sobota, 12 listopada 2016

2.12

Obudziłam się na łóżku, choć doskonale wiedziałam że sama o własnych siłach tam nie dotarłam. Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni. Marek spał na kanapie a Mikołaj na podłodze w śpiworze, no w sumie na śpiworze. Był przykryty kocem. Poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Podeszłam do okna i spoglądałam na krople deszczu spływające po szybie. Po chwili poczułam czyjś wzrok na swoim ciele. Odwróciłam się.
-Zrobić ci kawy?- Zapytałam widząc niewyspanie w oczach Białacha.
-Nie dzięki sam sobie zrobię.- Powiedział i podszedł do ekspresu który stał obok mnie. Wyjął z szafki obok kubek i nalał sobie kawy, którą przed chwilką zdążyłam zaparzyć. Stanął obok mnie a ja delikatnie oparłam głowę o jego ramie.
-Wyspałaś się?- Zapytał po chwili aspirant.
-Tak troszkę, a ty?
-Twoje łóżko jest wygodniejsze od podłogi.- Zaśmiał się.
-A ktoś ci zakazał spać w moim łóżku?
-Olka....-Powiedział a ja widziałam po jego oczach że coś jest nie tak.
-Co cię tak gryzie?- Zapytałam gdy zamilkł.
-Rozstałem się z Anią.- Powiedział biorąc łyk kawy. W oczach widziałam że jest smutny, jednak na twarzy miał spokój, obojętność. Tak naprawdę nie potrafiłam konkretnie stwierdzić co czuje. Było to dla mnie dziwne. Nigdy jeszcze mi się to nie zdarzyło. Zawsze rozumieliśmy się bez słów. Widocznie ostatnie wydarzenia nie najlepiej wpłynęły na nasze relacje.
-Przykro mi.- Powiedziałam, serce moje się cieszyło a rozum mówił że to nie ma sensu.
-Luzik, takie jest życie. A jak się dziś czujesz?
-Lepiej, ale wolałabym aby to był głupi żart.- Powiedziałam i odeszłam od okna. Usiadłam przy stole a Mikołaj po chwili powtórzył moją czynność. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy. Milczenie przerwał nam telefon aspiranta.
-Białach słucham....Tak Pani komendant.....oczywiście.....tak rozumiem....dobrze zaraz będę.- Powiedział odkładając telefon.- Muszę jechać na komendę.
-Co się dzieje?- Zapytałam ze zdziwieniem. Przeważnie takie wezwania mieliśmy w naprawdę nagłych wypadkach.
-Jakaś akcja jest. Zostań z Markiem. Wrócę jak najszybciej.- Powiedział po czym podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Siedziałam zamurowana dłuższą chwilę. Po kilku minutach zadzwonił również mój telefon.
-Wysocka słucham.
-Cześć Ola, Renata Jackowska z tej strony.
-Dzień dobry, coś się stało?
-Tak Ola możesz dziś przyjechać do pracy.
-A co się stało?
-Dowiesz się wszystkiego na komendzie.
-No dobrze za dwadzieścia minut będę.- Powiedziałam i rozłączyłam się. Poszłam szybko obudzić Marka.
-Marek wstawaj.....wstawaj....- Delikatnie szarpałam chłopca za ramię.
-Co się stało.
-Muszę jechać do pracy. Zostaniesz sam na jakiś czas.
-Muszę do szkoły?
-Nie możesz dziś zostać w domu. Ale nikomu nie otwieraj.
-Dobrze, dobranoc.- Powiedział i nakrył się kołdrą. Poszłam do sypialni i szybko przygotowałam się do wyjścia. Po kilku minutach byłam już w drodze do komendy. Droga minęła mi bardzo niespokojnie. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Wbiegłam do budynku naszej firmy. Podeszłam do drzwi gabinetu Pani komendant i zapukałam.
-Wejść.- Powiedziała Jackowska a ja wykonałam jej polecenie.- O Ola dobrze że jesteś chodź ze mną.- Powiedziała a ja wykonałam jej polecenie. Szłyśmy korytarzem do wydziału kryminalnego. Po chwili znalazłyśmy się w ich pomieszczeniach prewencyjnych.
-Witajcie. Przepraszam że was tu ściągnęłam.- Zaczęła mówić Jackowska a ja zajęłam miejsce obok Mikołaja.- Ale mamy awaryjną sytuację. Mianowicie chodzi o to że od jakiegoś czasu grasuje u nas w Wrocławiu seryjny morderca. Kryminalnym dopiero teraz udało się połączyć te wszystkie sprawy w całość. Kubis możesz mówić.- Zwróciła się do szefa wydziału kryminalnego. Z Mikołajem nazywaliśmy ich sprawiedliwymi. W sumie to sama nie wiem skąd wzięliśmy tę nazwę.
-No więc tyle w skrócie o sprawie. Musicie być czujni, szukamy tego człowieka.- Powiedział pokazując nam zdjęcie. Przyjrzeliśmy się tej fotografii dokładnie.- No to do roboty, wiecie co macie robić.- Powiedział Kubis i wszyscy opuścili pomieszczenie prewencyjne. Razem z Mikołajem udaliśmy się do naszego biura. Byłam zadowolona, pani komendant wyróżniła patrol Białach i Wysocka jako najskuteczniejszy. Z tego też względu przy tej sprawie byliśmy razem.
-Co tam partnerko?- Zapytał Mikołaj gdy weszłam do biura przebrana w mundur.
-To samo co przy śniadaniu partnerze.- Odparłam.
-A mówiłem ci już że do twarzy ci w mundurze?
-Jeszcze nie. To co kawka i na patrol?
-A mamy inne wyjście?
-Nie za bardzo.- Powiedziałam i poszłam do kuchni przygotować dla nas kawę. Po kilku minutach jechaliśmy już na patrol.
-Mikołaj nawet nie wiesz jak się cieszę że znowu jesteśmy razem.
-Ja też Olka.- Powiedział i wziął łyka kawy. Z tej okazji Białach pozwolił mi nawet prowadzić radiowóz. Dobrych kilka godzin krążyliśmy po mieście bez celu. Tak naprawdę Jacek dziś nami nie dowodził tylko dyżurny kryminalnych. Niestety po całym dniu nie mieliśmy żadnych nowych śladów odnośnie naszego klienta. Około 18 wróciliśmy na bazę. Weszłam do biura a Mikołaj poszedł zrobić nam kawę. Zapowiadała się całkiem niezła nocna zmiana. W pewnym momencie drzwi się otworzyły a do naszego pomieszczenia weszła Paulina.
-Możecie wracać do domów dziś już nic nie zdziałamy.- Powiedziała siadając na krześle pomiędzy mną a Mikołajem.
-Coś wiadomo?- Zapytałam.
-Oprócz tego że zabija blondynki i na pewno jest we Wrocławiu. Nie mamy nic więcej, czekamy aż Bolek coś znajdzie.- Bolek to jeden z kryminalnych przeważnie robi jakieś analizy, prowadzi oględziny w miejscach przestępstwa, taki spec od wszystkiego. Spojrzałam na Białacha i wiedziałam po jego mnie że kończymy na dziś.- Bądźcie jutro o 10.- Dodała gdy już mieliśmy z Mikołajem opuścić pomieszczenie.
-A ty nie wracasz?- Zapytał Mikołaj.
-Nie jeszcze chwilkę muszę zostać.- Odparła Paulina a my udaliśmy się do domu. Mikołaj całą drogę jechał za mną. Zaparkowałam auto pod blokiem i poczekałam aż on zrobi dokładnie to samo.
-Śledzisz mnie.- Powiedziałam gdy aspirant stanął obok mnie.
-Nie prawda. Kolacja?
-A co zrobisz?
-Mogę zrobić kanapki i do teko lampkę wina.
-Jestem za ale wiesz Marek jest u mnie.
-No to co? Zje z nami.- Powiedział i udaliśmy się do mojego mieszkania. Otworzyłam drzwi. Światłą były pogaszone. Zdziwiło mnie to bardzo bo Marek powinien być w mieszkaniu. Miał nigdzie nie chodzić. Pozapalaliśmy światła. Poszłam do sypialni się przebrać. Uchyliłam drzwi i moja zguba się znalazła. Marek spał na moim łóżku. Podeszłam do niego i przykryłam go kołdrą. Po chwili wróciłam do Mikołaja.
-Czeka cię kolejna noc na podłodze.- Powiedziałam wchodząc do kuchni.
-Nie rozumiem.- Odparł i podał mi lampkę wina.
-Marek zajął moje łóżko więc ja zajmuję kanapę.
-Nawet opcji takiej nie ma. Ja już spałem jedna noc na kanapie.
-No to masz już doświadczenie.- Powiedziałam.
-Oddaj, tobie już starczy wina na dziś.- Powiedział i zabrał mi lampkę. Uwielbialiśmy się ze sobą droczyć. Ostatecznie Mikołaj oddał mi lampkę z winę. Przygotował kolację i poszliśmy ją zjeść w salonie. Siedliśmy na kanapie i włączyliśmy tv. Akurat leciały wiadomości. Co ciekawe mówili o nas.
-Bezsens, że niby my jesteśmy nieudolni. Jakby tych kryminałów w tv nie puszczali to przestępcy ba nawet nie wiedzieli co to odciski palców a tak....no proszę cię jeszcze maja czelność nas obrażać.- Zaczął się denerwować Mikołaj. Byłam cholernie wymęczona po tym dniu. Chciałam jak najszybciej położyć się spać.
-Dobra ja idę się myć. Zaraz wrócę.- Odparłam i udałam się do łazienki. Zdjęłam niepotrzebne i niewygodnie odzienie i wskoczyłam do wanny. Jak zawsze puściłam sobie muzykę w radiu.
-Ola wszystko dobrze?- Usłyszałam głos Mikołaja.
-Tak a co?
-Nic bałem się siedzisz już od dobrej godziny w łazience, myślałem ze się wywaliłaś na mokrej posadce i że straciłaś przytomność ale jak jest dobrze to się cieszę.- Powiedział Białach.
-Nie nie, wszystko dobrze już wychodzę.- Odparłam i wyszłam z wanny. Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Ubrałam na siebie piżamę i wyszłam z łazienki.- Możesz iść.- Powiedziałam przechodząc obok niego. Siadłam na kanapie i oglądałam tv. Mikołaj w tym czasie brał prysznic. Robiłam się coraz bardziej senna. Po kilku minutach Białach wyszedł z łazienki i przysiadł się do mnie. Oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie swoim ramieniem i po raz kolejny poczułam się bezpieczna w jego objęciach. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Rano obudził mnie Marek.
-Pani Olu....-Delikatnie szarpnął mnie za ramię.
-Co się dzieje?- Zapytałam zaspałym głosem.
-Bo jest już 7.30 a ja muszę jechać do szkoły.- Powiedział chłopiec a ja delikatnie podniosłam powiekę.
-Myślałam że będziesz chciał zostać dziś w domu.
-Nie, to mnie wykańcza w szkole się czymś zajmę i na chwile zapomnę o tym.
-No dobra, ubieraj się, zrobię ci śniadanie.- Powiedziałam ziewając. Marek pokiwał głową i poszedł się przyszykować do szkoły. Wstałam z kanapy i zobaczyłam że Mikołaj śpi na podłodze. Podeszłam do niego i delikatnie szarpnęłam go za ramię.
-Chcesz coś na śniadanie?- Zapytałam gdy troszkę się przebudził.
-Która o godzina?- Zapytał po czym spojrzał na telefon który leżał obok niego.- Kobieto dopiero po siódmej, daj mi spać.- Powiedział a ja się tylko uśmiechnęłam pod nosem i poszłam do kuchni. Zrobiłam Markowi śniadanie i przygotowałam drugie śniadanie do szkoły.
-Siadaj, chcesz herbaty?- Zapytałam gdy nastolatek wszedł do kuchni.
-Tak poproszę.- Odparł i siadł do stołu. Zrobiłam mu herbatę i poszłam się ubrać. Makijaż nie zakrył niestety moich niewyspanych oczu. Wypiłam mocną kawę i zawiozłam Marka do szkoły. Zaparkowałam auto na parkingu pod szkołą.
-No to jesteśmy na miejscu.-Powiedziałam gasząc silnik samochodu.
-Dziękuję.
-Leć do szkoły.- Powiedziałam uśmiechając się do chłopca. Marek wysiadł z auta, spoglądałam jak chłopak idzie w stronę szkoły. W pewnej chwili spostrzegłam Piotrka. Szedł w moim kierunku. Wysiadłam więc z samochodu.
-Cześć Ola.- Powiedział podchodząc bliżej.- A co ty taka niewyspana?- Zapytał po chwili.
-Mam ciężką noc, no w sumie to kilka. A co tam u ciebie?
-W porządku, słuchaj Marka nie było wczoraj w szkole.
-Tak wiem, specjalnie go nie puściłam.- Powiedziałam a na moja twarz wkradł się smutek.
-Olka co się dzieje?- Zapytał z troską w głosie.
-Michał trafił do szpitala, potrzebuje przeszczepu.- Powiedziałam ledwo powstrzymując łzy napływające mi do oczu.
-Nie wiedziałem, mogę ci jakoś pomóc?
-Nie...Piotrek dziękuję ale w tej sytuacji nie ma jak pomóc.- Powiedziałam a po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Po chwili poczułam czyjąś dłoń głaszczącą moją rękę. Piotrek mnie przytulił.
-Przepraszam ale muszę już jechać.- Powiedziałam odsuwając się od niego.
-Ola jak byś chciała pogadać....
-Naprawdę się śpieszę, powinnam już być w pracy.- Powiedziałam otwierając drzwi od auta.
-Masz tu moją wizytówkę, zadzwoń jak będziesz wiedziała co z ojcem Marka, martwię się o niego. O ciebie zresztą też.
-No dobrze, a teraz naprawdę muszę już jechać. Trzymaj się.
-No cześć.- Powiedział a ja wsiadłam do samochodu. Po chwili odjechałam. W drodze do mieszkania postanowiłam zrobić jeszcze drobne zakupy. Pojechałam do najbliższego super marketu i zrobiłam szybkie zakupy. Wróciłam do mieszkania jakoś przed dziewiątą. Wniosłam zakupy do mieszkania. Coś mi nie pasowało. Coś było nie tak. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Białacha.
-O już jesteś.- Powiedział wstając od stołu.
-No tak.- Powiedziałam kładąc zakupy na stole.
-Olka co jest grane?- Zapytał pomagając mi rozpakowywać torby.
-Nic, wszystko dobrze.- Powiedziałam starając się unikać jego wzroku.
-Przecież widzę, nie kłam.
-Mikołaj naprawdę wszystko jest dobrze.
-Mów co się dzieje.
-Powiedziałam że wszystko jest dobrze, po prostu się nie wyspałam.
-A co ma twoje zachowanie ze snem?
-Wam naprawdę trzeba wszystko tłumaczyć. To że jak człowiek jest niewyspany to jest zły i proszę cie nie drąż już tego tematu.- Krzyknęłam na niego i wyszłam z kuchni. Po chwili jednak wróciłam do niej po kluczyki od auta.
-A ty dokąd?- Zapytał gdy ubierałam kurtkę.
-Muszę jeszcze coś załatwić. Widzimy się w pracy.- Powiedziałam wychodząc z mieszkania. Zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu. Pojechałam do szpitala miejskiego. Zaparkowałam auto niedaleko i weszłam do budynku. Nie lubiłam szpitali. Miałam z nimi złe wspomnienia. Choć były to jedyne wspomnienia z moją mamą. Udałam się pod salę Michała. Siadłam na korytarzu. Doskonale wiedziałam że mnie nie wpuszczą do niego. Po prostu siedziałam. Skuliłam nogi i schowałam twarz w dłoniach. Zaczęłam płakać. Nie wiedziałam co mam robić, tak bardzo chciałam żeby to był głupi sen. Chciałam się obudzić w swojej sypialni u boku Michała. Opowiedzieć mu o moim głupim śnie. Usłyszałam czyjeś kroki. Spojrzałam w kierunku z którego dobiegał ten odgłos. Znajoma sylwetka lekarza Michała. Spojrzałam na jego twarz niepewnie.
-Dzień dobry.- Powiedział podchodząc do mnie.
-Nie jest dobry.- Powiedziałam a mężczyzna siadł na krześle obok mnie.
-Próbowałem się do Pani dodzwonić.- Powiedział a ja ze zdziwieniem spojrzałam na niego.
-Coś się stało? Coś z Michałem? Jego stan się pogorszył?- Pytałam a po policzkach spływały mi strumienie łez.
-Pan Michał w nocy się wybudził.- Powiedział mężczyzna a ja nie wiedziałam co powiedzieć.- Jeśli Pani chce to może Pani na chwilkę do niego wejść, ale na dosłownie dwie minuty i tylko w mojej obecność.- Stwierdził po chwili a ja kiwnęłam tylko głową że chcę być przy Michale. Otarłam łzy i weszłam wraz z lekarzem na salę. Michał leżał na łóżku podpięty do kroplówki. Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle stojącym obok. Złapałam go delikatnie za dłoń. Spojrzał na mnie. Jego oczy nie miały już tego blasku co kiedyś.
-Ola...-Wyszeptał resztką sił.
-Cześć, jak się czujesz?- Zapytałam a na moją twarz wkradał się delikatny uśmiech.
-Umieram....
-Przestań, zabraniam ci tak myśleć....słyszysz masz przestać.- Warknęłam na niego.
-Taka jest prawda.
-Nie nie jest, wygramy z tą chorobą.
-Ola mam prośbę.
-Coś ci z domu przywieźć, tylko że zaraz jadę do pracy więc podrzucę ci rzeczy wieczorem.- Powiedziałam. Michał ścisnął moją dłoń. Zabolało mnie ale nie zwracałam na to uwagi, cieszyłam się że się wybudził. Byłam pewna że teraz będzie już tylko lepiej.
-Nie Ola, ja umieram....
-Michał....
-Nie przerywaj mi.- Kiwnęłam tylko posłusznie głową.- Zaopiekuj się Markiem, nie chcę żeby trafił do pogotowia opiekuńczego.
-Michał, Marek nigdzie nie trafi a ty wyzdrowiejesz.- Krzyknęłam na niego.
-Prosiłem cie.- Podniósł głos, ale nie miał zbyt wiele siły.- Obiecaj że ułożysz sobie życie, i nie będziesz mnie długo opłakiwać. Wiem że to głupio brzmi ale, kocham cię. Jesteś dla mnie ważna tak jak Marek. Załóżcie rodzinę, bądźcie szczęśliwi.
-Co ty w ogóle wygadujesz?- Powiedziałam a po policzku zaczęły mi spływać łzy.
-Ola....
-Nikt nie umrze rozumiesz to, damy sobie radę.- Powiedziałam podniosłym głosem.
-Będzie lepiej jak Pani już pójdzie, pacjent musi odpoczywać.- Powiedział lekarz. Pocałowałam Michała w policzek i opuściłam salę razem z lekarzem.
-Panie doktorze, Michał przeżyje prawda?- Zapytałam a lekarz spojrzał na mnie, miał strasznie poważna minę.
-Pani Olu, nie wiem co powiedzieć. Jesteśmy jak na razie w ciężkim szoku że pacjent się wybudził przy tak złych wynikach.
-Ale to dobrze, to znaczy że jego stan się poprawia.- Przerwałam lekarzowi.
-Na tym etapie badań nie jestem w stanie Pani nic powiedzieć. Możemy być tylko dobrej myśli.
-To znaczy?
-Pacjent może przeżyć ale równie dobrze jego poprawa stanu zdrowia jest chwilowa i tak naprawdę serce tego może nie wytrzymać.- Powiedział.- Muszą się państwo przygotować na najgorsze.
-Ale powiedział pan że może przeżyć.
-Tak ale lepiej być przygotowanym. Przepraszam ale muszę wracać do innych pacjentów.-Powiedział lekarz a ja zostałam sama pod jego salą. Nie wiedziałam co zrobić. Wyjęłam z torebki telefon. Była 9.45. na 10 musiałam być w pracy. Zadzwoniłam więc do aspiranta.
-Białach słucham.
-Mikołaj jesteś jeszcze w domu?
-No właśnie jadę na komendę a co zapomniałaś czegoś?
-Mógł byś po mnie przyjechać?
-Ola ty płakałaś?
-Przyjedziesz czy nie bo nie wiem czy dzwonić do Jaskowskiej że chcę urlop na żądanie.
-Jasne a gdzie mam podjechać?
-Pod szpital miejski.
-Dobra za pięć minut będę czekaj na parkingu przy parku.- Powiedział a ja się rozłączyłam. Spojrzałam jeszcze raz na Michała i udałam się na parking. Doszłam akurat na niego gdy Mikołaj podjechał. Wsiadłam do samochodu Białacha.
-Co z Michałem?- To było pierwsze pytanie jakie usłyszałam.
-Wybudził się.- Powiedziałam a do oczu napłynęły mi łzy.
-No to dobrze, zobaczysz za kilka dni będzie w domu.- Mikołaj próbował mnie jakoś pocieszyć.
-Nie wiem.
-Jak to? A co mówią lekarze?
-Z jednej strony to dobrze a z drugiej serce może takiego nagłego wysiłku nie wytrzymać.
-Wpuścili cię do niego? Rozmawiałaś z nim?
-Tak.
-I co powiedział? Jak się czuje?
-Powiedział że umiera i żebym się zaopiekowała Markiem.- Powiedziałam i rozpłakałam się na dobre.
-Spokojnie Ola wszystko będzie dobrze. Zobaczysz nim się obejrzysz, będziesz z Michałem szła na randkę.- Mówił to z wielkim przekonaniem, ja jednak nie wierzyłam w tę wersję. Po chwili byliśmy już pod komendą. Wysiadłam z auta aspiranta i bez słowa poszłam do biura. Mikołaj po chwili do mnie dołączył.
-Słuchajcie zmiana planów.- Powiedziała Paulina. Spojrzeliśmy z Białachem na nią.
-Ale jaka zmiana planów?- Zapytał Mikołaj.
-Kubis wymyślił że zostaniecie dziś na komendzie. Potrzebujemy tu kogoś gdyby ktoś zadzwonił z jakimiś informacjami.- Wyjaśniała nam Paulina.
-Ale dlaczego akurat my?- Zapytał ponownie.
-Bo wy jesteście już na miejscu.- Odpowiedziała.
-Jak to? Nikogo jeszcze nie ma?- Zdziwiłam się.
-Tak, wszyscy nagle mają coś do załatwienia z rana.
-Super.- Powiedział Białach i usiadł przy biurku.
-No co przynajmniej nadrobimy papierkową robotę.- Powiedziałam.
-Olka to nie jest zabawne.- Odparł, doskonale wiedziałam jak nienawidzi wypełniać papierów.
-A mnie to śmieszy.- Powiedziałam uśmiechając się do aspiranta.
-Dobra ja idę bo Bolek coś znalazł.- Powiedziała Paulina i wyszła z biura.
-Zobaczymy czy tak cię będzie śmieszyć jak skończą nam się raporty do wypełniania.- Odparł Mikołaj.
-Nie skończą się, oj nie skończą się.- Powiedziałam robiąc z siebie pewniaka. Siedzieliśmy z Mikołajem w biurze już dobre kilka godzin. Co jakiś czas mieliśmy jakiś durny telefon. A to ktoś twierdził że poszukiwany jest u niego w domu albo nagle zaczęto zgłaszać zaginięcia, które po kilku minutach były odwoływane.
-Idę po kawę, chcesz coś?- Zapytałam podchodząc do drzwi.
-Tak, możesz mi kawę zrobić.- Odparł a ja wyszłam z biura. Wędrowałam korytarzem aż dotarłam do niewielkiego pomieszczenia zwanego kuchnią. Weszłam do pomieszczenia. Akurat w ekspresie skończyła się kawa więc na nowo musiałam ją przygotować. Zaparzyłam więc nowy dzbanek. Nalałam nam kawy i już miałam wyjść z kuchni gdy przyszedł do mnie jeden z kryminalnych.
-O Bolek, ty na naszym piętrze?- Zapytałam zdziwiona.
-Tak, myślałem że wiesz o naszej operacji.
-O czym ty mówisz?
-Mogę?- Zapytał pokazując na kubek z kawą.
-Jasne, ale powiedz o co chodzi.
-Naprawdę nie wiesz?
-No ale o czym mam wiedzieć?
-No Białachowi ktoś grozi.- Wyszeptał upewniając się czy nikt nie słyszy naszej rozmowy.
-Nic mi nie mówił.
-Nie dziwię się.
-Dlaczego?
-Bo to koleś którego szukamy, powiedział że jeśli Białach się nie odczepi od tej sprawy to zabije najważniejszą osobę w jego życiu.
-Cholera. Koleś poluje na blondynki.
-No właśnie dlatego....
-Dominika jest w niebezpieczeństwie.- Powiedziałam i szybko poszłam do biura. Zdenerwowana weszłam do środka. Postawiłam kubek z kawą na jego biurku.
-Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?- Krzyknęłam.
-Ola uspokój się.- Mikołaj wstał od biurka.
-Jak mam być spokojna jak ktoś ci grozi a ty nawet nie raczysz mnie o tym poinformować.
-Kiedy miałem to zrobić?
-Kiedykolwiek, miałeś mnóstwo okazji.
-Nie kłam, dobrze wiesz że nie było żadnej, może miałem ci powiedzieć jak byłaś w szpitalu u Michała a może jak cię dziś rano odebrałem.
-Mogłeś powiedzieć na przykład dziś w pracy. Miałeś mnóstwo czasu aby to zrobić.
-Właśnie miałem ale tego nie zrobiłem. Masz własne problemy. Nie dziw się że ci nie powiedziałem.
-Jak mam się nie dziwić, przecież ktoś może skrzywdzić twoje córki.
-Ola nic im się nie stanie, są bezpieczne. Nie zbliży się do nich.
-A skąd ty to możesz wiedzieć?
-Bo mają ochronę, są obserwowane na każdym kroku.
-Myślisz że to wystarczy ten człowiek jest niebezpieczny.
-Ola wiem co jest dla nich bezpieczne. Są dla mnie najważniejsze i nie pozwolę ich skrzywdzić.
-Ale wciąż nie rozumiem dlaczego mi nie powiedziałeś, myślałam że jesteśmy przyjaciółmi.
-Przyjaciółmi po tym co się wydarzyło.- Krzyknął a mi do oczu napłynęły łzy. Wyszłam z biura trzaskając drzwiami. Udałam się do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą. Mimo to dalej chciało mi się płakać. Po kilku minutach wyszłam z toalety. Wróciłam do biura. Usiadłam na swoim miejscu i zajęłam się papierami, na których i tak nie mogłam się skupić.
-Mikołaj, Ola, zbierajcie się. Mamy wezwanie do parku szczytnickiego. Widziano tam poszukiwanego. Podobno szedł z jakąś kobietą.- Powiedział Kuba wchodząc do naszego biura. Szybko wzięliśmy kamizelki z wieszaków radiostację. Dla kamuflażu pojechaliśmy nieoznakowanym samochodem policyjnym. Mikołaj prowadził. Na miejscu byliśmy po dziesięciu góra dwudziestu minutach.
-Rozdzielamy się.- Krzyknęła Paulina. Każde z nas pobiegło w inną stronę. Biegłam przed siebie tak naprawdę nie wiedząc czego szukam. W pewnej chwili dostrzegłam młodą kobietę leżącą na ziemi. Podbiegłam do niej. Io byłą Ania, była już dziewczyna Mikołaja. Szybko odkleiłam jej taśmę z ust.

-Uważaj za tobą.- Wyszeptała, zdążyłam się odwrócić i ujrzałam postać dobrze zbudowanego mężczyzny. Odpowiadał rysopisowi naszego poszukiwanego. Po chwili rzucił się na mnie. Zaczęliśmy się szarpać.






Mam nadzieję że się wam podoba rozdział :)  dziś nie mam żadnych pytań. Życzę wam miłego czytania :) Myślę że następny rozdział pojawi się naprawdę szybko :) Pozdrawiam was Domcia :*

2 komentarze:

  1. Genialne opowiadanie. Zapraszam do mnie na blogi. Pozdrawiam Sandra

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech zgadnę, podczas szarpaniny, pistolet wystrzeli i w Olę kulka trafi?
    Opowi super. Czekam na kolejne.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń