Mikołaj
Olka dała mi buziaka w policzek. Przeprosiłem ją, nie
miałem zamiaru jej obrazić, tak wyszło. Nie chciałem tego
powiedzieć. Ale najważniejsze że nie jest na mnie zła. Na jej
twarzy jest już śliczny uśmiech. Uwielbiam kiedy się śmieje. Ma
taki cudowny uśmiech, niewinny, nie umiał bym jej skrzywdzić. Jej
błysk w oku nadawał radości każdemu dniu. Śmialiśmy się
jeszcze przez chwilką gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Olga poszła
otworzyć. Ukradkiem z Olą przysłuchiwaliśmy się rozmowie.
-Cześć.
-No hej kotku.- Powiedział Jacek a ja już nie
wytrzymywałem ze śmiechu.
-Co tu robisz?
-Przepraszam że tak na ciebie naskoczyłem w pracy. Nie
chciałem.- Zaczął się tłumaczyć Jacek a ja miałem już łzy w
oczach. Olka jednak siedziała cicho nie mogąc uwierzyć w to że
jej chłopak ich nie odróżnia.- Mogę wejść?
-No jasne, proszę.- Powiedziała Olga a do salonu
przyszedł Jacek, wybuchnąłem śmiechem. Nasz dyżurny chyba nie
wiedział co się dzieje. Ola podniosła się i przywitała z
Jackiem.
-Cześć kochanie.- Rzuciła mu się na szyję. On
jednak stał jak wryty.
-Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi. Czemu was jest dwie i
co tu robi Mikołaj?
-No cześć Jacek.- Postanowiłem się przywitać.
-Długa historia, napijesz się czegoś?
-Kawy. Ale jak to możliwe?- zaczął wypytywać Jacek.
Panie wyszły do kuchni a my zostaliśmy we dwóch.
-Myślałem że się pokłóciliście.- Zaczął mówić.
-No bo tak było. Ale wiesz Olka nie umie się na mnie
gniewać. A tak swoją drogą od dawna się spotykacie?
-Od kilku tygodni Olka ci nie mówiła?
-Nie jakoś nie było okazji.- Rozejrzałem się czy
Panie na pewno są w kuchni i podszedłem do Jacka, chwytając go za
koszulę.- Słuchaj, skrzywdzisz Olkę a pożałujesz. Nie będę
patrzył na to że jesteśmy policjantami. Zrozumiałeś.
-Spokojnie nie mam takich zamiarów.- Zaczął mnie
zapewniać.
-Jeżeli Ola, przez ciebie uroni choć jedną łzę to
cię dopadnę. Już ty się o to nie martw.
-Spokojnie. Nic jej nie zrobię.
-No ja mam nadzieję.- Puściłem chłopaka i wróciłem
na swoje miejsce. Po chwili przyszły do nas panie.
-Mikołaj, bo zapomniałam portfela z komendy, mógł
byś mnie zawieść. Wiesz nie mam tu samochodu.
-Olga, żaden problem dam ci mój.- Zaczęła mówić
druga z kobiet, dał bym sobie rękę uciąć. Że Olga siedziała
obok Jacka a Ola mówiła o portfelu. Musiałem to natychmiast
wyjaśnić. Ale gdy już miałem się odezwać, wpadł mi do głowy
pewien pomysł. A jeśli dziewczyny się zamieniły na chwilę.
Zareagowałem.
-Olka, przestań, zawiozę ją.- Powiedziałem a na
twarzy Olki to znaczy Olgi pojawił się delikatny uśmiech. Po tym
uśmiechu poznałem że to jednak Olka.
-Jesteś pewien?
-No tak, pogadacie sobie, nie będę wam przeszkadzać.-
Powiedziałem podnosząc się z kanapy. Podszedłem do Olgi to znaczy
Oli, przytuliłem ją na pożegnanie i wyszedłem z mieszkania. Po
chwili dołączyła do mnie Olga to znaczy Ola ale Olga. Usiedliśmy
na ławce naprzeciwko bloku. Na niebie pojawił się biały księżyc,
leniwie oświetlając ulice Wrocławia. Gwiazdy zdawały się
wędrować po niebie. Była pełnia, co dawało się odczuć. Blask
księżyca leniwie ale z wielkim wdziękiem oświetlał ścieżkę w
parku, co jakiś czas oświetlał drogę osobie która szła.
-Idziesz się przejść?- Zaproponowałem.
-No dobra.- Wędrowaliśmy parkiem a księżyc oświetlał
nam drogę.
-Czemu. Dobra nie ważne.
-No mów, zacząłeś to skończ.
-Bo dziwi mnie że Olga została z Jackiem. Co wy
knujecie?
-A o czym ty mówisz?
-Olka, wiem że to ty.
-Po czym poznałeś?
-Po oczach i uśmiechu. Maszt taki specyficzny uśmiech.
Nie da się go pomylić z żadnym innym.
-Naprawdę?- Zapytała mnie Olka z niedowierzaniem.
-Tak, wiesz za długo cię znam. To co wy knujecie co?
-A tak się zamieniłyśmy. Wiesz Jacek zawsze mnie
zresztą z tobą do spółki, w coś wrabiał i żartował sobie.
Czas zemsty.- Zaśmiała się Olka.
-Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Swoją drogą ciekawe
ilie mu czasu zajmie rozszyfrowanie waszej intrygi.
-O ile się domyśli.
-Zakład.
-Nie ja się z tobą nie zakładam. Zawsze przegrywam.-
Zaczęła mówić i nagle zadzwonił do mnie telefon. Szybko
spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Dominika.
-Tak córciu.- Odebrałem.
-Tato bo mamy mały problem w domu.
-Co się stało?
-No bo widzisz Ania chyba złapała jakiegoś wirusa. Od
godziny wymiotuje i ma gorączkę.
-I dopiero teraz dzwonisz.
-Nie chciałam cię denerwować, ale jest coraz gorzej.
-No dobra to ja już jadę.- Powiedziałem. Rozłączyłem
się.
-Coś się stało?
-Ania zachorowała. Przepraszam muszę wracać.
-A może ci jakoś pomóc?
-Znaczy się, nie musisz.
-Nie no przestań. Pojadę z tobą, pomogę ci.
-No dobra.
-A gdzie masz samochód?
-No taksówką jestem, wiesz troszkę wczoraj
przesadziłem.
-O i widzisz, teraz jesteś na mnie skazany. Chodź
zawiozę cię.
-Dzięki kochana jesteś.- Powiedziałem i dałem Oli
buziaka w policzek. Szybko znaleźliśmy się pod jej blokiem.
Wsiedliśmy do samochodu. Olka nie dała mi poprowadzić. Po drodze
zajechaliśmy jeszcze do apteki. Kupiłem coś przeciwgorączkowego i
jakieś witaminy dla Dominiki żeby przypadkiem się nie zaraziła.
Ola czekała na mnie w samochodzie. Pojechaliśmy do mnie. Ola
zaparkowała samochód i dołączyła do mnie. Weszliśmy razem do
mieszkania. Od razu usłyszałem rozmowę dziewczynek. Poszliśmy do
pokoju Ani.
-Hej dziewczynki.- Przywitałem się.
-Cześć tato.- Powiedziała Dominisia przytulając się
do mnie. Ania popatrzyła na mnie swoimi podpuchniętymi oczkami.
-Jak się czujesz?
-Tak jak wyglądam.- Odpowiedziała.
-Cześć.- Olka wychyliła się.
-Ola.- Krzyknęły dziewczynki chórem. Panie przywitały
się. Na twarzy Ani pojawił się uśmiech.
-Dobra, przywiozłem ci leki. Dominisia zrobisz herbaty?
-No pewnie.
-Poczekaj pomogę ci.- Zaproponowała Ola.
-No to chodź.- Dziewczyny wyszły z pokoju Ani a ja
podałem jej leki. Ucałowałem i wyszedłem z jej pokoju aby mogła
odpocząć.
Aleksandra
Siedziałam w kuchni razem z Dominiką. Po chwili
przyszedł do nas Mikołaj usiadł przy stole. Smutne że Ania
zachorowała.
-Dominisia. Idź już spać. Jutro do szkoły musisz
iść.- Powiedział smutnym głosem Mikołaj. Z jego tonu głosu
spokojnie można było wywnioskować że martwi się o córki.
-Jeszcze nie. Muszę lekcje zrobić.
-Jeszcze nie zrobiła?
-No wiesz bo Ania do mnie zadzwoniła i ja nie poszłam
na korki z polskiego. Wróciłam do domu żeby zająć się młodą.
Myślałam że tylko histeryzuje.
-No dobra, chodź do pokoju pomogę ci.- Zaproponowałam.
-Ty, a potrafisz?- Zdziwiła się nastolatka.
-No jasne skończyłam Humanistykę.
-Naprawdę. A ty tato na korki chciałeś wydawać,
mając taki skarb pod nosem.
-Dobra leć robić lekcje bo ich nigdy nie skończysz. -
Zaśmiał się Mikołaj a my poszłyśmy do jej pokoju. Dominika
siadła przy biurku a ja na łóżku które stało obok. Nastolatka
wyjęła z torby zeszyty i zaczęłyśmy robić lekcje. Zeszło nam
się z tym dość długo. W międzyczasie Mikołaj przynosił nam
herbatę i robiliśmy sobie kilku minutowe przerwy. Gdy skończyłyśmy
zajrzałam jeszcze do Ani. Na reszcie udało jej się zasnąć.
Dominika poszła spać a ja udałam się do kuchni gdzie był
Mikołaj.
-Hej, już skończyłyście?
-Tak.
-Zrobić ci herbaty?
-Nie, będę się zbierać.- Było już późno i nie
chciałam się narzucać dłużej Mikołajowi.
-Przestań Olka. Odwiozę cię. Mała herbatka.
-No nie wiem.
-Olka to rozkaz.
-No dobra. Szybko mnie przekonałeś.- Mikołaj zrobił
mi herbatę i poszliśmy do salonu. Włączyliśmy telewizor. Akurat
leciała jakaś komedia familijna. Postanowiliśmy ją obejrzeć. Gdy
film się skończył. Postanowiłam wrócić do domu.
-Dobra ja się zmywam.- Powiedziałam dając Mikołajowi
buziaka na pożegnanie. Oczywiście w policzek.
-A ty dokąd?
-No jak, zobacz która jest godzina.
-Serio myślisz że cię tak puszczę. Wiesz jak jest
niebezpiecznie o tej porze.
-Mikołaj przestań. Muszę wracać.
-Olka nic nie musisz. Możesz spać tutaj.
-Mikołaj ja to rozumiem ale ja nic nie mam, nawet
piżamy. A co dopiero mówić o szczoteczce do zębów i kosmetykach.
-Piżamę. Serio. Przecież możesz spać w któreś z
moich koszulek. A co do kosmetyków to mam dwie córki dorastające.
-A szczoteczka do zębów?
-Mam gdzieś nowe opakowanie. Wiesz szczoteczkę
wymieniam co dwa tygodnie. Mogę ci pożyczyć.
-Pożyczyć.
-No tak, przecież ci nie oddam.
-A mógł byś.- Zaśmiałam się rzucając w Mikołaja
poduszką. On bardzo szybko się odwdzięczył i po chwili na mojej
twarzy wylądowała ta sama poduszka.
-Wojna, jesteś tego pewna?
-Przegrałeś już.- Zaczęliśmy się przekomarzać.
Śmialiśmy się w niebo głosy. Po chwili w salonie znalazła się
Dominika, patrzyła na nas jak by chciała nas zabić.
-Ahm, nie przeszkadzam wam?
-O Dominisia. A ty nie śpisz?- Zapytał zdziwiony
Mikołaj.
-No wyobraźcie sobie że nie mogę zasnąć bo banda
dzieciaków drze się w salonie.- popatrzeliśmy na siebie z
Mikołajem i zaczęliśmy się znów śmiać.
-Przepraszamy.- Powiedziałam nie mogąc opanować
śmiechu.
-A i jeszcze jedno. Tato jak byś mógł zejść z Olki.
Wiesz nie chcę mieć na razie rodzeństwa.- Te słowa mnie
zaskoczyły, spojrzałam na Mikołaja ale jego mina mówiła wszystko
za siebie.
-Ale my nic....-Zaczął tłumaczyć.
-Ta jasne i jeszcze powiedz że dzieci bocian przynosi.-
Dodała nastolatka i wyszła z salonu.
-Po kim ona taka zaborcza i pyskata.
-Nie wiem. Coś mi mówi że po ojcu.
-Wredna jesteś.
-Wiem też po ojcu.- Mikołaj zszedł ze mnie.- No dobra
to ja pójdę wezmę prysznic.
-No jasne.- Powiedział i usiadł na kanapie.
-Nie zapomniałeś o czymś.
-A o tak, łazienka jest na prawo drugie drzwi.
-Mikołaj ja nie o tym. Łóżko mi pościel i daj jakąś
piżamę.
-A no już.- Powiedział i poszedł jak sądzę do
sypialni. Po kilku minutach przyniósł mi jedną ze swoich koszulek.
Ja udałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Odprężyłam
się. Minęło może pół godzinki a ja już wyszłam. Jednym
ręcznikiem się wytarłam a drugi założyłam na głowę. Wyszłam
z łazienki i udałam się do salonu gdzie miałam spać. Jednak nic
nie było przyszykowane. Poszłam więc do Mikołaja.
-Przepraszam ale chyba o czymś zapomniałeś.
-Ślicznie wyglądasz w mojej koszuli.
-Mikołaj, gdzie mam spać?
-No jak gdzie w łóżku.
-No łał a sama mam sobie wszystko przygotować.
-No przecież jest gotowe.
-Przed chwilą byłam w salonie i nie jest gotowe.
-A kto powiedział że śpisz w salonie.
-A niby gdzie?
-No tu.
-Z tobą?
-No tak, spokojnie nie gryzę zresztą już spaliśmy
razem. Nic ci nie zrobię.
-Mikołaj dobrze wiesz że nie o to chodzi.
-Olka, spokojnie, to tylko spanie w jednym łóżku od
tego nie zdradzisz Jacka.
-Mikołaj. Jak ja nienawidzę tych twoich mądrości.-
Powiedziałam kładąc się do łóżka. Zgasiłam światło. Nie
mogłam zasnąć, tak samo jak Mikołaj bardzo się wiercił.
-To co robisz na śniadanie?- Zapytałam po części z
nudów.
-Kanapki. Na nic więcej nie licz.
-Nawet bym nie śmiała ale ja bym zjadła naleśniki.
-No i jeszcze czego. Olka mogę cię o coś zapytać.
-No jasne.
-Powiedz ale tak szczerze, za co kochasz Jacka?
-Co to za pytanie.
-Odpowiedz.
-No za poczucie humoru i za uśmiech, jest słodki.
-I tylko dlatego z nim jesteś?
-No a czego chcieć więcej, jest idealny.- Nie
rozumiałam o co mu chodzi. Kocham Jacka, przynajmniej tak mi się
wydaje. Leżeliśmy jeszcze tak przez chwilkę. Nie wiem jak Mikołaj
ale ja po chwili zasnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz