piątek, 16 grudnia 2016

2.20

Rano obudziły mnie promienie słońca, delikatnie skradające się na moją twarz. Otworzyłam oczy.
-Cześć kochanie.- Powiedział Mikołaj siedząc obok i spoglądając na mnie.
-Cześć.- Odparłam i go pocałowałam.
-Proszę.- Mikołaj podał mi kubek z kawą. Wzięłam łyka.- Wyspana?
-Jak nigdy, a która godzina?
-Jakoś po dziewiątej.
-Cholera do pracy się spóźnimy.- Powiedziałam wstając z łóżka niczym batman szalejący swoim bat-mobilem.
-Spokojnie, mamy dziś wolne.- Powiedział łapiąc mnie za dłoń i wciągając do łóżka. Odstawiłam kubek na stolik i wróciłam pod kołdrę. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Po chwili w mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem.
-Spodziewasz się kogoś?- Zapytałam.
-Nie z nikim się nie umawiałem. Nie otwierajmy może pomyśli że nas nie ma.
-Ok to na czym skończyliśmy?- Ponownie pocałowałam aspiranta.
-Cholera to moi rodzice.- Mikołaj momentalnie znalazł się obok łóżka. Siedziałam nie wiedząc co się dzieje. - Olka nie siedź tak tylko się ubieraj.- Powiedział a ja mozolnie wyszłam z łóżka.- No ruchy, ruchy.
-Mikołaj uspokój się, jest rano mamy prawo być w piżamach.- Powiedziałam zakładając na siebie szlafrok.- Idę otworzyć a ty tu troszkę ogarnij.- Powiedziałam spoglądając na łóżko. Miałam nadzieję ze zrozumie że ma je zaścielić. Udałam się do przedpokoju. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.
-Czego tu chcesz?- Zapytałam się widząc kto był po drugiej stronie drzwi.
-Gdzie Marek.- Zapytał, miał dzikie oczy.
-Tu go nie ma.- Powiedziałam, nie uwierzył mi, bezczelnie wszedł do mojego mieszkania bez zaproszenia. - Marek chodź, gdzie jesteś?
-Mówiłam już że tu go nie ma.- Krzyknęłam zdenerwowana.
-Co on tu robi?- Zapytał widząc Mikołaja w salonie.
-A co cie to obchodzi?
-Sypiasz z nim?- Nie odpowiedziałam.- Sypiasz czy nie?
-To nie jest twoja sprawa.
-Szybko się po mnie pocieszyłaś.
-Przypomnę ci że sam mówiłeś że mam sobie ułożyć życie na nowo z kimś innym.
-Nie życzę sobie żeby ten człowiek wychowywał mojego syna.
-Ale ty już nie masz nic do gadania. Zrzekłeś się praw rodzicielskich, pragnę ci przypomnieć.
-A ty miałaś się nim zająć.
-I zajęłam a teraz stąd wyjdź i się tu więcej nie pokazuj bo już nigdy syna nie zobaczysz.
-Grozisz mi?
-Nie na razie ostrzegam a teraz się stąd wynoś.
-Pożałujesz jeszcze tego, oboje pożałujecie.- Krzyknął trzaskając za sobą drzwiami. Siadłam na kanapie obok Mikołaja, wtuliłam się w niego i zaczęłam płakać.
-Już spokojnie kochanie.- Próbował mnie pocieszyć. Delikatnie gładził mi plecy swą dłonią. Po chwili się uspokoiłam.
-Idę się ubrać.- Powiedziałam wstając z łóżka.
-Co ci zrobić na śniadanie?
-Coś dobrego.- Odparłam z niezbyt dobrym humorem. Udałam się do sypialni i przebrałam się. Nie chciało mi się nawet włosów układać więc zostawiłam je tak jak były. Poszłam do kuchni. Mikołaj sparzył naleśniki.
-Oooo proszę, jakie wykwintne śniadanie.
-Wiesz naleśniki zawsze pomagają na doła.
-Ale ja nie mam doła.
-A czy ja mówię o tobie.
-To o kim?
-Rodzice z dzieciakami zaraz będę.- Odparł przekręcając naleśnika na patelni.
-To kto z nich ma doła?
-Zgaduj.
-No nie wiem, któreś z dzieciaków.
-Nie.
-Twoja mama?
-Bingo.
-A co się stało?
-Dowiedziała się że jak pojadą coś załatwiać to będą około 100 km od morza i tacie nie będzie się chciało jechać dodatkowo 100km w jedną stronę.
-Nie dziwię się jej. Też bym miała doła.
-Ale że....czekaj bo nie rozumiem.
-No jak byśmy pojechali coś załatwić i nie zajechali gdzieś bo tobie się nie chce to też bym była zła.
-Ale przecież...
-Mikołaj. Naleśnik ci się pali.- Powiedziałam widząc ciemniejszy dym unoszący się nad patelnią. Aspirant bardzo szybko zareagował wrzucając patelnię po bieżącą wodę. Nie wiedziałam czy mam się z tego śmiać czy może płakać z jego głupoty.
-Mikołaj co ty robisz?- Zapytałam podniesionym tonem.- Przecież gdyby tu było więcej oleju, mogłeś się poparzyć, tak się nie robi.
-To co miałem zrobić? Pozwolić żeby jedyna patelnia się spaliła.
-No właśnie pro po patelni, musimy zakupy zrobić.
-Co?
-No zakupy, mleko, kawa się kończy. No nie stój tak tylko notuj.- Mikołaj od razu miał w ręku kartkę i długopis. No to pisz. Mleko, masło, kawa, herbata, patelnia...no i co jeszcze, czekaj a no tak puder mi się kończy.
-Olka serio, puder?
-No tak, a ty masz jeszcze krem do golenia?
-Mam a co?
-A tak się pytam, pastę do zębów zapisz, cukier i mąka są jeszcze. Chleb i coś do chleba. Będziesz wiedział o co chodzi czy mam ci rozpisać?
-Rozpisz na wszelki wypadek.- Załamał mnie tą odpowiedzią.
-Pomidor, ogórek, sałata, jakaś szynka, możesz wziąć kawałek sera ale w plasterkach od razu, niech ci tylko na miejscu pokroi.
-Chwilka, możesz wziąć? To ty nie jedziesz ze mną?
-No nie ja w tym czasie pójdę puder kupić może jeszcze coś jak mi się przypomni.
-O nie idziesz ze mną.
-Po co, będziesz miał listę.
-No pewnie żeby później było że czegoś nie kupiłem moim argumentem będzie brak tego na liście a twoim trzeba było się domyśleć.
-Okey ale zrobisz później obiad i to bez gadania.
-No niech ci będzie.
-Dyktuję dalej, szczypiorek, pomidorki koktajlowe to do sałatki będą na obiad.
-Ale przecież ja robię obiad.
-A czy ja powiedziałam że ty zrobisz czy ty ustalisz co będzie i wtedy zrobisz?
-No że zrobię.
-No to nie marudź i pisz. Makaron, sos słodko kwaśny ze trzy słoiczki. Jakieś dżemy ale to na miejscu wybierzemy. Ciekawe czy jest już rzodkiewka?
-Jest, kupiłem ostatnio.
-To dopisz, co jeszcze? Czekolada do chleba, piersi z kurczaka dorzucimy smażonego kurczaka do sałatki.- Powiedziałam i otworzyłam lodówkę aby zobaczyć czy na pewno wszystko już wymieniłam. - No to chyba wszystko.
-Super bo myślałem że będę musiał sobie na dłoni zapisać bo kartka mi się kończy.
-No to jemy śniadanie z twoimi rodzicami, a oni chyba nie zostają na obiedzie?
-Nie nie, oni od razu będą jechać.
-Aha, no to oni pojadą a my wtedy się na zakupy wybierzemy. Wiem, jogurty, dla dzieciaków do szkoły będzie.
-No i nie mam gdzie pisać.
-Spokojnie reszta i tak mi się przypomni w sklepie ale pamiętaj o oleju.
-Dobrze pamiętam. - Odparł Mikołaj a ja wyszłam z kuchni bo usłyszałam że dzwoni mój telefon. Wzięłam go do ręki i zobaczyłam że dzwoni do mnie Zapała.
-Cześć Krzysiek coś się stało?- Odebrałam zdziwiona.
-Hej Olka, słuchaj, mam info.
-Jakie?
-Pogrzeb Mieszka będzie w środę, o 11.30 jest różaniec, później msza a na końcu cmentarz. W świętej trójcy, jak coś.
-No dobra, dzięki za informacje.
-I jeszcze jedno.
-No słucham cię.
-Bo komenda organizuję stypę, wiesz chcemy jakoś odciążyć jego rodzinę.
-No rozumiem, rozumiem.
-No właśnie, więc mogłabyś nam jakoś pomóc, ciasto jakieś upiec albo coś?
-Oczywiście, możecie na mnie liczyć. A kupujesz z Emilką oddzielny wieniec czy się składacie na komendzie?
-Kupujemy własny, a co​?
-No bo zastanawiam się czy kupić czy się dołożyć.
-To już sama musisz zdecydować. A dzwoniłaś już?
-Jeszcze nie.
-Tak też myślałem, zadzwoniłem za ciebie. Jutro do was wpadnie porozmawiać, bo wiesz ja tam szczegółów nie znam.
-A o której?
-Podałem jej twój numer ma zadzwonić do ciebie i umówić się na konkretną godzinę.
-No dobrze, dzięki Krzysiek.
-Nie ma sprawy, dobra ja kończę bo zaraz jadę. Trzymaj się.
-Ty też cześć.- Rozłączyłam się. Siadłam na kanapie a do oczu ponownie zaczęły mi napływać łzy. Mikołaj w międzyczasie przyjął gości, bo przyjechali jego rodzice z dzieciakami.
-Ola wszystko dobrze?- Zapytał gdy wszyscy weszli do salonu.
-Tak tak, wszystko dobrze. Zrobić Państwu kawy?- Zaproponowałam wstając z kanapy.
-No małą kawkę możemy wypić.- Powiedziała Mama Mikołaja.
-A Pan czegoś się napije?- Zapytałam spoglądając na jego ojca.
-Też kawy.- Powiedział a ja udałam się do kuchni. Włączyłam ekspres i wyjęłam z szafki kubki na kawę. Po chwili doszedł do mnie Mikołaj. Podszedł od tyłu i mnie przytulił.
-Olka co się dzieje?
-Krzysiek dzwonił.
-Coś się stało?
-Tak pogrzeb Mieszka będzie w środę.- Powiedziałam przytulając się do aspiranta. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Mikołaj mocno mnie przytulił.

Mikołaj

Olka nie mogła się pozbierać po śmierci ojca a teraz jeszcze śmierć Mieszka. Miała dziwne napady raz była wesoła po kilku minutach nagle robiła się smutna i płakała. Zauważyłem że najchętniej by z domu nie wychodziła. Stałem a Olka się we mnie wtulała. Delikatnie głaskałem ją po plecach. Ekspres do kawy przestał pracować. Ola odwróciła się i wlała do kubków kawę. Wziąłem kubki i zaniosłem je do salonu. Olka postanowiła zostać w kuchni i opanować emocje.
-Proszę bardzo.- Powiedziałem stawiając kawę na stoliku.
-A Ola do nas nie przyjdzie?- Zapytała mama po kilku minutach.
-Nie Olka nie najlepiej się dziś czuje.
-A co się stało?- Mama drążyła temat.
-Nasz znajomy z pracy zmarł.
-Aż tak się tym przejęła?
-No tak byli partnerami dość długo.
-A no to przykro nam.- Odparła biorąc łyka kawy.
-Nam też tym bardziej że był młodszy od Olki.- Powiedziałem, rodzice posiedzieli u nas dobrą godzinkę i pojechali załatwiać coś nad morzem. Pozbierałem naczynia i zaniosłem do kuchni gdzie była Ola. Siedziała przy stole, miała zapłakane oczy.
-Kochanie.- Powiedziałem kucając przed nią.
-Co się stało?- Zapytała zapłakanym głosem.
-Idź się połóż do sypialni. Zabiorę ze sobą dzieciaki pomogą mi w zakupach.- Powiedziałem łapiąc ja za dłonie. Były takie zimne i drżące. Ola wstała z krzesła a ja ją zaprowadziłem do sypialni. Położyła się na łóżku. Przykryłem ją kołdrą ucałowałem w policzek.
-Poczekasz aż zasnę?- Zapytała nie puszczając moich dłoni.
-Poczekam.- Odparłem i położyłem się obok niej. Po kilku minutach zasnęła a ja opuściłem sypialnię. Wszedłem do kuchni gdzie dzieciaki robiły coś przy stole.
-Zbierajcie się.- Powiedziałem a oni spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.
-Ale dokąd?- Zapytał zdziwiony Marek.
-Pojedziemy na zakupy.- Odparłem zdejmując z lodówki listę zakupów.
-A Ola nie może z tobą jechać?- Zapytała Dominika.
-Nie, Ola się nie najlepiej czuje. Położyła się musi odpocząć.
-A coś poważnego jej się stało?- Zapytał zaniepokojony Marek.
-Nie nie, spokojnie chodzi o naszego kolegę z pracy.
-Coś jej zrobił?- Marek strasznie zmartwiony.
-Nie, po prostu ktoś go zabił, ale nie rozmawiajmy o tym. Szykujcie się za dziesięć minut jedziemy.- Powiedziałem i poszedłem ubrać buty. Tak jak zarządziłem po 10 minutach wszyscy byliśmy gotowi. Udaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy do super marketu zrobić zakupy. Najpierw kupiliśmy to co zapisałem na liście następnie krążąc między półkami zastanawialiśmy się we czwórkę co jeszcze musimy dokupić. Ostatecznie przy kasie zapłaciłem prawie 300 złotych. Zapakowaliśmy rzeczy do samochodu i poszliśmy do pobliskiego parku na lody. Około 16 byliśmy z powrotem. Dzieciaki pomogły mi rozpakować zakupy, później poszli przed tv a ja postanowiłem zrobić coś do zjedzenia. Nie miałem pomysłu więc umyłem troszkę sałaty, dokroiłem pomidorki koktajlowe usmażyłem pierś z kurczaka i dorzuciłem do tego ogórki i rzodkiewkę. Postawiłem na stole wyjąłem talerze i postawiłem obok sałatki. Udałem się do salonu gdzie przebywała młodzież.
-Chodźcie do kuchni, jedzenie zrobiłem.- Powiedziałem a dzieciaki od razu ruszyły do kuchni. Ja udałem się natomiast do sypialni. Ola tak słodko spała. Podszedłem do łóżka i usiadłem na nim.
-Ola, kochanie.- Delikatnie pocałowałem ją w policzek. Odwróciła się na drugi bok.
-Oluś, wstawaj...-Nie poddawałem się.
-Co chcesz?- Po chwili się obudziła.
-Jedzenie zrobiłem, chodź do kuchni.
-Nie jestem głodna.
-Ola musisz jeść. W tej chwili do kuchni.
-Nie mam zamiaru, zostaw mnie, chcę być sama.
-Nie ma nawet mowy, nigdy cię nie zostawię.
-Wynoś się, nie rozumiesz.- Krzyknęła na mnie a w jej oczach pojawiły się łzy. Mocno ją przytuliłem, właśnie o takim zachowaniu mówiłem. Zaczynałem się powoli zastanawiać czy czasem nie powinna pójść na jakąś terapię, w końcu straciła już rodziców teraz przyjaciela. Zacząłem się o nią bardzo martwić. Ola mocno się we mnie wtuliła i znów zaczęła płakać. Mocną ją objąłem i zacząłem delikatnie jeździć dłonią po jej plecach. Zauważyłem że ją to uspokaja. Po kilku minutach przestała płakać i poszła ze mną do kuchni aby zjeść posiłek. Nałożyłem jej troszkę sałatki. Poruszała troszkę widelcem po talerzu i odsunęła go w głąb stołu, pokazując tym że nie będzie jadła. Siedziała dłuższą chwilę przy stole jak by zamarła. Dzieciaki opuściły kuchnię. Chyba się domyślili że lepiej jak pójdą do salonu. Zaparzyłem Oli jakieś ziółka które miała w szafce, na opakowaniu pisało że uspokajają. Wypiła je i poszła do sypialni ponownie się położyć. Nie wiedziałem co mam robić. Zadzwoniłem więc do Dominiki jej koleżanki.
-Kowalska słucham.- Odebrała kobieta.
-Cześć Mikołaj z tej strony.
-Mikołaj....coś się stało?
-Wiesz co mam mały problem.
-No mów co się dzieje?
-Olka jest jakaś nie w sosie, nie wiem co się z nią dzieje.
-Ale co konkretnie robi?
-Raz jest załamana i płacze a za chwilkę się śmieje i tak jest już od kilku dni.
-Zaparz jej jakiś ziółek, przejdzie jej.
-Już to zrobiłem.
-I co?
-No poszła spać. Weź przyjedź może ją jakoś pocieszysz.
-No nie wiem czy to dobry pomysł.
-Dlaczego?
-Wiesz co jak ona jest w takim stanie to naprawdę nie najlepszy pomysł.
-Ale...
-Przepraszam cię Mikołaj ale muszę kończyć w pracy jestem.- Powiedziała i się rozłączyła. Usiadłem na krześle i spostrzegłem że Ola stoi w przejściu.
-Myślałem że śpisz.
-Z kim rozmawiałeś?
-Z Dominiką.
-Czego chciała?
-Nic, ja do niej dzwoniłem.
-Po co?- Ola była strasznie wściekła.
-Bo się o ciebie martwię i nie wiedziałem co mam robić.
-Jasne i od razu do Kowalskiej musiałeś dzwonić.
-A do kogo miałem zadzwonić?
-Do każdego ale nie do niej.
-Olka o co ci chodzi, przecież nic nie zrobiłem.
-No właśnie nic nie zrobiłeś.- Krzyknęła mając obrażoną minę.
-Aha, czyli co takiego miałem zrobić?
-Cokolwiek ale nie dzwonić do niej.
-A dlaczego? Myślałem że się przyjaźnicie.
-Przyjaźniłyśmy.
-Mogę wiedzieć dlaczego już tego nie robicie?
-Nie nie możesz wiedzieć. A teraz mnie przytul bo mi smutno.- Krzyknęła na mnie. Szybko podszedłem do niej i ją przytuliłem. Po chwili uspokoiła się.
-Chcesz herbaty?- Zaproponowałem.
-Tak poproszę.- Odparła siadając przy stole. Podszedłem do czajnika i wstawiłem wodę na herbatę.- Mikołaj przepraszam.- Powiedziała i przytuliła się do mnie.
-Nic się nie stało.- Odparłem i pocałowałem ją.
-Tak wybuchłam, nie powinnam.
-No nie pochwalam twojego zachowania ale też rozumiem, jesteś przewrażliwiona, musisz odpocząć.- Odparłem całując ją w czółko.- Poczekaj.- Powiedziałem i odwróciłem się w stronę blatu. Zalałem nam herbatę i podałem Oli kubek.
-Dzięki, ale ostatnio to wszystko mnie przerasta.
-Spokojnie, damy radę.- Powiedziałem i oboje usiedliśmy przy kuchennym stole.
-A może ja coś na kolację przygotuję?- Zaproponowała, momentalnie humor jej się poprawił.
-A co byś zrobiła.
-Hym zastanówmy się.- Powiedziała i zaczęła się rozglądać po kuchni.- Wiem.- Krzyknęła z miną eureka.
-No jestem ciekaw co wymyśliłaś.
-Zobaczysz.- Powiedziała z zadowoloną miną. Opuściła kuchnię aby po chwili do niej wrócić.- Ciasno tu strasznie. Kiedy się przeprowadzimy?- Zapytała siadając mi na kolanach.
-Jak tylko Adam się wyprowadzi.- Powiedziałem.
-Słyszałam słowo przeprowadzka?- Do kuchni wparowała Dominika.
-Tak.- Powiedziała Ola uśmiechając się.
-A kto się przeprowadza?- Dopytywała moja mała córeczka.
-My.- Powiedziałem z dumą w głosie.
-Jak to my? Gdzie kiedy?
-Kupiliśmy z Olą dom na przedmieściach.
-Czemu nam nic o tym nie powiedzieliście? Takie decyzje powinniśmy podejmować razem. Przecież jesteśmy rodziną.- Krzyknęła Dominika.
-Ej mała spokojnie.- Ola podniosła się z kolan i podeszła do Dominiki.- Naprawdę będziesz się na nas za to obrażać?- Zapytała Ola przytulając Dominikę.
-Tak.
-A ja myślałam że się ucieszysz z własnego pokoju i będziesz chciała go urządzić po swojemu.
-To ja będę mogła wybrać, np. kolor ścian?
-Jeśli ten który jest w tym pokoju obecnie ci się nie spodoba to jak najbardziej.- Powiedziała Ola, godząc moją córkę z tą decyzją.- No to doszłyśmy do porozumienia.- Powiedziała Olka przytulając moją córkę. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Podniosłem się aby otworzyć.
-To do mnie.- Poderwała się Olka. Stanąłem jak wryty nie wiedząc co powiedzieć. Po chwili wróciła a w rękach miała pizzę.

-No co mówiłam że ja dziś kolację robię.- Odparła podchodząc do mnie i dając mi buziaka w policzek. Udaliśmy się do salonu i zajęliśmy się kolacją. Dziewczyny w międzyczasie włączyły jakiś film. Oglądaliśmy tak tv do północy. Później postanowiliśmy się położyć. Stwierdziliśmy że tak będzie najlepiej, no przecież jutro do pracy a dzieciaki do szkoły. Jakoś po pierwszej zasnąłem.

1 komentarz: