poniedziałek, 22 lutego 2016

1.9

Po piętnastu minutach znów zaczęłam się szykować jednak tym razem miałam jechać na komendę nie aby pracować tylko złożyć zawiadomienie. Mikołaj zawiózł mnie na miejsce a ja udałam się do Moniki i Krzyśka, którzy już na mnie czekali w pokoju przesłuchań. Całe przesłuchanie płakałam, potem zaniosłam telefon do techników, mając nadzieję że coś ustalą. Musiałam jeszcze porozmawiać z tatą. Poszłam do gabinetu, wzięłam głęboki oddech i zapukałam.
-Wejść.- Powiedział komendant.
-Cześć tato.- Powiedziałam wchodząc do pokoju i próbując wymusić na twarzy uśmiech, cały czas myślałam że to może być nasza ostatnia rozmowa a do oczu napływały mi łzy.
-Ola, co się stało?
-Tato, ja....-Zaczęłam mówić szlochając.
-Czemu płaczesz?
-Tato...on mi grozi....mi i wszystkim których kocham....-Mówiłam chaotycznie, mój tato jednak mnie zrozumiał, momentalnie zbledł na twarzy i usiadł.
-O kurwa.- To jedyne co usłyszałam, skuliłam się i płakałam. Do gabinetu przyszedł Mikołaj.
-O tu jesteś, po całej komendzie cię szukam.- Powiedział wchodząc.
-Aspirancie, mam do was prośbę.
-Słucham panie komendancie.
-Zaopiekujcie się Olą, do puki nie dostanie ochrony.
-Dobrze. A co z panem?
-Na komendzie jestem bezpieczny.
-A potem?
-Załatwię sobie jakiś patrol żeby mnie odwiózł do domu. O mnie się nie martwcie. Ola jest teraz najważniejsza.- Do gabinetu przyszedł Jacek, dyżurny.
-Ola, możesz iść odebrać telefon, chłopaki próbują coś ustalić ale to telefon na kartę. Ostatni raz logował się pod twoim blokiem.- Powiedział dyżurny i opuścił gabinet, ja zrobiłam dokładnie to samo i poszłam odebrać swoją własność. Wyszłam już w nieco lepszym stanie bo panowie z dochodzeniówki obstawili już moje mieszkanie i obserwowali je. Mogłam spokojnie wrócić do domu. Mikołaj dostał kilka dni wolnego, do czasu aż sprawa się nie wyjaśni. Zawiózł mnie do mieszkania i pojechał po swoje córki do szkoły. Ja wzięłam się za sprzątanie. Dostałam wtedy SMS-a.
Ślicznie wyglądasz gdy sprzątasz. A kwiaty się podobały? Mam nadzieję że tak bo za niedługo będziesz je widziała na swoim grobie.
Od razu zadzwoniłam do Mikołaja, potem do Oskara. Wiedziałam że ma dziś służbę i że jest jednym z chłopaków obserwujących mój dom. Mikołaj z dziewczynkami byli po piętnastu minutach. Ja siedziałam na kanapie, cała roztrzęsiona.
-Co się stało Oli?- zapytała Ania wchodząc do salonu.
-Nic skarbie idźcie do kuchni odrobić lekcje.- Powiedział Mikołaj i usiadł obok mnie. -Ola złapali go.- powiedział przytulając mnie.
-Jak to?
-Na wstążce były odciski palców, był w naszej bazie.
-Kto to był?
-Pamiętasz, jak zaczynałaś u nas pracę.
-No tak.
-No to na jednej z pierwszych akcji rozpracowaliśmy złodziei samochodów. Byłaś przynętą, prowokacje zrobiliśmy.
-No tak, było coś takiego.
-No to właśnie jeden z nich wyszedł niedawno na wolność.
-Jezu ale się cieszę że go złapali.- Powiedziałam i przytuliłam Mikołaja.
-To co chodźmy coś zjeść.- powiedział i poszliśmy do kuchni. Dziewczynki przy stole odrabiały lekcje a Mikołaj robił coś do zjedzenia. Spojrzałam na Anię która robiła lekcję i przypomniało mi się coś ważnego. Miałam pogadać na temat dziewczynek z Mikołajem. Ale nie wiedziałam jak mam to zrobić.
-Mikołaj, chciała bym pojechać na cmentarz do mamy, mógł byś mnie zawieźć.- Poprosiłam.
-No dobra, ale teraz?
-Nie najpierw coś zjedzmy.- Mikołaj nałożył dla wszystkich obiad. Zjedliśmy a ja poszłam się szykować. Po godzinie byliśmy już na miejscu. Postawiłam znicz na grobie mamy, pomodliłam się i wróciłam do samochodu.
-Mikołaj, bo jest jeszcze jedna sprawa.
-No co się dzieje?
-Nie wiem jak to powiedzieć. Bo chodzi o dziewczynki.
-A tym się nie martw. Nie będziemy już ci się dłużej narzucać, znalazłem mieszkanie i od jutra możemy tam się wprowadzić.
-Nie o to mi chodzi, wcale mi się nie narzucacie. Skąd ten pomysł?
-Dobra skończmy temat chciałaś mi coś powiedzieć.
-Już nie ważne.- Zrobiło mi się przykro, że Mikołaj uważa że mi się narzucają. Wcale mi nie przeszkadzali, nawet cieszyłam się ze ze mną mieszkają, nie lubię być sama. Podjechaliśmy pod blok. Wysiadłam z samochodu gdy znów zadzwonił mój telefon.
-Ola, wracajcie szybko.
-Dominika co się dzieje, spokojnie jesteśmy już pod blokiem.- Odpowiedziałam i szybko pobiegłam do mieszkania. Przed drzwiami stała Kamila, krzyczała.
-Otwieraj, oddaj mi moje córki. Słyszysz, wyłaź z tam tond.
-Co ty tu robisz?- Zapytałam na spokojnie.
-Przyszłam po córki, które mi porwałaś.
-Nikogo nie porwałam, wynoś się stąd.- Kamila jednak nie miała zamiaru odpuszczać, zaczęła mnie szarpać, spadłam ze schodów.
Mikołaj
Olka, odebrała telefon i szybko pobiegła do mieszkania. Ja zaparkowałem samochód i również tam pobiegłem. Gdy znalazłem się na klatce, Ola leżała na schodach nie przytomna w kałuży krwi. Kamila próbowała dostać się do mieszkania Olki. Szybko podbiegłem do posterunkowej, sprawdziłem tętno i wezwałem pogotowie, potem zadzwoniłem na policję. Ola na szczęście oddychała, ale miała ranę głowy. Niedawno miała wstrząśnienie mózgu, przestraszyłem się że tym razem to może być coś poważniejszego.
-Co ty narobiłaś.- Zacząłem krzyczeć na Kamilę.- Dlaczego?
-Odebrała mi córki.
-Nikt ci ich nie odebrał. Sama do tego doprowadziłaś.
-Ja doprowadziłam, to ta suka zniszczyła nasze małżeństwo.
-Ola niczego nie zniszczyła, ty jesteś temu winna.
-No pewnie, jeszcze wszystko na mnie zgoń. Mogłeś mnie z nią nie zdradzać.
-Nikogo nie zdradziłem.- Pogotowie przyjechało na miejsce, po kilku minutach dojechała policja i zatrzymała Kamilę do wyjaśnienia sprawy. Ja natomiast poszedłem zobaczyć co z dziewczynkami. Zapukałem do drzwi.
-Dominisia. Otwórz drzwi, proszę.- Po chwili drzwi delikatnie się uchyliły.
-Poszła sobie?- Zapytała mnie przerażona Dominika. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
-Tak już tu nie przyjdzie.- Powiedziałem przytulając dziewczynki.
-A gdzie Ola?
-Tato czemu policjanci prowadzą mamę?- Zapytała mnie Ania, widziała wszystko przez okno.
-Mama, zrobiła coś czego nie powinna.
-Tato czy ona coś zrobiła Oli?
-Skąd ci to przyszło do głowy?
-Bo była pijana. Nie raz mnie uderzyła jak wypiła, Tato Oli nic nie będzie?
-Tato powiedz że Oli nic się nie stało.- Dziewczynki zaczęły płakać. A ja nie wiedziałem co mam im powiedzieć. Gdybym powiedział że Oli nic się nie stało to bym skłamał. Ale Dominika powiedziała że Kamila ją uderzyła.
-Dominisia słonko, czy mama cię kiedyś uderzyła?
-Nie chcę o tym mówić.- Odpowiedziała.
-Ola mówiła że mama nie ma prawa nas bić.
-Ola o wszystkim wiedziała?
-Dzięki młoda, miałaś nikomu nie mówić.
-Ale Ola powiedziała że nikomu nie powie.- No i nie kłamała, ale dlaczego mi nie powiedziała. Teraz to nie było ważne, Ola jest w szpitalu. Muszę do niej jechać.
-Dobra, weźcie swoje rzeczy. Zawiozę was do babci.
-Ale tato, my chcemy tu zostać.
-Wiem, ale nie możecie.
-Ale, Ola nas nie chce, mówiła że nas lubi.
-Ola jest w szpitalu, a nie mogę zostawić was samych.
-To weź nas ze sobą do szpitala.
-Tato ja chcę do Oli.- Ania zaczęła płakać.- po czterdziestu minutach przebijania się przez korki byliśmy już w szpitalu. Dziewczynki poszły do recepcji a ja zaparkowałem w tym czasie samochód.
-Przepraszam gdzie leży Ola Wysocka?
-A panie są kimś z rodziny?
-Siostrami.
-Pani Ola, leży na sali obserwacyjnej. Drugie piętro trzecie drzwi po lewej stronie.
-Dziękujemy.
-Dziewczynki poczekajcie na mnie.- Usłyszałam głos taty.
-A Dominika skłamała tato.
-Jak to?
-No powiedziałam że jestem siostrą Oli. Inaczej by nam nie powiedzieli gdzie leży.
-No dobra, ale żeby mi to było ostatni raz.- Powiedziałem i udaliśmy się do sali. Obok Oli był lekarz więc zaczekaliśmy na korytarzu. Po kilku minutach mężczyzna w białym fartuchu wyszedł do nas.
-Panie doktorze co z Olą?- Zapytałem.
-A państwo są kimś z rodziny?
-Jesteśmy siostrami.- Wyrwała się Dominika.
-A pan zapewne bratem?
-Tak.
-No Pani Ola, nie odzyskała jeszcze przytomności. Ale wszystko jest w normie.
-A kiedy się wybudzi?
-Pod uwagę bierzemy ten tydzień.
-Ale...
-Ale może to trwać dłużej.
-A mogę wejść do niej na salę?
-No dobrze ale na pięć minut.- Powiedział lekarz a ja momentalnie znalazłem się przy jej łóżku. Była podłączona do wielu monitorów, kroplówek i kabelków. Usiadłem obok jej łóżka i złapałem za rękę. Wyglądała jak by spała. W oku pojawiła mi się mała łza. Bałem się bardzo o jej zdrowie. Po pięciu minutach wyszedłem z sali, dziewczynki upierały się że chcą do niej wejść. Pozwoliłem im, w międzyczasie zadzwoniłem do komendanta.
-Wysocki słucham.
-Przepraszam że o tej porze dzwonię.
-Mikołaj coś się stało?
-Ola jest w szpitalu.
-Co się stało? Przecież go złapaliśmy. Jak to możliwe?
-Nie wiem, jak przyszedłem to leżała nieprzytomna.
-Miałeś jej pilnować.
-Ale to nie moja wina, prawdopodobnie spadła ze schodów.
-W jakim jest szpitalu?
-Na Krzykach.
-Jesteś tam?
-Tak.
-I co mówią lekarze?
-Niewiele.
-A no tak zapomniałem nie jesteście rodziną. No dobra zaraz tam będę.- Powiedział komendant a ja spoglądałem na nieprzytomną Olę, leżącą na łóżku i dziewczynki które siedziały obok niej. Komendant miał rację, to wszystko moja wina, gdybym nie zabrał dziewczynek do Oli, to Kamila by jej nic nie zrobiła. Usiadłem przed salą, ocierając łzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz