wtorek, 1 marca 2016

1.10

Po paru minutach na korytarzu pojawił się komendant.
-Gdzie Ola?
-Leży w tej sali.
-A czy ty płakałeś?
-Nie.
-Co z nią?
-Jest nieprzytomna.
-Jak to? Kiedy się obudzi?
-Lekarz powiedział że to kwestia tygodnia.
-To wszystko twoja wina, miałeś jej pilnować.
-Tak, panie komendancie, to moja wina.- Z sali wyszły moje córki, komendant wszedł do Oli na salę.
-Tato, czemu Ola śpi?- Zapytała mnie Ania.
-Jest zmęczona musi odpocząć.
-Ale obudzi się prawda?
-Tak obudzi się.- Odpowiedziałem a dziewczynki mnie przytuliły.- Wracajmy już do domu co.
-Ale, my nie chcemy do domu. Nie pożegnałyśmy się z Olą.
-Wiem ja też nie, ale ona musi teraz odpocząć.
-No ale tato.
-Dziewczynki naprawdę będzie lepiej jak wrócimy do domu. Jutro do szkoły.
-Tato jutro jest sobota.- Odpowiedziała mi Dominika z małym uśmiechem.
-No dobra, zawiozę was do babci.- Powiedziałem i opuściliśmy szpital, zawiozłem dziewczynki do moich rodziców i wróciłem do szpitala. Na korytarzu spotkałem komendanta.
-Wiadomo coś więcej?
-Jeszcze śmiesz się tu pokazywać, po tym co jej zrobiłeś.
-Tak bo się o nią martwię. I nie może mi pan zakazać przebywać przy niej.
-Wciąż jest nieprzytomna. Robili jej badania, na szczęście nic poważnego nie wykryli.
-Przykro mi.
-I owszem, powinno ci być przykro.
-Mogę do niej wejść?
-Jak musisz.- Komendant nie był zachwycony tym pomysłem ale i tak wszedłem do niej na salę. Usiadłem obok łóżka. Ponownie złapałem za rękę. Siedziałem przy niej dobre kilka godzin.
-Gdzie ja jestem?- Usłyszałem cichutkie pytanie.
-Ola ty żyjesz.- Ucieszyłem się.
-Kim jesteś?
-Nie poznajesz mnie?
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu, naprawdę mnie nie poznajesz?
-Co się stało? Co ja tu robię?
-Miałaś wypadek.
-Czemu ten facet tak mi się dziwnie przygląda i kim ty jesteś?
-To twój ojciec, nie poznajesz go?
-Nie, pierwszy raz go widzę.- Na salę przyszedł lekarz.
-Czemu ona nic nie pamięta?
-Zaraz to sprawdzimy, proszę się uspokoić.- Powiedział lekarz po czym poprosił abym opuścił salę.
-Co z nią?- zapytał mnie komendant.
-Nic nie pamięta, nie poznała mnie, ani pana. Nic nie pamięta.
-To wszystko twoja wina.- Ponownie powiedział komendant. Po chwili przyszedł do nas lekarz.
-I co z nią?- Zapytaliśmy jednocześnie.
-Pani Ola, ma chwilowy zanik pamięci, ale spokojnie, pamięta jak się nazywa, gdzie mieszka więc nie jest źle.
-Ale odzyska pamięć?
-Tak, to kwestia dwóch trzech tygodni. Mogą panowie wejść do pacjentki ale dosłownie na kilka minut.- Komendant wszedł pierwszy. Siedział u Olki dobre piętnaście minut. Potem ja poszedłem. Usiadłem obok jej łóżka.
-Czemu tu siedzisz?- Zapytała mnie.
-Bo się o ciebie martwię.
-Kim jesteś?
-Mikołaj Białach, pracujemy razem.
-Nic nie pamiętam. Gdzie ja pracuje?
-Jesteś policjantką.
-Dlaczego ja nic nie pamiętam?
-Spokojnie, lekarz powiedział że sobie przypomnisz to kwestia czasu.
-Skoro razem pracujemy to znaczy że coś stało mi się w pracy?
-Nie do końca.
-To czemu ja tu jestem?
-Moja żona, zepchnęła cię ze schodów.
-Boże co z dziewczynkami nic im nie jest, gdzie one są?
-Pamiętasz dziewczynki?
-No tak przecież to twoje córki. Gdzie one są?
-U moich rodziców.
-A co z Kamilą?
-Z Kamilą?
-No tak, co z nią?
-Pamiętasz Kamilę?
-Mikołaj, pamiętam wszystko.
-Policja ją zabrała. Będzie miała sprawę o pobicie ciebie i dziewczynek.
-Zrobiła coś dziewczynką?
-Na szczęście nie bo zdążyłem przybiec, niestety ciebie nie uratowałem.
-Przestań, i tak byś nic nie zrobił.
-Ola od dawna wiedziałaś że Kamila bije dziewczynki?
-Skąd to pytanie?
-Ania mówiła że ci powiedziała.
-Od tego dnia co dostałam pierwszą groźbę. Rano jak poszłam obudzić Anię.
-Cieszę się że masz z dziewczynkami dobry kontakt i że ci ufają ale wolał bym abyś mi o takich rzeczach mówiła.
-Mikołaj ja próbowałam. Ne było okazji. Chciałam to zrobić jak na cmentarz pojechaliśmy ale ty zacząłeś mówić że mi przeszkadzacie i zrobiło mi się przykro i nie powiedziałam. A potem akcja z Kamilą. Przepraszam.
-Dobra przecież nie mogę mieć ci za złe że się troszczysz o moje dzieci.- Podniosłem się, Ola złapała mnie za rękę.
-Gdzie idziesz?
-Po lekarza, odzyskałaś pamięć.
-Ale wrócisz?
-No pewnie.- Odpowiedziałem, ucałowałem Olę w czółko i poszedłem po lekarza, który natychmiast zjawił się w sali.
-Mikołaj co się stało?- Zapytał mnie komendant gdy wróciłem z lekarzem.
-Ola odzyskała pamięć.
-No to masz szczęście.
-Nie, my mamy szczęście panie komendancie.- Powiedziałem podchodząc do szyby z widokiem na salę Oli. Lekarz ją badał a ona co chwila sprawdzała czy jestem.
Aleksandra
Z sali właśnie wyszedł lekarz, a mnie strasznie boli głowa. Nie lubię szpitali, najchętniej wyszła bym na żądanie ale wolę nie ryzykować. Ostatnio miałam wstrząśnienie mózgu i wolała bym na razie nie ryzykować. Dziwnie Mikołaj cały czas jest w szpitalu, razem z moim ojcem. Powiedział że się o mnie martwi, czyli jestem ważna w jego życiu. Rozmyślania przerwał mi Mikołaj który wszedł akurat na salę.
-Olka, jak się czujesz?
-A jak myślisz, strasznie mnie boli głowa i nienawidzę szpitali.
-No nie dziwię ci się. Wiesz ja będę już jechał.
-Nie zostaniesz?
-Ol, bardzo bym chciał ale są pewne komplikacje i muszę wracać.
-A co się stało?
-No jutro ci wyjaśnię. Przywieźć ci coś?
-Nie wiem. Wyśle ci SMS-a.
-No dobra. To widzimy się jutro.- Powiedział Mikołaj i ponownie ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go. Poszedł, a na sali pojawił się mój tata.
-Hej córcia jak się czujesz?
-Źle.
-To może lekarza zawołam.
-Przestań, po prostu boli mnie głowa.
-A pamiętasz co się stało?
-Tak, Kamila zepchnęła mnie ze schodów.
-Kto?
-Nieważne. A co ty tu w ogóle robisz?
-Mikołaj mnie powiadomił. Ola co tam się wydarzyło? Ale powiedz prawdę.
-Tato, nie chcę o tym mówić, nie teraz, jestem zmęczona.
-No jak chcesz. A może coś ci przywieźć? Potrzebujesz czegoś?
-Nie Mikołaj mi wszystko przywiezie.
-Jesteś pewna.
-Tak tato. Nie masz się o co martwić.
-Ola wiesz że oprócz ciebie nie mam nikogo.
-No to może pora żebyś sobie kogoś znalazł.
-Za stary już jestem, ale ty byś mogła z kimś się związać.
-Tato o co ci teraz chodzi.
-No po prostu, mogła byś sobie ułożyć życie z kimś.
-Tato, skończmy, ta rozmowa nie ma sensu. Nie mam zamiaru wychowywać jak na razie dzieci, swoją drogą twoich wnuków.
-Ola spokojnie, ja po prostu chciałem.
-No tak chciałem, nie pomyślałem, zawsze to słyszę wyjdź stąd. Powiedziałam wyjdź stąd.- Zaczęłam płakać a tata opuścił moją salę. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Tata najchętniej chciałby abym siedziała w domu i wychowywała jego wnuki. A ja nie chcę. W sumie to bardzo chcę ale co z tego jak osoba którą kocham nic do mnie nie czuje. To niesprawiedliwe że niektórzy są szczęśliwi a niektórym to szczęście nie jest dane. Tej nocy nie mogłam zasnąć, co chwila spoglądałam na zegarek. Zasnęłam jakoś nad ranem. Nawet nie pamiętam kiedy był u mnie lekarz w trakcie obchodu. Obudziły mnie dopiero kroki.
-Hej Olka, nie chciałem cię obudzić.- Powiedział Mikołaj a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-Cześć. Nie obudziłeś, już nie spałam.
-No pewnie, ale siedzę tu od godziny, spałaś.
-No dobra.
-Hej Ola.- Powiedziały dziewczynki wychylając się zza Mikołaja.
-Cześć. A co wy tu robicie?- Przytuliłam dziewczynki na powitanie.
-Uparły się że muszą do ciebie przyjechać.
-Niespodzianka.- Dziewczynki wyjęły zza pleców dużego, pluszowego misia.
-Dziękuję, nie musiałyście.
-Przestań to prezent. Jak się czujesz?- Zapytała Dominika.
-A dzięki dobrze. A wy nie w szkole?
-Przecież dziś jest sobota.
-No chyba że tak. Opowiadajcie jak było u babci.
-Fajne, dziadek zabrał nas rano na lody, szkoda ze cię nie było.
-No mi też jest przykro.
-A kiedy wychodzisz ze szpitala?- Zapytała Ania.
-Nie wiem, lekarz jeszcze nic nie powiedział. Ale mam nadzieję że szybko.
-No my też. A tato kupił nowe mieszkanie. Mamy tam swoje pokoje.
-O no proszę. I jak wam się podoba?
-Fajne jest, ale twoje łóżko jest wygodniejsze.
-No wiem, przecież jest moje. - Zaśmiałam się.
-Przywiozłyśmy ci troszkę słodyczy. Tato mówił że lubisz.
-Uwielbiam, dziękuję. Poczęstujcie się.- Zaproponowałam a z siatki ze słodyczami zniknęło prawie wszystko. Mikołaj z dziewczynkami siedzieli u mnie do wieczora. Dziewczynki opowiadały mi o szkole i dosłownie o wszystkim. Około osiemnastej odwiedził mnie tata. Gdy wszedł do sali i zobaczył Mikołaja nie był zbyt zadowolony, nie rozumiałam tego, ale Mikołaj też się nie ucieszył na widok mojego ojca.
-No dziewczynki, zbierajmy się.
-Jeszcze chwilkę prosimy.
-Ola musi odpocząć, chodźmy.
-Mikołaj ale możecie zostać, ja się dobrze czuję. Nawet lepiej jak jesteście.
-Ola i tak się zasiedzieliśmy.- Byłam zdziwiona zachowaniem Mikołaja. Było mi również przykro że nie chciał zostać jeszcze chwilkę. Pożegnaliśmy się i Mikołaj z dziewczynkami opuścili salę.
-Jak się czujesz córeczko?
-Dobrze.- Odpowiedziałam zdenerwowana.
-Czemu jesteś zła?
-Nie jestem, co cię do mnie sprowadza?
-Chciałem zobaczyć jak się czujesz i przywiozłem ci parę rzeczy.
-Dziękuje za troskę, ale Mikołaj mi już przywiózł to co potrzebuję. Powiedz za co ty go tak nienawidzisz?
-Kogo córeczko?
-Mikołaja, widzę przecież, nawet się nie przywitaliście, a Mikołaj wyszedł jak by się ciebie bał. Co ty mu nagadałeś?
-Ja nic...dlaczego tak uważasz.
-Tato, znam cię.
-Skończmy ten temat. Ładny miś od kogo?
-Od Mikołaja.- Na twarzy mojego ojca pojawiła się złość, nic nie odpowiedział, zastanawiał mnie tylko powód kłótni między nimi.
-Kiedy wychodzisz?
-Nie wiem jeszcze.
-Jak będziesz wiedziała to zadzwoń, odbiorę cię.
-Nie ma takiej potrzeby, Mikołaj mnie odbierze.- I mój tata się zezłościł, zrobił się cały czerwony i zaciskał pięści. Bez słowa opuścił moją salę, przy okazji trzaskając drzwiami. Byłam bardzo zdenerwowana całą tą sytuacją. Postanowiłam zadzwonić do Mikołaja.
-Białach słucham.
-Hej Mikołaj. Jesteś zajęty?
-Nie a co się stało?
-Mógł byś przyjechać do szpitala.
-A co się dzieje?
-Nie chcę być sama.
-No dobra zaraz będę.- Po dosłownie dziesięciu minutach Mikołaj był już przy moim łóżku.
-No hej młoda.
-Cześć, przepraszam że cię tu ściągnęłam, ale nie chciałam być sama, tym bardziej że jutro niedziela.
-No a co złego w niedzieli?
-No jak co nie ma odwiedzin.
-A no tak zapomniałem. A jak się czujesz?
-No fizycznie dobrze.
-A psychicznie? A gdzie twój tata?
-No właśnie, pokłóciliśmy się.
-Znowu, o co?
-No a jak myślisz. Jak zawsze wyskoczył z tematem moich związków. Mam już tego dość.- Mikołaj mnie przytulił.
-Byłem na komendzie.
-Po co?
-Muszę wziąć kilka dni wolnego, i złożyć zeznania dotyczące Kamili. Monika z Krzyśkiem przyjadą w poniedziałek, do ciebie po zeznania. Będzie pasować?
-No tak nigdzie się nie wybieram.
-A lekarz mówił kiedy cię wypuszczą?
-Nie, jeszcze lekarza u mnie nie było, ale zaraz obchód więc się dowiem.
-No i wykrakałaś.- Do sali wszedł lekarz.
-Dobry wieczór. Jak się pani czuje?
-Dobrze.
-Głowa wciąż boli?
-Nie już nie.
-No dobrze, wyniki w normie, krew, mocz też.
-Kiedy wyjdę?
-No myślę że za trzy dni najszybciej.
-No nareszcie. Już myślałam że się nie doczekam aż wyjdę.
-Spokojnie to nic pewnego.
-Oj panie doktorze, pewnego pewnego.
-No dobrze, niech pan nie siedzi zbyt długo u siostry.- Powiedział lekarz i opuścił salę.
-Siostry?- Zapytałam zdziwiona.
-No bo powiedziałem że jesteś moją siostrą w sumie to Dominika powiedziała.
-Ale po co?
-No żeby nam powiedzieli co z tobą.
-A no tak, zapomniałam że udzielają informacji tylko rodzinie.
-No właśnie. To wiesz co ja cię w środę odbiorę jak będziesz wychodzić.
-No dobra. Dziękuję. A jak nowe mieszkanie?
-A dzięki, nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, dużo większe od twojego.
-No domyśliłam się jak dziewczynki powiedziały że mają swoje pokoje.
-A zapomniał bym. Proszę.- Mikołaj podał mi siatkę z pojemnikiem.
-A co to?
-Pani Zosia się uparła że mam ci przywieźć. Wiesz to szpitalne jedzenie.
-No tak, podziękuj jej, jak będziesz ją widział.
-No na pewno.
-A wiesz z kim będziesz miał patrol do puki nie wrócę.
-No luknąłem w grafik.
-I co?
-No wpisane jest Posterunkowa Wysocka, czyli jeszcze nikt nie wie.
-Dziwne tata jeszcze nie dał zastępstwa dla mnie.
-No widocznie nie. A mogę mieć do ciebie prośbę.
-No jasne, co się stało?
-Bo maluję jeszcze mieszkanie i dziewczynki są u moich rodziców, mogę u ciebie przekimać tą noc?
-No jasne, klucze masz. Możesz nawet posprzątać.
-Dzięki, kochana jesteś.
-Wiem.
-A dziewczynki prosiły żeby ci przekazać że wpadną do ciebie w poniedziałek po szkole, bo nie chcą same w domu na mnie czekać.
-No jasne, ucałuj je ode mnie.
-No pewnie. Dobra ale ja już muszę lecieć.
-Naprawdę?
-No serio wpadnę do ciebie w poniedziałek, dziewczynki przy okazji odbiorę.

-No niech ci będzie.- Odpowiedziałam i przytuliłam Mikołaja na pożegnanie. Zaraz jak wyszedł poszłam spać. Po tych lekach czułam się bardzo osłabiona. Mikołaj przywiózł mi kilka książek więc w niedziele miałam co robić. Było mi strasznie smutno, nie lubię szpitali a tu w niedzielę kiedy prawie wszyscy mają wolne, to nie ma wizyt. Jedynie tato i Monika zadzwonili zapytać się jak się czuję i czy niczego mi nie trzeba. Powiedziałam im że nie choć tak naprawdę to potrzebowałam towarzystwa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz