niedziela, 20 listopada 2016

2.14

Ola
Mikołaj zabrał ze szpitala Dominikę, Anię i Marka jakoś przed 20. Zmęczona jeszcze po operacji od razu zasnęłam. Nad ranem obudziły mnie czyjeś kroki. Odwróciłam się aby zobaczyć kto mnie odwiedził. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co tu chodzi.
-Jak się czujesz?- Zapytała mnie młoda kobieta o blond włosach.
-Co ty tu robisz?- Odpowiedziałam jej pytaniem.
-Spokojnie, przyszłam tylko zobaczyć jak się czujesz?
-Dobrze.- Odparłam starając się usiąść.
-Poczekaj pomogę ci.- Powiedziała i podniosła mnie do pozycji siedzącej.
-Dziękuję.- Odparłam a kobieta siadła na krześle obok mojego łóżka.
-Wcale nie przyszłaś zobaczyć jak się czuję coś się stało?
-Ja w sprawie Mikołaja.
-Ania posłuchaj mnie i Białacha nic nie łączy i nigdy nie łączyło.
-Wiem, ja chciałam cię tylko przeprosić za te całe zamieszanie.
-Nic się nie stało.
-Wiesz, tak naprawdę....to ja zawiodłam nie Mikołaj.- Powiedziała a ja nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Siedziałam w milczeniu czekając aż powie coś więcej. Niestety nasze milczenie zostało przerwane przez lekarza, który przyszedł akurat na obchód.
-Dzień dobry, jak się dziś Pani czuje?- Zapytał mężczyzna w białym fartuchu.
-Ja już pójdę.- Powiedziała Ania i wstała z krzesła.
-Poczekaj.- Poprosiłam a ona wróciła na swoje miejsce.- Lepiej, choć brzuch mnie wciąż strasznie boli.- Powiedziałam kierując swą wypowiedź w stronę mężczyzny.
-Ale boli panią miejsce po postrzale czy może gdzie indziej?
-Tu gdzie mnie postrzelił.- Odparłam delikatnie dotykając brzuch.
-No dobrze, proszę podwinąć bluzkę, zaraz zobaczymy.- Powiedział a ja wykonałam jego polecenie. Mężczyzna oglądał moją ranę, delikatnie uciskał w kilku miejscach. Ból był nie do zniesienia.
-No dobrze, zaraz pielęgniarka przyniesie Pani jakieś leki przeciw bólowe.
-Ale to coś....- Zaczęłam mówić. Lekarz jednak mi przerwał.
-Nie, nie, spokojnie to normalne po takim urazie. Podamy leki i będzie dobrze.- Powiedział, jeszcze przez chwile wpatrywał się w moją kartę. Po kilku minutach opuścił salę. Na jego miejsce przyszła pielęgniarka i podała mi leki. Ból zaczął delikatnie ustępować.
-Ania pomożesz mi?- Zapytałam chcąc się podnieść ponownie.
-Jasne już. A może czegoś potrzebujesz?- Zapytała po chwili.
-Ja mogę opuścić na chwilę salę?
-A po co?
-Chciała bym iść do Michała.- Powiedziałam.
-No dobra, poczekaj załatwię ci wózek i pomogę ci się do niego dostać.
-Dziękuję.- Odparłam a Ania wyszła z mojej sali. Po chwili wróciła z wózkiem. Pomogła mi się na niego przesiąść a później przetransportowała mnie do Michała.
-Zostawię was samych.- Powiedziała i wyszła z sali. Michał spał. Delikatnie złapałam go za dłoń. Jego powieki podniosły się do góry i zobaczyłam jego oczy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Cześć.- Powiedziałam.
-Hej.- Odparł delikatnym głosem.
-Jak się czujesz?
-Dobrze, ale lepiej mi powiedz co tu robisz?
-Przyszłam cie odwiedzić.
-Raczej przyjechałaś.- Powiedział spoglądając na wózek.- Co się stało?
-Mały wypadek w pracy, ale nie martw się. Już jest dobrze.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Nie przytulisz mnie?- Zapytał.
-Bardzo bym chciała ale ledwo się ruszam.- Odparłam.
-A gdzie Marek, jest z tobą?
-Nie Marek jest u mojego znajomego. Opiekuje się nim.
-A no tak wspominał coś że u jakiegoś wujka Mikołaja jest, tylko nie chciał powiedzieć dlaczego.
-No już teraz wiesz dlaczego.
-No tak, a co ci lekarz powiedział, kiedy wychodzisz?
-Wiesz co nawet nie pytałam, a ty rozmawiałeś już z lekarzem?
-Tak.- Powiedział i posmutniał.
-Coś się stało?- Zapytałam przejęta jego zmianą nastroju.
-Bo chodzi o to że....
-No mów bo zaczynam się bać.
-Jest szansa że nie będę potrzebował przeszczepu.
-To cudowna wiadomość. Dlaczego więc jesteś smutny?- Tak bardzo chciałam mu się rzucić teraz w ramiona.
-No bo musiałbym przejść operacje w Szwajcarii.
-Spokojnie, damy radę. Operacja się uda. Zbierzemy pieniądze.
-Nie potrzebuję kasy, mam sporo na koncie. Odkładałem każdy grosz dla Marka w razie gdyby coś mi się stało. O to się nie martwię.
-To o co chodzi?
-Muszę wyjechać, co najmniej na rok. Nie mogę zabrać ze sobą Marka bo się jeszcze uczy. Ola zaopiekuj się nim.
-Ale co to ty tak już teraz chcesz jechać?
-Tak, teraz jest szansa. Zaopiekuj się nim. I obiecaj mi że stworzysz mu prawdziwą rodzinę.
-O czym ty mówisz?
-Ola nie potrzebujesz w domu kaleki, ułóż sobie życie z kim innym, zapomnij o mnie. Ale nie pozwól Markowi o mnie zapomnieć.-Teraz dopiero zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. On wcale nie będzie miał operacji. Michał chciał umrzeć.
-Ty chyba oszalałeś. Chcesz to zrobić własnemu dziecku.- Krzyknęłam na niego a po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
-Nie rób scen proszę cie.- Powiedział mocno ściskając moją dłoń.
-Nie wierzę w to co powiedziałeś.- Zaczęłam płakać, a w sali pojawiła się Ania.- Możesz mnie stąd zabrać?- Poprosiłam a ona to zrobiła. Po chwili byłam już na swojej sali.
-Ja już pójdę, pewnie chcesz być sama.- Powiedziała i opuściła moją salę. Wcale nie chciałam być wtedy sama, ale nie wiedziałam co mam zrobić. Wtuliłam głowę w poduszkę, podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Nawet nie spostrzegłam gdy do mojej sali ktoś wszedł. Usiadł na łóżku i zaczął mnie głaskać po plecach. Jego dotyk był kojący. Wiedziałam że to Mikołaj. Odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na niego a on bez słowa mnie przytulił.
-Już spokojnie. Cichutko jestem przy tobie.- Powtarzał Mikołaj starając się mnie jakoś pocieszyć.- Będzie dobrze. Ola spokojnie.
-Nic nie będzie dobrze....On chce się zabić... Zostawić mnie i Marka samych.
-O czym ty mówisz?- Zapytał zdziwiony Białach.
-Byłam u Michała. Powiedział że jedzie do Szwajcarii.
-Ola to jeszcze o niczym nie świadczy.
-Ale powiedział że mam sobie życie z kim innym ułożyć i stworzyć Markowi rodzinę.-Mówiłam jednocześnie płacząc. Mikołaj tylko mocniej mnie przytulił. Nic nie powiedział. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.
-Ja już muszę jechać. Mam dziś służbę.
-Nie zostawiaj mnie proszę.- Powiedziałam, nie wypuszczając go z objęć.
-Bardzo bym chciał zostać ale naprawdę nie mogę.
-Mikołaj proszę cie chociaż ty mnie nie zostawiaj.
-Poczekaj zaraz wrócę.- Powiedział i opuścił moją salę. Po kilku minutach wrócił.- Próbowałem zrobić co tylko się dało.- Powiedział i posmutniał.- Jestem skazany dziś na ciebie.
-Dzięki, jak nie chcesz to możesz sobie iść. Sama sobie świetnie poradzę. Zacznę już planować pogrzeb Michała i to jak powiem o jego decyzji Markowi.
-Ola uspokój się. Michał na pewno czegoś takiego nie zrobi. Powiedział ci że będzie miał operacje.
-Tak ale jak o tym wspomniałam....
-O czym?
-O tym że zostawi Marka samego to nie zaprzeczał. Powiedział tylko żebym w szpitalu scen nie robiła. Mikołaj my musimy coś zrobić. Nie możemy mu na to pozwolić.- Wtuliłam się w Białacha. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą powiedział mi Michał.
-Spokojnie Olka, spokojnie....-Pocieszał mnie delikatnie głaszcząc po plecach. Sama nie wiem kiedy się uspokoiłam. W jego objęciach zapominałam o wszystkim, o problemach i troskach. Jedyne o czym wtedy myślałam to to aby ta chwila trwała wiecznie. Bardzo długo siedziałam tak w jego objęciach. Czułam się bezpieczna. Mikołaj cały dzień był przy mnie. Nawet poszedł ze mną do bufetu abym coś zjadła. Jak stwierdził jestem zbyt chuda i muszę przytyć.
-No jedz.- Cały czas mnie zmuszał, a ja nie miałam ochoty.
-Nie chcę już.
-Jedz, to rozkaz.
-Mam gdzieś twój rozkaz, nie chce już.- Powiedziałam ze łzami w oczach.
-Ej no spokojnie, Olka, nie chcesz nie musisz, siłą nie będę cię zmuszał.
-Źle się czuję, odprowadzisz mnie na salę?- Zapytałam a Mikołaj kiwnął tylko głową.
-Poczekaj chwilkę, odniosę naczynia.- Dodał po chwili. Siedziałam na tym cholernym wózku i marzyłam aż dam radę sama pójść gdziekolwiek, no chociażby na tą salę, ale nie przecież musi mnie boleć. Nie wiem co bardziej mnie irytowało, zachowanie Michała, tego tchórza czy to że muszę się poruszać tą niesamowitą bryką.
-To co wracamy?- Zapytał Białach podchodząc do mnie.
-Tak, wracamy, tylko nie szalej na korytarzu bo nie ręczę za siebie a w sumie to za swój żołądek.- Zaśmiałam się, choć nie wiem czy to brzmiało bardziej jak żart czy może jak groźba. Mikołaj zapchał mój wózek na salę a później pomógł mi się przenieść na łóżko.
-Dziękuję.- Powiedziałam całując go w policzek.
-Dla ciebie wszystko.
-Ale tak wszystko wszystko?
-Mów co chcesz.
-O jeny od razu mów co chcesz już nie można się zapytać?
-Można ale za dobrze cię znam. To co mam zrobić?
-Nic nie masz robić, ale jak już stoisz to na korytarzu jest maszyna z napojami weź mi jakiś sok. Proszę.
-To może skocze gdzieś do sklepu, coś ci dokupię.
-O to świetny pomysł. Tu masz listę.- Powiedziałam podając mu nie małą listę zakupów.
-Serio, nic nie chcę. Ale zrób to i to i jeszcze tamto.
-Sam się spytałeś o sklep ja ci nie kazałam proponować.
-Nienawidzę cie.- Powiedział udając wściekłą minę.
-Wiem ja ciebie też.- Powiedziałam śmiejąc się. Mikołaj poszedł mi po zakupy a ja zostałam sama. Siedziałam na łóżku patrząc w jeden punkt na ścianie. Usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się w stronę drzwi a moim oczom ukazała się znajoma twarz. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Co ty tu robisz?- Zapytałam zdziwiona wizytą.
-Niespodzianka.- Odparła i usiadła obok łóżka.- Jak się czujesz?
-Jakoś, boli mnie brzuch ale to podobno normalne. A i będę żyć.
-Szkoda już miałam twoje mieszkanie sprzedać.
-Dzięki.- Powiedziałam śmiejąc się jak opętana.- No dobra mów co cię do mnie sprowadza.
-Przyszłam zobaczyć jak się czujesz.
-Nie musiałaś mnie tu odwiedzać.
-Olka, doskonale wiesz że musiałam. Potrzebujesz czegoś?
-Nie dzięki. Mikołaj właśnie poszedł mi zrobić zakupy.
-O no proszę, aspirant robi za ciebie zakupy, czegoś nie wiem?
-Wiesz wszystko co powinnaś. Mów lepiej co u ciebie słychać?
-A wiesz, sporo się dzieje.
-Czyli co opowiadaj.
-A nie chce cię zanudzać.
-Przestań i tak nie mam nic lepszego do roboty. Opowiadaj.
-A od czego zacząć. Tosiek włazi na głowę, raz mnie lubi raz nienawidzi.
-No wiesz ona stracił matkę nie jest mu łatwo.
-Wiem ale doprowadza mnie to do szału.
-Wierze ci. No mów co za zmiany na komendzie bo z Mikołaja to ciężko coś wyciągnąć.
-A mamy nowego psychologa.
-I co, gadałaś z nim?
-No, ale coś mi w nim nie pasuje, jest zbyt miły i za bardzo ciekawski.
-Może sprawia takie pierwsze wrażenie?

-Nie wiem ale aż mnie ciarki przechodzą jak go widzę.- Emilka siedziała u mnie jeszcze dobrą godzinkę. W międzyczasie wrócił Białch. Schował mi rzeczy do szafki i dołączył do rozmowy. Naprawdę mi tego brakowało, takiej rozmowy na spokojnie z przyjaciółmi. Od razu humor mi się poprawił. Emilka opuściła szpital około 18. Mikołaj został do 20, czyli do końca odwiedzin. Na całe szczęście podczas obchodu poznałam datę wyjścia ze szpitala. Już nie mogłam się doczekać. Później tylko kilka dni w łóżku i powrót na ulice. Ale się cieszę. Sama nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

2 komentarze:

  1. Super opowiadanie. Pozdrawiam Sandra

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow. Masz super opowiadania. :) Kiedy pojawią się opowiadania na twoim drugim blogu? :)
    P.S. zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń