piątek, 25 marca 2016

1.15

Mikołaj
Olka dała mi buziaka w policzek. Przeprosiłem ją, nie miałem zamiaru jej obrazić, tak wyszło. Nie chciałem tego powiedzieć. Ale najważniejsze że nie jest na mnie zła. Na jej twarzy jest już śliczny uśmiech. Uwielbiam kiedy się śmieje. Ma taki cudowny uśmiech, niewinny, nie umiał bym jej skrzywdzić. Jej błysk w oku nadawał radości każdemu dniu. Śmialiśmy się jeszcze przez chwilką gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Olga poszła otworzyć. Ukradkiem z Olą przysłuchiwaliśmy się rozmowie.
-Cześć.
-No hej kotku.- Powiedział Jacek a ja już nie wytrzymywałem ze śmiechu.
-Co tu robisz?
-Przepraszam że tak na ciebie naskoczyłem w pracy. Nie chciałem.- Zaczął się tłumaczyć Jacek a ja miałem już łzy w oczach. Olka jednak siedziała cicho nie mogąc uwierzyć w to że jej chłopak ich nie odróżnia.- Mogę wejść?
-No jasne, proszę.- Powiedziała Olga a do salonu przyszedł Jacek, wybuchnąłem śmiechem. Nasz dyżurny chyba nie wiedział co się dzieje. Ola podniosła się i przywitała z Jackiem.
-Cześć kochanie.- Rzuciła mu się na szyję. On jednak stał jak wryty.
-Ktoś mi wyjaśni o co tu chodzi. Czemu was jest dwie i co tu robi Mikołaj?
-No cześć Jacek.- Postanowiłem się przywitać.
-Długa historia, napijesz się czegoś?
-Kawy. Ale jak to możliwe?- zaczął wypytywać Jacek. Panie wyszły do kuchni a my zostaliśmy we dwóch.
-Myślałem że się pokłóciliście.- Zaczął mówić.
-No bo tak było. Ale wiesz Olka nie umie się na mnie gniewać. A tak swoją drogą od dawna się spotykacie?
-Od kilku tygodni Olka ci nie mówiła?
-Nie jakoś nie było okazji.- Rozejrzałem się czy Panie na pewno są w kuchni i podszedłem do Jacka, chwytając go za koszulę.- Słuchaj, skrzywdzisz Olkę a pożałujesz. Nie będę patrzył na to że jesteśmy policjantami. Zrozumiałeś.
-Spokojnie nie mam takich zamiarów.- Zaczął mnie zapewniać.
-Jeżeli Ola, przez ciebie uroni choć jedną łzę to cię dopadnę. Już ty się o to nie martw.
-Spokojnie. Nic jej nie zrobię.
-No ja mam nadzieję.- Puściłem chłopaka i wróciłem na swoje miejsce. Po chwili przyszły do nas panie.
-Mikołaj, bo zapomniałam portfela z komendy, mógł byś mnie zawieść. Wiesz nie mam tu samochodu.
-Olga, żaden problem dam ci mój.- Zaczęła mówić druga z kobiet, dał bym sobie rękę uciąć. Że Olga siedziała obok Jacka a Ola mówiła o portfelu. Musiałem to natychmiast wyjaśnić. Ale gdy już miałem się odezwać, wpadł mi do głowy pewien pomysł. A jeśli dziewczyny się zamieniły na chwilę. Zareagowałem.
-Olka, przestań, zawiozę ją.- Powiedziałem a na twarzy Olki to znaczy Olgi pojawił się delikatny uśmiech. Po tym uśmiechu poznałem że to jednak Olka.
-Jesteś pewien?
-No tak, pogadacie sobie, nie będę wam przeszkadzać.- Powiedziałem podnosząc się z kanapy. Podszedłem do Olgi to znaczy Oli, przytuliłem ją na pożegnanie i wyszedłem z mieszkania. Po chwili dołączyła do mnie Olga to znaczy Ola ale Olga. Usiedliśmy na ławce naprzeciwko bloku. Na niebie pojawił się biały księżyc, leniwie oświetlając ulice Wrocławia. Gwiazdy zdawały się wędrować po niebie. Była pełnia, co dawało się odczuć. Blask księżyca leniwie ale z wielkim wdziękiem oświetlał ścieżkę w parku, co jakiś czas oświetlał drogę osobie która szła.
-Idziesz się przejść?- Zaproponowałem.
-No dobra.- Wędrowaliśmy parkiem a księżyc oświetlał nam drogę.
-Czemu. Dobra nie ważne.
-No mów, zacząłeś to skończ.
-Bo dziwi mnie że Olga została z Jackiem. Co wy knujecie?
-A o czym ty mówisz?
-Olka, wiem że to ty.
-Po czym poznałeś?
-Po oczach i uśmiechu. Maszt taki specyficzny uśmiech. Nie da się go pomylić z żadnym innym.
-Naprawdę?- Zapytała mnie Olka z niedowierzaniem.
-Tak, wiesz za długo cię znam. To co wy knujecie co?
-A tak się zamieniłyśmy. Wiesz Jacek zawsze mnie zresztą z tobą do spółki, w coś wrabiał i żartował sobie. Czas zemsty.- Zaśmiała się Olka.
-Zaskakujesz mnie coraz bardziej. Swoją drogą ciekawe ilie mu czasu zajmie rozszyfrowanie waszej intrygi.
-O ile się domyśli.
-Zakład.
-Nie ja się z tobą nie zakładam. Zawsze przegrywam.- Zaczęła mówić i nagle zadzwonił do mnie telefon. Szybko spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Dominika.
-Tak córciu.- Odebrałem.
-Tato bo mamy mały problem w domu.
-Co się stało?
-No bo widzisz Ania chyba złapała jakiegoś wirusa. Od godziny wymiotuje i ma gorączkę.
-I dopiero teraz dzwonisz.
-Nie chciałam cię denerwować, ale jest coraz gorzej.
-No dobra to ja już jadę.- Powiedziałem. Rozłączyłem się.
-Coś się stało?
-Ania zachorowała. Przepraszam muszę wracać.
-A może ci jakoś pomóc?
-Znaczy się, nie musisz.
-Nie no przestań. Pojadę z tobą, pomogę ci.
-No dobra.
-A gdzie masz samochód?
-No taksówką jestem, wiesz troszkę wczoraj przesadziłem.
-O i widzisz, teraz jesteś na mnie skazany. Chodź zawiozę cię.
-Dzięki kochana jesteś.- Powiedziałem i dałem Oli buziaka w policzek. Szybko znaleźliśmy się pod jej blokiem. Wsiedliśmy do samochodu. Olka nie dała mi poprowadzić. Po drodze zajechaliśmy jeszcze do apteki. Kupiłem coś przeciwgorączkowego i jakieś witaminy dla Dominiki żeby przypadkiem się nie zaraziła. Ola czekała na mnie w samochodzie. Pojechaliśmy do mnie. Ola zaparkowała samochód i dołączyła do mnie. Weszliśmy razem do mieszkania. Od razu usłyszałem rozmowę dziewczynek. Poszliśmy do pokoju Ani.
-Hej dziewczynki.- Przywitałem się.
-Cześć tato.- Powiedziała Dominisia przytulając się do mnie. Ania popatrzyła na mnie swoimi podpuchniętymi oczkami.
-Jak się czujesz?
-Tak jak wyglądam.- Odpowiedziała.
-Cześć.- Olka wychyliła się.
-Ola.- Krzyknęły dziewczynki chórem. Panie przywitały się. Na twarzy Ani pojawił się uśmiech.
-Dobra, przywiozłem ci leki. Dominisia zrobisz herbaty?
-No pewnie.
-Poczekaj pomogę ci.- Zaproponowała Ola.
-No to chodź.- Dziewczyny wyszły z pokoju Ani a ja podałem jej leki. Ucałowałem i wyszedłem z jej pokoju aby mogła odpocząć.
Aleksandra
Siedziałam w kuchni razem z Dominiką. Po chwili przyszedł do nas Mikołaj usiadł przy stole. Smutne że Ania zachorowała.
-Dominisia. Idź już spać. Jutro do szkoły musisz iść.- Powiedział smutnym głosem Mikołaj. Z jego tonu głosu spokojnie można było wywnioskować że martwi się o córki.
-Jeszcze nie. Muszę lekcje zrobić.
-Jeszcze nie zrobiła?
-No wiesz bo Ania do mnie zadzwoniła i ja nie poszłam na korki z polskiego. Wróciłam do domu żeby zająć się młodą. Myślałam że tylko histeryzuje.
-No dobra, chodź do pokoju pomogę ci.- Zaproponowałam.
-Ty, a potrafisz?- Zdziwiła się nastolatka.
-No jasne skończyłam Humanistykę.
-Naprawdę. A ty tato na korki chciałeś wydawać, mając taki skarb pod nosem.
-Dobra leć robić lekcje bo ich nigdy nie skończysz. - Zaśmiał się Mikołaj a my poszłyśmy do jej pokoju. Dominika siadła przy biurku a ja na łóżku które stało obok. Nastolatka wyjęła z torby zeszyty i zaczęłyśmy robić lekcje. Zeszło nam się z tym dość długo. W międzyczasie Mikołaj przynosił nam herbatę i robiliśmy sobie kilku minutowe przerwy. Gdy skończyłyśmy zajrzałam jeszcze do Ani. Na reszcie udało jej się zasnąć. Dominika poszła spać a ja udałam się do kuchni gdzie był Mikołaj.
-Hej, już skończyłyście?
-Tak.
-Zrobić ci herbaty?
-Nie, będę się zbierać.- Było już późno i nie chciałam się narzucać dłużej Mikołajowi.
-Przestań Olka. Odwiozę cię. Mała herbatka.
-No nie wiem.
-Olka to rozkaz.
-No dobra. Szybko mnie przekonałeś.- Mikołaj zrobił mi herbatę i poszliśmy do salonu. Włączyliśmy telewizor. Akurat leciała jakaś komedia familijna. Postanowiliśmy ją obejrzeć. Gdy film się skończył. Postanowiłam wrócić do domu.
-Dobra ja się zmywam.- Powiedziałam dając Mikołajowi buziaka na pożegnanie. Oczywiście w policzek.
-A ty dokąd?
-No jak, zobacz która jest godzina.
-Serio myślisz że cię tak puszczę. Wiesz jak jest niebezpiecznie o tej porze.
-Mikołaj przestań. Muszę wracać.
-Olka nic nie musisz. Możesz spać tutaj.
-Mikołaj ja to rozumiem ale ja nic nie mam, nawet piżamy. A co dopiero mówić o szczoteczce do zębów i kosmetykach.
-Piżamę. Serio. Przecież możesz spać w któreś z moich koszulek. A co do kosmetyków to mam dwie córki dorastające.
-A szczoteczka do zębów?
-Mam gdzieś nowe opakowanie. Wiesz szczoteczkę wymieniam co dwa tygodnie. Mogę ci pożyczyć.
-Pożyczyć.
-No tak, przecież ci nie oddam.
-A mógł byś.- Zaśmiałam się rzucając w Mikołaja poduszką. On bardzo szybko się odwdzięczył i po chwili na mojej twarzy wylądowała ta sama poduszka.
-Wojna, jesteś tego pewna?
-Przegrałeś już.- Zaczęliśmy się przekomarzać. Śmialiśmy się w niebo głosy. Po chwili w salonie znalazła się Dominika, patrzyła na nas jak by chciała nas zabić.
-Ahm, nie przeszkadzam wam?
-O Dominisia. A ty nie śpisz?- Zapytał zdziwiony Mikołaj.
-No wyobraźcie sobie że nie mogę zasnąć bo banda dzieciaków drze się w salonie.- popatrzeliśmy na siebie z Mikołajem i zaczęliśmy się znów śmiać.
-Przepraszamy.- Powiedziałam nie mogąc opanować śmiechu.
-A i jeszcze jedno. Tato jak byś mógł zejść z Olki. Wiesz nie chcę mieć na razie rodzeństwa.- Te słowa mnie zaskoczyły, spojrzałam na Mikołaja ale jego mina mówiła wszystko za siebie.
-Ale my nic....-Zaczął tłumaczyć.
-Ta jasne i jeszcze powiedz że dzieci bocian przynosi.- Dodała nastolatka i wyszła z salonu.
-Po kim ona taka zaborcza i pyskata.
-Nie wiem. Coś mi mówi że po ojcu.
-Wredna jesteś.
-Wiem też po ojcu.- Mikołaj zszedł ze mnie.- No dobra to ja pójdę wezmę prysznic.
-No jasne.- Powiedział i usiadł na kanapie.
-Nie zapomniałeś o czymś.
-A o tak, łazienka jest na prawo drugie drzwi.
-Mikołaj ja nie o tym. Łóżko mi pościel i daj jakąś piżamę.
-A no już.- Powiedział i poszedł jak sądzę do sypialni. Po kilku minutach przyniósł mi jedną ze swoich koszulek. Ja udałam się do łazienki. Weszłam pod prysznic. Odprężyłam się. Minęło może pół godzinki a ja już wyszłam. Jednym ręcznikiem się wytarłam a drugi założyłam na głowę. Wyszłam z łazienki i udałam się do salonu gdzie miałam spać. Jednak nic nie było przyszykowane. Poszłam więc do Mikołaja.
-Przepraszam ale chyba o czymś zapomniałeś.
-Ślicznie wyglądasz w mojej koszuli.
-Mikołaj, gdzie mam spać?
-No jak gdzie w łóżku.
-No łał a sama mam sobie wszystko przygotować.
-No przecież jest gotowe.
-Przed chwilą byłam w salonie i nie jest gotowe.
-A kto powiedział że śpisz w salonie.
-A niby gdzie?
-No tu.
-Z tobą?
-No tak, spokojnie nie gryzę zresztą już spaliśmy razem. Nic ci nie zrobię.
-Mikołaj dobrze wiesz że nie o to chodzi.
-Olka, spokojnie, to tylko spanie w jednym łóżku od tego nie zdradzisz Jacka.
-Mikołaj. Jak ja nienawidzę tych twoich mądrości.- Powiedziałam kładąc się do łóżka. Zgasiłam światło. Nie mogłam zasnąć, tak samo jak Mikołaj bardzo się wiercił.
-To co robisz na śniadanie?- Zapytałam po części z nudów.
-Kanapki. Na nic więcej nie licz.
-Nawet bym nie śmiała ale ja bym zjadła naleśniki.
-No i jeszcze czego. Olka mogę cię o coś zapytać.
-No jasne.
-Powiedz ale tak szczerze, za co kochasz Jacka?
-Co to za pytanie.
-Odpowiedz.
-No za poczucie humoru i za uśmiech, jest słodki.
-I tylko dlatego z nim jesteś?
-No a czego chcieć więcej, jest idealny.- Nie rozumiałam o co mu chodzi. Kocham Jacka, przynajmniej tak mi się wydaje. Leżeliśmy jeszcze tak przez chwilkę. Nie wiem jak Mikołaj ale ja po chwili zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz