-Ola,
Ola...-Usłyszałam paniczny krzyk Pani komendant. Otworzyłam oczy,
widziałam jej nogi, delikatnie podniosłam głowę. Ujrzałam jej
postać pochylającą się nade mną.- Spokojnie, dasz radę wstać.-
Powiedziała delikatnie podtrzymując moją głowę.
-Tak.-
Odparłam jeszcze ciut przy mroczona. Pomogła mi usiąść na
krześle.
-Dobrze
się czujesz?- Zapytała po chwili opierając się o biurko.
-Tak,
już lepiej.
-Może
przyniosę ci wody?- Zaproponowała a ja skinięciem głowy
potwierdziłam. Wyszła z gabinetu aby po chwili wrócić ze szklanką
wody.- Porę.- Powiedziała podając mi napój.- Może weź dziś
wolne? Nie powinnaś w takim stanie pracować.
-Jeśli
to nie problem to wolała bym zostać dziś na firmie.-
Zaproponowałam rozwiązanie, nie chciałam wracać do domu, byłabym
sama a moje myśli uciekały by do Mieszka.
-Jesteś
pewna że chcesz dziś pracować?
-Tak,
opłakiwaniem nie wrócę mu życia.- Powiedziałam biorą kolejny
łyk zimnej wody.
-No
dobrze, ale gdyby coś się działo to od razu do mnie przyjdź.-
Odparła zatroskanym głosem. Skinęłam głową aby potwierdzić że
tak uczynię.
-Idź
do stołówki coś zjeść, ja załatwię u Jacka żebyś z Zapałą
została w firmie.-Dodała po chwili.
-Dziękuję
Pani komendant.
-Nie
masz za co dziękować to co się wydarzyło nie jest dla nas
wszystkich łatwe. Możesz się odmeldować.- Powiedziała a ja
podniosłam się z krzesła i wyszłam z jej gabinetu. Rozdzieliłyśmy
się w pobliżu dyżurki. Zeszłam na dół do stołówki. Zamówiłam
sobie leczo i z posiłkiem udałam się do stolika przy którym
siedział Krzysiek.
-Wszystko
w porządku?-Zapytał gdy się do niego dosiadłam.
-Tak,
a dlaczego pytasz?
-Wyskoczyłaś
z dyżurki jakby coś się stało, przestraszyłem się.
-Nie
nic mi nie jest.- Odparłam a do naszego stolika podszedł Jacek.
-Smacznego.-
Odrzekł siadając ze swoim posiłkiem obok nas.
-Dzięki,
wzajemnie.- Odparł Krzysiek a ja patrzałam w talerz coraz bardziej
tracąc apetyt.
-A
ty nie jesz?- Po chwili zapytał Jacek.
-Jakoś
nie jestem głodna.- Odparłam odsuwając od siebie talerz.
-Jedz,
głodny glina to zły glina.- Powiedział Krzysiek uśmiechając się
do mnie.
-Zapała
ma rację, jedz ktoś musi Wrocław ratować.
-Jakoś
nie mam ochoty na ratowanie Wrocławia.- Powiedziałam a mój wzrok
utkwił na jednym z wolnych tego dnia stolików.
-Mieszko
tam zawsze siadał, żeby nikomu nie przeszkadzać.- Dodał Jacek a
mi ponownie łzy napłynęły do oczu.
-Można
się dosiąść?- Usłyszałam znajomy głos.
-Jasne
siadaj.- Powiedział Jacek przesuwając się krzesłem w stronę
okna.
-Dzięki.-
Odparła siadając naprzeciwko mnie.- Jak tam wam patrol mija?-
Zapytała po chwili.
-A
dzięki marzą mi się same takie patrole.- Odrzekł Krzysiek.
-A
mi jakoś nie.- Powiedziałam.
-Smacznego.-
Przerwała nam tę niezręczną sytuację, za to ją ceniłam
najbardziej zawsze wiedziała jak sobie poradzić, nie ważne co by
się wydarzył zawsze miała z tego idealne wyjście. Poza tym zawsze
spadała na cztery łapy.
-Powiem
wam że wyśmienite macie tu posiłki.- Dodała przerywając ciszę.
-Pani
Zosia się stara.- Odparł Jacek z błyskiem w oku.- A powiedz skąd
się u nas wzięłaś?- Zapytał, a ciekawość malowała mu się na
twarzy.
-A
tak jakoś wyszło. Znudziło mi się w Hiszpanii i jestem.-
Spojrzałam na Krzyśka, jego mina mówiła wszystko. Jednym
spojrzeniem doszliśmy do wniosku że idziemy do biura. Bez słowa
odeszliśmy od stolika. Zanieśliśmy talerze do Pani Zosi i udaliśmy
się do biura. Usiadłam jak zawsze na swoim miejscu i zaczęłam
przeglądać papiery.
-Zauważyłaś
jak się Jacuś cieszył jak ta twoja koleżanka do nas się
dosiadła.- Zaczął zapała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Czyżby
Pan sierżant zaczął plotkować?
-Nie,
ja tylko stwierdzam fakty.
-Fakty
powiadasz.
-Myślisz
że będzie wesele na komendzie?
-Na
pewno nie prędzej niż twoje i Emilki. Właśnie kiedy Emilka wraca?
-No
wiesz jeszcze siedem miesięcy do porodu później macierzyński ja
wiem za dwa lata prawdopodobnie.
-Chwila,
poród, macierzyński. Emilka jest w ciąży?
-Tak,
a to nikt ci nie mówił?
-Nie,
nie miałam pojęcia. Moje gratulacje.
-A
dziękuję dziękuję.- Odparł Zapała.
-To
co kawusia?- Zaproponowałam.- Wiesz wina się nie napijemy w pracy
ale kawę mogę zaproponować.
-W
sumie kobietą się nie odmawia.- Uśmiechnął się Krzysiek.
-To
co taką jak zawsze?
-Tak
jest Pani sierżant.- Odparł Krzysiek salutując. Odeszłam od
biurka i udałam się w stronę drzwi.
-A
i jeszcze jedna sprawa.- Do biura wpadł Jacek.
-Uważaj
o mało nie dostałam drzwiami w nos.- Podniosłam na niego głos.
-Przepraszam.-
Odparł robiąc smutną minkę.
-No
mów co to za sprawa.- Zapała się odezwał.
-Zostajecie
dziś na firmie, rozkaz Jaskowskiej.
-Komendant
Jackowskiej.- Usłyszałam głos Jackowskiej dobiegający zza Jacka,
nie mogłam opanować śmiechu. Jacek stał w drzwiach zmieszany.
-Mogę
przejść?- Zapytałam stojąc obok Jacka.
-Jasne,
jasne.- Odparł Jacek a ja wyszłam z biura i poszłam do kuchni.
-Powitać
Panią sierżant.- Powiedział Mikołaj gdy weszłam do
pomieszczenia.
-Cześć.-
Odparłam i włączyłam ekspres do kawy.
-Jak
tam dzień mija?- Zapytał siadając przy stole.
-Tak
sobie.
-Co
się dzieje?- Zapytał a ja siadłam naprzeciwko niego. - Chodzi o
Mieszka.- Odparł po chwili a ja skinęłam głową twierdząco.-
Może powinnaś wziąć dziś wolne?
-Co
wy z tym wolnym, dam sobie radę.- Krzyknęłam.
-Spokojnie,
nie chciałem cię zdenerwować.
-Tylko
mi nie mów że się o mnie boisz bo ci normalnie coś zrobię.
-Już
milczę. Byłaś już na stołówce?
-Zmiana
tematu, słuszna decyzja. Tak byłam a co?
-Chciałem
cie na obiad zaprosić.
-No
na obiad to nie za bardzo ale możesz mnie na kolację zaprosić.
-Ale....co
z dzieciakami?
-Wymyśl
coś.- Odparłam wlewając do kubków kawę. Uśmiechnęłam się do
Białacha prowokująco i opuściłam pomieszczenie. Wróciłam do
biura. Krzysiek wypełniał jakieś papiery.
-Proszę,
tylko uważaj gorąca.- Powiedziałam podając mu kubek.
-O
dzięki wielkie tego mi było trzeba.- Odrzekł uśmiechając się.
-Olka.-
Do biura wpadła Dominika.
-Co
jest?- Zapytałam widząc ją w drzwiach.
-Jakiś
koleś to przyniósł.- Podała mi kopertę.
-A
co to jest?
-A
skąd ja mam to wiedzieć, nie czytam cudzej korespondencji. Ale
wnioskując po grubości koperty i pieczątkach to coś ważnego.-
Powiedziała a ja zaczęłam oglądać kopertę, faktycznie była
dość gruba. Zaadresowana do mnie. Bez wahania otworzyłam. W środku
było pismo z sądu. Michał postanowił wywalczyć sobie ponowne
prawa ad Markiem za pomocą sądu. Zdenerwowałam się.
-Noż
Ku**a.- Krzyknęłam rzucając kopertę na biurko.
-Coś
się stało?- Zapytał Zapała widząc moją reakcję na ten że
list.
-Tak,
Michał chce odzyskać prawa nad Markiem.- Powiedziałam, Krzysiek
doskonale znał całą sytuacje, jest moim przyjacielem.
-Jak
to, przecież on....
-No
właśnie wczoraj ożył wiesz.
-Olka
co jest grane?
-Michał
wcale tego nie zrobił, stwierdził że jednak ma dla kogo żyć.
-No
ale...przecież wyrzekł się praw do Marka.
-Tak,
ale wrócił i z powrotem chce być opiekunem.
-Ja
pier***e.- Odrzekł Zapała.
-No
ale jak ja to Markowi powiem, przecież on się poczuje jak zabawka.
-Olka
uspokój się, przecież to nie twoja wina.
-Tak,
ale żeby załatwiać takie spraw przez sąd?
-Widocznie
nie miał innego wyjścia.
-Ale
Marek i tak nie chce mieć z nim kontaktu.
-No
widzisz, uspokój się bo nikt ci nie zabierze opieki nad nim.
-A
skąd ty to możesz wiedzieć co?
-Proszę
cie nie denerwuj się już. Dam ci numer do mojej znajomej ona
zajmuje się podobnymi sprawami. Pomogła mi odzyskać Tośka.
-Dziękuję.-
Powiedziałam przytulając Krzyśka.
-Nie
dziękuj, tu masz jej wizytówkę. Powiedz że ode mnie na pewno ci
pomoże.
-Nie
wiem jak ci dziękować.
-Podziękujesz
jak Emilka urodzi i nie będzie z kim maleństwa zostawić.
-Masz
to jak w banku. Jesteś wielki.
-W
tej chwili wracaj do pracy.
-Tak
jest dowódco.-Odparłam i usiadłam przy biurku. Wzięłam łyka
kawy i zajęłam się papierami. Czas strasznie szybko mi zleciał i
nim się obejrzałam była już 18.30
-To
co kończymy na dziś?- Zapytał Krzysiek.
-No
kończymy.- Odpowiedziałam wstając od biurka. Przeciągnęłam się
i poszłam przebrać się w mundur. Po kilku minutach byłam w biurze
z powrotem. Wyjęłam z szafki rzeczy w tym telefon. Spojrzałam na
wyświetlacz. Mikołaj dzwonił do mnie kilka razy. Wyszłam na
korytarz i od razu oddzwoniłam.
-Białach
słucham.- Odebrał po drugim sygnale.
-Dzwoniłeś
coś się stało?
-Tak,
skończyłem jakoś po 16. W biurku zostawiłem ci kluczyki od
samochodu.
-A
ty jak wróciłeś?
-Karolina
mnie podrzuciła.
-A
no dobra. To ja zaraz będę możesz mi herbatę zrobić.
-Dobra
czekam już z kolacją.
-O
to super.- Odparłam a Mikołaj się rozłączył. Wróciłam do
biura gdzie był Krzysiek.
-Zapomniałaś
czegoś?- Zapytał gdy zaczęłam przeszukiwać szufladę w biurku.
-Tak
kluczyki od auta.- Odparłam.
-Olka,
łap, wrzuciłaś do mojego biurka.- Odrzekł rzucając do mnie
klucze.
-Dzięki.
Zakręcona dziś jestem.
-No
i to bardzo. Może piwko postawi cię na nogi?
-Dziś
nie za bardzo. Jutro dobrze, muszę jeszcze coś załatwić.-
Powiedziałam pakując do torebki papiery.
-Olka
tylko nie rób nic głupiego.
-Spokojnie
ja grzeczna dziewczynka jestem.
-No
właśnie zbyt grzeczna.
-Ej
bez takich.- Powiedziałam i oboje wyszliśmy z komendy.
-To
do jutra.- Odparł Krzysiek i wsiadł do swojego auta. Pomachałam mu
na pożegnanie i również odjechałam spod komendy. Po dwudziestu
minutach przebijania się przez korki byłam pod blokiem.
Zaparkowałam auto Mikołaja obok swojego i weszłam do bloku.
Wyjęłam z torebki klucze od mieszkania i weszłam do środka. W
przedpokoju były porozstawiane wazony z czerwonymi różami,
tworzyły ścieżkę prowadzącą do salonu. Zamknęłam za sobą
drzwi. Zdjęłam buty i kurtkę. Torebkę położyłam na półce.
Udałam się różaną ścieżką do salonu. Było tam jeszcze więcej
róż. Co kawałek stały świece robiąc niesamowity nastrój. W tle
grała muzyka, a stół był nakryty dla dwóch osób. Uśmiechnęłam
się. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, odwróciłam się i
zobaczyłam Mikołaja niosącego żaroodporne naczynie.
-Zapraszam
do stołu.- Powiedział stawiając na nim naczynie.
-A
co to za okazja?- Zapytałam siadając. Mikołaj usiadł obok i
zaczął nam nakładać.
-Zaraz
się dowiesz.
-A
co tak pięknie pachnie?- Zapytałam nie mogąc opanować swoich
zmysłów.
-Pieczeń
ze śliwkami.- Odparł.- Smacznego.- Dodał po chwili.
-Wzajemnie.-
Powiedziałam biorąc pierwszy kęs pieczeni. Była cudowna,
rozpływała się w ustach a kwaśny posmak śliwki nadawał jej
zupełnie innego smaku. Mikołaj podniósł się i nalał nam wina do
kieliszków.
-Wypijmy
za nas.- Powiedział podnosząc swoja lampkę. Zrobiłam dokładnie
to samo i wzięłam łyka.
-Ymmm
dobre.- Powiedziałam odstawiając lampkę.
-Wiem,
specjalnie na taką okazję.
-No
właśnie co to za okazja?- Zapytałam a Mikołaj spojrzał na mnie
robiąc minę „Tak szybko się nie dowiesz” uśmiechnęłam się
do niego. Mikołaj odszedł od stołu i podszedł do radia stojącego
na szafce pod oknem. Pod głosił muzykę. Leciała piosenka „Droga
dwóch serc”. Mikołaj podszedł do mnie. Podał mi swą dłoń na
znak zaproszenia do tańca. Wzięłam szybkiego łyka wina i
odstawiając kieliszek wstałam od stołu. Mikołaj złapał mnie w
pasie i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Na nic więcej nie
mogliśmy sobie pozwolić ze względu na ograniczoną przestrzeń
mojego jedno osobowego mieszkanka w którym obecnie mieszka pięć
osób. Oparłam głowę na ramieniu Mikołaja. Kołysaliśmy się tak
przez chwile nie zwracając uwagi na zmieniające się utwory. Muzyka
w ogóle nam nie przeszkadzała w tańcu. Po chwili podniosłam głowę
i spojrzałam Mikołajowi w oczy. Nasze twarze zbliżyły się do
siebie. Poczułam jego oddech na twarzy a na klatce bicie jego serca.
Nasze usta zbliżyły się do siebie jak dotyk motyla. Zaczęliśmy
się całować. Z każdą chwilą coraz namiętniej. Po jakimś
czasie znaleźliśmy się w sypialni. Pozbyliśmy się ubrań.
Obudziłam
się nad ranem, spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej. Była
6.15. Mikołaj jeszcze spał. Wstałam z łóżka i zarzuciłam na
siebie szlafrok. Wyszłam z sypialni. W salonie panował niesamowity
porządek. Byłam zaskoczona, Mikołaj musiał to zrobić w nocy gdy
spałam. Weszłam do kuchni, włączyłam ekspres do kawy i zaczęłam
szykować śniadanie. Przygotowałam dla nas kanapki i nalałam do
kubków kawy. Usłyszałam czyjeś kroki za sobą a po chwili
poczułam dłonie Mikołaja na swojej tali. Zaczął mnie delikatnie
całować po szyi.
-Cześć
kochanie.- Powiedziałam odwracając się do niego twarzą. Namiętnie
pocałowałam go na dzień dobry.
-Hej.-
Odparł i ponownie się pocałowaliśmy. - Jak się spało?- Zapytał
a ja ziewnęłam.
-Dobrze,
ale krótko.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Co
ty nie powiesz.- Odparł przyciągając mnie do siebie.
-Zrobiłam
nam śniadanie.
-Dziękuję,
ale nie musiałaś.
-A
gdzie dzieciaki?
-A
właśnie to ta okazja o której ci wczoraj mówiłem.- Powiedział
siadając na krześle. Złapał mnie w biodrach i posadził na swoich
kolanach.
-No
jestem ciekawa co wymyśliłeś.- Powiedziałam poprawiając się na
jego kolanach.
-Tylko
się nie denerwuj. Obiecaj.- Kiwnęłam głową obiecując.- No bo
jak sama zauważyłaś troszkę nas dużo się ostatnio zrobiło.
-No
tok troszkę, nas pięcioro się zrobiło.
-No
właśnie a twoje mieszkanie to tak troszkę ciasne na tyle osób.
-Trafne
spostrzeżenie.
-No
właśnie. Poruszyłem swoje kontakty.
-I....
-I
znalazłem dla naszej piątki idealny domek.
-Co
zrobiłeś?
-Prosiłem
nie denerwuj się.
-Nie
denerwuje się, tylko jestem zaskoczona.
-Dziś
po pracy tam pojedziemy, chciałem żebyś jednak była przy tym jak
go kupie.
-Chciałeś
powiedzieć jak go kupimy.
-Nie
ja kupię. Mam troszkę oszczędności. Sprzedam stare mieszkanie.
-Nawet
nie ma opcji, sama cię z tym nie zostawię.
-Ale
Olka...
-Nie
ma ale, dorzucę ci się i koniec kropka.- Powiedziałam całując
aspiranta. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy się szykować do
pracy. Wiedząc że możemy skończyć o innej godzinie oboje
wzięliśmy swoje auta i pojechaliśmy. Po za tym nie chcemy aby na
komendzie gadali na nasz temat. Już wystarczająco dużo tematów do
rozmów tam jest. Zaparkowałam swoje auto obok Mikołaja i poszłam
na komendę. Przebrałam się w mundur i poszłam do biura. Krzysiek
siedział już przy biurko z nosem w papierach.
-Cześć.-
Powiedziałam odkładając rzeczy do szafki.
-No
hej, Jackowska cię szukała.
-A
nie wiesz po co?
-Nie
ale od rana BSW się tu kręci.
-A
no to wiem o co chodzi.
-O
co?
-Chcą
mnie przesłuchać jako świadka.
-Świadka
czego?
-Śmierci
Mieszka.
-Jak
to, ty wiesz coś na ten temat?
-No
właśnie nie, ale że byłam jego partnerką przez dłuższy czas to
myślą że mi się zwierzał ze swoich problemów.
-A
robił to?
-No
tak, jak to na patrolu sam wiesz jak jest.
-A
coś mu....
-Nie
jego największym problemem to była niedziela jak nie mógł do
szpitala iść do dzieciaków.
-A
czemu nie mógł iść?
-W
niedziele nie ma odwiedzin, jedyny dzień w tygodniu.
-O
a tego to nie wiedziałem.
-Módl
się żeby Emilka w sobotę albo niedzielę nie rodziła.
-Zabawne
Pani sierżant.
-Bardzo.
Dobra ja lecę do Jackowskiej, zrób mi kawę. To rozkaz.
-Tak
jest dowódco.- Powiedział Krzysiek a ja wyszłam z biura. Udałam
się do pani Komendant. Zapukałam do drzwi.
-Chciała
mnie Pani widzieć.- Powiedziałam wchodząc do środka.
-Tak
siadaj Ola.- Powiedziała.
-Coś
się stało?
-Posłuchaj,
BSW jest na komendzie.
-Tak
wiem wieści się u nas szybko roznoszą.
-Pewnie
będą chcieli z tobą rozmawiać.
-Też
tak uważam.
-No
właśnie dlatego zostaniesz dziś z Zapałą na komendzie.
-Ale
Pani komendant nie ma takiej potrzeby ja się dobrze czuję.
-Rozumiem
ale będę się czuła bezpieczniej.
-Nie
rozumiem.
-Nie
ważne zostańcie dziś na komendzie.
-Dobrze.
-Odmeldujcie
się.
-Tak
jest Pani komendant.- Powiedziałam i wyszłam z jej gabinetu.
Wróciłam do biura gdzie był Krzysiek.
-I
co chciała?- Zapytał Zapałą gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
-Zostajemy
dziś na komendzie.
-Serio?
-No,
próbowałam ja namówić ale stwierdziła że będzie się czuła
bezpieczniej, nie wiesz o co jej mogło chodzić?
-Nie
mam pojęcia. Kawę ci zrobiłem.
-O
dzięki.- Powiedziałam biorąc kubek do ręki.
-A
powiedz, dzwoniłaś już do Julki?
-Do
kogo?- Zapytałam zdziwiona.
-Do
Juli Tokarczyk, dałem ci wczoraj numer.- Powiedział robiąc
niepewną minę.
-A,
nie nie dzwoniłam wypadło mi to całkowicie z głowy.
-Sorki
że pytam, ale co jest grane?
-O
co ci chodzi?
-No
od rana jesteś taka inna, rozanielona, zakochałaś się?
-Może
może.- Odparłam a na moich policzkach pojawił się różowy kolor.
-Rumienisz
się, trafiłem w sedno. Opowiadaj.
-Ale
co?- Zapytałam ciut zawstydzona.
-No
jaki on jest?
-Przystojny.
-Może
coś więcej?
-No
opiekuńczy, miły...no co mam ci więcej powiedzieć?
-Znam
go?- Zapytał a ja ponownie się zaczerwieniłam.- Znów zgadłem.-
Powiedział a do naszego biura weszli jacyś mężczyźni.
-Kacper
Romanowska, Jakub Jasiński, Biuro Spraw Wewnętrznych.- Powiedział
jeden z mężczyzn a drugi zamknął drzwi.
-W
czymś pomóc, zgubiliście się?- Zapała jest na BSW strasznie
cięty, zresztą nie tylko on, na naszej komendzie w sumie wszyscy.
-Dobry
żart.- Powiedział jeden z nich robiąc sztuczny uśmiech.
-Widzę
humory dopisują jak na tę że okoliczność.- Dodał drugi.
-O
co wam chodzi?- Zapała był wściekły.
-Sierżant
Wysocka to za pewne ty.- Mężczyzna wskazał palcem na mnie.
-W
szkole cie nie uczyli że palcem się nie pokazuje?- Zapytałam.
-Pyskata,
lubię takie.- Powiedział jeden z nich i wszedł do pokoju
przesłuchań.
-Pójdziesz
z nami.- Dodał drugi wskazując dłonią abym poszła. Wstałam więc
od biurka, biorąc ostatni łyk kawy udałam się z nimi do pokoju
przesłuchań.
-Siadaj.-
Powiedział jeden z nich a jego głos nie brzmiał już tak jak w
pokoju obok. Siadając na krześle przestraszyłam się. Drugi z nich
trzasnął drzwiami.
-Spokojnie
chcemy tylko pogadać.- Powiedział odchodząc od drzwi.
-Długo
jeździłaś z Posterunkowym Mieszkiem Pawlakiem w patrolu?- Zapytał
siadając naprzeciwko mnie.
-No
ja wiem czy długo, z cztery miesiące.- Odparłam ciut
przestraszona.
-A
może pamiętasz żeby ci się zwierzał?
-No
zwierzał się zresztą tak jak ja jemu, ale co to ma do rzeczy?
-Odpowiadaj
my tu zadajemy pytania.- Krzyknął jeden z nich uderzając pięścią
o biurko. Przestraszyłam się a do oczu napłynęły mi łzy.
-Co
mówił?- Zapytał ten drugi, wyglądał na bardziej delikatnego i
milszego, po chwili zrozumiałam że bawią się w złego i dobrego
glinę. Doskonale znam tę sztuczkę no w końcu sama jestem
policjantem.
-Nic
co by was interesowało.- Powiedziałam starając się zachować
spokój.
-Mów
co wiesz.- Ponownie krzyknął tym razem jednak nie uderzył o stół
tylko zdenerwowany podszedł do okna.
-Nic
nie wiem, ile razy ma to powtarzać?- Zapytałam a po policzkach
zaczęły mi spływać łzy.
-Musisz
coś wiedzieć skoro ci się zwierzał.- Ponownie na mnie wrzasnął.
-No
nie wiem, jak rozmawialiśmy to nigdy nie mówił że ma jakieś
problemy albo wrogów. Zawsze był radosny i bardzo pomocny.
-Do
jasnej cholery zacznij mówić.- Wściekł się.
-Uspokój
się.- Krzyknął ten drugi i przytrzymał go za ramię.
-Jak
mam się uspokoić jak jego znajomi nawet nie chcą nam nic
powiedzieć.
-Powiedzieli
by gdyby coś wiedzieli.- Powiedziałam i zdenerwowana opuściłam
pokój przesłuchań. Siadłam przy biurku. Po chwili z pokoju
wyszli. Spojrzeli się na mnie z pogardą w oczach, odwzajemniłam
ten wzrok robiąc lekceważącą ich minę.
-Jeszcze
pogadamy a nie będzie już tak miło.- Powiedział jeden z nich i
wyszli z naszego biura. Krzysiek spojrzał na mnie pytającym
wzrokiem.
-Czego
chcieli?
-Zapytać
czy dobrze znałam Mieszka.
-Serio
Olka, mów co chcieli?
-Zapytać
się dlaczego jego przyjaciele spiskują i nie chcą nic im
powiedzieć w tej sprawie.
-Ale
przecież my....
-No
dlatego im to powiedziałam i wyszłam.
-Co
za ludzie.- Dodał Krzysiek i oboje zamilkliśmy. Siedzieliśmy tak w
ciszy aż nie skończyliśmy wypełniać papiery. Z nudów zaczęłam
coś składać z kartek.
-O
widzę komuś się wena artysty włączyła.- Powiedział puszczając
w moją stronę samolot. Złapałam go i rozwinęłam. Znalazłam tam
liścik. Idziemy po pracy na piwo? Wszędzie bym poznała
pismo Zapały tak samo jak większości policjantów na komendzie.
Oprócz linii papilarnych człowieka można poznać po charakterze
pisma. Uśmiechnęłam się pod nosem a po chwili przypomniałam
sobie że umówiłam się już z Mikołajem. Na mojej twarzy pojawił
się smutek.
-Olka
coś się stało?- Zapytał po chwili.
-Przepraszam
ale dziś nie dam rady.
-Co
jest grane, tylko mi nie mów że chodzi o Michała.
-Nie
nie, obiecałam Mikołajowi że z nim pojadę dom wybrać.
-Dom?
A po co Białachowi dom, przecież ma mieszkanie?
-Yyymm
no wiesz...
-Olka
co wy kombinujecie?
-My
nic.- Odpowiedziałam ciut zmieszana.
-Serio,
już gadaj mi tu co jest grane?
-No
nic Mikołaj chce kupić dom i poprosił mnie o pomoc jako kobietę.
-I....
-I
nic.
-Jasne
jasne, A powiedz ten twój kochaś, którego znam...-Krzysiek zaczął
mnie podpuszczać.- Czy to przypadkiem nie....-Zaczęłam się powoli
rumienić.
-Olka
kończysz już?- Do biura na całe szczęście wpadł Mikołaj i
przerwał wywody, co prawda słuszne, sierżanta Zapały.
-Tak,
tak już idę się przebrać.- Odparłam wstając od biurka.
-To
czekam przy aucie.- Odparł Białach.
-No
ale i tak pojedziemy oddzielnie przecież jestem dziś swoim autem.-
Powiedziałam podchodząc do drzwi.
-No
dobra to widzimy się w domu.
-A
dzieciaki? Ktoś ze szkoły ich musi odebrać.
-Moi
rodzice to zrobią, przecież od wczoraj są u nich.
-No
zapomniałeś mnie o tym poinformować.
-Olka
wybacz mi ale ostatnio jestem za bardzo roztargniony.
-Coś
się dzieje?- Zapytałam, zmartwił mnie tą odpowiedzią, musiał
być czymś nieźle przygnębiony.
-Tak,
mamy za małe mieszkanie dla naszej piątki. Ja nie mam zamiaru
ciągle spać na kanapie.
-Ale
co nie lubisz spać ze mną?- Zapytałam całkowicie zapominając o
obecności Zapały w biurze.
-Dobrze
wiesz że uwielbiam, ale plecy mnie już bolą. Za bardzo się
rozkopujesz.- Odrzekł a ja udałam zdenerwowaną minę.
-Wiesz
co muszę jeszcze kilka papierów zrobić, dziś jednak nie
pojedziemy oglądać tego domu.
-Olka
nie szantażuj mnie.- Powiedział mikołaj stanowczym głosem.
-Nawet
bym nie ważyła.- Odparłam a Mikołaj podszedł do mnie. Objął
mnie w biodrach i pocałował.
-Serio?
Musicie na komendzie?- Zapytał Zapała. Momentalnie odsunęliśmy
się od siebie.
-No
to ten, widzimy się później.- Odparł speszony Białach.
-Tak.-
Powiedziałam uśmiechając się do Mikołaja, który po chwili
wyszedł z biura.
-No
co tak patrzysz?- Zapytałam widząc Zapałę który z podejrzana
miną się na mnie patrzył.
-Nic
ale coś czuje że szykuje nam się nie jedno wesele na komendzie.
-Spadaj.-
powiedziałam rzucając w niego jakąś maskotką stojącą na moim
biurku. Zaczęliśmy się śmiać. Po chwili poszłam się przebrać
w cywilne ubrania. Wróciłam do biura i z szafki wyjęłam resztę
rzeczy. Zabrałam z biurka telefon i kluczyki do auta.
-No
to wszystko, a ty się nie zbierasz?- Zapytałam widząc Zapałę
siedzącego przy biurku i to w mundurze.
-Co?
-Pytałam
się czemu jeszcze się nie przebrałeś?
-A
no tak, sorka zapomniałem. Widzimy się jutro.- Powiedział i
wyszedł z biura. Zrobiłam dokładnie to samo. Opuściłam komendę
a na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Wsiadłam do
auta i pojechałam do mieszkania gdzie czekał na mnie Mikołaj.
Zaparkowałam samochód jak zawsze pod blokiem i weszłam na trzecie
piętro. Nienawidzę tego bloku nawet winda musi byś zepsuta.
Weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty i kurtkę. Odłożyłam
wszystko na miejsce i weszłam w głąb mieszkania.
-Już
jestem.- Krzyknęłam nie widząc Białacha w salonie.
-To
dobrze bo obiad też.- Mikołaj Krzyknął a ja udałam się do
kuchni. Siadłam przy stole a aspirant postawił przede mną talerz z
obiadem.
-Walała.-
Powiedział stawiając sobie talerz obok mnie.
-Nie
otruje się tym?- Zapytałam.
-Nie
ma nawet takiej opcji, codziennie to jem na komendzie.
-Czyli
ty tego sam nie zrobiłeś?
-No
jak nie, ja je tu przywiozłem, ja je sam osobiście odgrzałem.
-Odgrzałeś?
-No
prawie się poparzyłem.
-Och
biedaku, jak mi ciebie szkoda, ale chociaż wiesz jaki jest los
kobiet.- Zaśmiałam się. Zjedliśmy z Mikołajem obiad i udaliśmy
się na oglądanie domu.
Oto kolejne opowiadanie. Mam nadzieję że wam się podobało. Jak myślicie, Ola powie Mikołajowi o Michale i tym że chce odzyskać Marka? A może nie powinna tego robić? Czy Mikołaj dobrze zrobił, proponując Oli zakup wspólnego domu? A może ktoś stanie im na przeszkodzie? Jak zakończy się sprawa śmierci Mieszka? Czy to ma związek ze śmiercią komendanta? Jeśli macie jakieś pytania to nie bójcie się ich pisać w komentarzach. Pozdrawiam Domcia
Opowiadanie genialne czekam na next
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem Ola powie mikołajowi o michale. Pewnie na przeszkodzie stanie im Karolina albo ktoś inny.
Kiedy kolejne opowiadanie?
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie. Pozdrawiam Sandra
OdpowiedzUsuń