego ojca.
-Też
kawy.- Powiedział a ja udałam się do kuchni. Włączyłam ekspres
i wyjęłam z szafki kubki na kawę. Po chwili doszedł do mnie
Mikołaj. Podszedł od tyłu i mnie przytulił.
-Olka
co się dzieje?
-Krzysiek
dzwonił.
-Coś
się stało?
-Tak
pogrzeb Mieszka będzie w środę.- Powiedziałam przytulając się
do aspiranta. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Mikołaj
mocno mnie przytulił.
Mikołaj
Olka
nie mogła się pozbierać po śmierci ojca a teraz jeszcze śmierć
Mieszka. Miała dziwne napady raz była wesoła po kilku minutach
nagle robiła się smutna i płakała. Zauważyłem że najchętniej
by z domu nie wychodziła. Stałem a Olka się we mnie wtulała.
Delikatnie głaskałem ją po plecach. Ekspres do kawy przestał
pracować. Ola odwróciła się i wlała do kubków kawę. Wziąłem
kubki i zaniosłem je do salonu. Olka postanowiła zostać w kuchni i
opanować emocje.
-Proszę
bardzo.- Powiedziałem stawiając kawę na stoliku.
-A
Ola do nas nie przyjdzie?- Zapytała mama po kilku minutach.
-Nie
Olka nie najlepiej się dziś czuje.
-A
co się stało?- Mama drążyła temat.
-Nasz
znajomy z pracy zmarł.
-Aż
tak się tym przejęła?
-No
tak byli partnerami dość długo.
-A
no to przykro nam.- Odparła biorąc łyka kawy.
-Nam
też tym bardziej że był młodszy od Olki.- Powiedziałem, rodzice
posiedzieli u nas dobrą godzinkę i pojechali załatwiać coś nad
morzem. Pozbierałem naczynia i zaniosłem do kuchni gdzie była Ola.
Siedziała przy stole, miała zapłakane oczy.
-Kochanie.-
Powiedziałem kucając przed nią.
-Co
się stało?- Zapytała zapłakanym głosem.
-Idź
się połóż do sypialni. Zabiorę ze sobą dzieciaki pomogą mi w
zakupach.- Powiedziałem łapiąc ja za dłonie. Były takie zimne i
drżące. Ola wstała z krzesła a ja ją zaprowadziłem do sypialni.
Położyła się na łóżku. Przykryłem ją kołdrą ucałowałem
w policzek.
-Poczekasz
aż zasnę?- Zapytała nie puszczając moich dłoni.
-Poczekam.-
Odparłem i położyłem się obok niej. Po kilku minutach zasnęła
a ja opuściłem sypialnię. Wszedłem do kuchni gdzie dzieciaki
robiły coś przy stole.
-Zbierajcie
się.- Powiedziałem a oni spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Ale
dokąd?- Zapytał zdziwiony Marek.
-Pojedziemy
na zakupy.- Odparłem zdejmując z lodówki listę zakupów.
-A
Ola nie może z tobą jechać?- Zapytała Dominika.
-Nie,
Ola się nie najlepiej czuje. Położyła się musi odpocząć.
-A
coś poważnego jej się stało?- Zapytał zaniepokojony Marek.
-Nie
nie, spokojnie chodzi o naszego kolegę z pracy.
-Coś
jej zrobił?- Marek strasznie zmartwiony.
-Nie,
po prostu ktoś go zabił, ale nie rozmawiajmy o tym. Szykujcie się
za dziesięć minut jedziemy.- Powiedziałem i poszedłem ubrać
buty. Tak jak zarządziłem po 10 minutach wszyscy byliśmy gotowi.
Udaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do super marketu zrobić
zakupy. Najpierw kupiliśmy to co zapisałem na liście następnie
krążąc między półkami zastanawialiśmy się we czwórkę co
jeszcze musimy dokupić. Ostatecznie przy kasie zapłaciłem prawie
300 złotych. Zapakowaliśmy rzeczy do samochodu i poszliśmy do
pobliskiego parku na lody. Około 16 byliśmy z powrotem. Dzieciaki
pomogły mi rozpakować zakupy, później poszli przed tv a ja
postanowiłem zrobić coś do zjedzenia. Nie miałem pomysłu więc
umyłem troszkę sałaty, dokroiłem pomidorki koktajlowe usmażyłem
pierś z kurczaka i dorzuciłem do tego ogórki i rzodkiewkę.
Postawiłem na stole wyjąłem talerze i postawiłem obok sałatki.
Udałem się do salonu gdzie przebywała młodzież.
-Chodźcie
do kuchni, jedzenie zrobiłem.- Powiedziałem a dzieciaki od razu
ruszyły do kuchni. Ja udałem się natomiast do sypialni. Ola tak
słodko spała. Podszedłem do łóżka i usiadłem na nim.
-Ola,
kochanie.- Delikatnie pocałowałem ją w policzek. Odwróciła się
na drugi bok.
-Oluś,
wstawaj...-Nie poddawałem się.
-Co
chcesz?- Po chwili się obudziła.
-Jedzenie
zrobiłem, chodź do kuchni.
-Nie
jestem głodna.
-Ola
musisz jeść. W tej chwili do kuchni.
-Nie
mam zamiaru, zostaw mnie, chcę być sama.
-Nie
ma nawet mowy, nigdy cię nie zostawię.
-Wynoś
się, nie rozumiesz.- Krzyknęła na mnie a w jej oczach pojawiły
się łzy. Mocno ją przytuliłem, właśnie o takim zachowaniu
mówiłem. Zaczynałem się powoli zastanawiać czy czasem nie
powinna pójść na jakąś terapię, w końcu straciła już
rodziców teraz przyjaciela. Zacząłem się o nią bardzo martwić.
Ola mocno się we mnie wtuliła i znów zaczęła płakać. Mocną ją
objąłem i zacząłem delikatnie jeździć dłonią po jej plecach.
Zauważyłem że ją to uspokaja. Po kilku minutach przestała płakać
i poszła ze mną do kuchni aby zjeść posiłek. Nałożyłem jej
troszkę sałatki. Poruszała troszkę widelcem po talerzu i odsunęła
go w głąb stołu, pokazując tym że nie będzie jadła. Siedziała
dłuższą chwilę przy stole jak by zamarła. Dzieciaki opuściły
kuchnię. Chyba się domyślili że lepiej jak pójdą do salonu.
Zaparzyłem Oli jakieś ziółka które miała w szafce, na
opakowaniu pisało że uspokajają. Wypiła je i poszła do sypialni
ponownie się położyć. Nie wiedziałem co mam robić. Zadzwoniłem
więc do Dominiki jej koleżanki.
-Kowalska
słucham.- Odebrała kobieta.
-Cześć
Mikołaj z tej strony.
-Mikołaj....coś
się stało?
-Wiesz
co mam mały problem.
-No
mów co się dzieje?
-Olka
jest jakaś nie w sosie, nie wiem co się z nią dzieje.
-Ale
co konkretnie robi?
-Raz
jest załamana i płacze a za chwilkę się śmieje i tak jest już
od kilku dni.
-Zaparz
jej jakiś ziółek, przejdzie jej.
-Już
to zrobiłem.
-I
co?
-No
poszła spać. Weź przyjedź może ją jakoś pocieszysz.
-No
nie wiem czy to dobry pomysł.
-Dlaczego?
-Wiesz
co jak ona jest w takim stanie to naprawdę nie najlepszy pomysł.
-Ale...
-Przepraszam
cię Mikołaj ale muszę kończyć w pracy jestem.- Powiedziała i
się rozłączyła. Usiadłem na krześle i spostrzegłem że Ola
stoi w przejściu.
-Myślałem
że śpisz.
-Z
kim rozmawiałeś?
-Z
Dominiką.
-Czego
chciała?
-Nic,
ja do niej dzwoniłem.
-Po
co?- Ola była strasznie wściekła.
-Bo
się o ciebie martwię i nie wiedziałem co mam robić.
-Jasne
i od razu do Kowalskiej musiałeś dzwonić.
-A
do kogo miałem zadzwonić?
-Do
każdego ale nie do niej.
-Olka
o co ci chodzi, przecież nic nie zrobiłem.
-No
właśnie nic nie zrobiłeś.- Krzyknęła mając obrażoną minę.
-Aha,
czyli co takiego miałem zrobić?
-Cokolwiek
ale nie dzwonić do niej.
-A
dlaczego? Myślałem że się przyjaźnicie.
-Przyjaźniłyśmy.
-Mogę
wiedzieć dlaczego już tego nie robicie?
-Nie
nie możesz wiedzieć. A teraz mnie przytul bo mi smutno.- Krzyknęła
na mnie. Szybko podszedłem do niej i ją przytuliłem. Po chwili
uspokoiła się.
-Chcesz
herbaty?- Zaproponowałem.
-Tak
poproszę.- Odparła siadając przy stole. Podszedłem do czajnika i
wstawiłem wodę na herbatę.- Mikołaj przepraszam.- Powiedziała i
przytuliła się do mnie.
-Nic
się nie stało.- Odparłem i pocałowałem ją.
-Tak
wybuchłam, nie powinnam.
-No
nie pochwalam twojego zachowania ale też rozumiem, jesteś
przewrażliwiona, musisz odpocząć.- Odparłem całując ją w
czółko.- Poczekaj.- Powiedziałem i odwróciłem się w stronę
blatu. Zalałem nam herbatę i podałem Oli kubek.
-Dzięki,
ale ostatnio to wszystko mnie przerasta.
-Spokojnie,
damy radę.- Powiedziałem i oboje usiedliśmy przy kuchennym stole.
-A
może ja coś na kolację przygotuję?- Zaproponowała, momentalnie
humor jej się poprawił.
-A
co byś zrobiła.
-Hym
zastanówmy się.- Powiedziała i zaczęła się rozglądać po
kuchni.- Wiem.- Krzyknęła z miną eureka.
-No
jestem ciekaw co wymyśliłaś.
-Zobaczysz.-
Powiedziała z zadowoloną miną. Opuściła kuchnię aby po chwili
do niej wrócić.- Ciasno tu strasznie. Kiedy się przeprowadzimy?-
Zapytała siadając mi na kolanach.
-Jak
tylko Adam się wyprowadzi.- Powiedziałem.
-Słyszałam
słowo przeprowadzka?- Do kuchni wparowała Dominika.
-Tak.-
Powiedziała Ola uśmiechając się.
-A
kto się przeprowadza?- Dopytywała moja mała córeczka.
-My.-
Powiedziałem z dumą w głosie.
-Jak
to my? Gdzie kiedy?
-Kupiliśmy
z Olą dom na przedmieściach.
-Czemu
nam nic o tym nie powiedzieliście? Takie decyzje powinniśmy
podejmować razem. Przecież jesteśmy rodziną.- Krzyknęła
Dominika.
-Ej
mała spokojnie.- Ola podniosła się z kolan i podeszła do
Dominiki.- Naprawdę będziesz się na nas za to obrażać?- Zapytała
Ola przytulając Dominikę.
-Tak.
-A
ja myślałam że się ucieszysz z własnego pokoju i będziesz
chciała go urządzić po swojemu.
-To
ja będę mogła wybrać, np. kolor ścian?
-Jeśli
ten który jest w tym pokoju obecnie ci się nie spodoba to jak
najbardziej.- Powiedziała Ola, godząc moją córkę z tą decyzją.-
No to doszłyśmy do porozumienia.- Powiedziała Olka przytulając
moją córkę. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Podniosłem się aby
otworzyć.
-To
do mnie.- Poderwała się Olka. Stanąłem jak wryty nie wiedząc co
powiedzieć. Po chwili wróciła a w rękach miała pizzę.
-No
co mówiłam że ja dziś kolację robię.- Odparła podchodząc do
mnie i dając mi buziaka w policzek. Udaliśmy się do salonu i
zajęliśmy się kolacją. Dziewczyny w międzyczasie włączyły
jakiś film. Oglądaliśmy tak tv do północy. Później
postanowiliśmy się położyć. Stwierdziliśmy że tak będzie
najlepiej, no przecież jutro do pracy a dzieciaki do szkoły. Jakoś
po pierwszej zasnąłem.
Kiedy kolejny rozdział?
OdpowiedzUsuń