Ola
Mikołaj
zabrał ze szpitala Dominikę, Anię i Marka jakoś przed 20.
Zmęczona jeszcze po operacji od razu zasnęłam. Nad ranem obudziły
mnie czyjeś kroki. Odwróciłam się aby zobaczyć kto mnie
odwiedził. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co tu chodzi.
-Jak
się czujesz?- Zapytała mnie młoda kobieta o blond włosach.
-Co
ty tu robisz?- Odpowiedziałam jej pytaniem.
-Spokojnie,
przyszłam tylko zobaczyć jak się czujesz?
-Dobrze.-
Odparłam starając się usiąść.
-Poczekaj
pomogę ci.- Powiedziała i podniosła mnie do pozycji siedzącej.
-Dziękuję.-
Odparłam a kobieta siadła na krześle obok mojego łóżka.
-Wcale
nie przyszłaś zobaczyć jak się czuję coś się stało?
-Ja
w sprawie Mikołaja.
-Ania
posłuchaj mnie i Białacha nic nie łączy i nigdy nie łączyło.
-Wiem,
ja chciałam cię tylko przeprosić za te całe zamieszanie.
-Nic
się nie stało.
-Wiesz,
tak naprawdę....to ja zawiodłam nie Mikołaj.- Powiedziała a ja
nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Siedziałam w milczeniu
czekając aż powie coś więcej. Niestety nasze milczenie zostało
przerwane przez lekarza, który przyszedł akurat na obchód.
-Dzień
dobry, jak się dziś Pani czuje?- Zapytał mężczyzna w białym
fartuchu.
-Ja
już pójdę.- Powiedziała Ania i wstała z krzesła.
-Poczekaj.-
Poprosiłam a ona wróciła na swoje miejsce.- Lepiej, choć brzuch
mnie wciąż strasznie boli.- Powiedziałam kierując swą wypowiedź
w stronę mężczyzny.
-Ale
boli panią miejsce po postrzale czy może gdzie indziej?
-Tu
gdzie mnie postrzelił.- Odparłam delikatnie dotykając brzuch.
-No
dobrze, proszę podwinąć bluzkę, zaraz zobaczymy.- Powiedział a
ja wykonałam jego polecenie. Mężczyzna oglądał moją ranę,
delikatnie uciskał w kilku miejscach. Ból był nie do zniesienia.
-No
dobrze, zaraz pielęgniarka przyniesie Pani jakieś leki przeciw
bólowe.
-Ale
to coś....- Zaczęłam mówić. Lekarz jednak mi przerwał.
-Nie,
nie, spokojnie to normalne po takim urazie. Podamy leki i będzie
dobrze.- Powiedział, jeszcze przez chwile wpatrywał się w moją
kartę. Po kilku minutach opuścił salę. Na jego miejsce przyszła
pielęgniarka i podała mi leki. Ból zaczął delikatnie ustępować.
-Ania
pomożesz mi?- Zapytałam chcąc się podnieść ponownie.
-Jasne
już. A może czegoś potrzebujesz?- Zapytała po chwili.
-Ja
mogę opuścić na chwilę salę?
-A
po co?
-Chciała
bym iść do Michała.- Powiedziałam.
-No
dobra, poczekaj załatwię ci wózek i pomogę ci się do niego
dostać.
-Dziękuję.-
Odparłam a Ania wyszła z mojej sali. Po chwili wróciła z wózkiem.
Pomogła mi się na niego przesiąść a później przetransportowała
mnie do Michała.
-Zostawię
was samych.- Powiedziała i wyszła z sali. Michał spał. Delikatnie
złapałam go za dłoń. Jego powieki podniosły się do góry i
zobaczyłam jego oczy. Na jego twarzy pojawił się delikatny
uśmiech.
-Cześć.-
Powiedziałam.
-Hej.-
Odparł delikatnym głosem.
-Jak
się czujesz?
-Dobrze,
ale lepiej mi powiedz co tu robisz?
-Przyszłam
cie odwiedzić.
-Raczej
przyjechałaś.- Powiedział spoglądając na wózek.- Co się stało?
-Mały
wypadek w pracy, ale nie martw się. Już jest dobrze.- Powiedziałam
uśmiechając się do niego.
-Nie
przytulisz mnie?- Zapytał.
-Bardzo
bym chciała ale ledwo się ruszam.- Odparłam.
-A
gdzie Marek, jest z tobą?
-Nie
Marek jest u mojego znajomego. Opiekuje się nim.
-A
no tak wspominał coś że u jakiegoś wujka Mikołaja jest, tylko
nie chciał powiedzieć dlaczego.
-No
już teraz wiesz dlaczego.
-No
tak, a co ci lekarz powiedział, kiedy wychodzisz?
-Wiesz
co nawet nie pytałam, a ty rozmawiałeś już z lekarzem?
-Tak.-
Powiedział i posmutniał.
-Coś
się stało?- Zapytałam przejęta jego zmianą nastroju.
-Bo
chodzi o to że....
-No
mów bo zaczynam się bać.
-Jest
szansa że nie będę potrzebował przeszczepu.
-To
cudowna wiadomość. Dlaczego więc jesteś smutny?- Tak bardzo
chciałam mu się rzucić teraz w ramiona.
-No
bo musiałbym przejść operacje w Szwajcarii.
-Spokojnie,
damy radę. Operacja się uda. Zbierzemy pieniądze.
-Nie
potrzebuję kasy, mam sporo na koncie. Odkładałem każdy grosz dla
Marka w razie gdyby coś mi się stało. O to się nie martwię.
-To
o co chodzi?
-Muszę
wyjechać, co najmniej na rok. Nie mogę zabrać ze sobą Marka bo
się jeszcze uczy. Ola zaopiekuj się nim.
-Ale
co to ty tak już teraz chcesz jechać?
-Tak,
teraz jest szansa. Zaopiekuj się nim. I obiecaj mi że stworzysz mu
prawdziwą rodzinę.
-O
czym ty mówisz?
-Ola
nie potrzebujesz w domu kaleki, ułóż sobie życie z kim innym,
zapomnij o mnie. Ale nie pozwól Markowi o mnie zapomnieć.-Teraz
dopiero zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. On wcale nie
będzie miał operacji. Michał chciał umrzeć.
-Ty
chyba oszalałeś. Chcesz to zrobić własnemu dziecku.- Krzyknęłam
na niego a po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
-Nie
rób scen proszę cie.- Powiedział mocno ściskając moją dłoń.
-Nie
wierzę w to co powiedziałeś.- Zaczęłam płakać, a w sali
pojawiła się Ania.- Możesz mnie stąd zabrać?- Poprosiłam a ona
to zrobiła. Po chwili byłam już na swojej sali.
-Ja
już pójdę, pewnie chcesz być sama.- Powiedziała i opuściła
moją salę. Wcale nie chciałam być wtedy sama, ale nie wiedziałam
co mam zrobić. Wtuliłam głowę w poduszkę, podkuliłam nogi i
zaczęłam płakać. Nawet nie spostrzegłam gdy do mojej sali ktoś
wszedł. Usiadł na łóżku i zaczął mnie głaskać po plecach.
Jego dotyk był kojący. Wiedziałam że to Mikołaj. Odwróciłam
się w jego stronę. Spojrzałam na niego a on bez słowa mnie
przytulił.
-Już
spokojnie. Cichutko jestem przy tobie.- Powtarzał Mikołaj starając
się mnie jakoś pocieszyć.- Będzie dobrze. Ola spokojnie.
-Nic
nie będzie dobrze....On chce się zabić... Zostawić mnie i Marka
samych.
-O
czym ty mówisz?- Zapytał zdziwiony Białach.
-Byłam
u Michała. Powiedział że jedzie do Szwajcarii.
-Ola
to jeszcze o niczym nie świadczy.
-Ale
powiedział że mam sobie życie z kim innym ułożyć i stworzyć
Markowi rodzinę.-Mówiłam jednocześnie płacząc. Mikołaj tylko
mocniej mnie przytulił. Nic nie powiedział. Siedzieliśmy tak
dłuższą chwilę.
-Ja
już muszę jechać. Mam dziś służbę.
-Nie
zostawiaj mnie proszę.- Powiedziałam, nie wypuszczając go z objęć.
-Bardzo
bym chciał zostać ale naprawdę nie mogę.
-Mikołaj
proszę cie chociaż ty mnie nie zostawiaj.
-Poczekaj
zaraz wrócę.- Powiedział i opuścił moją salę. Po kilku
minutach wrócił.- Próbowałem zrobić co tylko się dało.-
Powiedział i posmutniał.- Jestem skazany dziś na ciebie.
-Dzięki,
jak nie chcesz to możesz sobie iść. Sama sobie świetnie poradzę.
Zacznę już planować pogrzeb Michała i to jak powiem o jego
decyzji Markowi.
-Ola
uspokój się. Michał na pewno czegoś takiego nie zrobi. Powiedział
ci że będzie miał operacje.
-Tak
ale jak o tym wspomniałam....
-O
czym?
-O
tym że zostawi Marka samego to nie zaprzeczał. Powiedział tylko
żebym w szpitalu scen nie robiła. Mikołaj my musimy coś zrobić.
Nie możemy mu na to pozwolić.- Wtuliłam się w Białacha. Cały
czas nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą powiedział mi
Michał.
-Spokojnie
Olka, spokojnie....-Pocieszał mnie delikatnie głaszcząc po
plecach. Sama nie wiem kiedy się uspokoiłam. W jego objęciach
zapominałam o wszystkim, o problemach i troskach. Jedyne o czym
wtedy myślałam to to aby ta chwila trwała wiecznie. Bardzo długo
siedziałam tak w jego objęciach. Czułam się bezpieczna. Mikołaj
cały dzień był przy mnie. Nawet poszedł ze mną do bufetu abym
coś zjadła. Jak stwierdził jestem zbyt chuda i muszę przytyć.
-No
jedz.- Cały czas mnie zmuszał, a ja nie miałam ochoty.
-Nie
chcę już.
-Jedz,
to rozkaz.
-Mam
gdzieś twój rozkaz, nie chce już.- Powiedziałam ze łzami w
oczach.
-Ej
no spokojnie, Olka, nie chcesz nie musisz, siłą nie będę cię
zmuszał.
-Źle
się czuję, odprowadzisz mnie na salę?- Zapytałam a Mikołaj
kiwnął tylko głową.
-Poczekaj
chwilkę, odniosę naczynia.- Dodał po chwili. Siedziałam na tym
cholernym wózku i marzyłam aż dam radę sama pójść
gdziekolwiek, no chociażby na tą salę, ale nie przecież musi mnie
boleć. Nie wiem co bardziej mnie irytowało, zachowanie Michała,
tego tchórza czy to że muszę się poruszać tą niesamowitą
bryką.
-To
co wracamy?- Zapytał Białach podchodząc do mnie.
-Tak,
wracamy, tylko nie szalej na korytarzu bo nie ręczę za siebie a w
sumie to za swój żołądek.- Zaśmiałam się, choć nie wiem czy
to brzmiało bardziej jak żart czy może jak groźba. Mikołaj
zapchał mój wózek na salę a później pomógł mi się przenieść
na łóżko.
-Dziękuję.-
Powiedziałam całując go w policzek.
-Dla
ciebie wszystko.
-Ale
tak wszystko wszystko?
-Mów
co chcesz.
-O
jeny od razu mów co chcesz już nie można się zapytać?
-Można
ale za dobrze cię znam. To co mam zrobić?
-Nic
nie masz robić, ale jak już stoisz to na korytarzu jest maszyna z
napojami weź mi jakiś sok. Proszę.
-To
może skocze gdzieś do sklepu, coś ci dokupię.
-O
to świetny pomysł. Tu masz listę.- Powiedziałam podając mu nie
małą listę zakupów.
-Serio,
nic nie chcę. Ale zrób to i to i jeszcze tamto.
-Sam
się spytałeś o sklep ja ci nie kazałam proponować.
-Nienawidzę
cie.- Powiedział udając wściekłą minę.
-Wiem
ja ciebie też.- Powiedziałam śmiejąc się. Mikołaj poszedł mi
po zakupy a ja zostałam sama. Siedziałam na łóżku patrząc w
jeden punkt na ścianie. Usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się
w stronę drzwi a moim oczom ukazała się znajoma twarz. Na mojej
twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Co
ty tu robisz?- Zapytałam zdziwiona wizytą.
-Niespodzianka.-
Odparła i usiadła obok łóżka.- Jak się czujesz?
-Jakoś,
boli mnie brzuch ale to podobno normalne. A i będę żyć.
-Szkoda
już miałam twoje mieszkanie sprzedać.
-Dzięki.-
Powiedziałam śmiejąc się jak opętana.- No dobra mów co cię do
mnie sprowadza.
-Przyszłam
zobaczyć jak się czujesz.
-Nie
musiałaś mnie tu odwiedzać.
-Olka,
doskonale wiesz że musiałam. Potrzebujesz czegoś?
-Nie
dzięki. Mikołaj właśnie poszedł mi zrobić zakupy.
-O
no proszę, aspirant robi za ciebie zakupy, czegoś nie wiem?
-Wiesz
wszystko co powinnaś. Mów lepiej co u ciebie słychać?
-A
wiesz, sporo się dzieje.
-Czyli
co opowiadaj.
-A
nie chce cię zanudzać.
-Przestań
i tak nie mam nic lepszego do roboty. Opowiadaj.
-A
od czego zacząć. Tosiek włazi na głowę, raz mnie lubi raz
nienawidzi.
-No
wiesz ona stracił matkę nie jest mu łatwo.
-Wiem
ale doprowadza mnie to do szału.
-Wierze
ci. No mów co za zmiany na komendzie bo z Mikołaja to ciężko coś
wyciągnąć.
-A
mamy nowego psychologa.
-I
co, gadałaś z nim?
-No,
ale coś mi w nim nie pasuje, jest zbyt miły i za bardzo ciekawski.
-Może
sprawia takie pierwsze wrażenie?
-Nie
wiem ale aż mnie ciarki przechodzą jak go widzę.- Emilka siedziała
u mnie jeszcze dobrą godzinkę. W międzyczasie wrócił Białch.
Schował mi rzeczy do szafki i dołączył do rozmowy. Naprawdę mi
tego brakowało, takiej rozmowy na spokojnie z przyjaciółmi. Od
razu humor mi się poprawił. Emilka opuściła szpital około 18.
Mikołaj został do 20, czyli do końca odwiedzin. Na całe szczęście
podczas obchodu poznałam datę wyjścia ze szpitala. Już nie mogłam
się doczekać. Później tylko kilka dni w łóżku i powrót na
ulice. Ale się cieszę. Sama nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Super opowiadanie. Pozdrawiam Sandra
OdpowiedzUsuńWow. Masz super opowiadania. :) Kiedy pojawią się opowiadania na twoim drugim blogu? :)
OdpowiedzUsuńP.S. zapraszam do siebie :)