środa, 7 grudnia 2016

2.18

-Ola, Ola...-Usłyszałam paniczny krzyk Pani komendant. Otworzyłam oczy, widziałam jej nogi, delikatnie podniosłam głowę. Ujrzałam jej postać pochylającą się nade mną.- Spokojnie, dasz radę wstać.- Powiedziała delikatnie podtrzymując moją głowę.
-Tak.- Odparłam jeszcze ciut przy mroczona. Pomogła mi usiąść na krześle.
-Dobrze się czujesz?- Zapytała po chwili opierając się o biurko.
-Tak, już lepiej.
-Może przyniosę ci wody?- Zaproponowała a ja skinięciem głowy potwierdziłam. Wyszła z gabinetu aby po chwili wrócić ze szklanką wody.- Porę.- Powiedziała podając mi napój.- Może weź dziś wolne? Nie powinnaś w takim stanie pracować.
-Jeśli to nie problem to wolała bym zostać dziś na firmie.- Zaproponowałam rozwiązanie, nie chciałam wracać do domu, byłabym sama a moje myśli uciekały by do Mieszka.
-Jesteś pewna że chcesz dziś pracować?
-Tak, opłakiwaniem nie wrócę mu życia.- Powiedziałam biorą kolejny łyk zimnej wody.
-No dobrze, ale gdyby coś się działo to od razu do mnie przyjdź.- Odparła zatroskanym głosem. Skinęłam głową aby potwierdzić że tak uczynię.
-Idź do stołówki coś zjeść, ja załatwię u Jacka żebyś z Zapałą została w firmie.-Dodała po chwili.
-Dziękuję Pani komendant.
-Nie masz za co dziękować to co się wydarzyło nie jest dla nas wszystkich łatwe. Możesz się odmeldować.- Powiedziała a ja podniosłam się z krzesła i wyszłam z jej gabinetu. Rozdzieliłyśmy się w pobliżu dyżurki. Zeszłam na dół do stołówki. Zamówiłam sobie leczo i z posiłkiem udałam się do stolika przy którym siedział Krzysiek.
-Wszystko w porządku?-Zapytał gdy się do niego dosiadłam.
-Tak, a dlaczego pytasz?
-Wyskoczyłaś z dyżurki jakby coś się stało, przestraszyłem się.
-Nie nic mi nie jest.- Odparłam a do naszego stolika podszedł Jacek.
-Smacznego.- Odrzekł siadając ze swoim posiłkiem obok nas.
-Dzięki, wzajemnie.- Odparł Krzysiek a ja patrzałam w talerz coraz bardziej tracąc apetyt.
-A ty nie jesz?- Po chwili zapytał Jacek.
-Jakoś nie jestem głodna.- Odparłam odsuwając od siebie talerz.
-Jedz, głodny glina to zły glina.- Powiedział Krzysiek uśmiechając się do mnie.
-Zapała ma rację, jedz ktoś musi Wrocław ratować.
-Jakoś nie mam ochoty na ratowanie Wrocławia.- Powiedziałam a mój wzrok utkwił na jednym z wolnych tego dnia stolików.
-Mieszko tam zawsze siadał, żeby nikomu nie przeszkadzać.- Dodał Jacek a mi ponownie łzy napłynęły do oczu.
-Można się dosiąść?- Usłyszałam znajomy głos.
-Jasne siadaj.- Powiedział Jacek przesuwając się krzesłem w stronę okna.
-Dzięki.- Odparła siadając naprzeciwko mnie.- Jak tam wam patrol mija?- Zapytała po chwili.
-A dzięki marzą mi się same takie patrole.- Odrzekł Krzysiek.
-A mi jakoś nie.- Powiedziałam.
-Smacznego.- Przerwała nam tę niezręczną sytuację, za to ją ceniłam najbardziej zawsze wiedziała jak sobie poradzić, nie ważne co by się wydarzył zawsze miała z tego idealne wyjście. Poza tym zawsze spadała na cztery łapy.
-Powiem wam że wyśmienite macie tu posiłki.- Dodała przerywając ciszę.
-Pani Zosia się stara.- Odparł Jacek z błyskiem w oku.- A powiedz skąd się u nas wzięłaś?- Zapytał, a ciekawość malowała mu się na twarzy.
-A tak jakoś wyszło. Znudziło mi się w Hiszpanii i jestem.- Spojrzałam na Krzyśka, jego mina mówiła wszystko. Jednym spojrzeniem doszliśmy do wniosku że idziemy do biura. Bez słowa odeszliśmy od stolika. Zanieśliśmy talerze do Pani Zosi i udaliśmy się do biura. Usiadłam jak zawsze na swoim miejscu i zaczęłam przeglądać papiery.
-Zauważyłaś jak się Jacuś cieszył jak ta twoja koleżanka do nas się dosiadła.- Zaczął zapała. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Czyżby Pan sierżant zaczął plotkować?
-Nie, ja tylko stwierdzam fakty.
-Fakty powiadasz.
-Myślisz że będzie wesele na komendzie?
-Na pewno nie prędzej niż twoje i Emilki. Właśnie kiedy Emilka wraca?
-No wiesz jeszcze siedem miesięcy do porodu później macierzyński ja wiem za dwa lata prawdopodobnie.
-Chwila, poród, macierzyński. Emilka jest w ciąży?
-Tak, a to nikt ci nie mówił?
-Nie, nie miałam pojęcia. Moje gratulacje.
-A dziękuję dziękuję.- Odparł Zapała.
-To co kawusia?- Zaproponowałam.- Wiesz wina się nie napijemy w pracy ale kawę mogę zaproponować.
-W sumie kobietą się nie odmawia.- Uśmiechnął się Krzysiek.
-To co taką jak zawsze?
-Tak jest Pani sierżant.- Odparł Krzysiek salutując. Odeszłam od biurka i udałam się w stronę drzwi.
-A i jeszcze jedna sprawa.- Do biura wpadł Jacek.
-Uważaj o mało nie dostałam drzwiami w nos.- Podniosłam na niego głos.
-Przepraszam.- Odparł robiąc smutną minkę.
-No mów co to za sprawa.- Zapała się odezwał.
-Zostajecie dziś na firmie, rozkaz Jaskowskiej.
-Komendant Jackowskiej.- Usłyszałam głos Jackowskiej dobiegający zza Jacka, nie mogłam opanować śmiechu. Jacek stał w drzwiach zmieszany.
-Mogę przejść?- Zapytałam stojąc obok Jacka.
-Jasne, jasne.- Odparł Jacek a ja wyszłam z biura i poszłam do kuchni.
-Powitać Panią sierżant.- Powiedział Mikołaj gdy weszłam do pomieszczenia.
-Cześć.- Odparłam i włączyłam ekspres do kawy.
-Jak tam dzień mija?- Zapytał siadając przy stole.
-Tak sobie.
-Co się dzieje?- Zapytał a ja siadłam naprzeciwko niego. - Chodzi o Mieszka.- Odparł po chwili a ja skinęłam głową twierdząco.- Może powinnaś wziąć dziś wolne?
-Co wy z tym wolnym, dam sobie radę.- Krzyknęłam.
-Spokojnie, nie chciałem cię zdenerwować.
-Tylko mi nie mów że się o mnie boisz bo ci normalnie coś zrobię.
-Już milczę. Byłaś już na stołówce?
-Zmiana tematu, słuszna decyzja. Tak byłam a co?
-Chciałem cie na obiad zaprosić.
-No na obiad to nie za bardzo ale możesz mnie na kolację zaprosić.
-Ale....co z dzieciakami?
-Wymyśl coś.- Odparłam wlewając do kubków kawę. Uśmiechnęłam się do Białacha prowokująco i opuściłam pomieszczenie. Wróciłam do biura. Krzysiek wypełniał jakieś papiery.
-Proszę, tylko uważaj gorąca.- Powiedziałam podając mu kubek.
-O dzięki wielkie tego mi było trzeba.- Odrzekł uśmiechając się.
-Olka.- Do biura wpadła Dominika.
-Co jest?- Zapytałam widząc ją w drzwiach.
-Jakiś koleś to przyniósł.- Podała mi kopertę.
-A co to jest?
-A skąd ja mam to wiedzieć, nie czytam cudzej korespondencji. Ale wnioskując po grubości koperty i pieczątkach to coś ważnego.- Powiedziała a ja zaczęłam oglądać kopertę, faktycznie była dość gruba. Zaadresowana do mnie. Bez wahania otworzyłam. W środku było pismo z sądu. Michał postanowił wywalczyć sobie ponowne prawa ad Markiem za pomocą sądu. Zdenerwowałam się.
-Noż Ku**a.- Krzyknęłam rzucając kopertę na biurko.
-Coś się stało?- Zapytał Zapała widząc moją reakcję na ten że list.
-Tak, Michał chce odzyskać prawa nad Markiem.- Powiedziałam, Krzysiek doskonale znał całą sytuacje, jest moim przyjacielem.
-Jak to, przecież on....
-No właśnie wczoraj ożył wiesz.
-Olka co jest grane?
-Michał wcale tego nie zrobił, stwierdził że jednak ma dla kogo żyć.
-No ale...przecież wyrzekł się praw do Marka.
-Tak, ale wrócił i z powrotem chce być opiekunem.
-Ja pier***e.- Odrzekł Zapała.
-No ale jak ja to Markowi powiem, przecież on się poczuje jak zabawka.
-Olka uspokój się, przecież to nie twoja wina.
-Tak, ale żeby załatwiać takie spraw przez sąd?
-Widocznie nie miał innego wyjścia.
-Ale Marek i tak nie chce mieć z nim kontaktu.
-No widzisz, uspokój się bo nikt ci nie zabierze opieki nad nim.
-A skąd ty to możesz wiedzieć co?
-Proszę cie nie denerwuj się już. Dam ci numer do mojej znajomej ona zajmuje się podobnymi sprawami. Pomogła mi odzyskać Tośka.
-Dziękuję.- Powiedziałam przytulając Krzyśka.
-Nie dziękuj, tu masz jej wizytówkę. Powiedz że ode mnie na pewno ci pomoże.
-Nie wiem jak ci dziękować.
-Podziękujesz jak Emilka urodzi i nie będzie z kim maleństwa zostawić.
-Masz to jak w banku. Jesteś wielki.
-W tej chwili wracaj do pracy.
-Tak jest dowódco.-Odparłam i usiadłam przy biurku. Wzięłam łyka kawy i zajęłam się papierami. Czas strasznie szybko mi zleciał i nim się obejrzałam była już 18.30
-To co kończymy na dziś?- Zapytał Krzysiek.
-No kończymy.- Odpowiedziałam wstając od biurka. Przeciągnęłam się i poszłam przebrać się w mundur. Po kilku minutach byłam w biurze z powrotem. Wyjęłam z szafki rzeczy w tym telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Mikołaj dzwonił do mnie kilka razy. Wyszłam na korytarz i od razu oddzwoniłam.
-Białach słucham.- Odebrał po drugim sygnale.
-Dzwoniłeś coś się stało?
-Tak, skończyłem jakoś po 16. W biurku zostawiłem ci kluczyki od samochodu.
-A ty jak wróciłeś?
-Karolina mnie podrzuciła.
-A no dobra. To ja zaraz będę możesz mi herbatę zrobić.
-Dobra czekam już z kolacją.
-O to super.- Odparłam a Mikołaj się rozłączył. Wróciłam do biura gdzie był Krzysiek.
-Zapomniałaś czegoś?- Zapytał gdy zaczęłam przeszukiwać szufladę w biurku.
-Tak kluczyki od auta.- Odparłam.
-Olka, łap, wrzuciłaś do mojego biurka.- Odrzekł rzucając do mnie klucze.
-Dzięki. Zakręcona dziś jestem.
-No i to bardzo. Może piwko postawi cię na nogi?
-Dziś nie za bardzo. Jutro dobrze, muszę jeszcze coś załatwić.- Powiedziałam pakując do torebki papiery.
-Olka tylko nie rób nic głupiego.
-Spokojnie ja grzeczna dziewczynka jestem.
-No właśnie zbyt grzeczna.
-Ej bez takich.- Powiedziałam i oboje wyszliśmy z komendy.
-To do jutra.- Odparł Krzysiek i wsiadł do swojego auta. Pomachałam mu na pożegnanie i również odjechałam spod komendy. Po dwudziestu minutach przebijania się przez korki byłam pod blokiem. Zaparkowałam auto Mikołaja obok swojego i weszłam do bloku. Wyjęłam z torebki klucze od mieszkania i weszłam do środka. W przedpokoju były porozstawiane wazony z czerwonymi różami, tworzyły ścieżkę prowadzącą do salonu. Zamknęłam za sobą drzwi. Zdjęłam buty i kurtkę. Torebkę położyłam na półce. Udałam się różaną ścieżką do salonu. Było tam jeszcze więcej róż. Co kawałek stały świece robiąc niesamowity nastrój. W tle grała muzyka, a stół był nakryty dla dwóch osób. Uśmiechnęłam się. Po chwili usłyszałam czyjeś kroki, odwróciłam się i zobaczyłam Mikołaja niosącego żaroodporne naczynie.
-Zapraszam do stołu.- Powiedział stawiając na nim naczynie.
-A co to za okazja?- Zapytałam siadając. Mikołaj usiadł obok i zaczął nam nakładać.
-Zaraz się dowiesz.
-A co tak pięknie pachnie?- Zapytałam nie mogąc opanować swoich zmysłów.
-Pieczeń ze śliwkami.- Odparł.- Smacznego.- Dodał po chwili.
-Wzajemnie.- Powiedziałam biorąc pierwszy kęs pieczeni. Była cudowna, rozpływała się w ustach a kwaśny posmak śliwki nadawał jej zupełnie innego smaku. Mikołaj podniósł się i nalał nam wina do kieliszków.
-Wypijmy za nas.- Powiedział podnosząc swoja lampkę. Zrobiłam dokładnie to samo i wzięłam łyka.
-Ymmm dobre.- Powiedziałam odstawiając lampkę.
-Wiem, specjalnie na taką okazję.
-No właśnie co to za okazja?- Zapytałam a Mikołaj spojrzał na mnie robiąc minę „Tak szybko się nie dowiesz” uśmiechnęłam się do niego. Mikołaj odszedł od stołu i podszedł do radia stojącego na szafce pod oknem. Pod głosił muzykę. Leciała piosenka „Droga dwóch serc”. Mikołaj podszedł do mnie. Podał mi swą dłoń na znak zaproszenia do tańca. Wzięłam szybkiego łyka wina i odstawiając kieliszek wstałam od stołu. Mikołaj złapał mnie w pasie i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Na nic więcej nie mogliśmy sobie pozwolić ze względu na ograniczoną przestrzeń mojego jedno osobowego mieszkanka w którym obecnie mieszka pięć osób. Oparłam głowę na ramieniu Mikołaja. Kołysaliśmy się tak przez chwile nie zwracając uwagi na zmieniające się utwory. Muzyka w ogóle nam nie przeszkadzała w tańcu. Po chwili podniosłam głowę i spojrzałam Mikołajowi w oczy. Nasze twarze zbliżyły się do siebie. Poczułam jego oddech na twarzy a na klatce bicie jego serca. Nasze usta zbliżyły się do siebie jak dotyk motyla. Zaczęliśmy się całować. Z każdą chwilą coraz namiętniej. Po jakimś czasie znaleźliśmy się w sypialni. Pozbyliśmy się ubrań.
Obudziłam się nad ranem, spojrzałam na budzik stojący na szafce nocnej. Była 6.15. Mikołaj jeszcze spał. Wstałam z łóżka i zarzuciłam na siebie szlafrok. Wyszłam z sypialni. W salonie panował niesamowity porządek. Byłam zaskoczona, Mikołaj musiał to zrobić w nocy gdy spałam. Weszłam do kuchni, włączyłam ekspres do kawy i zaczęłam szykować śniadanie. Przygotowałam dla nas kanapki i nalałam do kubków kawy. Usłyszałam czyjeś kroki za sobą a po chwili poczułam dłonie Mikołaja na swojej tali. Zaczął mnie delikatnie całować po szyi.
-Cześć kochanie.- Powiedziałam odwracając się do niego twarzą. Namiętnie pocałowałam go na dzień dobry.
-Hej.- Odparł i ponownie się pocałowaliśmy. - Jak się spało?- Zapytał a ja ziewnęłam.
-Dobrze, ale krótko.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Co ty nie powiesz.- Odparł przyciągając mnie do siebie.
-Zrobiłam nam śniadanie.
-Dziękuję, ale nie musiałaś.
-A gdzie dzieciaki?
-A właśnie to ta okazja o której ci wczoraj mówiłem.- Powiedział siadając na krześle. Złapał mnie w biodrach i posadził na swoich kolanach.
-No jestem ciekawa co wymyśliłeś.- Powiedziałam poprawiając się na jego kolanach.
-Tylko się nie denerwuj. Obiecaj.- Kiwnęłam głową obiecując.- No bo jak sama zauważyłaś troszkę nas dużo się ostatnio zrobiło.
-No tok troszkę, nas pięcioro się zrobiło.
-No właśnie a twoje mieszkanie to tak troszkę ciasne na tyle osób.
-Trafne spostrzeżenie.
-No właśnie. Poruszyłem swoje kontakty.
-I....
-I znalazłem dla naszej piątki idealny domek.
-Co zrobiłeś?
-Prosiłem nie denerwuj się.
-Nie denerwuje się, tylko jestem zaskoczona.
-Dziś po pracy tam pojedziemy, chciałem żebyś jednak była przy tym jak go kupie.
-Chciałeś powiedzieć jak go kupimy.
-Nie ja kupię. Mam troszkę oszczędności. Sprzedam stare mieszkanie.
-Nawet nie ma opcji, sama cię z tym nie zostawię.
-Ale Olka...
-Nie ma ale, dorzucę ci się i koniec kropka.- Powiedziałam całując aspiranta. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy się szykować do pracy. Wiedząc że możemy skończyć o innej godzinie oboje wzięliśmy swoje auta i pojechaliśmy. Po za tym nie chcemy aby na komendzie gadali na nasz temat. Już wystarczająco dużo tematów do rozmów tam jest. Zaparkowałam swoje auto obok Mikołaja i poszłam na komendę. Przebrałam się w mundur i poszłam do biura. Krzysiek siedział już przy biurko z nosem w papierach.
-Cześć.- Powiedziałam odkładając rzeczy do szafki.
-No hej, Jackowska cię szukała.
-A nie wiesz po co?
-Nie ale od rana BSW się tu kręci.
-A no to wiem o co chodzi.
-O co?
-Chcą mnie przesłuchać jako świadka.
-Świadka czego?
-Śmierci Mieszka.
-Jak to, ty wiesz coś na ten temat?
-No właśnie nie, ale że byłam jego partnerką przez dłuższy czas to myślą że mi się zwierzał ze swoich problemów.
-A robił to?
-No tak, jak to na patrolu sam wiesz jak jest.
-A coś mu....
-Nie jego największym problemem to była niedziela jak nie mógł do szpitala iść do dzieciaków.
-A czemu nie mógł iść?
-W niedziele nie ma odwiedzin, jedyny dzień w tygodniu.
-O a tego to nie wiedziałem.
-Módl się żeby Emilka w sobotę albo niedzielę nie rodziła.
-Zabawne Pani sierżant.
-Bardzo. Dobra ja lecę do Jackowskiej, zrób mi kawę. To rozkaz.
-Tak jest dowódco.- Powiedział Krzysiek a ja wyszłam z biura. Udałam się do pani Komendant. Zapukałam do drzwi.
-Chciała mnie Pani widzieć.- Powiedziałam wchodząc do środka.
-Tak siadaj Ola.- Powiedziała.
-Coś się stało?
-Posłuchaj, BSW jest na komendzie.
-Tak wiem wieści się u nas szybko roznoszą.
-Pewnie będą chcieli z tobą rozmawiać.
-Też tak uważam.
-No właśnie dlatego zostaniesz dziś z Zapałą na komendzie.
-Ale Pani komendant nie ma takiej potrzeby ja się dobrze czuję.
-Rozumiem ale będę się czuła bezpieczniej.
-Nie rozumiem.
-Nie ważne zostańcie dziś na komendzie.
-Dobrze.
-Odmeldujcie się.
-Tak jest Pani komendant.- Powiedziałam i wyszłam z jej gabinetu. Wróciłam do biura gdzie był Krzysiek.
-I co chciała?- Zapytał Zapałą gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
-Zostajemy dziś na komendzie.
-Serio?
-No, próbowałam ja namówić ale stwierdziła że będzie się czuła bezpieczniej, nie wiesz o co jej mogło chodzić?
-Nie mam pojęcia. Kawę ci zrobiłem.
-O dzięki.- Powiedziałam biorąc kubek do ręki.
-A powiedz, dzwoniłaś już do Julki?
-Do kogo?- Zapytałam zdziwiona.
-Do Juli Tokarczyk, dałem ci wczoraj numer.- Powiedział robiąc niepewną minę.
-A, nie nie dzwoniłam wypadło mi to całkowicie z głowy.
-Sorki że pytam, ale co jest grane?
-O co ci chodzi?
-No od rana jesteś taka inna, rozanielona, zakochałaś się?
-Może może.- Odparłam a na moich policzkach pojawił się różowy kolor.
-Rumienisz się, trafiłem w sedno. Opowiadaj.
-Ale co?- Zapytałam ciut zawstydzona.
-No jaki on jest?
-Przystojny.
-Może coś więcej?
-No opiekuńczy, miły...no co mam ci więcej powiedzieć?
-Znam go?- Zapytał a ja ponownie się zaczerwieniłam.- Znów zgadłem.- Powiedział a do naszego biura weszli jacyś mężczyźni.
-Kacper Romanowska, Jakub Jasiński, Biuro Spraw Wewnętrznych.- Powiedział jeden z mężczyzn a drugi zamknął drzwi.
-W czymś pomóc, zgubiliście się?- Zapała jest na BSW strasznie cięty, zresztą nie tylko on, na naszej komendzie w sumie wszyscy.
-Dobry żart.- Powiedział jeden z nich robiąc sztuczny uśmiech.
-Widzę humory dopisują jak na tę że okoliczność.- Dodał drugi.
-O co wam chodzi?- Zapała był wściekły.
-Sierżant Wysocka to za pewne ty.- Mężczyzna wskazał palcem na mnie.
-W szkole cie nie uczyli że palcem się nie pokazuje?- Zapytałam.
-Pyskata, lubię takie.- Powiedział jeden z nich i wszedł do pokoju przesłuchań.
-Pójdziesz z nami.- Dodał drugi wskazując dłonią abym poszła. Wstałam więc od biurka, biorąc ostatni łyk kawy udałam się z nimi do pokoju przesłuchań.
-Siadaj.- Powiedział jeden z nich a jego głos nie brzmiał już tak jak w pokoju obok. Siadając na krześle przestraszyłam się. Drugi z nich trzasnął drzwiami.
-Spokojnie chcemy tylko pogadać.- Powiedział odchodząc od drzwi.
-Długo jeździłaś z Posterunkowym Mieszkiem Pawlakiem w patrolu?- Zapytał siadając naprzeciwko mnie.
-No ja wiem czy długo, z cztery miesiące.- Odparłam ciut przestraszona.
-A może pamiętasz żeby ci się zwierzał?
-No zwierzał się zresztą tak jak ja jemu, ale co to ma do rzeczy?
-Odpowiadaj my tu zadajemy pytania.- Krzyknął jeden z nich uderzając pięścią o biurko. Przestraszyłam się a do oczu napłynęły mi łzy.
-Co mówił?- Zapytał ten drugi, wyglądał na bardziej delikatnego i milszego, po chwili zrozumiałam że bawią się w złego i dobrego glinę. Doskonale znam tę sztuczkę no w końcu sama jestem policjantem.
-Nic co by was interesowało.- Powiedziałam starając się zachować spokój.
-Mów co wiesz.- Ponownie krzyknął tym razem jednak nie uderzył o stół tylko zdenerwowany podszedł do okna.
-Nic nie wiem, ile razy ma to powtarzać?- Zapytałam a po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
-Musisz coś wiedzieć skoro ci się zwierzał.- Ponownie na mnie wrzasnął.
-No nie wiem, jak rozmawialiśmy to nigdy nie mówił że ma jakieś problemy albo wrogów. Zawsze był radosny i bardzo pomocny.
-Do jasnej cholery zacznij mówić.- Wściekł się.
-Uspokój się.- Krzyknął ten drugi i przytrzymał go za ramię.
-Jak mam się uspokoić jak jego znajomi nawet nie chcą nam nic powiedzieć.
-Powiedzieli by gdyby coś wiedzieli.- Powiedziałam i zdenerwowana opuściłam pokój przesłuchań. Siadłam przy biurku. Po chwili z pokoju wyszli. Spojrzeli się na mnie z pogardą w oczach, odwzajemniłam ten wzrok robiąc lekceważącą ich minę.
-Jeszcze pogadamy a nie będzie już tak miło.- Powiedział jeden z nich i wyszli z naszego biura. Krzysiek spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Czego chcieli?
-Zapytać czy dobrze znałam Mieszka.
-Serio Olka, mów co chcieli?
-Zapytać się dlaczego jego przyjaciele spiskują i nie chcą nic im powiedzieć w tej sprawie.
-Ale przecież my....
-No dlatego im to powiedziałam i wyszłam.
-Co za ludzie.- Dodał Krzysiek i oboje zamilkliśmy. Siedzieliśmy tak w ciszy aż nie skończyliśmy wypełniać papiery. Z nudów zaczęłam coś składać z kartek.
-O widzę komuś się wena artysty włączyła.- Powiedział puszczając w moją stronę samolot. Złapałam go i rozwinęłam. Znalazłam tam liścik. Idziemy po pracy na piwo? Wszędzie bym poznała pismo Zapały tak samo jak większości policjantów na komendzie. Oprócz linii papilarnych człowieka można poznać po charakterze pisma. Uśmiechnęłam się pod nosem a po chwili przypomniałam sobie że umówiłam się już z Mikołajem. Na mojej twarzy pojawił się smutek.
-Olka coś się stało?- Zapytał po chwili.
-Przepraszam ale dziś nie dam rady.
-Co jest grane, tylko mi nie mów że chodzi o Michała.
-Nie nie, obiecałam Mikołajowi że z nim pojadę dom wybrać.
-Dom? A po co Białachowi dom, przecież ma mieszkanie?
-Yyymm no wiesz...
-Olka co wy kombinujecie?
-My nic.- Odpowiedziałam ciut zmieszana.
-Serio, już gadaj mi tu co jest grane?
-No nic Mikołaj chce kupić dom i poprosił mnie o pomoc jako kobietę.
-I....
-I nic.
-Jasne jasne, A powiedz ten twój kochaś, którego znam...-Krzysiek zaczął mnie podpuszczać.- Czy to przypadkiem nie....-Zaczęłam się powoli rumienić.
-Olka kończysz już?- Do biura na całe szczęście wpadł Mikołaj i przerwał wywody, co prawda słuszne, sierżanta Zapały.
-Tak, tak już idę się przebrać.- Odparłam wstając od biurka.
-To czekam przy aucie.- Odparł Białach.
-No ale i tak pojedziemy oddzielnie przecież jestem dziś swoim autem.- Powiedziałam podchodząc do drzwi.
-No dobra to widzimy się w domu.
-A dzieciaki? Ktoś ze szkoły ich musi odebrać.
-Moi rodzice to zrobią, przecież od wczoraj są u nich.
-No zapomniałeś mnie o tym poinformować.
-Olka wybacz mi ale ostatnio jestem za bardzo roztargniony.
-Coś się dzieje?- Zapytałam, zmartwił mnie tą odpowiedzią, musiał być czymś nieźle przygnębiony.
-Tak, mamy za małe mieszkanie dla naszej piątki. Ja nie mam zamiaru ciągle spać na kanapie.
-Ale co nie lubisz spać ze mną?- Zapytałam całkowicie zapominając o obecności Zapały w biurze.
-Dobrze wiesz że uwielbiam, ale plecy mnie już bolą. Za bardzo się rozkopujesz.- Odrzekł a ja udałam zdenerwowaną minę.
-Wiesz co muszę jeszcze kilka papierów zrobić, dziś jednak nie pojedziemy oglądać tego domu.
-Olka nie szantażuj mnie.- Powiedział mikołaj stanowczym głosem.
-Nawet bym nie ważyła.- Odparłam a Mikołaj podszedł do mnie. Objął mnie w biodrach i pocałował.
-Serio? Musicie na komendzie?- Zapytał Zapała. Momentalnie odsunęliśmy się od siebie.
-No to ten, widzimy się później.- Odparł speszony Białach.
-Tak.- Powiedziałam uśmiechając się do Mikołaja, który po chwili wyszedł z biura.
-No co tak patrzysz?- Zapytałam widząc Zapałę który z podejrzana miną się na mnie patrzył.
-Nic ale coś czuje że szykuje nam się nie jedno wesele na komendzie.
-Spadaj.- powiedziałam rzucając w niego jakąś maskotką stojącą na moim biurku. Zaczęliśmy się śmiać. Po chwili poszłam się przebrać w cywilne ubrania. Wróciłam do biura i z szafki wyjęłam resztę rzeczy. Zabrałam z biurka telefon i kluczyki do auta.
-No to wszystko, a ty się nie zbierasz?- Zapytałam widząc Zapałę siedzącego przy biurku i to w mundurze.
-Co?
-Pytałam się czemu jeszcze się nie przebrałeś?
-A no tak, sorka zapomniałem. Widzimy się jutro.- Powiedział i wyszedł z biura. Zrobiłam dokładnie to samo. Opuściłam komendę a na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Wsiadłam do auta i pojechałam do mieszkania gdzie czekał na mnie Mikołaj. Zaparkowałam samochód jak zawsze pod blokiem i weszłam na trzecie piętro. Nienawidzę tego bloku nawet winda musi byś zepsuta. Weszłam do mieszkania. Zdjęłam buty i kurtkę. Odłożyłam wszystko na miejsce i weszłam w głąb mieszkania.
-Już jestem.- Krzyknęłam nie widząc Białacha w salonie.
-To dobrze bo obiad też.- Mikołaj Krzyknął a ja udałam się do kuchni. Siadłam przy stole a aspirant postawił przede mną talerz z obiadem.
-Walała.- Powiedział stawiając sobie talerz obok mnie.
-Nie otruje się tym?- Zapytałam.
-Nie ma nawet takiej opcji, codziennie to jem na komendzie.
-Czyli ty tego sam nie zrobiłeś?
-No jak nie, ja je tu przywiozłem, ja je sam osobiście odgrzałem.
-Odgrzałeś?
-No prawie się poparzyłem.

-Och biedaku, jak mi ciebie szkoda, ale chociaż wiesz jaki jest los kobiet.- Zaśmiałam się. Zjedliśmy z Mikołajem obiad i udaliśmy się na oglądanie domu. 




Oto kolejne opowiadanie. Mam nadzieję że wam się podobało. Jak myślicie, Ola powie Mikołajowi o Michale i tym że chce odzyskać Marka? A może nie powinna tego robić? Czy Mikołaj dobrze zrobił, proponując Oli zakup wspólnego domu? A może ktoś stanie im na przeszkodzie? Jak zakończy się sprawa śmierci Mieszka? Czy to ma związek ze śmiercią komendanta? Jeśli macie jakieś pytania to nie bójcie się ich pisać w komentarzach. Pozdrawiam Domcia

3 komentarze:

  1. Opowiadanie genialne czekam na next
    Moim zdaniem Ola powie mikołajowi o michale. Pewnie na przeszkodzie stanie im Karolina albo ktoś inny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie. Pozdrawiam Sandra

    OdpowiedzUsuń