sobota, 31 grudnia 2016

Miniaturka Nowy rok, nowe zmiany

Ten rok dla wszystkich był nie lada wyzwaniem. Ola straciła najbliższe jej osoby, Mikołaj przeżył ciężkie chwile związane z pobytem córki w szpitalu i jeszcze to pobicie dilera. Emilka z Krzyśkiem zostali rodzicami.

31 grudnia 2016
Ola i Mikołaj mieli dziś patrol. Nie chcieli tego dnia a w sumie nocy spędzać samotnie. Wysocka pojawiła się na komendzie około 18. Przebrała się w mundur i udała do biura.
-Mikołaj, a co ty tu robisz?- Zapytała zaskoczona jego obecnością.
-Cześć młoda.- Odparł równie zaskoczony Mikołaj.
-Czyli mamy patrol razem.- Dodała Ola i podeszła do Mikołaja, on wstał z krzesła i przytulił ją na powitanie.
-Na to wygląda.- Odrzekł Mikołaj.- Piątka wraca do gry.- Zaśmiał się. Jako partnerzy tworzyli najlepszy patrol w mieście. Oboje bardzo ucieszyli się na wspólny patrol. Około 18.30 odbyła się odprawa. Policjanci wsiedli do radiowozu i pojechali patrolować niebezpieczne ulice Wrocławia.
-Opowiadaj co się z tobą ostatnio działo?- Rozmowę zaczął Mikołaj, odkąd rozdzielili ich patrol nie widywali się zbyt często a ich rozmowy zaczynały i kończył się na zwykłym cześć na korytarzu.
-Nie za fajnie.- Odparła urywając tym samym rozmowę.
-To proponuje kolację.- Powiedział Mikołaj i chwycił za radiostację. - 00 zgłoś do 05.- Dodał po chwili.
-Co jest piątka?- Zapytał Marek który miał akurat dyżur.
-Wpisz nas na przerwę.
-Już, dopiero co wyjechaliście.
-Ale taki spokój na mieście, rzadko spotykany.
-No dobra ale szybko.
-A co masz już coś dla nas?
-Nie jeszcze nie, ale wiesz jak jest w sylwestra. Zaraz coś będzie. Zostańcie na radiu.
-Dobrze.- Odparł i odłożył radiostację. Uśmiechnął się do Olki i podjechał pod pobliską kawiarnię. Wysiadł na chwilę zostawiając Wysocką na chwilkę samą.
-Proszę bardzo.- Powiedział Mikołaj wsiadając do radiowozu i podając Oli kubek z kawą.
-O dziękuje.- Odparła i wzięła łyka.- Ymmm jaka dobra.
-Cały czas pamiętam jaką lubisz.- Odparł Mikołaj.- Częstuj się.- Powiedział kładąc Oli na kolanach paczkę z ciastem.
-Uuu serniczek. Przepraszam ale jestem na diecie.
-Jasne, musisz przytyć, bo gdyby nie skóra to kości by samotnie na spacer chodziły.
-Zabawne wiesz.
-No co musisz przytyć.
-Takie komplementy mogę słyszeć co wieczór.- Powiedziała udając obrażoną. Mikołaj nie zamierzał odpuścić. Wziął kawałek sernika do ręki.
-Leci samolot, leci.- Zaczął się wygłupiać, udając że karmi małe dziecko.
-No kawałek mogę zjeść.- Powiedziała Ola i wzięła maleńki kawałek ciasta.- Ymmm z wiśniami, moje ulubione.- Dodała oblizując usta. Miłą przerwę przerwa im dyżurny.
-05 do 00 zgłoście się.- Mikołaj chwycił za radio.
-Masz coś dla nas?- Zapytał Mikołaj przełykając sernik.
-Jak ty mnie znasz.
-No to dawaj.
-Nad Wisłą ktoś puszcza fajerwerki.
-O tej godzinie dopiero po 19.- Zdziwił się Mikołaj.
-Tak młodzież zrobiła sobie sylwestra przedwcześnie.
-Przedwczesny wybuch.- Zaśmiał się Mikołaj.
-Tak sprawdźcie to. Od strony nowego mostu jak z centrum wyjeżdżasz.
-Dobra a zgłaszający tam będzie?
-Nie, śpieszy się na imprezę i nie może na was poczekać.
-Jak zawsze. Dobra już się tam udajemy.
-Dajcie znać jak skończycie.-Odparł dyżurny a Mikołaj odłożył radiostację. Policjanci pojechali do zgłoszenia.
-No to zaczynamy.- Dodał po chwili Mikołaj.
-Patrol 05 wraca do gry.- Skomentowała Ola i w dobrych humorach pojechali do wezwania. Na miejscu byli po dziesięciu minutach.
-Tak jak myślałem, nikogo nie ma.- Powiedział Mikołaj wysiadając z radiowozu. Ola po chwili do niego dołączyła.
-Nikogo nie ma, ale są fajerwerki.- Powiedziała wskazując na kilka opakowań pozostawionych po wypakowaniu fajerwerków.
-Dobra zgłoszę dyżurnemu że nic nie mamy.- Odparł Mikołaj i wyjął z kamizelki radiostację.
-00 do 05.
-Słucham cie piątka.
-Nic tu nie ma, zdążyli uciec.
-Ale jakieś ślady są?
-Tak puste opakowania po fajerwerkach.
-No dobra to wracajcie na patrol. Mam dziś za mało patroli.
-Dobra to my się udajemy do centrum.
-Bądźcie na radiu.
-No dobra.- Odparł Mikołaj i schował radiostację do kamizelki. - No młoda pakuj się do radiowozu. Wracamy na miasto.- Dodał i policjanci wrócili na patrol. Spokojna noc zamieniła się w straszne zamieszanie, związane z koncertem sylwestrowym na rynku. Spokojny patrol radiowozem dla patrolu 05 zamienił się w niespokojny patrol pieszy przy koncercie. Chwilę przed północą aspirant Białach zniknął z widoku Wysockiej. Ola niepewnie zaczęła krążyć po placu i szukać Mikołaja.
-O tu jesteś.- Powiedziała podchodząc do radiowozu.
-Tak, nie lubię być w centrum jak mają puszczać fajerwerki. Z daleka lepiej wyglądają.- Powiedział siadając na masce samochodu. Ola dosiadła się do niego. Po chwili Mikołaj podszedł do bagażnika. Wyjął z niego szampana i dwa plastikowe kubeczki. Ponownie zajął miejsce obok Oli.
-Potrzymaj kubeczki.- Powiedział a z oddali dobiegały krzyki i śmiechy. Zaczęło się odliczanie.
-A my na pewno możemy?- Zapytała Ola, nie dlatego że bała się konsekwencji jakie mogą się wiązać z tym że piją na służbie ale żeby poruszyć jakikolwiek temat.
-Spokojnie to szampan dla dzieci.- Odrzekł Mikołaj.
-Pięć, cztery.- Policjanci zaczęli odliczać.- Trzy, dwa, jeden.- Mikołaj otworzył szampana. Korek poleciał kilka metrów od radiowozu. Ola podsunęła kubeczki a Białach nalał do nich musujący napój. Odstawił butelkę obok radiowozu i wziął kubeczek od Oli.
-Szczęśliwego nowego roku aspirancie.- Powiedziała Ola i stuknęła swoim kubeczkiem o kubeczek Mikołaja.
-Szczęśliwego Pani sierżant.- Odparł Mikołaj i chciał ja pocałować w policzek. Ola akurat odwróciła głowę bo zobaczyła fajerwerki. Ich usta dotknęły się. Policjanci zaczęli się namiętnie całować. Żadne z nich nie protestowało ani nie przerywało tej chwili.
-Piątka, szczęśliwego nowego roku.- Tę chwilę, co prawda nieświadomie, przerwał im dyżurny. Policjanci spojrzeli sobie głęboko w oczy i uśmiechnęli się do siebie. Ola wyjęła radio z kamizelki.
-Szczęśliwy na pewno będzie.- Powiedziała uśmiechając się i nie odrywając wzroku od Mikołaja.
-Oooo od czterech minut mamy północ a tu już wiadomo że szczęśliwy.
-Wiadomo, wiadomo.- Dodał Mikołaj.
-Witam z powrotem najlepszy patrol w mieście.
-Szybko się skapnąłeś.- Dodał Mikołaj i zaczęli się śmiać.
-Miałem z tą wiadomości poczekać do waszego powrotu na firmę, ale nie wytrzymam.- Powiedział Marek.
-No dawaj, już się nie możemy doczekać.- Zaśmiał się Mikołaj.
-No więc Patol 05 w składzie sierżant Wysocka i starszy aspirant Białach. Wraca do gry.
-Ale że jak wraca do gry?- Zapytała zdziwiona Ola.
-Jackowska podpisała dziś rano wasz skład na stałe do końca 2017.- Powiedział Marek a Ola aż pisnęła z radości. Marek zakończył tym swoją rozmowę z policjantami. Ola z radości rzuciła się na Mikołaja i mocno w niego wtuliła.
-Ola...bo...- Zaczął Mikołaj.
-Tak?- Zapytała.
-Wiesz co oznacza nasz powrót do gry?
-Tak wiem.- Powiedziała i posmutniała.- I wiesz że nie możemy powrócić do gry.- Dodał po chwili. Czekała ich trudna decyzja. Jako policjanci nie powinni się wiązać. Dla wojewódzkiej i tak byli już podejrzani samym tym że się przyjaźnili. A teraz.
-Chyba mamy takie samo zdanie na ten temat.- Odpowiedziała Ola i wsiadła do samochodu. Ze względu na związek jedno z nich będzie musiało się przenieść do innej komendy. Będzie to Ola, wciąż propozycja przeniesienia do wojewódzkiej była aktualna. Mikołaj zdziwiony jej zachowaniem również wsiadł do radiowozu.
-Co się dzieje?
-Wiesz że za to przeniosą mnie do wojewódzkiej.- Powiedziała a w jej oku pojawiły się łzy.
-Nikt nikogo nie przeniesie. Już ja to załatwię.
-Niby jak.- Ola krzyknęła na niego.
-Nie wiem ale coś wymyślę.- Powiedział i pocałował Olę. Po chwili policjanci wrócili na patrol. Około 8 rano zjechali na firmę. Ola spała w radiowozie.
-Ola, wstań, kończymy już.- Powiedział a Ola zaczęła się przeciągać i ziewać. Oboje weszli do biura. Gdy Wysocka poszła się przebrać Mikołaj poszedł załatwić pewną sprawę u komendant Jackowskiej. Obiecał Oli że nikt nie zostanie przeniesiony. Po bardzo długiej debacie z szefową Mikołajowi udało się wynegocjować dogodne warunki. Mieli pracować w oddzielnych zespołach, ale na tej samej zmianie. Po nadto Renata w raporcie do wojewódzkiej napisała że przyczyną nagłej zmiany patroli jest związek Zapały i Drawskiej, którzy zgodzili się na takie wyjście i nie ukrywali swojego związku.
31 grudnia 2017
Ola i Mikołaj ponownie mieli wspólny patrol. Wysocka była w szoku ale nie protestowała. Ku jej zdziwieniu dyżurny wezwał ich na komendę chwilę przed północą a Mikołaj pozwolił Oli pierwszy raz na ich patrolu prowadzić radiowóz. Zaraz gdy znaleźli się pod komendą wyparował z radiowozu. Ola była w ciągłym szoku. Weszła na komendę z niewyraźną i niepewną miną. Udała się do Jacka który tego dnia miał dyżur. Stanęła w drzwiach.
-O dobrze że jesteś. Podpisz mi te papiery.- Powiedział i dał jej długopis.
-Tylko po to nas tu wezwałeś?- Zapytała zaskoczona.
-Tak.- Odparł Jacek. Ola wzruszyła ramionami i zaczęła podpisywać papiery.
-Co się z wami dziś dzieje?- Zapytała podpisując ostatni z dokumentów.
-Jesteś pewna że chcesz wiedzieć?- Zapytał Jacek niepewnym głosem.
-Tak.- Odparła.
-Chodź ze mną.- Powiedział Jacek i założył kurtkę. Policjanci wyszli przed budynek komendy. Na środku parkingu stał radiowóz. Jacek podszedł z Olą do niego.
-Usiądź.- Powiedział wskazując dłonią na maskę samochodu. Ola posłusznie wykonała jego polecenie. Usiadła na masce samochodu a z zaciemnionego, nieoświetlonego fragmentu parkingu wyłonił się Mikołaj. Był w garniturze. Ola zaczęła się rozglądać dookoła siebie, nie wiedząc co się dzieje. Białach wziął od Zapały gitarę i zaczął grać. Wysocka była zaskoczona nie wiedziała że Mikołaj gra na gitarze. Z jej prawej strony ustawiły się policjantki wszystkie były w mundurach ale we włosach miały białe kwiatki, z lewej strony stanęli panowie. Również byli w mundurach ale mieli muszki i biły kwiatek na lewej piersi. Stworzyli drogę między Olą a Mikołajem. Aspirant zaczął śpiewać piosenkę. Sam ją napisał, mówiła o tym jak się poznali i o tym że chce się zapytać jej o coś bardzo ważnego. Panie klaskały w rytm muzyki a panowie pstrykali palcem. Przyszła pora na refren, nie śpiewał go Mikołaj a wszyscy zgromadzeni. Cały czas powtarzając jedno zdanie „Ola czy wyjdziesz za Mikołaja?” Po chwili gdy Mikołaj był już obok Oli, Krzysiek wziął od niego gitarę, grał dalej ale teraz był to marsz Mendelsona. W oczach Oli pojawiły się łzy. Mikołaj ukląkł przed nią.
-Ola zostaniesz moją żoną?- Zapytał a ona rzuciła mu się na szyję.
-Tak.- Powiedziała a Mikołaj założył jej pierścionek na palec. Wszyscy zaczęli krzyczeć gorzko.

Kilka miesięcy później Ola i Mikołaj wzięli ślub. A rok później narodziło im się dziecko. Był to chłopiec. Dali mu na imię Tomasz Wojciech. Po nieżyjących już dziadkach chłopca.

The end

czwartek, 29 grudnia 2016

2.24

Wstaliśmy z Olką wcześniej niż zwykle. Mieliśmy spory kawałek do pokonania. W końcu przeprowadziliśmy się na drugi koniec miasta. Zjedliśmy śniadanie i zawieźliśmy dzieciaki do szkoły. Później udaliśmy się prosto do firmy. Pożegnaliśmy się przy samochodzie. Olka poszła do firmy a ja zaparkowałem auto. Wszedłem do firmy i od razu poszedłem się przebrać. Dziś wróciła Karolina. Ucieszyłem się bo dobrze nam się pracuje. Na patrol wyjechaliśmy jakoś po dziewiątej. Dostaliśmy spokojny rewir. Ja jednak miałem dziwne przeczucie na dziś. Tak jakby coś się stało. Intuicja mnie nie myliła. Jackowska wróciła nas na komendę zaraz po przerwie obiadowej. Udaliśmy się do jej gabinetu. Zapukałem i weszliśmy do środka.
-Siadajcie.- Odparła szefowa, miała smutny wyraz twarzy.
-Coś się stało?- Zapytała Karolina.
-Tak, 06 miał dziś wypadek.- Powiedziała a serce stanęło mi w gardle.
-Oli nic nie jest?- Zapytałem przerażonym głosem.
-Przykro mi to powiedzieć ale....Ola jest w ciężkim stanie w szpitalu.
-Jadę tam.- Powiedziałem wstając z krzesła.
-Nie wpuszczą cie. Leży na OIOMIE.- Powiedziała Jaskowska. Momentalnie grunt pod nogami mi się zarwał.
-Mam to gdzieś jadę do niej.- Powiedziałem.
-Mikołaj uważaj na siebie.- Powiedziała Karolina a ja poszedłem się przebrać w cywilne rzeczy. Po 30 minutach byłem już w szpitalu. Lekarze nie chcieli mnie wpuścić na oddział.
-Niech mi Pan chociaż powie co z nią?- Krzyknąłem do jednego z mężczyzn stojących obok mnie i próbujących mnie uspokoić.
-Nie wiele możemy powiedzieć, jej stan jest ciężki i jak na razie się nie poprawia.
-Ale co się stało?
-Z tego co nam wiadomo to przyjechała do nas z wypadku samochodowego. Zaprowadzę pana na salę tego drugiego policjanta.- Powiedział mężczyzna i udaliśmy się na zupełnie inny oddział. Przed salą siedziała Emilka z Tośkiem.
-Może Pan na chwilkę do niego wejść.- Powiedział i otworzył mi drzwi. Spojrzałem jeszcze na Emilkę i wszedłem do środka.
-Cześć Krzysiek.- Powiedziałem podchodząc do jego łóżka.- Jak się czujesz?
-A jak myślisz, przeze mnie Ola jest na OIOMIE.
-Przestań to nie twoja wina.
-A skąd wiesz, nie było cię tam. To ja prowadziłem radiowóz. Gdybym tylko zdążył zahamować.- Mówił Krzysiek a ja pierwszy raz widziałem łzy w jego oczach.- Co z Olą? Jak ona się czuje, lekarze nie chcą mi nic powiedzieć.
-Ola...jest w gorszym stanie niż ty, ale spokojnie jest dzielna i wyjdzie z tego.- Mówiłem sam w to nie wierząc.
-Ale co mówią lekarze?
-Nie za wiele. Wiesz co ja już do niej pójdę. Ktoś też chce do ciebie wejść.- Powiedziałem wychodząc z sali. Spojrzałem na Emilkę a ta się podniosła i weszła na salę. Wyjąłem z kieszenie telefon. Nie wiedząc co mam zrobić zadzwoniłem do szefowej. Odebrała od razu.
-Tak Mikołaj, co z Olą?
-Nie najlepiej, lekarze mówią że jej stan jest krytyczny i jak na razie nie ma żadnej poprawy.
-A u Zapały byłeś?
-Tak właśnie od niego wyszedłem.
-I co powiedział jak to było?
-No troszkę chaotycznie ale obwinia się za to.
-Może mogę ci jakoś pomóc Mikołaj.
-Jak by Pani mogła ze szkoły odebrać moje córki i syna Oli.
-No dobrze, a mam ich zabrać do siebie czy może do ciebie, albo do Oli?
-Do nas do domu, podjedzie Pani do miejskiego to dam Pani klucze.- Powiedziałem.
-No dobrze to zaraz będę.- Odpowiedziała i rozłączyła się. Już byłem przy wejściu na OIOM. Właśnie zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz, dzwoniła Karolina. Odebrałem.
-Co jest Karola?
-Co z nią?
-Nie najlepiej.
-Odebrać dzieciaki ze szkoły?
-Nie trzeba już to załatwiłem.
-A wpuścili cie do niej?
-Nie. Karzą czekać, więc czekam. Nawet na oddział nie można wejść.
-No dobra, daj znać jak coś będziesz wiedział.- Odparła i się rozłączyła. Po chwili ujrzałem znajomą sylwetkę.
-Cześć Mikołaj.- Powiedziała szefowa podchodząc do mnie.
-No to tak tu są klucze od domu.- Powiedziałem dając jej plik kluczy.- Dominika i Marek chodzą na Połomskiego a Ania na Kasprowicza.
-Ok, a mam tak po prostu wejść i ich zabrać?
-No tak ja zaraz do nich zadzwonię i powiem im że ich Pani odbierze.
-Mikołaj skończmy z tą Panią mów mi Renata.
-No dobrze.
-Ta swoją drogą nie wiedziałam że Wysocka ma syna.
-Od kilku miesięcy.
-I już chodzi do szkoły?
-Tak Ola jest jego opiekunem.
-A nie wiedziałam.
-Olka nie chciała z tego robić wielkiego Halo.
-Powiedziałeś że do waszego domu...
-Tak mieszkam z Olą od jakiegoś czasu. Ostatnio kupiliśmy dom a wczoraj była przeprowadzka. Więc przepraszam cię za bałagan jaki tam panuje.
-Przestań myślisz że ja się nie przeprowadzałam.
-Jeszcze raz ci dziękuję za pomoc.
-Nie ma za co Mikołaj. Dobra ja jadę po dzieciaki.
-Dzięki.- Krzyknąłem gdy odeszła troszkę dalej. Zadzwoniłem do Dominiki że dziś odbierze ich moja znajoma z pracy. Nie mówiłem że to szefowa ze względu na to że akurat te urwisy potrafią nieźle namieszać. Siadłem na krześle przed salą. Każda sekunda była jak minuta, z kolei minuta trwała tyle co godzina. Nie mogłem opanować strachu przed tym co może się stać w najgorszym wypadku. Po kilku godzinach z oddziału wyszedł jakiś mężczyzna.
-Ktoś z rodziny Aleksandry Wysockiej.- Powiedział a ja się podniosłem.
-Ja.- Dodałem podchodząc do niego.
-Jest Pan....
-Ola to moja narzeczona. Co z nią?
-Jest nieprzytomna, ale jej stan zaczął się poprawiać.
-Bogu dzięki.- Powiedziałem radośnie wzdychając.
-Niestety mam nie najlepszą wiadomość.- Powiedział a ja się przestraszyłem.
-Co....
-Pana narzeczona jak przypuszczam nie wiedziała że jest w ósmym tygodniu ciąży.
-O...Ol...Ola...jest w ciąży?- Zapytałem a słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
-No właśnie, zapraszam do mnie do gabinetu.- Powiedział nie odpowiadając mi na pytanie. Udaliśmy się do małego pomieszczenia gdzie było biurko i dwa krzesła.
-Proszę usiąść.- Powiedział mężczyzna a ja zrobiłem to o co poprosił.
-Coś nie tak z dzieckiem?- Zapytałam widząc jego wyraz twarzy.
-Niestety podczas wypadku, pana narzeczona poroniła.- Powiedział a mi po raz kolejny tego dnia zarwał się grunt pod nogami.- Przykro mi.- Dodał po chwili. Opuściłem jego gabinet.- Może Pan na chwilkę do niej wejść.- Powiedział po chwili mężczyzna wychodząc za mną z gabinetu. Zaprowadził mnie na salę Oli. Spojrzałem na nią. Leżała bezbronnie na łóżku, podłączona do aparatury. W moich oczach pojawiły się łzy. Siadłem przy jej łóżku. Delikatnie objąłem jej dłoń.
-Wiem że mnie teraz słyszysz.- Powiedziałem a głos mi się łamał od łez spływających po policzkach.- Ola kochanie...musisz walczyć...proszę cię...dla mnie dla Marka i dla dziewczyn....musimy oboje walczyć...być dzielni...tyle już przeszliśmy....to też razem przetrwamy...Ola ja cię potrzebuję....dzieciaki cie potrzebują....proszę cię nie poddawaj się...kocham cię...jesteś całym moim światem....chcę założyć z tobą rodzinę....posadzić drzewo i mieć syna....błagam cie nie zostawiaj nas samych.- Mówiłem a głos coraz bardziej mi się załamywał. Po kilku minutach na sali pojawił się lekarz. Poprosił abym opuścił salę. Pocałowałem Olę w czółko i wyszedłem. Siadłem na korytarzu a dłońmi zakryłem twarz. Łzy spływały mi po policzkach. Cholera faceci nie płaczą. Pomyślałem ale czułem się tak bezsilny. Nie wiedziałem co mam robić. Poczułem wibracje w telefonie. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła szefowa. Odebrałem.
-Tak słucham.- Powiedziałem ocierając łzy i starając opanować emocje.
-Wszystko dobrze?
-Nie, jest fatalnie.- Powiedziałem.
-Jest już późno Mikołaj i jako twoja szefowa a też znajoma nakazuję ci w tej chwili wrócić do domu i odpocząć.
-Nie mogę muszę być przy niej.
-Nie teraz to masz być z dziećmi.- Podniosła głos.- Za pół godziny chcę cie widzieć w domu.- Dodała po chwili.
-Dobrze.- Powiedziałem poirytowanym głosem. Podniosłem się i spojrzałem jeszcze raz na moją Olę. Ponownie do oczu napłynęły mi łzy. Wróciłem do domu. Światła cały czas się paliły. Wszedłem do środka.
-No w końcu.- Usłyszałem głos szefowej.
-Gdzie dzieciaki?- Zapytałem.
-Położyły się już spać, były już zmęczone. Mów lepiej co z Olką?
-Jej stan się poprawił.
-Ale co wybudziła się?
-Nie jeszcze.- Powiedziałem i znowu miałem ochotę się rozpłakać.
-Mikołaj co jest grane, mów w tej chwili co się stało.
-Ola była w ciąży.- Powiedziałem a na policzkach pojawiły się słone łzy.
-Jak to była?
-Poroniła podczas wypadku.- Dodałem a Renata aż zaniemówiła, opadła tylko na kuchenne krzesło. W jej oczach było widać smutek.
-Mikołaj, czy to ty byłeś ojcem?
-Tak, lekarz powiedział że to był ósmy tydzień. Bardzo chcieliśmy powiększyć rodzinę. Między innymi dlatego kupiliśmy dom. Kurwa no, dlaczego zawsze muszę tracić wszystko na czym mi tak cholernie zależy.- Krzyknąłem uderzając pięścią w stół.
-Spokojnie, wszystko się ułoży. Zobaczysz Olka z tego wyjdzie, jest silna.- Renata starała się mnie uspokoić.- Masz napij się.- Powiedziała dając mi lampkę wina.
-Dziękuję.- Odparłem i oboje się napiliśmy.
-Jutro Mikołaj nie musisz przychodzić do pracy. Monika cię zastąpi już to załatwiłam.
-Dziękuje, a wiesz może co z Krzyśkiem?
-Tak, ma złamaną nogę, nie prędko wróci.
-A powiedział co się....
-Tak. Dostali wezwanie, podjeżdżali już na miejsce i ktoś w nich uderzył od strony Oli. Zapała się obwinia za ten wypadek.
-Ale to nie jego wina że ktoś w nich uderzył.
-Tak, ale on uciekł. Zostawił auto i uciekł stamtąd.- Powiedziała Renata.
-Kurwa, zabije go jak tylko go dostanę w swoje ręce.- Powiedziałem zdenerwowany. Nie dość że spowodował wypadek, zabił moje dziecko, Ola jest nieprzytomna a Krzysiek połamany, to jeszcze ten sk******n im nie pomógł. Gotowało się we mnie.
-Mikołaj uspokój się to rozkaz.- Powiedziała Renata.
-Przepraszam ale brakuje mi słów do takiego chamstwa.
-Idź się połóż. To ci pomoże.
-A szefowa?
-Mikołaj.- Powiedziała podniesionym tonem.
-Znaczy się a ty Renata?
-Ja wracam do domu. Jutro przyjadę rano zajrzę do was.
-Dzięki za pomoc. Musimy dorwać tego gnoja.
-Spokojnie Mikołaj dorwiemy a teraz idź spać.
-Jeszcze raz wielkie dzięki.- Powiedziałem uśmiechając się do niej choć w tej chwili mój uśmiech był strasznie wymuszony. Renata pojechała a ja poszedłem do sypialni. Położyłem się do łóżka. Pościel pachniała Olą. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Chciałem się obudzić. Udać że to wszystko to głupi sen. Niestety rano obudziłem się a obok mnie nie było Oli. Przetarłem oczy i zszedłem na dół. Dzieciaki jadły już śniadanie, przysiadłem się do nich a z kuchni wyszła Renata.
-Cześć Mikołaj.- Powiedziała stawiając na stole kawę i talerz z kanapkami.
-Hej.- Powiedziałem.- O której przyjechałaś?
-Jakieś dziesięć minut temu. Jedz.- Powiedziała podstawiając mi talerz pod nos.
-Nie jestem głodny.
-A ja się nie pytam czy jesteś tylko masz jeść.- Spojrzałem na nią, po jej minie widziałem że muszę zjeść bo inaczej mi nie odpuści.- Jedziesz do szpitala?
-Tak, zaraz będę jechał.
-No dobra, to ja zabiorę ze sobą dzieciaki.- Powiedziała Renata.
-Młodzież, nie jesteśmy już dziećmi.- Odezwała się Dominika.
-Myślałem że jedziesz do pracy.
-Bo jadę, zabiorę ich ze sobą. Spokojnie nie będą mi przeszkadzać.
-Ale ja nie chcę robić kłopotu, mogę ich zabrać ze sobą.
-Ale my chcemy jechać z ciocią Renatą.- Odezwała się Ania.
-Jak będą niegrzeczni do zaprowadzę ich do Profosa.- Zaśmiała się.
-Może lepiej nie.- Powiedziałem. Zjadłem śniadanie i poszedłem się ubrać. Około ósmej byłem już w drodze do szpitala. Renata jeszcze była u mnie w domu. Przypuszczaliśmy że wrócą wcześniej niż ja więc wzięli klucze od domu. Po dwudziestu minutach parkowałem już auto pod szpitalem. Wysiadłem z samochodu i udałem się na OIOM. Wszedłem na oddział. Udałem się pod salę Oli. Spojrzałem przez szybę na salę. Pielęgniarki właśnie sprzątały salę. Wszedłem na nią.
-Gdzie Ola?- Zapytałem przestraszony.
-Pan jest kimś z rodziny?
-Gdzie ona jest?- Ponownie zapytałem a po policzkach spływały mi łzy.
-Proszę porozmawiać z lekarzem.- Powiedziała kobieta a ja miałem już najgorsze myśli. Udałem się do gabinetu w którym byłem wczoraj. Wszedłem bez pukania.
-Co Pan tu robi?- Podniósł się lekarz od biurka.
-Gdzie Ola?- Zapytałem zarwanym głosem.
-Proszę usiąść.- Powiedział, miał dziwną twarz, taką bez uczuć.
-Co się stało, czy Ola.....
-Nie nie, spokojnie. Stan Pani Aleksandry uległ poprawie.
-Gdzie ona jest?
-Przenieśliśmy ją na inną salę, jest teraz na obserwacyjnej.
-Poprawił się jej stan, to znaczy że się wybudziła?
-Niestety nie, ale jej rotowania wzrosły.
-Kiedy się wybudzi?
-Tego nie jestem Panu na tą chwilę powiedzieć. Może to być jutro, za tydzień, może dwa, nie wiem.
-Ale wybudzi się prawda?
-Tak wybudzi się. Po prostu straciła dużo krwi i musi się teraz zregenerować. Spokojnie.
-Jak mam być spokojny jak ktoś o mało nie zabił najważniejszej osoby w moim życiu?- Warknąłem na lekarza.
-Rozumiem ale proszę się uspokoić jest Pan w szpitalu i dla Pana dobra radzę opanować niepotrzebne emocje.
-Przepraszam, po prostu ten koleś uciekł stamtąd i....
-No dobrze, ale proszę naprawdę się opanować, dla swojego dobra bo może Pan sobie tylko tym pogorszyć sytuację?
-Dobrze, a Panie doktorze, jedna sprawa.
-Proszę niech Pan mówi.
-Myśli Pan że Ola słyszy to co mówimy, ona może wiedzieć że straciła dziecko?
-Wie Pan co, wydaje mi się że słyszy, a co do dziecka nie dowiemy się do puki się nie wybudzi. Ale myślę że Pana narzeczona nie podejrzewała że jest w ciąży.
-A dlaczego?
-Wydaje mi się że gdyby coś podejrzewała to nie ryzykowałaby tak w trakcie służby. Za wszelką cenę odruchowo chroniłaby dziecko, którego mogłoby w ostateczności nie być.
-Myśli doktor że kobiety takie coś czują?
-Jestem tego pewien. Sporo już przepracowałem i nigdy się nie pomyliłem.
-Dziękuję Panu.
-Proszę w końcu to moja praca.- Powiedział mężczyzna.
-A będę mógł do niej wejść?
-Tak oczywiście, już pana prowadzę.- Powiedział i zaprowadził mnie na salę na którą przeniesiono Olkę. Spojrzałem na nią wchodząc do sali. Wyglądała jakby spała. Już nie była podłączona do dużej ilości aparatury. Teraz było znacznie mniej tego sprzętu. Usiadłem na krześle obok jej łóżka.
-Cześć kochanie.- Powiedziałem delikatnie obejmując jej dłoń. Wydawało mi się że prawy kącik jej ust się delikatnie podniósł. Tak jakby się uśmiechnęła.- Jak się czujesz?...pewnie fatalnie...nie martw się złapiemy tego gnojka co nam to zrobił...dzieciaki jakoś się trzymają...walczą razem z nami...Renata, znaczy się szefowa mi przy nich pomaga...dziś zabrała ich na firmę a mi dała wolne abym mógł do ciebie przyjechać....ale mnie dziś przestraszyłaś...poprawiło ci się....jestem z ciebie dumny...musimy walczyć...damy radę...zobaczysz jeszcze będziemy mieli dzidziusia...razem nie prześpimy wielu nocy i razem będziemy płakać na ślubach naszych szkrabów...mówię też o młodzieży, oburzają się gdy nazywamy ich dziećmi...Ola kochanie...nawet nie wiesz jak mi ciebie brakuje...tak bardzo bym chciał usłyszeć choć jedno słowo...udać że to wszystko to był głupi sen...- Mówiłem a głos mi się zarywał coraz bardziej. Spędziłem u Oli prawie cały dzień. Około 18 pojechałem do domu. Był zamknięty a ja nie miałem kluczy. Wsiadłem więc w samochód i pojechałem na komendę. Poszedłem do gabinetu Renaty.
-O Mikołaj, a co ty tu robisz? Myślałam że jesteś jeszcze w szpitalu.
-No właśnie z niego wracam.
-I co z Olą, siadaj i opowiadaj.
-Jej stan się polepszył.- Odetchnąłem z ulgą i usiadłem naprzeciwko niej.
-Obudziła się?
-Niestety nie.- Posmutniałem.
-A co mówią lekarze?
-Że na pewno się wybudzi, ale w tej chwili nie są w stanie powiedzieć kiedy.
-Bogu dzięki że się wybudzi. A mówili coś jeszcze?
-Tak, wiem że ma połamane trzy żebra, prawą nogę i prawy nadgarstek. Jest bardzo poobijana, no i ma wstrząśnienie mózgu przez co jest nieprzytomna. Straciła też dużo krwi i dlatego chcą ją jeszcze kilka godzin potrzymać w narkozie. Później ją wybudzą i zobaczymy czy odzyska przytomność.
-Odzyska na pewno.- Powiedziała Renata a do gabinetu wszedł Jacek.
-Szefowo mamy go, piątka już go wiezie na komendę. Nie wywinie się.- Powiedział wchodząc do środka.
-Cześć Mikołaj.- Dodał i przywitaliśmy się.
-Cześć. Kogo macie?
-Tego gnoja co wczoraj w szóstkę przywalił, już się nie wywinie.- Odparł Jacek, a ja spojrzałem na Renatę.
-Mikołaj nawet o tym nie myśl.- Powiedziała.
-Ale....
-Nie i koniec, ty jesteś oddalony od tej sprawy.
-Ale Renata.- Wyrwało mi się przy Jacku który stał obok i przysłuchiwał się naszej rozmowie. Z szefową spojrzeliśmy na niego. Zdziwienie malowało mu się na twarzy.
-Jacek zostaw nas samych.- Powiedziała Po chwili a dyżurny wykonał jej polecenie.
-Dlaczego nie mogę...chcę tylko mu spojrzeć w oczy, chce wiedzieć dlaczego to zrobił. Dlaczego zniszczył nasze plany?
-Ja to rozumiem, ale musisz opanować emocje i na pewno nie pozwolę ci teraz się z nim spotkać.
-Ale on ich mógł zabić. Chce wiedzieć co czuł zostawiając ich bezsilnie w tym radiowozie?
-Ja też chcę wiedzieć, Mikołaj wszyscy tego chcemy.
-To mi na to pozwól.
-Nie teraz to wracasz z dziećmi do domu. Teraz one i Ola są najważniejsze. Musisz im pokazać że jesteś silny.
-A co jeśli mnie spytają dlaczego to zrobił?
-To powiesz im prawdę że nie wiesz dlaczego. Obiecasz że się dowiesz. To są dzieci za kilka dni zapomną że się pytały.
-A Oli co jej powiem gdy się wybudzi?
-Że go złapaliśmy. Spokojnie Mikołaj. Wiesz że moi ludzie są najlepsi w tej robocie. Za kilka godzin może nawet nie będziemy wiedzieli co się tam wydarzyło.- Powiedziała a ja zamilkłem. Nie mogłem opanować wściekłości jaką darzyłem tego faceta. W jednej chwili stał się dla mnie nikim. Wiedziałem jedno, będę walczył żeby szybko z pierdla nie wyszedł. Po kilku minutach gdy ochłonąłem a Renata miała pewność że nie natknę się na korytarzu na tego gnoja, udałem się do stołówki, gdzie dzieciaki spędzały czas pod czujnym okiem Pani Zosi.
-Cześć Mikołaj.- Powiedziała kobieta gdy podszedłem do stolika.
-Witam Pani Zosiu.- Odparłem siadając obok nich.
-Marnie wyglądasz, zaraz przyniosę ci coś do jedzenia.- Powiedziała odchodząc od stolika. Spojrzałem na młodzież.
-Co z ciocią?- Zapytała Dominika.
-Już lepiej.- Powiedziałem wciąż smutnym głosem.
-To dlaczego jesteś smutny?- Zapytał Marek.
-Bo...wasza ciocia...
-Coś się poważnego stało przy wypadku?- Wtrąciła Ania.
-Można tak powiedzieć....- Odparłem.
-Proszę bardzo. Mięso bo musisz mieć siłę Mikołaj.- Powiedziała Pani Zosia stawiając talerz z obiadem na stoliku.
-A co wy macie takie miny?- Zapytała po chwili.
-Coś jest cioci a tata nie chce powiedzieć co.- Odrzekła Dominika złym głosem.
-Skarbeńku nie złość się na tatę, jemu też nie jest łatwo.- Zaczęła Pani Zosia. Zawsze miała rękę do dzieci, jak mało kto potrafiła je podejść i wydusić z nich wszystko. Potrafiła w każdej sytuacji znaleźć jakieś pozytywy.
-Mikołaj możemy pogadać.- Do stolika podeszła Dominika.
-Jasne.- Odparłem i oboje odeszliśmy od stolika.- Co się stało?
-Chodzi o Olkę.
-Co jest, dzwonili ze szpitala?
-Nie, nie uspokój się. Ten koleś co go przywieźli. No ten co spowodował wypadek.
-No wiem który to co?
-No ja i Olka bardzo dobrze go znamy.
-Jak to?- Zapytałem zdziwiony.
-Mikołaj, ja nie chcę się między was mieszać, ale są rzeczy o których powinieneś wiedzieć.
-O czym ty mówisz?
-No o tym co się działo zanim wyjechałam....nie powinieneś tego usłyszeć ode mnie ale w tej sytuacji to konieczne.
-Poczekaj chcesz mi powiedzieć o tej sytuacji o Kamilu i reszcie?
-Skąd to wiesz?
-Miałem pewną sprawę kiedyś Ola mi powiedziała, bardzo mi się wtedy te informacje przydały. Ale mów o co chodzi.
-No ten koleś to jest....-Słowa nie chciały jej przejść przez gardło.
-Dominika do cholery wyduś to z siebie.
-No to był nasz szef.
-Szef, byłem pewien że to....
-No nie do końca. On pamiętam że groził Olce ja się wyrwałam i na wszelki wypadek wyjechałam za granicę. Mikołaj zrozum bałam się go.
-A Olka?
-Z nią było gorzej, z tego co mi wiadomo to jej tata załatwił jej męża w sensie że za kratki poszedł.
-Czy on wam kiedyś groził?
-Tak najczęściej jak się mu sprzeciwiłyśmy. Rozumiesz co mam na myśli.
-Tak spokojnie. Nie chcesz to nie musisz mówić.
-Nie Mikołaj ja już za długo milczałam. On się odgrażał że nas wszystkich pozabija jak tylko mu się nadarzy okazja.
-Myślisz że to nie był wypadek?
-Ja jestem tego pewna. Mikołaj on może zrobić to jeszcze raz, on na Olkę polował teraz widział mnie. Jestem pewna że jak dostanie tylko za spowodowanie wypadku to on dokończy to co zaczął. Musimy coś z tym zrobić.
-Zrobimy, chodź ze mną do szefowej.- Powiedziałem stanowczym głosem i po chwili byliśmy już w jej gabinecie.
-Białach. Miałeś jechać do domu.- Jackowska podniosła na mnie głos.
-Szefowo Dominika ma coś do powiedzenia, to ważne.- Powiedziałem.
-Bo ja wiem o co tu chodzi.- Odparła Dominika.
-Ale w czym?- Zapytała zaskoczona Jackowska.
-W wypadku Oli i Krzyśka. To nie był wypadek.- Powiedziała a Jackowska wstała od biurka.
-Mikołaj zostaw nas same.- Powiedziała Renata a ja wyszedłem z jej gabinetu. Zszedłem na dół i udałem się do stołówki skończyć obiad. Co prawda był zimny, ale był. Pani Zosia nakarmiła też młodzież za co podziękowałem jej ogromną czekoladą. Po kwadransie mieliśmy opuścić komendę. Wtedy przyszła do nas Dominika.
-I co?- Zapytałem widząc ją zmierzającą w moim kierunku.
-Będę zeznawać.- Powiedziała a ja wyszeptałem dziękuję i opuściłem z dzieciakami komendę. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy do domu. Przygotowałem dzieciakom kolację i udaliśmy się do ogrodu aby ją zjeść. Siedzieliśmy tak w ciszy, gdy nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Podniosłem się od stołu i poszedłem otworzyć.
-Jest Ola?- Zapytała młoda kobieta z dzieckiem na rękach. Znałem ją była u nas kilka dni temu.
-Nie ma.- Odparłem.
-A kiedy będzie?
-Nie prędko. Wejdziesz na kawę?- Zaproponowałem.
-Mogę na nią poczekać?
-Wszyscy na nią czekamy.- Odparłem a kobieta weszła ze mną do domu. Zaprowadziłem ją do ogrodu gdzie była młodzież a sam poszedłem do kuchni i zrobiłem jej kawę. Postawiłem na stole i usiadłem.
-O której będzie Ola?- Zapytała po chwili.
-Dzieciaki idźcie się pobawić.- Powiedziałem a oni wykonali moje polecenie.
-Co jest grane?- Zapytała z przerażeniem w oczach kobieta.
-Ola miała wypadek, jest w ciężkim stanie w szpitalu.- Powiedziałem a słowa ledwo przechodziły mi przez gardło.
-Jak to w szpitalu? Co się stało?
-Był wypadek w trakcie służby. Olka jest w stanie krytycznym.
-Przykro mi.- Powiedziała kobieta.- A co mówią lekarze?
-Jakby to powiedzieć....Ola była w drugim miesiącu ciąży.
-Była to znaczy że...
-Tak już nie jest. A wiesz co jest najgorsze. Cały ten wypadek to nie był zwykły przypadek. Wszystko było ustalone.
-O czym ty mówisz?
-Przeszłość nas dopadła.- Powiedziałem. Kobieta spojrzała na mnie.
-Zawsze mogło być gorzej.- Powiedziała.
-O czym ty mówisz?- Zapytałem.
-Spójrz na to z innej strony. Ja mam cudownego syna który nie ma ojca a ty...ty masz pełną rodzinę...nawet jeśli coś takiego was spotkało to na pewno po to abyś mógł dostrzec to co masz już teraz. Ja już będę szła.-Powiedziała podnosząc się od stołu.
-Odprowadzę cię.- Powiedziałem i również wstałem od stołu.
-Chciałam wam podziękować.
-Za co?- Zapytałem zdziwiony.
-Ta wasza znajoma co jest adwokatem pomoże mi uzyskać alimenty od Adama.
-O to świetnie.- Odparłem i teraz mi się przypomniało że przecież muszę się z nią skontaktować w sprawie Marka. Odprowadziłem kobietę do jej samochodu i wróciłem do domu. Wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do Krzyśka. Poprosiłem go o numer do dej kobiety i zadzwoniłem.
-Julia Tokarczyk Adwokat.- Odebrała kobieta.
-Dzień dobry, Mikołaj Białach z tej strony.
-W czym mogę Panu pomóc?
-Bo prowadzi Pani sprawę Aleksandry Wysockiej.
-Przykro mia le nie mogę udzielać takich informacji.
-Tak ja to rozumiem ale Ola trafiła do szpitala. Chciałbym się z Panią spotkać.
-No dobrze za piętnaście minut w Parku Szczytnickim będzie Panu pasować?
-Tak oczywiście, przy fontannie?
-Tak, do zobaczenia.- Odparła kobieta i się rozłączyła.
-Dzieciaki chodźcie tu na chwilkę.- Krzyknąłem stając przy schodach. Młodzież bardzo szybko się pojawiła obok mnie.
-Coś się stało?- Zapytał Marek.
-Tak muszę coś załatwić, zostaniecie sami. Gdyby coś się działo to do mnie zadzwońcie. Macie też numer do cioci Renaty na lodówce.
-Dobrze tato.- Odparła Dominika a ja po kolei ucałowałem każdego w czółko i pojechałem na umówione spotkanie. Byłem na miejscu może dwie minuty przed czasem. Siadłem przy fontannie. Zadzwonił mój telefon. Odebrałem.
-Dzień dobry Panie Mikołaju, już Pan jest?- Zapytała kobieta.
-Tak tak już czekam.
-Za dwie minutki będę, z której strony pan czeka?
-Od wschodniego wejścia.- Odparłem. Faktycznie po dwóch minutach podeszłą do mnie wysoko brunetka, na oko miała trzydzieści kilka lat.
-Dzień dobry Julia Tokarczyk.- Kobieta Podała mi dłoń.
-Mikołaj Białach.- Również podałem jej dłoń.
-Więc o czym Pan chciał porozmawiać?
-Bo to trudne, Ola jest w szpitalu.
-Jaki jest jej stan?
-Chwilowo się poprawił ale mimo to się jeszcze nie wybudziła.
-No dobrze a Pan jest kimś z rodziny, znajomych?
-Jestem jej partnerem.
-Czyli to Pan teraz się opiekuje chłopcem?
-Tak.
-No dobra, ma Pan jakiś kontakt z ojcem chłopca?
-Nie, przeprowadziliśmy się i ojciec Marka nie wie gdzie. Tak mi się wydaje. - Przeliczyłem się wypowiadając te słowa. Zadzwonił do mnie telefon.
-Przepraszam to moja córka muszę odebrać.- Powiedziałem a kobieta kiwnęła głową abym to zrobił.
-Tak Aniu?- Zapytałem odbierając.
-Tato bo przyszedł jakiś Pan, krzyczy że Marek ma z nim iść. Oni się szarpią.
-Już do was jadę.- Powiedziałem i rzuciłem spojrzenie na panią adwokat.
-Jadę z panem.- Powiedziała kobieta a po chwili byliśmy już w moim samochodzie. Jechałem bardzo szybko, zachowując oczywiście bezpieczeństwo. Pani adwokat w trakcie drogi zadzwoniła jeszcze na policję. Jak to powiedziała, policja będzie musiała interweniować bo w tej sytuacji lepiej aby to oni przejęli kontrole nad nim a nie my. Gdy dojechaliśmy a miejsce policja już była. Weszliśmy do domu. Nigdzie jednak nie było Marka ani Michała. Spojrzałem na Buźkę i Kowalskiego którzy byli na miejscu.
-A gdzie oni są?- Zapytałem zdenerwowany.
-Kto gdzie jest?- Zapytał Kowalski.
-Marek i jego ojciec który się przyjechał awanturować.
-Puściłem ich do domu.- Odparł Buźka.
-Co zrobiłeś?
-No przecież to jego syn, więc miał prawo go zabrać do domu. Swoją drogą co ten chłopak u ciebie robił?
-Mieszka jego ojciec nie ma do niego praw rodzicielskich.
-Że co?
-No właśnie trwa sprawa w sądzie o niego. Jego ojciec chce odzyskać prawo do opieki nad nim. A wy mu właśnie pomogliście.- Powiedziałem zdenerwowany.
-Jadą Panowie z nami. Musimy chłopaka zabrać z powrotem do domu.- Powiedziała stanowczym głosem pani adwokat. Udaliśmy się do mieszkania Michała. Policja jechała przed nami. Wyglądało to jak eskorta. Na miejscu byliśmy po kilku minutach. Policjanci weszli jako pierwsi do budynku. Wszyscy stanęliśmy przed drzwiami Michała. Buźka zapukał do drzwi.

-Policja proszę otworzyć.- Powiedział a Ja i Pani adwokat się schowaliśmy za rogiem, aby Michał nas nie widział i wpuścił policjantów do mieszkania. Tak jak zaplanowaliśmy tak się wydarzyło. Czekaliśmy na korytarzu na rozwój sytuacji. Po chwili z mieszkania wyszli policjanci i Marek. Podszedłem do niego i od razu go przytuliłem. Kowalski skuł Michała i zabrali go na komendę. Postawiono mu zarzut porwania. Razem wróciliśmy do domu. 

poniedziałek, 26 grudnia 2016

2.23

Obudził mnie rano Mikołaj delikatnie całując mnie po szyi.
-Cześć.- Odparłam uśmiechając się do niego.
-Witaj.- Powiedział i nie przestawał całować po szyi. Łaskotało mnie to więc zaczęłam się delikatnie miotać i prosić go aby przestał.
-Ja rozumiem że się kochacie ale nie jesteście tu sami.- Przerwała nam Dominika stojąc nad łóżkiem wraz z Markiem i Anią.
-Jesteśmy.- Odburknął Mikołaj i nakrył nas kołdrą.
-Myślisz że nas nie widzą?- Zapytałam.
-Widzą, i czekają na śniadanie.- Odpowiedział Marek i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Udaliśmy się do kuchni na śniadanie. Zrobiłam kanapki a Mikołaj kawę i herbatę. Zjedliśmy razem posiłek, śmiejąc się przy tym. Później Mikołaj zawiózł młodzież do szkoły a przy okazji odebrał wieniec z kwiaciarni. Ja w tym czasie zaczęłam się szykować na pogrzeb. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam delikatny makijaż. W międzyczasie Mikołaj wrócił. Ubraliśmy się w mundury galowe i byliśmy gotowi. Stanęłam przed lustrem aby upewnić się czy dobrze wyglądam. Mikołaj objął mnie w pasie i przytulił.
-Ślicznie wyglądamy razem.- Powiedział i delikatnie pocałował mnie w szyję.
-Tak.- Odparłam i delikatnie się uśmiechnęłam.
-To co gotowa?- Zapytał po chwili.
-Tak jedźmy już.- Powiedziałam i opuściliśmy mieszkanie. Musieliśmy pojechać do Świętej Trójcy, to kościół na drugim końcu miasta. Droga trwała dobrych kilka minut tym bardziej że są korki. Pod kościołem byli już prawie wszyscy. Przywitaliśmy się i udaliśmy się na różaniec. Trumna Mieszka była otwarta. Wszyscy podchodzili aby się z nim pożegnać. Ja również to zrobiłam. Dopiero gdy podeszłam bliżej i zobaczyłam go, po policzkach zaczęły mi spływać strumienie łez. Mikołaj podszedł do mnie i przytulił. Wtuliłam się w niego ale nie potrafiłam przestać płakać. Wróciły wszystkie wspomnienia. Jak musiałam pochować mamę, później dziadków, niedawno ojca a teraz przyjaciela i partnera z pracy. Nie potrafiłam przestać, chciałam uciec od tych myśli. Po mszy udaliśmy się na cmentarz. Najgorsza chwila, nawet najgorszemu wrogowi nie życzyłabym śmierci bliskich mu osób. Nie jechałam już na stypę. Nie miałam siły. Poprosiłam Mikołaja aby odwiózł mnie do domu. W korytarzu zdjęłam buty i usiadłam na kanapie. Białach zrobił mi herbatę, a ja ja wypiłam i położyłam się spać. Chciałam odpocząć. Ten dzień strasznie mnie wymęczył. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Na chwilkę się przebudziła. Słyszałam głos Mikołaja i jakiegoś mężczyzny. Skądś znałam ten głos. Nie byłam pewna jednak kto to jest. Po chwili drzwi od mieszkania się zamknęły. Mikołaj wszedł do salonu.
-Kto przyszedł?- Zapytałam nieco zmęczonym głosem.
-Adam, przywiózł mi klucze, możemy się przeprowadzać.- Powiedział kucając obok kanapy. Spojrzał mi prosto w oczy.
-Super, ale teraz mi się nie chce. Dobranoc.- Powiedziałam i nakryłam głowę kocem. Ponownie zasnęłam.
-Ola kochanie.- Usłyszałam głos Mikołaja.
-Co?- Zapytałam mając wrażenie że minęło raptem kilka minut.
-Obiad, dzieciaki już wróciły do domu.- Powiedział a ja odwróciłam się w stronę szafki na której stał zegarek. Była już 16. Postanowiłam wstać. Udałam się z Mikołajem do kuchni.
-A co na obiad?- Zapytałam siadając przy stole.
-Spaghetti.- Odparł Mikołaj i postawił na stole talerz.
-Dziękuję.- Odparłam i zaczęłam jeść.
-Dzieciaki, sprawa jest.- Zaczął mówić Mikołaj a ja zdziwiona spojrzałam na niego.
-Jak wiecie, bo raczej w rodzinie trudno coś utrzymać w tajemnicy, wraz z Olą postanowiliśmy powiększyć nasze metry kwadratowe. Z tego też względu kupiliśmy dom.
-O super, będę miała w końcu swój pokój.- Wtrąciła Ania.
-Tak to też, ale dziś odwiedził mnie znajomy.
-Czyli się nie przeprowadzimy.- Burknęła Dominika a ja aż się oplułam.
-Wszystko dobrze?- Zapytał dla pewności Mikołaj.
-Tak, tak.- Odparłam.- Mów dalej.- Powiedziałam wycierając z bluzki resztki jedzenia.
-No więc przeprowadzamy się. Dostałem klucze do domu. Możemy się powoli pakować.
-Super, czyli co jutro przeprowadzka?- Zapytał Marek.
-Powiedziałem powoli się pakować.- Odrzekł Mikołaj.
-Czyli jutro.- Wtrąciłam.- Zaczniemy się pakować po obiedzie.- Dodałam.
-No z wami coś ustalać.- Powiedział Mikołaj i udał obrażonego.
-Wujek, to kobiety, wierzysz w to że do jutra się spakują, bo ja nie.- Zaśmiał się Marek.
-Nie młody.- Odrzekł Mikołaj i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Wymieniłam z dziewczynkami porozumiewawczy wzrok. Jeszcze im pokażemy kto się do jutra nie spakuje. Tak jak ustaliliśmy po zjedzonym obiedzie zaczęliśmy się pakować. Około godziny 22 byliśmy już spakowani. Zostały tylko rzeczy na jutro i oczywiście pościel i jedzenie. Poszliśmy spać.
-Mikołaj kocham cię.- Powiedziałam gdy ten położył się obok mnie.
-Ja ciebie też.- Odparł i mnie pocałował. Wtuliłam się w niego i oboje zasnęliśmy.
-Olka..Olka..-Poczułam delikatne szarpanie za ramie.
-Co się stało?- Zapytałam nie otwierając oczu.
-Wstań.- Powiedziała nastolatka a ja otworzyłam oczy.
-Co jest?- Zapytałam przeciągając się.
-Chodź do kuchni.- Powiedziała a ja delikatnie wstałam z łóżka aby nie budzić Mikołaja. Udałyśmy się do kuchni.
-Co się stało?- Zapytałam siadając przy stole.
-Bo...jak by ci to powiedzieć...
-Prosto z mostu mów i tak jeszcze śpię.
-Mogę dziś nocować u Majki?
-Ale to chyba nie ze mną taka rozmowa.
-Olka no proszę.- Dziewczyna siadła na krześle obok mnie.
-Musisz z tatą porozmawiać.
-Proszę, będę grzeczna.
-No tak wiem, ale mieliśmy się dziś przeprowadzić.
-Obiecuje że pomogę, ale czy będę mogła iść do niej na noc.
-Domi jest środek tygodnia.
-Nie prawda środek był wczoraj.
-Ale wy macie szkołę.
-No proszę.
-A co na to rodzice Majki?
-Zgodzili się, zresztą to oni zaproponowali żebym wpadła na noc.
-Co jak to oni?
-No bo oni mają jakieś plany na wieczór, a Tomek brat Majki nocuje u dziewczyny. A Majka by została sama na wieczór.
-A o której wrócisz?
-Jutro po szkole.
-Dobrze, ale musisz iść do szkoły jutro ja się dowiem czy byłaś.
-Dzięki jesteś kochana.- Powiedziała przytulając mnie.
-Która godzina?
-Jest siódma dziesięć. Budź wszystkich, pora wstawać.- Powiedziałam wstając. Zrobiłam dla wszystkich śniadanie i poczekałam aż pojawią się w kuchni.
-O proszę ktoś tu wstał wcześniej niż ja.- Powiedział Mikołaj i podszedł do mnie. Pocałowaliśmy się na powitanie.
-No tak wyszło.- Odparłam.
-Cześć.- Powiedział Marek wchodząc do kuchni.
-Kawa czy herbata?- Zapytałam.
-Kawa.- Powiedział Mikołaj i usiadł przy stole.
-Herbata.- Powiedział zaspanym głosem Marek.
-Herbata.- Odparła Dominika wchodząc do kuchni.
-Herbatę poproszę.- Usłyszałam Anię krzyczącą z sypialni. Po chwili dołączyła do nas i zjedliśmy wspólnie śniadanie.
-No dobra to robimy tak. Wracamy wszyscy do domu i tu się spotykamy. Wtedy wszystko popakujemy i pojedziemy.
-No dobra.- Odparła młodzież chórem. Wszyscy opuściliśmy kuchnię i poszliśmy się szykować. Dziś pojechaliśmy z Mikołajem jednym samochodem. Zawieźliśmy młodzież do szkoły i pojechaliśmy do firmy. Już na korytarzu panowała dziwna atmosfera. Rozdzieliliśmy się. Poszłam do swojego biura gdzie czekał na mnie Krzysiek.
-Cześć.- Powiedziałam chowając rzeczy do szafki.
-Cześć. Co tam?- Zapytał spoglądając w moim kierunku.
-A nic nowego a co?
-Taka uśmiechnięta jesteś myślałem że coś się stało.
-No wiesz dziś się przeprowadzamy.
-Uuuu to niedługo parapetówka.
-Nie licz na to.
-Dlaczego?
-Widząc nastawienie młodzieży, najpierw będzie generalny remont.
-Ależ z ciebie optymista.
-Jak już to realista mówię jak jest.
-Dobra nie gadaj tylko się przebieraj zaraz odprawa.- Powiedział Krzysiek a ja się do niego uśmiechnęłam i wykonałam jego polecenie. Po chwili byłam już w biurze z powrotem. Krzysiek siedział przy swoim biurku. Usiadłam więc przy swoim. Stał na nim kubek z kawą.
-Dzięki.- Odparłam biorąc łyka.
-Nie ma za co, tak myślałem że będziesz chciała.
-To co idziemy na odprawę?- Zaproponowałam najlepsze rozwiązanie.
-Nie mamy wyjścia.- Zaśmiał się i oboje poszliśmy do pokoju odpraw. Po kilku minutach byli już wszyscy.
-Witam was.- Powiedział Jackowska wchodząc do pomieszczenia. Wszyscy się z nią przywitaliśmy.
-Wiadomo co z Karoliną?- Z pytaniem wyrwał się Mikołaj.
-Tak wiadomo.- Odparła i usiadła przy stole.- Znaleźliśmy ją.
-Co z nią?- Zapytał Buźka.
-Wszystko dobrze, jest tylko przestraszona.- Odrzekła Jackowska.
-To znaczy? Jest w szpitalu, w domu?- Zapytał się Mikołaj.
-Jestem na komendzie.- Powiedziała Karolina wchodząc do pokoju. Wszyscy się ucieszyliśmy na jej widok.
-Usiądź proszę.- Powiedziała Jackowska.- No dobrze jak już są wszyscy to mogę przejść do odprawy.- Odrzekła a na jej twarzy zagościł spokój.- Dziś patrol 05 ma rewir śródmieścia, 06 Krzyki, 04 wy dziś macie przedmieścia, okolice starego dworca, a 07 dziś ma nowy dwór. No to tyle, zapraszam do pracy.
-A skład 05?- Zapytała Karolina.
-Rachwał wy chyba nie myślicie że dziś będziecie pracować.
-Ale Pani Komendant...
-Białach wytłumacz swojej partnerce że dziś nigdzie nie pojedzie.
-No stara, przykro mi.- Powiedział Mikołaj a Karolina uderzyła go w ramię z pięści.
-Nie jestem stara.- Powiedziała i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
-No to zapraszam was do pracy.- Dodała po chwili Jackowska i zaczęliśmy po kolei opuszczać pokój odpraw. Ja i Krzysiek wyszliśmy na końcu. Poszliśmy jeszcze do naszego biura dopić kawę i byliśmy gotowi do służby. Wsiedliśmy do radiowozu i pojechaliśmy na przypisany nam tego dnia rewir. Pierwsze zgłoszenie dostaliśmy bardzo szybko i równie szybko je zakończyliśmy. Jak się okazało nikogo na miejscu zdarzenia nie było. Rozejrzeliśmy się po okolicy aby się upewnić i wróciliśmy do radiowozu. Około godziny 13 zgłosiliśmy na radiu przerwę. Zjedliśmy na mieście i wróciliśmy na patrol. Około 18.30 zjechaliśmy na firmę kończąc tym samym służbę.
-Olka jakie plany na wieczór?- Zapytał Krzysiek gdy przeciągałam się na krześle, ziewając ze zmęczenia.
-Przeprowadzka.- Odparłam i ponownie zaczęłam ziewać.
-No dobra, to życzę miłej przeprowadzki.- Powiedział wstając od biurka.
-A ty co już kończysz?
-Tak wyszło. Emilka ma dziś USG chcę przy tym być.
-No tak, pozdrów ją.
-Dzięki. Do jutra.- Powiedział Krzysiek wychodząc z biura. Po chwili zrobiłam dokładnie to samo. Zadzwoniłam do Mikołaja wychodząc przed komendę.
-Tak Ola?- Zapytał Odbierając.
-Kończysz już?
-No właśnie, zaraz będę na firmie.
-No dobra to czekam.- Rozłączyłam się i poszłam usiąść sobie na ławce przy parkingu. Po chwili pod firmę podjechał radiowóz. Mikołaj i Monika udali się do budynku. Siedziałam tak na ławce ogrzewając się promieniami słońca, które coraz dłużej gościło na niebie, dając nam nadzieję na lepsze jutro.
-Cześć kochanie.- Powiedział Mikołaj i podszedł do mnie. Przytuliliśmy się na powitanie. Nagle pocałował mnie. Momentalnie się od niego odsunęłam.
-A jak ktoś zobaczy?- Zapytała przerażona konsekwencjami jakie mogą nas za to spotkać.
-Jesteśmy już po pracy. To nasza sprawa co robimy.- Powiedział i ponownie zaczął mnie całować. Tym razem jednak odwzajemniłam ten gest.
-Jesteś pewien?- Zapytałam po chwili.
-Kochanie, mieszkamy razem, mamy dzieci co prawda nie wspólne ale są, kochamy się, śpimy w jednym łóżku. Przecież nikt nam do sypialni nie zagląda.
-No nie.
-No to czego się boisz, w patrol i tak nas rozdzielili, ja nie widzę powodu abyśmy się musieli ukrywać jak gimnazjaliści.- Powiedział i ponownie zaczęliśmy się całować.
-To co gotowa na przeprowadzkę?- Zapytał gdy wsiedliśmy do auta.
-Jestem tak padnięta że jedyne o czym marzę to gorąca kąpiel.- Powiedziałam przeciągając się.
-Zrobię ci taką, ale dopiero po przeprowadzce.- Powiedział i odjechaliśmy spod komendy. Byłam tak padnięta że prawie zasnęłam w samochodzie. Jeszcze dwa dodatkowe kilometry i naprawdę bym odleciała. Zaczęliśmy pakować nasze rzeczy do auta. Mikołaj umówił się z Adamem że ten pomoże nam w przeprowadzce. No w końcu pracuje w firmie przewozowej. Tak jak się umówili o 19 pod moim blokiem pojawił się samochód dostawczy. Mikołaj i Adam zapakowali do niego rzeczy. Dzięki temu już o 22 było po przeprowadzce.
-To ja idę. Pa.- Krzyknęła Dominika wychodząc z domu.
-A ta dokąd?- Zapytał Mikołaj, podniósł się z kanapy, wyczułam że chce ją wrócić.
-Zostaw, do Majki poszła.- Powiedziałam łapiąc go za nadgarstek.
-To czemu się nie zapytała?
-Pytała, ale spałeś i się zgodziłeś. Zrób mi kąpiel a ja w tym czasie zrobię kolację.- Powiedziałam udając się do kuchni. Przygotowałam dla nas jakże uroczystą kolacje. Kanapki z serem i pomidorem. Zasiedliśmy do uroczystej wieczerzy przy świeczkach. W pewnej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzeliśmy z Mikołajem na siebie.
-Kogoś zapraszałaś?- Zapytał.
-Nie.- Odpowiedziałam. Oboje wstaliśmy od stołu i poszliśmy otworzyć.
-Dzień dobry. Adam w domu?- Zapytała młoda kobieta. Na oko była ciut starsza ode mnie.
-Nie, Adam tu nie mieszka.- Odparł Mikołaj a kobieta zdziwiła się.
-A nie wie Pan gdzie go znajdę?- Zapytała.
-Przykro mi nie mam pojęcia.
-No dobrze, dziękuję bardzo.- Powiedziała smutnym głosem. Mikołaj wrócił do środka, ja natomiast ubrałam kurtkę i wyszłam na zewnątrz.
-Niech Pani poczeka.- Powiedziałam podchodząc do kobiety.
-Tak, wie Pani gdzie jest Adam?
-Niestety nie, ale może jakoś Pani pomóc?
-Jak? Zostawił mnie samą z dzieckiem a teraz nie daje znaku życia.
-Jak to zostawił samą z dzieckiem?- Zdziwiłam się.
-Jestem Monika.- Przedstawiła się kobieta.- Spotykałam się z Adamem, jak zaszłam w ciążę to zerwał ze mną kontakt. Nie mam pojęcia co się dzieje.
-Pani jest w ciąży?
-Już nie, miesiąc temu urodziłam Kubusia.- Powiedziała spoglądając na samochód stojący na podjeździe.
-Jaki śliczny chłopczyk.- Powiedziałam podchodząc do szyby samochodu.
-Co z tego że śliczny jak mnie nie stać żeby kupić mu pampersy a co dopiero zapłacić za rachunki.
-Przykro mi nie wiedziałam że Adam jest w stanie zrobić coś takiego.
-Od dawna zna go Pani?
-Nie, mój...Mikołaj go zna od dziecka. Wydawał się normalny. Ma żonę i syna.
-Ma żonę i syna? A mi powiedział że jest wdowcem bo jego rodzina zmarła w wypadku.- Powiedziała kobieta i zaczęła płakać.
-Spokojnie. Może wejdziemy do środka.- Zaproponowałam. Kobieta zabrała dziecko z auta i weszłyśmy do domu.
-Zrobić Pani coś do picia?
-Nie dziękuję.- Powiedziała.
-Mikołaj pozwól na chwilkę.- Powiedziałam kobieta usiadła z dzieciakami przy stole a ja i Mikołaj przeszliśmy do kuchni.
-Olka co ty wyprawiasz?- Zapytał zdenerwowany.
-Musimy jej pomóc.
-O czym ty mówisz?
-Widzisz te maleństwo? To jest Kuba syn Adama.
-Jak to przecież...
-Też się zdziwiłam, Adam ją rzucił jak się dowiedział o ciąży. A le lepsze jest to że cały czas ucieka i nie chce płacić alimentów.
-Co za skur...
-Spokojnie Mikołaj. Musimy coś wymyślić.
-Ale co?
-No nie wiem, ona mówiła że nawet jej na rachunki nie stać.
-Olka ale my tak naprawdę nic nie możemy zrobić....
-Jak to nic?
-Ola nie złość się, jestem pewien że pieniędzy od nas nie przyjmie. A jak ściągniemy tu Adama to tylko będą przez to kłopoty że się mieszamy w nie swoje sprawy.
-Ale Mikołaj to dziecko...
-Wiem, ale prawda jest taka że nic nie możemy zrobić.
-Tego się po tobie nie spodziewałam.
Mikołaj
Pierwszy raz doszło do takiej kłótni między nami. Rozumiałem to że Ola chce pomóc ale prawda była taka że nie byliśmy w stanie jakkolwiek pomóc tej kobiecie. Olka oburzona opuściła kuchnie, po kilku minutach do niej dołączyłem.
-Ja nie będę wam przeszkadzać.- Powiedziała kobieta a Ola ją odprowadziła do drzwi. Gdy wróciła ja już kończyłem sprzątać po kolacji.
-Nie wierzę jak możesz być tak obojętny wobec małego dziecka.- Powiedziała Ola wchodząc do kuchni.
-Dzieciaki idźcie do swoich pokoi my musimy porozmawiać z Olą.- Powiedziałem a młodzież opuściła kuchnię.
-Nie jestem obojętny, mówię tylko jaka jest prawda.
-Jasne i dlatego nie chcesz pomóc tej kobiecie. A gdybym to była ja i potrzebowała bym pomocy.
-Ola ale to nie jesteś ty,a my tak naprawdę nie mamy jak jej pomóc.
-Nie mamy bo nawet nie chcesz.- Krzyknęła i wyszła z kuchni. Czułem się źle, ale co mogłem zrobić, polecieć za tą kobietą i powiedzieć gdzie jest Adam jak sam nie miałem pojęcia. Taka była prawda nie mieliśmy jak jej pomóc. Skończyłem sprzątać i udałem się do sypialni. Ola leżała na łóżku. Położyłem się obok niej.
-Kochanie.- Powiedziałem próbując ją przytulić.
-Nie dotykaj mnie.- Warknęła na mnie.
-Chciałem tylko powiedzieć że jeśli wymyślisz coś to ci pomogę.
-Nie musisz się litować.- Powiedziała ze złością w głosie.
-Wcale tego nie robię.
-Owszem właśnie to zrobiłeś.- Powiedziała i odwróciła się do mnie tyłem. Po chwili jednak usiadła na łóżku i spojrzała na mnie.
-I ty chcesz być ojcem.- Powiedziała jak by chciała mnie wyśmiać.
-Tak chce być ojcem i chcę mieć z tobą dzieci. Zrobię wszystko żeby tak było.
-Jak na razie nie robisz nic.
-Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, ale robię wszystko.
-To co takiego zrobiłeś?
-Mieszkam z tobą, kupiliśmy dom, to nasza pierwsza noc tutaj, a my już się kłócimy.
-Widocznie to był błąd.
-Uważasz że nasz związek to błąd?
-Nie o to mi chodziło Mikołaj.
-Ale to powiedziałaś.- Odparłem i wstałem z łóżka.
-Dokąd idziesz?
-Będę spał dziś w pokoju Dominiki i tak jej nie ma.- Powiedziałem zabierając poduszkę i koc.

-Przestań, wróć.- Powiedziała łapiąc mnie za nadgarstki.- Zostań proszę.- Powiedziała a ja wróciłem. No taka jest prawda że nie potrafiłem się na nią długo gniewać. Sam nie wiem kiedy zasnąłem.