Droga
minęła mi bardzo szybko. Po około 20 minutach byliśmy już na
jakimś osiedlu, od razu zauważyłam że jest monitorowany. To
bardzo ważne ze względu na bezpieczeństwo. Białach wjechał na
jakiś wjazd. Brama była zamknięta.
-Jesteś
pewien że to tu?- Zapytałam rozglądając się po okolicy.
-Tak,
na 100% jestem pewien że to tu.
-A
skąd masz pewność?
-Byłem
już tu kilka razy.- Powiedział a w jego oczach widziałam pewność
siebie.
-No
jak uważasz.
-To
ja zadzwonię do Adama i powiem mu żeby nam bramę otworzył.
-To
ktoś tu cały czas mieszka?
-No
tak, wiesz do puki nie znajdą kupca sami nic nie chcą kupić.
-Aaa,
no chyba ze tak.- Powiedziałam a Mikołaj wykonał telefon. Rozmowa
trwała dosłownie kilka sekund. Po chwili brama się otworzyła a
moim oczom ukazał się ogromny dom. No można by rzec że pałac.
Mikołaj wjechał na podwórko. Ogromny ogród rzucił mi się jako
pierwszy w oczy, zaraz po tym jak wysiedliśmy. Zaczęłam się
rozglądać dookoła siebie w pierwszej chwili pomyślałam że tu
mieszka w tej chwili osoba która chce sprzedać inny, mniejszy dom,
ale nie po chwili ujrzałam tabliczkę z napisem na sprzedaż.
-Zapraszam
do środka.- Powiedział jakiś mężczyzna. Był postury Mikołaja z
tym że miał więcej włosów i miał delikatny kilkudniowy zarost.
Zdawał się być bardzo miły i pewny siebie. Weszliśmy z Mikołajem
do środka. Ogromne drzwi jak w zamku otworzyły się a naszym oczom
ukazał się ogromny salon z przeszkloną ścianą. Promienie
zachodzącego, wiosennego słońca delikatnie otulały pomieszczenie
nadając mu jeszcze piękniejszy efekt.
-No
tak, tu jest największe pomieszczenie. Salon posiada przeszkloną
ścianę jak widzicie, dodatkowo jest wyjście na taras a przy okazji
do ogrodu ale ogród zostawimy sobie na koniec.- Powiedział
mężczyzna krążąc wokół nas, byłam zachwycona, sam salon był
większy od mojego mieszkania. - No tak tutaj macie kuchnię.-
Powiedział prowadząc nas w głąb domu.
-Jest
śliczna.- Powiedziałam delikatnie przejeżdżając dłonią po
blacie wyspy kuchennej. Meble były białe z kolei blaty i dodatki
czarne.- Zawsze mi się taka marzyła.- Dodałam po chwili
uśmiechając się do Mikołaja.
-O
widzę ktoś tu będzie często obiadki gotował.- Wtrącił kolega
Mikołaja.
-Nie
chcę nic mówić, ale ja jej na pewno nie pozwolę się do kuchni
zbliżać.- Odparł Mikołaj stanowczym głosem.
-Jeszcze
zobaczymy.- Powiedziałam z szyderczym uśmiechem na twarzy.
-No
dobrze, chodźmy dalej.- Powiedział mężczyzna i wyszliśmy z
kuchni ponownie do salonu.- To tak, na parterze macie jeszcze
łazienkę i jeden dodatkowy pokój. Chodźcie.- Dodał, weszliśmy w
jakiś korytarz. Z prawej strony znajdowały się ogromne schody na
piętro. Zaraz za nimi była przeszklona ściana z widokiem na
podwórko. Na przeciwko schodów znajdowało się wejście do
przestronnej łazienki z prysznicem a dalej były drzwi do pokoju.
Weszliśmy do środka. Pomieszczenie było mniej więcej wielkości
salonu w moim mieszkaniu. Znajdowało się tam duże łóżko, biurko
i szafki.
-No
tak po minach widzę że wam się podoba. Chodźmy na górę.-
Powiedział znajomy Mikołaja a my wyszliśmy z pokoju i po schodach
udaliśmy się na piętro.
-To
tu macie cztery sypialnie i dwie łazienki. Główna sypialni jest za
tymi drzwiami.- Mówił a my szliśmy korytarzem za nim.- Tu macie
jeden z pokoi dziecinnych że tak powiem. Przepraszam was za ten
bałagan ale mam dzieci.- Powiedział uśmiechając się do nas.-
Uwaga na zabawki.- Dodał idąc w głąb korytarza.- Tu są dwa
następne pokoje.- Wskazał dłonią na drzwi znajdujące się na
końcu.- Z pokoi macie przejścia bezpośrednio do łazienek i
dodatkowo jedno wejście od strony tarasu, czy balkonu, jak wam to
wygodniej nazwać.- Znaleźliśmy się w tak jakby przedpokoju
piętra. Ponownie ujrzeliśmy przeszkloną ścianę tym razem z
widokiem na wjazd do posesji. Moim oczom ponownie ukazał się
ogromny ogród.
-No
dobra tu za tymi drzwiami macie łazienkę tak jak mówiłem. A tutaj
są kolejne schody tym razem na poddasze. Obecnie mamy tam strych ale
jak będziecie chcieli to zawsze można tam pokoje dorobić.
-Na
razie tyle pokoi nam starczy.- Odparł Mikołaj obejmując mnie w
pasie.
-Co
ma znaczyć na razie?- Zapytałam zdziwiona.
-No
wiesz nikt nie wie co się jeszcze wydarzy.- Powiedział dając mi
delikatnego buziaka w usta.
-Dobra,
to ja was tu zostawiam przedyskutujcie sprawę. Widzimy się w
ogrodzie. A jeszcze wam tu światła pozapalam bo ciemno się robi.-
Odrzekł i pozostawił nas samych.
-Co
myślisz?- Zapytał Mikołaj patrząc mi prosto w oczy.
-Jest
śliczny, ale nie wiem czy nas na niego stać?
-Ola
mówiłem ci, o to już się nie martw.
-No
wiem, ale nie chcę cie zostawiać z tym samego.
-Jak
się dołożysz to wyremontujemy strych i jeszcze nam sporo zostanie.
-Ale
po co ty chcesz remontować strych?
-Mówiłem,
wszystko jeszcze przed nami.- Mikołaj mnie pocałował.
Odwzajemniłam jego pocałunek. - To co bierzemy?
-Jeszcze
bym chciała ogród zobaczyć.- Powiedziałam i zeszłam po schodach
na dół. Mikołaj szedł za mną. Wyszliśmy z salonu na taras.
Faktycznie na dworze zdążyło się już zrobić ciemno. Mimo to
ogród wyglądał bardzo atrakcyjnie. Był niesamowicie oświetlony.
Zeszłam po kilku schodkach a pod nogami poczułam miętką trawę.
Czułam się jak bym chodziła po puchatym dywanie. Mikołaj podszedł
obok mnie. Złapał mnie delikatnie za prawą dłoń i poprowadził
przez niesamowity ogród zdający się nie mieć końca. Pomyślałam
że to wszystko mi się śni.
-Mikołaj
uszczypnij mnie.- Powiedziałam a Mikołaj to zrobił.- Ałłłł.-
Krzyknęłam.
-Powiedziałaś
że mam cię uszczypnąć.
-Żartowałam
tylko.- Powiedziałam delikatnie uderzając go pięścią w ramie.
-Napad
na funkcjonariusza policji, na to są paragrafy.
-Tak
samo jak na torturowanie.
-Ja
cię torturuje? Ciekawe jak?
-A
kto mi kazał dziś na obiad zjeść to odgrzewane jedzenie z budki
naprzeciwko komendy.
-I
co zdecydowaliście?- Zapytał znajomy Mikołaja gdy weszliśmy do
naprawdę przestronnej altanki, mniej więcej na środku ogrodu. W
prawym rogu altanki był ogromny murowany grill razem z niewielką
wędzarnią. Od razu zauważyłam że na Mikołaju zrobiło to
największe wrażenie. Po lewej stronie znajdował się ogromny
rodzinny stół piknikowy. Obok altanki było miejsce na ognisko.
-Czy
ja słyszę strumyk?- Zapytałam gdy do moich uszu dobiegł delikatny
szum wody.
-Nie
nie ma tu strumyka, ale jest niewielkie oczko z fontanną.-
Powiedział mężczyzna i zaprowadził nas do niego. Jak na moje to
oczko było ogromne, pięknie oświetlone ale najbardziej zaciekawiła
mnie ławeczka na skraju ogrodu tuż przy granicy oczka. Dookoła
były posadzone świerki i inne iglaki, których za bardzo nie
potrafiłam rozpoznać. No ale cóż przecież jestem policjantem a
nie ogrodnikiem. Usiadłam na ławce i dopiero teraz dostrzegłam że
jest na niej tabliczka. Napis o mało nie wywołał u mnie lawiny
łez.
-L'amore
vince tutto.- Przeczytałam go na głos. Znajomy Mikołaja usiadł
obok mnie.
-Wiesz
co to znaczy prawda?- Zapytał spokojnym głosem.
-Miłość
zwycięża wszystko.- Odparłam i spojrzałam na Mikołaja. Jego oczy
zaczęły się błyszczeć niczym gwiazdy, które delikatnie zaczęły
się ukazywać na niebie.
-Nie
wypuszczaj jej z rąk.- Mężczyzna wstał i poklepał Mikołaja po
plecach, ten tylko się do mnie uśmiechnął.
-A
właściwie to czemu sprzedajesz dom?- Zapytał, to pytanie nurtowało
mnie od samego początku wizyty w tym miejscu.
-Dostałem
prace w Warszawie, jak tylko sprzedamy dom to się tam wyprowadzamy.-
Powiedział a na jego twarzy pojawiła się duma, mówiąca o jego
osiągnięciu.- To co, zdecydowaliście się?- Spojrzałam na
Mikołaja i bez słów oboje wiedzieliśmy że to będzie nasz dom.
-Tak,
bierzemy go. Cena taka jaką ustaliliśmy wcześniej?- Dla pewności
zapytał Mikołaj.
-Wiesz
wcześniej nie znałem tej pięknej damy.- Powiedział a ja nie do
końca rozumiałam o czym on mówi.
-Co
masz na myśli?- Zapytał Mikołaj.
-Zjadę
wam jeszcze troszkę z ceny. Mam tylko nadzieję że wam się tu
ułoży.- Powiedział i z Mikołajem podali sobie dłoń na znak
dobicia targu. - Wejdziecie na kawę?- Zaproponował.
-No
w sumie to czemu by nie.- Odparł Mikołaj i wróciliśmy do domu.
Usiedliśmy w salonie gdzie po chwili pojawiła się jakaś kobieta z
małym dzieckiem na rękach.
-O
cześć Mikołaj.- Powiedziała a Białach podniósł się aby się z
nią przywitać.
-Cześć
Kasia.- Powiedział i pocałował ją w policzek na powitanie. Nie
powiem czułam się dość obco w tym miejscu.
-A
kim jest?- Zapytała kobieta spoglądając na mnie.
-A
tak, To Ola moja partnerka.- Powiedział Mikołaj.
-Kasia,
miło mi cię tu gościć.- Podała mi dłoń na powitanie.
-Mi
również miło tu przebywać.- Odparłam witając się z nią.
-Jakie
gościć.- Powiedział mężczyzna wracając z butelką wina.- Za
niedługo to my do niej będziemy w gości tu przyjeżdżać. Bo
macie w planach zaproszenie nas tu jak się urządzicie?
-No
oczywiście że nie.- Odparł Mikołaj i wszyscy zaczęliśmy się
śmiać.
-To
co, tak aby uczcić tą okazję.- Powiedział mąż Kasi podając mi
lampkę wina.
-Dziękuję.-
Odparłam.
-Mikołaj.-
Podał mu lampkę.
-Ja
nie dzięki, prowadzę.
-Oj
no łyka weź nic ci nie zaszkodzi.- Odparł mężczyzna.- No to
zdrowie.- Dodał po chwili gdy ostatni kieliszek się zapełnił
czerwonym napojem. Mikołaj wziął łyka i odstawił lampkę na
stoliku.
-Wiem
że to powinniśmy napić się brudzia ale tak wiesz.- Powiedział
spoglądając na lampkę z winem. Podszedł do mnie.- Adam jestem.
-Ola.-
Przytulił mnie.- No to teraz możemy sobie zacząć rozmowę.- Dodał
siadając na kanapie.- Więc jak się poznaliście?- Zapytał
spoglądając na Mikołaja.
-W
pracy.- Odrzekł siadając obok niego.
-Czyli...no
opowiadaj.- Naciskał na niego Adam.
-Nic
wielkiego. Przyszła jako nowa i szef przydzielił ją do mnie.
-I
co było dalej?- Zapytała zniecierpliwiona Kasia.
-Nic
a co miało być?- Odparł zdziwiony Białach.
-Faceci.-
Podsumowała Kasia.- Idę położyć Julka, zaraz do was dołączę.-
Odrzekła wychodząc z salonu.
-Rany,
zapomniałem wam Jadalni pokazać.- Adam jak poparzony wstał z
kanapy.
-Przestań,
zrobimy z tego niespodziankę.- Zaśmiał się Mikołaj.
-No
jak tam chcesz.- Powiedział Adam wracając na swoje miejsce.
Siedzieliśmy u nich dobre dwie godziny. Rozmawialiśmy sobie o
planach i takich tam bzdurach w sumie.
-Musimy
się jeszcze, koniecznie spotkać.- Powiedział Adam gdy
wychodziliśmy.
-No
na pewno ale następny raz u nas.- Powiedział Mikołaj.
-No
to szerokiej drogi czy co się tam mówi.- Zaśmiał się Adam.
-No
do zobaczenia.- Powiedziałam wsiadając do auta Mikołaja. Po kilku
minutach byliśmy już w drodze do domu. Na zegarku w aucie wybiła
właśnie godzina 23.30. No o tej porze we Wrocławiu nie powinno być
już korków. Tak jak pomyślałam tak było. Ulice były całkowicie
puste a pod blokiem byliśmy po kilku minutach.
-Olka.-
Powiedział Mikołaj gdy zgasił silnik.
-Co?
-Nie
mówmy na razie nikomu że dom kupujemy. Chodzi mi o dzieciaki.
-A
dlaczego?
-Chciałbym
żeby to była niespodzianka dla nich. Wiesz urządzimy wszystko i
postawimy ich przed faktem dokonanym.
-Ale
czemu? Nie myślisz że by się ucieszyli że będą mieli swoje
pokoje i będą mogli je sobie urządzić tak jak chcą?
-No
tak, ale boję się że powiedzą że to za daleko od centrum.
-Mikołaj
nie panikuj, spodoba im się.
-Myślisz?
-Jestem
pewna, ale jeśli nie chcesz im mówić.
-No
w sumie najtrudniej by było zrobić pokój Marka.
-Nie
wiem czy byłby w ogóle sens.- Odparłam.
-Ola
o czym ty mówisz?
-No
bo miałam ci to powiedzieć już wczoraj, ale tak wyszło że
zapomniałam.
-Ale
co miałaś mi powiedzieć?
-Michał
złożył papiery o odzyskanie praw rodzicielskich w sądzie.
-Żartujesz
sobie?
-Nie
Mikołaj mówię całkiem serio. On to zrobił naprawdę.
-Spokojnie
o nic się nie martw, załatwimy najlepszego adwokata w mieście.
-Mikołaj,
już mam adwokata.
-Kogo?
-Julia
Tokarczyk, zajmuje się tego typu sprawami.
-Kiedy
to załatwiłaś?
-Krzysiek
mi pomógł. To ona mu pomogła Tośka odzyskać.
-Nie
bój nic, wygramy to. Nie ma nawet opcji że odzyska prawa nie po tym
co odwalił. Z resztą sama widziałaś jak Marek zareagował na to
że jednak....
-Tak
wiem, ale on jest jego ojcem mimo wszystko.
-Olka
spokojnie, wszystko będzie dobrze. Chodźmy do domu bo zimno.
-Nie
chcę, tam jest tak mało miejsca.
-Wiem,
ale musimy chwilowo nie mamy innego wyjścia.
-A
do kiedy dzieciaki będą u twoich rodziców?
-Do
jutra, bo muszą jechać po coś gdzieś nad morze.
-A
no dobra.- Odparłam.- To co robisz na kolację?
-Kanapki,
nie mam pomysłu na nic innego.
-Jestem
za i do tego herbatka.- Powiedziałam rozmarzona.
-No
dobra tyle mogę dla ciebie zrobić.- Powiedział i wysiedliśmy z
auta. Udaliśmy się do mieszkania. Zdjęłam buty od których powoli
zaczynały mi się robić odciski. Powiesiłam kurtkę na wieszaku i
odłożyłam torebkę na półkę obok. Weszłam do kuchni i usiadłam
przy stole. Mikołaj w tym czasie wstawił wodę na herbatę i zaczął
robić kolację. Zjedliśmy posiłek i poszliśmy się położyć.
Wtuliłam się w aspiranta.
-Mikołaj?
-Tak?-
Zapytał wpatrzony w TV.
-Naprawdę
chciałbyś mieć jeszcze dzieci. Tak w dalszej przyszłości?-
Zapytałam niepewnie, bałam się jego odpowiedzi.
-Tak,
a ty byś nie chciała być mamą?
-Zarwane
noce, wizyty u lekarza, ząbkowanie, płacz, krzyk, a do tego bałagan
w całym domu?
-No
tak, wspólne kąpiele, pierwsze kroki, urodziny, pierwsze słowo,
święta z potłuczonymi bombkami.
-Szkło
w stopie i pokaleczone dłonie, płacz bo święty Mikołaj nie
istnieje.
-Pierwszy
dzień w szkole.
-A
później wymyślanie chorób żeby nie iść.
-Matura,
studia. Wnuki.
-Kolejne
pieluchy i płacz. Bardzo bym chciała.- Powiedziałam a Mikołaj
mnie pocałował. Zaczęliśmy całować się coraz namiętniej.
Super opowiadanie. Pozdrawiam Sandra
OdpowiedzUsuńKiedy będzie kolejny rozdział o Oli i Mikołaju?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne