czwartek, 5 stycznia 2017

2.25

Dziś minął miesiąc od wypadku Oli. Do tej pory nie odzyskała przytomność. Po tygodniu wróciłem do pracy. Codziennie ją odwiedzając, miałem coraz mniejsze nadzieje na to że się wybudzi. Młodzież skończyła rok szkolny, cała trójka z wyróżnieniem. Sprawa Michała miała swój koniec w sądzie. Dostał zakaz zbliżania się do nas oraz zarzut porwania za co dostał dwa lata. Wczoraj zawiozłem ich na wieś do moich rodziców. Chciałem aby spędzili kilka dni na wakacjach poza miastem. Każdą wolną chwilę spędzałem w szpitalu przy łóżku Oli. Za kilka dni miała odbyć się rozprawa kolesia który spowodował wypadek. Monika znajoma Oli, a matka dziecka Adama wpadała co jakiś czas do nas. Pomagałem jej a ona mi. Często zostawała z dzieciakami a ja wynająłem jej mieszkanie Olki za niewielką cenę. Pomagaliśmy sobie wzajemnie jak tylko dawaliśmy radę. Renata również mi pomagała. Krzysiek ze szpitala wyszedł po tygodniu. Za tydzień wraca na służbę.
-Mikołaj.- Krzyknęła Karolina.
-Tak?
-Mówię do ciebie cały czas, co się dzieje?- Zapytała.
-Nic nic, zamyśliłem się po prostu.
-Nie wiem czy to był dobry pomysł żebyś wrócił do służby.
-Dlaczego?
-Nie potrafisz się skupić na pracy.
-Karolina...- Powiedziałem a do biura weszła szefowa. Oboje powstaliśmy.
-Siadajcie.- Powiedziała zamykając za sobą drzwi.- Mikołaj zapraszam po służbie do mojego gabinetu.- Powiedziała a Karolina spojrzała na mnie niepewnie. Renata opuściła nasze biuro.
-To co ja się zwijam.- Powiedziałem gdy skończyłem wypełniać raporty.
-Pamiętaj iść do szefowej.
-Pamiętam, trzymaj się.- Powiedziałem i opuściłem nasze biuro. Udałem się do gabinetu Pani komendant. Zapukałem i wszedłem do środka.
-Chciałaś mnie widzieć.- Powiedziałem siadając przy biurku.
-Tak Mikołaj, dzwonili do mnie ze szpitala.
-Ze szpitala po co?- Zapytałem zdziwiony.
-Chodzi o Olę.
-Jezu jej stan się pogorszył?
-Nie nie spokojnie. Wybudziła się.- Powiedziała a odetchnąłem z ulgą.
-Ale dlaczego zadzwonili do ciebie a nie do mnie?
-Nie odbierałeś. Dzwonili kilkukrotnie. Powiedziałam im że na służbie nie możesz odebrać telefonu.
-Jadę do niej.- Powiedziałem wstając od biurka.
-Zadzwoń jak coś będziesz wiedział.
-Oczywiście.
-Uważaj na siebie. To rozkaz.
-Tak jest.- Powiedziałem i szybko pobiegłem do samochodu. Po dwudziestu minutach byłem już w szpitalu pod salą Oli. Leżała na łóżku i rozmawiała z lekarzem. Gdy ją zobaczyłem, nie mogłem opanować szczęścia które ogarnęło całe moje ciało. W pewnej chwili odwróciła głowę w stronę drzwi za którymi stałem. Uśmiechnęła się do mnie a ja wszedłem do środka.
-Ola, nic ci nie jest.- Powiedziałem a po policzku spłynęły mi łzy. - Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem.- Powiedziałem i przytuliłem się do niej.
-Assss.- Syknęła a ja ją puściłem.
-Przepraszam.- Powiedziałem i usiadłem obok jej łóżka.
-To ja was zostawię.- Powiedział lekarz i opuścił salę.
-Ola, nawet nie wiesz jak się cieszę.- Powiedziałem a Olka niepewnie na mnie spoglądała.- Coś się stało?- Zapytałem po chwili.
-Jak ja się tu znalazłam?- Zapytała nieco przestraszonym głosem.
-Jechałaś z Krzyśkiem mieliście wypadek.
-Co ja robiłam w Krzyśka samochodzie?
-Jechaliście radiowozem, mieliście wtedy patrol.- Odparłem jeszcze bardziej zdziwiony niż ona.
-Czemu miałam patrol z Krzyśkiem?
-Ola ty nic nie pamiętasz?
-A co mam pamiętać? Jak długo leżałam?
-Dziś jest równy miesiąc.- Powiedziałem.
-To który dziś mamy?
-25 czerwca.
-Czerwca???- Zapytała zdziwiona.
-No tak, a co pamiętasz?
-Pogrzeb taty...później trafiłam do szpitala...Mikołaj ale to było pół roku temu jak nie dłużej.
-Naprawdę nic nie pamiętasz?- Zapytałem jeszcze raz.
-Dlaczego ja tu jestem i czemu miałam patrol z Krzyśkiem?
-To było chwilę po sylwestrze. Pokłóciliśmy się wtedy.
-O co?
-Nie ważne.
-Mikołaj to jest ważne chce wiedzieć wszystko.
-O moją byłą.
-Ty się z kimś spotykałeś?
-Tak ty też. No więc pokłóciliśmy się, Renata, znaczy się Jackowska stwierdziła że lepiej dla nas będzie jak nas rozdzieli. Ty zaczęłaś pracować z Krzyśkiem ja z Karoliną. Później poznałaś Michała. On trafił do szpitala a ty się opiekowałaś jego synem Markiem. Michał chciał się zabić i wszyscy byliśmy pewni że to zrobił. Wrócił po kilku miesiącach w sumie to niecałych dwóch. Potem zmarł Mieszko, strasznie przeszłaś jego śmierć.
-Jak to Mieszko???
-Przykro mi.- Powiedziałem a po policzkach Oli zaczęły spływać łzy.
-Co było dalej?
-Zamieszkaliśmy razem, kupiliśmy dom na przedmieściach.
-Czy my się spotykamy?
-Tak, nawet planowaliśmy powiększenie rodziny.- Powiedziałem. Ola przytuliła się do mnie.
-Kocham cię.- Wyszeptała.- Muszę ci coś powiedzieć.
-Co się stało?
-Pamiętam wszystko, chciałam usłyszeć od ciebie to wszystko.- Powiedziała i mnie pocałowała. Odwzajemniłem ten pocałunek.
-A jak się czujesz kochanie?
-Strasznie, niby przespałam miesiąc a się czuję jak bym miesiąc nie spała.
-Jeszcze to przerobimy.- Uśmiechnąłem się pocałowałem ją w czółko.
-Mikołaj.- Powiedziała a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Spokojnie kochanie.- Powiedziałem przytulając ją.
-Ja muszę ci coś powiedzieć.- Powiedziała.
-Wiem Ola, rozmawiałem z lekarzem.- Powiedziałem domyślając się co chce mi powiedzieć.
-Dlaczego mnie to spotyka, dlaczego?- Wciąż płakała.
-Spokojnie. Jestem przy tobie.- Powtarzałem nie wypuszczając jej z objęć.
Kilka dni później
Właśnie odebrałem Olę ze szpitala. Jedziemy już do domu. Tak czekałem na ten dzień. Co chwila spoglądałem na siedzenie obok aby upewnić się czy na pewno to nie jest sen. Po godzinnym przebijaniu się przez korki byliśmy na miejscu. Oboje wysiedliśmy z auta.
-Nareszcie w domu.- Powiedziała Ola i zaczęła się przeciągać.
-Witam z powrotem.- Powiedziałem podchodząc do niej. Namiętnie ją pocałowałem. Odwzajemniła pocałunek.- Zapraszam do środka.- Powiedziałem. W domu czekała na nią niespodzianka. Zasłoniłem jej oczy i zaprowadziłem do ogrodu. Zdjąłem chustkę z jej pięknych oczu.
-Niespodzianka.- Krzyknęli wszyscy. Postanowiłem zorganizować Oli małe przyjęcie powitalne. Zaprosiłem Renatę, Krzyśka z Emilką i Antkiem, Dominikę jak się okazało z Jackiem, bo zaczęli się spotykać jakiś czas temu. Była też Monika z Arturem i Frankiem oraz Karolina ze swoim narzeczonym Kubą. Tak na deser przyjechali moi rodzice.
-Nie spodziewałam się.- Powiedziała Ola zaskoczonym głosem.
-Siadajcie bo zaraz wszystko wystygnie.- Powiedziała moja mama. Nie mogła sobie odmówić zorganizowania uczty. Zasiedliśmy więc wszyscy do stołu. No oczywiście dzieciaki pobiegły do domu się pobawić.
-No to komu polać?- Wypalił mój tata a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Tata specjalnie na tę okazję wyjął z piwnicy swoją nalewkę.
-A zapomniała bym.- Powiedziała Emilka i wyjęła jakąś torebkę z prezentem. Podała ją Oli.- Miało być wcześniej, na nową drogę życia.- Powiedziała a Ola wyjęła małego szklanego aniołka.
-Dziękuję.- Powiedziała Ola oglądając prezent. Zaczęliśmy biesiadować. Krzysiek oczywiście przygotował muzykę na tę okazję, a Artur z Kubą postanowili rozpalić ognisko. Pomogłem im. Około 22 wszyscy siedzieliśmy przy ogniu i nieco podpici śpiewaliśmy różne piosenki. Przy okazji tańcząc. Spać wszyscy poszliśmy po północy, dla bezpieczeństwa wszyscy goście zostali u nas na noc. Wzięli materace i śpiwory. Okupowali nasz salon. Pomogłem Oli położyć się do łóżka.
-Bardzo cię boli kochanie.- Zapytałem kładąc ją do naszego łóżka.
-Tylko troszkę.- Powiedziała zmęczonym głosem.
-Kocham cię.- Powiedziałem i pocałowałem Wysocką bardzo namiętnie.
-Ja ciebie też.- Powiedziała i ponownie się pocałowaliśmy. Po chwili leżałem już obok niej. Wtuliła się we mnie, tak bardzo tęskniłem za jej dotykiem. Bardzo szybko zasnąłem.
Ola
Rano obudziły mnie czyjeś szepty, na początku przestraszyłam się że mój powrót do domu to był tylko sen, a gdy otworzę oczu zobaczę pielęgniarki i lekarzy. Zaryzykowałam i otworzyłam oczy. Najpierw zobaczyłam sufit i z pewnością nie był to sufit w szpitalu. Delikatnie się odwróciłam gdyż każdy gwałtowny ruch sprawiał mi ogromny problem. Wciąż wszystko mnie bolało a najbardziej klatka piersiowa, w końcu miałam połamane żebra. Nad łóżkiem stały dwie osoby. Komendant Jackowska i Emilka.
-Coś się stało?- Zapytałam niepewnie widząc je w sypialni.
-Śniadanie zrobiliśmy zejdź na dół.- Wyszeptała Emilka a ja grzecznie wykonałam to o co poprosiła. Po chwili byłam już w salonie. Tak naprawdę dopiero oswajałam się z tym miejscem przed wypadkiem nie miałam na to czasu. Zauważyłam jednak że Mikołaj zdążył zrobić remont. Weszłam do jadalni. Wszyscy już siedzieli przy stole. Mimo to wciąż dziwiła mnie obecność naszej szefowej w domu. Usiadłam do stołu a Jackowska jakby była w naszej rodzinie od dawna przyniosła mi kawę i postawiła na stole.
-Dziękuję.- Odpowiedziałam ciut speszonym głosem.
-Co chcesz do jedzenia?- Zaproponowała.
-Nie chcę robić Pani kłopotu, niech Pani ze mną usiądzie a ja zaraz sobie coś zrobię.
-Ola.- Powiedziała stanowczym głosem.- Po pierwsze nie mów mi Pani tylko Renata a po drugie jesteś jeszcze słaba nie możesz się przesilać.
-Ale to żaden wysiłek dla mnie.- Przez dłuższą chwilę starałam się to wyjaśnić jednak żaden argument do niej nie docierał. Po dość długich negocjacjach poszłyśmy na kompromis. Mikołaj przygotował nam śniadanie. Zjedliśmy je jak ogromna rodzina. Dzieciaki siedziały przed tv i oglądały bajki a my spędziliśmy świetny poranek w jadalni. Później przy kawie, herbacie, co kto chciał i oczywiście ciastkach siedzieliśmy i się wygłupialiśmy. Oczywiście wszyscy w piżamach bo po co się ubierać. No ale ostatecznie około 12 wszyscy się ubraliśmy. Z racji tego że było nas tak dużo postanowiliśmy zrobić sobie rodzinne zdjęcie, jak to stwierdził Marek. Po bardzo śmiesznej i w sumie udanej sesji zdjęciowej postanowiliśmy wybrać się na spacer. Naprawdę poczułam się jak w rodzinie. Spacerowaliśmy tak po okolicy natykając się na naszych nowych sąsiadów, którzy ze zdziwieniem spoglądali się na naszą gromadę, która się wygłupiała na każdym możliwym kroku i sposób. Po powrocie pożegnaliśmy naszych gości którzy musieli wrócić do swoich obowiązków. Około 16 młodzież również opuściła nasz domek. Zostałam z Mikołajem sama. Udaliśmy się do salonu i zasiedliśmy przed telewizorem. Wtuliłam się w niego.
-W końcu sami.- Odparłam spoglądając na niego, uśmiechnął się delikatnie.
-Czekałem na to tyle czasu.- Powiedział i podniósł się z kanapy. Przyniósł dwa kieliszki w jednym z nich był sok pomarańczowy a w drugim wino. Oczywiście sok był dla mnie. Podał mi kieliszek i usiadł obok.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę że jestem już w domu.- Powiedziałam i ponownie się w niego wtuliłam.
-Ja też się cieszę, nie mogłem się doczekać aż wrócisz.- Powiedział i zaczęliśmy się całować. W pewnym momencie miłą i przyjemną chwilę przerwał nam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na Mikołaja a on na mnie. Oboje mieliśmy pytający wzrok. Mikołaj podniósł się z kanapy i poszedł otworzyć. Z trudem podniosłam się z kanapy, miałam aktywny dzień a każdy ruch sprawiał ból. Chciałam wyjść zobaczyć kto to ale nie dałam rady. Ból ze mną wygrał. Ponownie usiadłam na kanapie. Usłyszałam czyjeś kroki.
-Ola mamy gości.- Powiedział Mikołaj podchodząc do mnie.
Mikołaj
Mieliśmy gości. Sąsiedzi przyszli nas powitać. Nie wypadało ich wyganiać. Zaprosiłem więc ich do środka. Podszedłem do Oli aby jej o tym powiedzieć. Spojrzałem na nią. Miała łzy w oczach i wręcz zwijała się w kłębek z bólu.
-Kochanie wszystko dobrze?- Zapytałem kucając naprzeciwko niej i patrząc jej w oczy.
-Boli.- Powiedziała, wręcz wyjąkała a po policzku zaczęły jej spływać łzy.
-Przynieść ci leki?- Zapytałem a Ola tylko kiwnęła głową twierdząco. Udałem się do kuchni i wyjąłem jej leki, nalałem też do szklanki wodę. Wróciłem do salonu i podałem jej leki. Podszedłem do gości, którzy byli ciut zdziwieni zaistniałą sytuacją.
-Przepraszam ale...- Zacząłem tłumaczyć brak gościnności.
-Spokojnie nic się nie stało.-Odparł mężczyzna.
-Co dolega pana...?- Zaczęła pytanie kobieta ale tak różnica wieku była spora mogli pomyśleć że to moja córka albo siostra.
-Ola miała wypadek.- Powiedziałem.
-Może musi do szpitala.- Zaproponował mężczyzna.
-Wczoraj z niego wyszła, po ponad miesiącu.- Powiedziałem i zaprosiłem gości do salonu, niestety panował tam niezły sajgon po śniadaniu nie mieliśmy kiedy po nim posprzątać.
-Przepraszam ale mieliśmy gości i nie zdążyliśmy jeszcze posprzątać.- Powiedziałem zbierając naczynia ze stołu.
-Mikołaj.- Usłyszałem ciche stęknięcia Oli. Przeprosiłem gości i poszedłem do niej.
-Co się stało?- Zapytałem stając naprzeciwko niej.
-Przeproś za mnie gości ale nie posiedzę z wami.
-Zaprowadzić cię do sypialni?
-Jak byś mógł.- Odparła a ja delikatnie wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni. Położyłem na łóżku i przykryłem. Wróciłem do gości.
-Przepraszam ale Ola do nas nie dołączy.- Powiedziałem wchodząc do jadalni.
-Nic nie szkodzi, nie chcieliśmy przeszkadzać.- Powiedziała kobieta.
-Nie przeszkadzają państwo.- Odpowiedziałem.
-Jacy Państwo, jestem Hubert a to moja żona Julia.- Mężczyzna podał mi dłoń. Uścisnąłem ją i uśmiechnąłem się.
-Mikołaj.- Dodałem po chwili.- Napijecie się czegoś?- Zaproponowałem.
-Może kawę.- Powiedział Hubert.
-No to są jakieś żarty, która to już kawa dziś.- Powiedziała Julia.
-To ja zrobię nam herbatę.- Powiedziałem uśmiechając się pod nosem. Udałem się do kuchni i wstawiłem wodę. Całkiem fajne to małżeństwo. Po kilku minutach herbata była gotowa. W międzyczasie wyjąłem z szafki resztę ciastek. Wróciłem do jadalni.
-Od dawna tu mieszkacie?- Zacząłem rozmowę.
-Jakieś sześć lat będzie.- Powiedział Hubert.
-Jakieś? Chyba się przesłyszałam.- Powiedziała Julia.- Mieszkamy tu od ślubu a za dwa tygodnie mamy 10 rocznicę.- Odrzekła a Huber zrobił zdziwioną minę.
-A wy od kiedy tu mieszkacie?- Zapytał mężczyzna.
-Od miesiąca i kilku dni.
-I dopiero teraz to odkryliśmy.- Odrzekła Julia.- A czym się zajmujesz?- Po chwili zapytała.
-Ja i Ola pracujemy w policji w prewencji. A wy?
-No ja uczę fizyki a Hubert biologii w czwartym technikum.
-O nasze dzieciaki tam chodzą do szkoły.- Powiedziałem.
-Macie dzieci i to takie duże?- Zapytała zdziwiona Julia.
-Długa historia a wy macie dzieci?
-Tak Staś i Michał mają po 6 lat.- Powiedziała.
-O to też spore szkraby.- Uśmiechnąłem się.
-A ile macie dzieci?- Zapytał Hubert.
-Trójkę, Dominika i Marek mają po 16 lat a Ania ma 14.
-No proszę. Szczęśliwa trójeczka.- Hubert się do mnie uśmiechnął.
-A szczęśliwa szczęśliwa.- Odrzekłem.
-A może byście wpadli kiedyś do nas z dzieciakami.- Zaproponowała Julia.
-Z miłą chęcią, ale jak Olka lepiej się poczuje.- Odparłem przyjmując zaproszenie.
-A właśnie pro po Oli, mogę o coś zapytać?- Powiedziała Julia.
-No pewnie ale nie wiem czy na to pytanie odpowiem.
-Bo, Ola jest młoda bardzo.
-Tak ma 28 lat, a co?
-No to jakim cudem macie dzieciaki w takim wieku?
-A no tak. Dominika i Ania są moimi córkami z pierwszego małżeństwa.
-A chłopak?
-Marek jest, jakby to powiedzieć adoptowany przez Olę, po tym jak jego opiekun popełnił samobójstwo.
-Ola go znała?
-Kogo?- Zapytałem zdziwiony.
-No tego opiekuna, inaczej by chyba się chłopakiem nie zajęła.
-Tak to był jej narzeczony.- Powiedziałem, tak jakoś wyszło że rozmawialiśmy sobie jakbyśmy się znali dobrych parę lat. Czas mijał bardzo szybko. Zanim się spostrzegliśmy było już ciemno a na zegarze wybiła 23.
-Dobra my się zbieramy. Późno już a jutro do pracy.- Powiedziała Julia wstając od stołu. Akurat w jadalni pojawiła się Ola.
-O. dobry wieczór.- Powiedziała przestraszonym głosem.
-Witaj i żegnaj.- Powiedziała Julia uśmiechając się, Ola odwzajemniła ten uśmiech.
-Jak się czujesz?- Zapytałem podchodząc do niej.
-Znacznie lepiej.- Powiedziała, choć po jej oczach widziałem że wcale tak nie jest.
-No to do następnego, mam nadzieję że do nas wpadniecie.- Powiedział Hubert.
-Z pewnością.- Odparłem i odprowadziłem gości do drzwi. Gdy wróciłem Ola siedziała w kuchni, na szafce obok lodówki i wcinała kabanosy.
-Chcesz jednego?- Zapytała podając mi paczkę.
-Dzięki.- Odparłem i usiadłem obok niej, jedząc kabanosa.
-Ale dobre.- Cały czas powtarzała.- Nienawidzę szpitalnego jedzenia. Mamy coś słodkiego?
-Lody są w zamrażarce.- Powiedziałem a Olka wyjęła jedne z nich. Wróciła do poprzedniej pozycji i zajadała kabanosy z lodami.
-Ammm, jakie to dobre.- Powiedziała a ja zacząłem się jej dziwić.
-Kochanie ty się dobrze czujesz?
-Tak, znaczy się jestem troszkę głodna ale jest dobrze a co?
-Nie nic.
-No mów.
-Nic naprawdę tak tylko zapytałem.
-To dlaczego się na mnie patrzysz jak na wariatkę?
-Bo jesz kabanosy z lodami.
-No i co w tym dziwnego?- Zapytała ze zdziwieniem.
-Nie mdli cię po tym?
-Nie dlaczego?
-Bo to nie najlepsze połączenie.

-Mikołaj nie przesadzaj. Duża jestem wiem co robię.-Powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Zjedliśmy sobie i Ola poszła przed tv a ja postanowiłem pozmywać naczynia. Na całe szczęście mamy zmywarkę. Po chwili siedziałem już obok niej i razem oglądaliśmy telewizję. Około pierwszej postanowiliśmy się położyć spać. Na całe szczęście Renata dała mi na powrót Oli tydzień wolnego, żebym mógł się nią zająć. Sam nie wiem kiedy zasnęliśmy.


Oto kolejne opowiadanie. Zauważyłam że nie możecie się go doczekać. Przepraszam was za tę ciszę ale miałam kilka spraw do załatwienia i nie dałam rady nic napisać. Liczę na wasze komentarze. Pozdrawiam Domcia 

4 komentarze:

  1. Bardzo Fajne opowiadanie a kiedy kolejne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam że jesteś strasznie niecierpliwy :D jak napiszę to będzie nie martw się :D myślę że pojawi się za dwa dni góra trzy. Spokojnie więcej cierpliwości :D Pozdrawiam Domcia

      Usuń
  2. Super opowiadanie. Pozdrawiam Xenia

    OdpowiedzUsuń