Po paru minutach na korytarzu pojawił się
komendant.
-Gdzie Ola?
-Leży w tej sali.
-A czy ty płakałeś?
-Nie.
-Co z nią?
-Jest nieprzytomna.
-Jak to? Kiedy się obudzi?
-Lekarz powiedział że to kwestia tygodnia.
-To wszystko twoja wina, miałeś jej pilnować.
-Tak, panie komendancie, to moja wina.- Z sali wyszły
moje córki, komendant wszedł do Oli na salę.
-Tato, czemu Ola śpi?- Zapytała mnie Ania.
-Jest zmęczona musi odpocząć.
-Ale obudzi się prawda?
-Tak obudzi się.- Odpowiedziałem a dziewczynki mnie
przytuliły.- Wracajmy już do domu co.
-Ale, my nie chcemy do domu. Nie pożegnałyśmy się z
Olą.
-Wiem ja też nie, ale ona musi teraz odpocząć.
-No ale tato.
-Dziewczynki naprawdę będzie lepiej jak wrócimy do
domu. Jutro do szkoły.
-Tato jutro jest sobota.- Odpowiedziała mi Dominika z
małym uśmiechem.
-No dobra, zawiozę was do babci.- Powiedziałem i
opuściliśmy szpital, zawiozłem dziewczynki do moich rodziców i
wróciłem do szpitala. Na korytarzu spotkałem komendanta.
-Wiadomo coś więcej?
-Jeszcze śmiesz się tu pokazywać, po tym co jej
zrobiłeś.
-Tak bo się o nią martwię. I nie może mi pan zakazać
przebywać przy niej.
-Wciąż jest nieprzytomna. Robili jej badania, na
szczęście nic poważnego nie wykryli.
-Przykro mi.
-I owszem, powinno ci być przykro.
-Mogę do niej wejść?
-Jak musisz.- Komendant nie był zachwycony tym pomysłem
ale i tak wszedłem do niej na salę. Usiadłem obok łóżka.
Ponownie złapałem za rękę. Siedziałem przy niej dobre kilka
godzin.
-Gdzie ja jestem?- Usłyszałem cichutkie pytanie.
-Ola ty żyjesz.- Ucieszyłem się.
-Kim jesteś?
-Nie poznajesz mnie?
-Gdzie ja jestem?
-W szpitalu, naprawdę mnie nie poznajesz?
-Co się stało? Co ja tu robię?
-Miałaś wypadek.
-Czemu ten facet tak mi się dziwnie przygląda i kim ty
jesteś?
-To twój ojciec, nie poznajesz go?
-Nie, pierwszy raz go widzę.- Na salę przyszedł
lekarz.
-Czemu ona nic nie pamięta?
-Zaraz to sprawdzimy, proszę się uspokoić.-
Powiedział lekarz po czym poprosił abym opuścił salę.
-Co z nią?- zapytał mnie komendant.
-Nic nie pamięta, nie poznała mnie, ani pana. Nic nie
pamięta.
-To wszystko twoja wina.- Ponownie powiedział
komendant. Po chwili przyszedł do nas lekarz.
-I co z nią?- Zapytaliśmy jednocześnie.
-Pani Ola, ma chwilowy zanik pamięci, ale spokojnie,
pamięta jak się nazywa, gdzie mieszka więc nie jest źle.
-Ale odzyska pamięć?
-Tak, to kwestia dwóch trzech tygodni. Mogą panowie
wejść do pacjentki ale dosłownie na kilka minut.- Komendant wszedł
pierwszy. Siedział u Olki dobre piętnaście minut. Potem ja
poszedłem. Usiadłem obok jej łóżka.
-Czemu tu siedzisz?- Zapytała mnie.
-Bo się o ciebie martwię.
-Kim jesteś?
-Mikołaj Białach, pracujemy razem.
-Nic nie pamiętam. Gdzie ja pracuje?
-Jesteś policjantką.
-Dlaczego ja nic nie pamiętam?
-Spokojnie, lekarz powiedział że sobie przypomnisz to
kwestia czasu.
-Skoro razem pracujemy to znaczy że coś stało mi się
w pracy?
-Nie do końca.
-To czemu ja tu jestem?
-Moja żona, zepchnęła cię ze schodów.
-Boże co z dziewczynkami nic im nie jest, gdzie one są?
-Pamiętasz dziewczynki?
-No tak przecież to twoje córki. Gdzie one są?
-U moich rodziców.
-A co z Kamilą?
-Z Kamilą?
-No tak, co z nią?
-Pamiętasz Kamilę?
-Mikołaj, pamiętam wszystko.
-Policja ją zabrała. Będzie miała sprawę o pobicie
ciebie i dziewczynek.
-Zrobiła coś dziewczynką?
-Na szczęście nie bo zdążyłem przybiec, niestety
ciebie nie uratowałem.
-Przestań, i tak byś nic nie zrobił.
-Ola od dawna wiedziałaś że Kamila bije dziewczynki?
-Skąd to pytanie?
-Ania mówiła że ci powiedziała.
-Od tego dnia co dostałam pierwszą groźbę. Rano jak
poszłam obudzić Anię.
-Cieszę się że masz z dziewczynkami dobry kontakt i
że ci ufają ale wolał bym abyś mi o takich rzeczach mówiła.
-Mikołaj ja próbowałam. Ne było okazji. Chciałam to
zrobić jak na cmentarz pojechaliśmy ale ty zacząłeś mówić że
mi przeszkadzacie i zrobiło mi się przykro i nie powiedziałam. A
potem akcja z Kamilą. Przepraszam.
-Dobra przecież nie mogę mieć ci za złe że się
troszczysz o moje dzieci.- Podniosłem się, Ola złapała mnie za
rękę.
-Gdzie idziesz?
-Po lekarza, odzyskałaś pamięć.
-Ale wrócisz?
-No pewnie.- Odpowiedziałem, ucałowałem Olę w czółko
i poszedłem po lekarza, który natychmiast zjawił się w sali.
-Mikołaj co się stało?- Zapytał mnie komendant gdy
wróciłem z lekarzem.
-Ola odzyskała pamięć.
-No to masz szczęście.
-Nie, my mamy szczęście panie komendancie.-
Powiedziałem podchodząc do szyby z widokiem na salę Oli. Lekarz ją
badał a ona co chwila sprawdzała czy jestem.
Aleksandra
Z sali właśnie wyszedł lekarz, a mnie strasznie boli
głowa. Nie lubię szpitali, najchętniej wyszła bym na żądanie
ale wolę nie ryzykować. Ostatnio miałam wstrząśnienie mózgu i
wolała bym na razie nie ryzykować. Dziwnie Mikołaj cały czas jest
w szpitalu, razem z moim ojcem. Powiedział że się o mnie martwi,
czyli jestem ważna w jego życiu. Rozmyślania przerwał mi Mikołaj
który wszedł akurat na salę.
-Olka, jak się czujesz?
-A jak myślisz, strasznie mnie boli głowa i nienawidzę
szpitali.
-No nie dziwię ci się. Wiesz ja będę już jechał.
-Nie zostaniesz?
-Ol, bardzo bym chciał ale są pewne komplikacje i
muszę wracać.
-A co się stało?
-No jutro ci wyjaśnię. Przywieźć ci coś?
-Nie wiem. Wyśle ci SMS-a.
-No dobra. To widzimy się jutro.- Powiedział Mikołaj
i ponownie ucałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się i
przytuliłam go. Poszedł, a na sali pojawił się mój tata.
-Hej córcia jak się czujesz?
-Źle.
-To może lekarza zawołam.
-Przestań, po prostu boli mnie głowa.
-A pamiętasz co się stało?
-Tak, Kamila zepchnęła mnie ze schodów.
-Kto?
-Nieważne. A co ty tu w ogóle robisz?
-Mikołaj mnie powiadomił. Ola co tam się wydarzyło?
Ale powiedz prawdę.
-Tato, nie chcę o tym mówić, nie teraz, jestem
zmęczona.
-No jak chcesz. A może coś ci przywieźć?
Potrzebujesz czegoś?
-Nie Mikołaj mi wszystko przywiezie.
-Jesteś pewna.
-Tak tato. Nie masz się o co martwić.
-Ola wiesz że oprócz ciebie nie mam nikogo.
-No to może pora żebyś sobie kogoś znalazł.
-Za stary już jestem, ale ty byś mogła z kimś się
związać.
-Tato o co ci teraz chodzi.
-No po prostu, mogła byś sobie ułożyć życie z
kimś.
-Tato, skończmy, ta rozmowa nie ma sensu. Nie mam
zamiaru wychowywać jak na razie dzieci, swoją drogą twoich wnuków.
-Ola spokojnie, ja po prostu chciałem.
-No tak chciałem, nie pomyślałem, zawsze to słyszę
wyjdź stąd. Powiedziałam wyjdź stąd.- Zaczęłam płakać a tata
opuścił moją salę. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Tata
najchętniej chciałby abym siedziała w domu i wychowywała jego
wnuki. A ja nie chcę. W sumie to bardzo chcę ale co z tego jak
osoba którą kocham nic do mnie nie czuje. To niesprawiedliwe że
niektórzy są szczęśliwi a niektórym to szczęście nie jest
dane. Tej nocy nie mogłam zasnąć, co chwila spoglądałam na
zegarek. Zasnęłam jakoś nad ranem. Nawet nie pamiętam kiedy był
u mnie lekarz w trakcie obchodu. Obudziły mnie dopiero kroki.
-Hej Olka, nie chciałem cię obudzić.- Powiedział
Mikołaj a na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
-Cześć. Nie obudziłeś, już nie spałam.
-No pewnie, ale siedzę tu od godziny, spałaś.
-No dobra.
-Hej Ola.- Powiedziały dziewczynki wychylając się zza
Mikołaja.
-Cześć. A co wy tu robicie?- Przytuliłam dziewczynki
na powitanie.
-Uparły się że muszą do ciebie przyjechać.
-Niespodzianka.- Dziewczynki wyjęły zza pleców
dużego, pluszowego misia.
-Dziękuję, nie musiałyście.
-Przestań to prezent. Jak się czujesz?- Zapytała
Dominika.
-A dzięki dobrze. A wy nie w szkole?
-Przecież dziś jest sobota.
-No chyba że tak. Opowiadajcie jak było u babci.
-Fajne, dziadek zabrał nas rano na lody, szkoda ze cię
nie było.
-No mi też jest przykro.
-A kiedy wychodzisz ze szpitala?- Zapytała Ania.
-Nie wiem, lekarz jeszcze nic nie powiedział. Ale mam
nadzieję że szybko.
-No my też. A tato kupił nowe mieszkanie. Mamy tam
swoje pokoje.
-O no proszę. I jak wam się podoba?
-Fajne jest, ale twoje łóżko jest wygodniejsze.
-No wiem, przecież jest moje. - Zaśmiałam się.
-Przywiozłyśmy ci troszkę słodyczy. Tato mówił że
lubisz.
-Uwielbiam, dziękuję. Poczęstujcie się.-
Zaproponowałam a z siatki ze słodyczami zniknęło prawie wszystko.
Mikołaj z dziewczynkami siedzieli u mnie do wieczora. Dziewczynki
opowiadały mi o szkole i dosłownie o wszystkim. Około osiemnastej
odwiedził mnie tata. Gdy wszedł do sali i zobaczył Mikołaja nie
był zbyt zadowolony, nie rozumiałam tego, ale Mikołaj też się
nie ucieszył na widok mojego ojca.
-No dziewczynki, zbierajmy się.
-Jeszcze chwilkę prosimy.
-Ola musi odpocząć, chodźmy.
-Mikołaj ale możecie zostać, ja się dobrze czuję.
Nawet lepiej jak jesteście.
-Ola i tak się zasiedzieliśmy.- Byłam zdziwiona
zachowaniem Mikołaja. Było mi również przykro że nie chciał
zostać jeszcze chwilkę. Pożegnaliśmy się i Mikołaj z
dziewczynkami opuścili salę.
-Jak się czujesz córeczko?
-Dobrze.- Odpowiedziałam zdenerwowana.
-Czemu jesteś zła?
-Nie jestem, co cię do mnie sprowadza?
-Chciałem zobaczyć jak się czujesz i przywiozłem ci
parę rzeczy.
-Dziękuje za troskę, ale Mikołaj mi już przywiózł
to co potrzebuję. Powiedz za co ty go tak nienawidzisz?
-Kogo córeczko?
-Mikołaja, widzę przecież, nawet się nie
przywitaliście, a Mikołaj wyszedł jak by się ciebie bał. Co ty
mu nagadałeś?
-Ja nic...dlaczego tak uważasz.
-Tato, znam cię.
-Skończmy ten temat. Ładny miś od kogo?
-Od Mikołaja.- Na twarzy mojego ojca pojawiła się
złość, nic nie odpowiedział, zastanawiał mnie tylko powód
kłótni między nimi.
-Kiedy wychodzisz?
-Nie wiem jeszcze.
-Jak będziesz wiedziała to zadzwoń, odbiorę cię.
-Nie ma takiej potrzeby, Mikołaj mnie odbierze.- I mój
tata się zezłościł, zrobił się cały czerwony i zaciskał
pięści. Bez słowa opuścił moją salę, przy okazji trzaskając
drzwiami. Byłam bardzo zdenerwowana całą tą sytuacją.
Postanowiłam zadzwonić do Mikołaja.
-Białach słucham.
-Hej Mikołaj. Jesteś zajęty?
-Nie a co się stało?
-Mógł byś przyjechać do szpitala.
-A co się dzieje?
-Nie chcę być sama.
-No dobra zaraz będę.- Po dosłownie dziesięciu
minutach Mikołaj był już przy moim łóżku.
-No hej młoda.
-Cześć, przepraszam że cię tu ściągnęłam, ale
nie chciałam być sama, tym bardziej że jutro niedziela.
-No a co złego w niedzieli?
-No jak co nie ma odwiedzin.
-A no tak zapomniałem. A jak się czujesz?
-No fizycznie dobrze.
-A psychicznie? A gdzie twój tata?
-No właśnie, pokłóciliśmy się.
-Znowu, o co?
-No a jak myślisz. Jak zawsze wyskoczył z tematem
moich związków. Mam już tego dość.- Mikołaj mnie przytulił.
-Byłem na komendzie.
-Po co?
-Muszę wziąć kilka dni wolnego, i złożyć zeznania
dotyczące Kamili. Monika z Krzyśkiem przyjadą w poniedziałek, do
ciebie po zeznania. Będzie pasować?
-No tak nigdzie się nie wybieram.
-A lekarz mówił kiedy cię wypuszczą?
-Nie, jeszcze lekarza u mnie nie było, ale zaraz obchód
więc się dowiem.
-No i wykrakałaś.- Do sali wszedł lekarz.
-Dobry wieczór. Jak się pani czuje?
-Dobrze.
-Głowa wciąż boli?
-Nie już nie.
-No dobrze, wyniki w normie, krew, mocz też.
-Kiedy wyjdę?
-No myślę że za trzy dni najszybciej.
-No nareszcie. Już myślałam że się nie doczekam aż
wyjdę.
-Spokojnie to nic pewnego.
-Oj panie doktorze, pewnego pewnego.
-No dobrze, niech pan nie siedzi zbyt długo u siostry.-
Powiedział lekarz i opuścił salę.
-Siostry?- Zapytałam zdziwiona.
-No bo powiedziałem że jesteś moją siostrą w sumie
to Dominika powiedziała.
-Ale po co?
-No żeby nam powiedzieli co z tobą.
-A no tak, zapomniałam że udzielają informacji tylko
rodzinie.
-No właśnie. To wiesz co ja cię w środę odbiorę
jak będziesz wychodzić.
-No dobra. Dziękuję. A jak nowe mieszkanie?
-A dzięki, nie mogę się jeszcze przyzwyczaić, dużo
większe od twojego.
-No domyśliłam się jak dziewczynki powiedziały że
mają swoje pokoje.
-A zapomniał bym. Proszę.- Mikołaj podał mi siatkę
z pojemnikiem.
-A co to?
-Pani Zosia się uparła że mam ci przywieźć. Wiesz
to szpitalne jedzenie.
-No tak, podziękuj jej, jak będziesz ją widział.
-No na pewno.
-A wiesz z kim będziesz miał patrol do puki nie wrócę.
-No luknąłem w grafik.
-I co?
-No wpisane jest Posterunkowa Wysocka, czyli jeszcze
nikt nie wie.
-Dziwne tata jeszcze nie dał zastępstwa dla mnie.
-No widocznie nie. A mogę mieć do ciebie prośbę.
-No jasne, co się stało?
-Bo maluję jeszcze mieszkanie i dziewczynki są u moich
rodziców, mogę u ciebie przekimać tą noc?
-No jasne, klucze masz. Możesz nawet posprzątać.
-Dzięki, kochana jesteś.
-Wiem.
-A dziewczynki prosiły żeby ci przekazać że wpadną
do ciebie w poniedziałek po szkole, bo nie chcą same w domu na mnie
czekać.
-No jasne, ucałuj je ode mnie.
-No pewnie. Dobra ale ja już muszę lecieć.
-Naprawdę?
-No serio wpadnę do ciebie w poniedziałek, dziewczynki
przy okazji odbiorę.
-No niech ci będzie.- Odpowiedziałam i przytuliłam
Mikołaja na pożegnanie. Zaraz jak wyszedł poszłam spać. Po tych
lekach czułam się bardzo osłabiona. Mikołaj przywiózł mi kilka
książek więc w niedziele miałam co robić. Było mi strasznie
smutno, nie lubię szpitali a tu w niedzielę kiedy prawie wszyscy
mają wolne, to nie ma wizyt. Jedynie tato i Monika zadzwonili
zapytać się jak się czuję i czy niczego mi nie trzeba.
Powiedziałam im że nie choć tak naprawdę to potrzebowałam
towarzystwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz