Obudziłam
się na łóżku, choć doskonale wiedziałam że sama o własnych
siłach tam nie dotarłam. Wstałam z łóżka i wyszłam z sypialni.
Marek spał na kanapie a Mikołaj na podłodze w śpiworze, no w
sumie na śpiworze. Był przykryty kocem. Poszłam do kuchni i
zrobiłam sobie kawę. Podeszłam do okna i spoglądałam na krople
deszczu spływające po szybie. Po chwili poczułam czyjś wzrok na
swoim ciele. Odwróciłam się.
-Zrobić
ci kawy?- Zapytałam widząc niewyspanie w oczach Białacha.
-Nie
dzięki sam sobie zrobię.- Powiedział i podszedł do ekspresu który
stał obok mnie. Wyjął z szafki obok kubek i nalał sobie kawy,
którą przed chwilką zdążyłam zaparzyć. Stanął obok mnie a ja
delikatnie oparłam głowę o jego ramie.
-Wyspałaś
się?- Zapytał po chwili aspirant.
-Tak
troszkę, a ty?
-Twoje
łóżko jest wygodniejsze od podłogi.- Zaśmiał się.
-A
ktoś ci zakazał spać w moim łóżku?
-Olka....-Powiedział
a ja widziałam po jego oczach że coś jest nie tak.
-Co
cię tak gryzie?- Zapytałam gdy zamilkł.
-Rozstałem
się z Anią.- Powiedział biorąc łyk kawy. W oczach widziałam że
jest smutny, jednak na twarzy miał spokój, obojętność. Tak
naprawdę nie potrafiłam konkretnie stwierdzić co czuje. Było to
dla mnie dziwne. Nigdy jeszcze mi się to nie zdarzyło. Zawsze
rozumieliśmy się bez słów. Widocznie ostatnie wydarzenia nie
najlepiej wpłynęły na nasze relacje.
-Przykro
mi.- Powiedziałam, serce moje się cieszyło a rozum mówił że to
nie ma sensu.
-Luzik,
takie jest życie. A jak się dziś czujesz?
-Lepiej,
ale wolałabym aby to był głupi żart.- Powiedziałam i odeszłam
od okna. Usiadłam przy stole a Mikołaj po chwili powtórzył moją
czynność. Siedzieliśmy dłuższą chwilę w ciszy. Milczenie
przerwał nam telefon aspiranta.
-Białach
słucham....Tak Pani komendant.....oczywiście.....tak
rozumiem....dobrze zaraz będę.- Powiedział odkładając telefon.-
Muszę jechać na komendę.
-Co
się dzieje?- Zapytałam ze zdziwieniem. Przeważnie takie wezwania
mieliśmy w naprawdę nagłych wypadkach.
-Jakaś
akcja jest. Zostań z Markiem. Wrócę jak najszybciej.- Powiedział
po czym podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Siedziałam
zamurowana dłuższą chwilę. Po kilku minutach zadzwonił również
mój telefon.
-Wysocka
słucham.
-Cześć
Ola, Renata Jackowska z tej strony.
-Dzień
dobry, coś się stało?
-Tak
Ola możesz dziś przyjechać do pracy.
-A
co się stało?
-Dowiesz
się wszystkiego na komendzie.
-No
dobrze za dwadzieścia minut będę.- Powiedziałam i rozłączyłam
się. Poszłam szybko obudzić Marka.
-Marek
wstawaj.....wstawaj....- Delikatnie szarpałam chłopca za ramię.
-Co
się stało.
-Muszę
jechać do pracy. Zostaniesz sam na jakiś czas.
-Muszę
do szkoły?
-Nie
możesz dziś zostać w domu. Ale nikomu nie otwieraj.
-Dobrze,
dobranoc.- Powiedział i nakrył się kołdrą. Poszłam do sypialni
i szybko przygotowałam się do wyjścia. Po kilku minutach byłam
już w drodze do komendy. Droga minęła mi bardzo niespokojnie. Nie
miałam pojęcia co się dzieje. Wbiegłam do budynku naszej firmy.
Podeszłam do drzwi gabinetu Pani komendant i zapukałam.
-Wejść.-
Powiedziała Jackowska a ja wykonałam jej polecenie.- O Ola dobrze
że jesteś chodź ze mną.- Powiedziała a ja wykonałam jej
polecenie. Szłyśmy korytarzem do wydziału kryminalnego. Po chwili
znalazłyśmy się w ich pomieszczeniach prewencyjnych.
-Witajcie.
Przepraszam że was tu ściągnęłam.- Zaczęła mówić Jackowska a
ja zajęłam miejsce obok Mikołaja.- Ale mamy awaryjną sytuację.
Mianowicie chodzi o to że od jakiegoś czasu grasuje u nas w
Wrocławiu seryjny morderca. Kryminalnym dopiero teraz udało się
połączyć te wszystkie sprawy w całość. Kubis możesz mówić.-
Zwróciła się do szefa wydziału kryminalnego. Z Mikołajem
nazywaliśmy ich sprawiedliwymi. W sumie to sama nie wiem skąd
wzięliśmy tę nazwę.
-No
więc tyle w skrócie o sprawie. Musicie być czujni, szukamy tego
człowieka.- Powiedział pokazując nam zdjęcie. Przyjrzeliśmy się
tej fotografii dokładnie.- No to do roboty, wiecie co macie robić.-
Powiedział Kubis i wszyscy opuścili pomieszczenie prewencyjne.
Razem z Mikołajem udaliśmy się do naszego biura. Byłam
zadowolona, pani komendant wyróżniła patrol Białach i Wysocka
jako najskuteczniejszy. Z tego też względu przy tej sprawie byliśmy
razem.
-Co
tam partnerko?- Zapytał Mikołaj gdy weszłam do biura przebrana w
mundur.
-To
samo co przy śniadaniu partnerze.- Odparłam.
-A
mówiłem ci już że do twarzy ci w mundurze?
-Jeszcze
nie. To co kawka i na patrol?
-A
mamy inne wyjście?
-Nie
za bardzo.- Powiedziałam i poszłam do kuchni przygotować dla nas
kawę. Po kilku minutach jechaliśmy już na patrol.
-Mikołaj
nawet nie wiesz jak się cieszę że znowu jesteśmy razem.
-Ja
też Olka.- Powiedział i wziął łyka kawy. Z tej okazji Białach
pozwolił mi nawet prowadzić radiowóz. Dobrych kilka godzin
krążyliśmy po mieście bez celu. Tak naprawdę Jacek dziś nami
nie dowodził tylko dyżurny kryminalnych. Niestety po całym dniu
nie mieliśmy żadnych nowych śladów odnośnie naszego klienta.
Około 18 wróciliśmy na bazę. Weszłam do biura a Mikołaj poszedł
zrobić nam kawę. Zapowiadała się całkiem niezła nocna zmiana. W
pewnym momencie drzwi się otworzyły a do naszego pomieszczenia
weszła Paulina.
-Możecie
wracać do domów dziś już nic nie zdziałamy.- Powiedziała
siadając na krześle pomiędzy mną a Mikołajem.
-Coś
wiadomo?- Zapytałam.
-Oprócz
tego że zabija blondynki i na pewno jest we Wrocławiu. Nie mamy nic
więcej, czekamy aż Bolek coś znajdzie.- Bolek to jeden z
kryminalnych przeważnie robi jakieś analizy, prowadzi oględziny w
miejscach przestępstwa, taki spec od wszystkiego. Spojrzałam na
Białacha i wiedziałam po jego mnie że kończymy na dziś.- Bądźcie
jutro o 10.- Dodała gdy już mieliśmy z Mikołajem opuścić
pomieszczenie.
-A
ty nie wracasz?- Zapytał Mikołaj.
-Nie
jeszcze chwilkę muszę zostać.- Odparła Paulina a my udaliśmy się
do domu. Mikołaj całą drogę jechał za mną. Zaparkowałam auto
pod blokiem i poczekałam aż on zrobi dokładnie to samo.
-Śledzisz
mnie.- Powiedziałam gdy aspirant stanął obok mnie.
-Nie
prawda. Kolacja?
-A
co zrobisz?
-Mogę
zrobić kanapki i do teko lampkę wina.
-Jestem
za ale wiesz Marek jest u mnie.
-No
to co? Zje z nami.- Powiedział i udaliśmy się do mojego
mieszkania. Otworzyłam drzwi. Światłą były pogaszone. Zdziwiło
mnie to bardzo bo Marek powinien być w mieszkaniu. Miał nigdzie nie
chodzić. Pozapalaliśmy światła. Poszłam do sypialni się
przebrać. Uchyliłam drzwi i moja zguba się znalazła. Marek spał
na moim łóżku. Podeszłam do niego i przykryłam go kołdrą. Po
chwili wróciłam do Mikołaja.
-Czeka
cię kolejna noc na podłodze.- Powiedziałam wchodząc do kuchni.
-Nie
rozumiem.- Odparł i podał mi lampkę wina.
-Marek
zajął moje łóżko więc ja zajmuję kanapę.
-Nawet
opcji takiej nie ma. Ja już spałem jedna noc na kanapie.
-No
to masz już doświadczenie.- Powiedziałam.
-Oddaj,
tobie już starczy wina na dziś.- Powiedział i zabrał mi lampkę.
Uwielbialiśmy się ze sobą droczyć. Ostatecznie Mikołaj oddał mi
lampkę z winę. Przygotował kolację i poszliśmy ją zjeść w
salonie. Siedliśmy na kanapie i włączyliśmy tv. Akurat leciały
wiadomości. Co ciekawe mówili o nas.
-Bezsens,
że niby my jesteśmy nieudolni. Jakby tych kryminałów w tv nie
puszczali to przestępcy ba nawet nie wiedzieli co to odciski palców
a tak....no proszę cię jeszcze maja czelność nas obrażać.-
Zaczął się denerwować Mikołaj. Byłam cholernie wymęczona po
tym dniu. Chciałam jak najszybciej położyć się spać.
-Dobra
ja idę się myć. Zaraz wrócę.- Odparłam i udałam się do
łazienki. Zdjęłam niepotrzebne i niewygodnie odzienie i wskoczyłam
do wanny. Jak zawsze puściłam sobie muzykę w radiu.
-Ola
wszystko dobrze?- Usłyszałam głos Mikołaja.
-Tak
a co?
-Nic
bałem się siedzisz już od dobrej godziny w łazience, myślałem
ze się wywaliłaś na mokrej posadce i że straciłaś przytomność
ale jak jest dobrze to się cieszę.- Powiedział Białach.
-Nie
nie, wszystko dobrze już wychodzę.- Odparłam i wyszłam z wanny.
Wzięłam ręcznik i wytarłam się. Ubrałam na siebie piżamę i
wyszłam z łazienki.- Możesz iść.- Powiedziałam przechodząc
obok niego. Siadłam na kanapie i oglądałam tv. Mikołaj w tym
czasie brał prysznic. Robiłam się coraz bardziej senna. Po kilku
minutach Białach wyszedł z łazienki i przysiadł się do mnie.
Oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie swoim ramieniem i po raz
kolejny poczułam się bezpieczna w jego objęciach. Sama nie wiem
kiedy zasnęłam. Rano obudził mnie Marek.
-Pani
Olu....-Delikatnie szarpnął mnie za ramię.
-Co
się dzieje?- Zapytałam zaspałym głosem.
-Bo
jest już 7.30 a ja muszę jechać do szkoły.- Powiedział chłopiec
a ja delikatnie podniosłam powiekę.
-Myślałam
że będziesz chciał zostać dziś w domu.
-Nie,
to mnie wykańcza w szkole się czymś zajmę i na chwile zapomnę o
tym.
-No
dobra, ubieraj się, zrobię ci śniadanie.- Powiedziałam ziewając.
Marek pokiwał głową i poszedł się przyszykować do szkoły.
Wstałam z kanapy i zobaczyłam że Mikołaj śpi na podłodze.
Podeszłam do niego i delikatnie szarpnęłam go za ramię.
-Chcesz
coś na śniadanie?- Zapytałam gdy troszkę się przebudził.
-Która
o godzina?- Zapytał po czym spojrzał na telefon który leżał obok
niego.- Kobieto dopiero po siódmej, daj mi spać.- Powiedział a ja
się tylko uśmiechnęłam pod nosem i poszłam do kuchni. Zrobiłam
Markowi śniadanie i przygotowałam drugie śniadanie do szkoły.
-Siadaj,
chcesz herbaty?- Zapytałam gdy nastolatek wszedł do kuchni.
-Tak
poproszę.- Odparł i siadł do stołu. Zrobiłam mu herbatę i
poszłam się ubrać. Makijaż nie zakrył niestety moich
niewyspanych oczu. Wypiłam mocną kawę i zawiozłam Marka do
szkoły. Zaparkowałam auto na parkingu pod szkołą.
-No
to jesteśmy na miejscu.-Powiedziałam gasząc silnik samochodu.
-Dziękuję.
-Leć
do szkoły.- Powiedziałam uśmiechając się do chłopca. Marek
wysiadł z auta, spoglądałam jak chłopak idzie w stronę szkoły.
W pewnej chwili spostrzegłam Piotrka. Szedł w moim kierunku.
Wysiadłam więc z samochodu.
-Cześć
Ola.- Powiedział podchodząc bliżej.- A co ty taka niewyspana?-
Zapytał po chwili.
-Mam
ciężką noc, no w sumie to kilka. A co tam u ciebie?
-W
porządku, słuchaj Marka nie było wczoraj w szkole.
-Tak
wiem, specjalnie go nie puściłam.- Powiedziałam a na moja twarz
wkradł się smutek.
-Olka
co się dzieje?- Zapytał z troską w głosie.
-Michał
trafił do szpitala, potrzebuje przeszczepu.- Powiedziałam ledwo
powstrzymując łzy napływające mi do oczu.
-Nie
wiedziałem, mogę ci jakoś pomóc?
-Nie...Piotrek
dziękuję ale w tej sytuacji nie ma jak pomóc.- Powiedziałam a po
policzkach zaczęły mi spływać łzy. Po chwili poczułam czyjąś
dłoń głaszczącą moją rękę. Piotrek mnie przytulił.
-Przepraszam
ale muszę już jechać.- Powiedziałam odsuwając się od niego.
-Ola
jak byś chciała pogadać....
-Naprawdę
się śpieszę, powinnam już być w pracy.- Powiedziałam otwierając
drzwi od auta.
-Masz
tu moją wizytówkę, zadzwoń jak będziesz wiedziała co z ojcem
Marka, martwię się o niego. O ciebie zresztą też.
-No
dobrze, a teraz naprawdę muszę już jechać. Trzymaj się.
-No
cześć.- Powiedział a ja wsiadłam do samochodu. Po chwili
odjechałam. W drodze do mieszkania postanowiłam zrobić jeszcze
drobne zakupy. Pojechałam do najbliższego super marketu i zrobiłam
szybkie zakupy. Wróciłam do mieszkania jakoś przed dziewiątą.
Wniosłam zakupy do mieszkania. Coś mi nie pasowało. Coś było nie
tak. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Białacha.
-O
już jesteś.- Powiedział wstając od stołu.
-No
tak.- Powiedziałam kładąc zakupy na stole.
-Olka
co jest grane?- Zapytał pomagając mi rozpakowywać torby.
-Nic,
wszystko dobrze.- Powiedziałam starając się unikać jego wzroku.
-Przecież
widzę, nie kłam.
-Mikołaj
naprawdę wszystko jest dobrze.
-Mów
co się dzieje.
-Powiedziałam
że wszystko jest dobrze, po prostu się nie wyspałam.
-A
co ma twoje zachowanie ze snem?
-Wam
naprawdę trzeba wszystko tłumaczyć. To że jak człowiek jest
niewyspany to jest zły i proszę cie nie drąż już tego tematu.-
Krzyknęłam na niego i wyszłam z kuchni. Po chwili jednak wróciłam
do niej po kluczyki od auta.
-A
ty dokąd?- Zapytał gdy ubierałam kurtkę.
-Muszę
jeszcze coś załatwić. Widzimy się w pracy.- Powiedziałam
wychodząc z mieszkania. Zeszłam na dół i wsiadłam do samochodu.
Pojechałam do szpitala miejskiego. Zaparkowałam auto niedaleko i
weszłam do budynku. Nie lubiłam szpitali. Miałam z nimi złe
wspomnienia. Choć były to jedyne wspomnienia z moją mamą. Udałam
się pod salę Michała. Siadłam na korytarzu. Doskonale wiedziałam
że mnie nie wpuszczą do niego. Po prostu siedziałam. Skuliłam
nogi i schowałam twarz w dłoniach. Zaczęłam płakać. Nie
wiedziałam co mam robić, tak bardzo chciałam żeby to był głupi
sen. Chciałam się obudzić w swojej sypialni u boku Michała.
Opowiedzieć mu o moim głupim śnie. Usłyszałam czyjeś kroki.
Spojrzałam w kierunku z którego dobiegał ten odgłos. Znajoma
sylwetka lekarza Michała. Spojrzałam na jego twarz niepewnie.
-Dzień
dobry.- Powiedział podchodząc do mnie.
-Nie
jest dobry.- Powiedziałam a mężczyzna siadł na krześle obok
mnie.
-Próbowałem
się do Pani dodzwonić.- Powiedział a ja ze zdziwieniem spojrzałam
na niego.
-Coś
się stało? Coś z Michałem? Jego stan się pogorszył?- Pytałam
a po policzkach spływały mi strumienie łez.
-Pan
Michał w nocy się wybudził.- Powiedział mężczyzna a ja nie
wiedziałam co powiedzieć.- Jeśli Pani chce to może Pani na
chwilkę do niego wejść, ale na dosłownie dwie minuty i tylko w
mojej obecność.- Stwierdził po chwili a ja kiwnęłam tylko głową
że chcę być przy Michale. Otarłam łzy i weszłam wraz z lekarzem
na salę. Michał leżał na łóżku podpięty do kroplówki.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na krześle stojącym obok.
Złapałam go delikatnie za dłoń. Spojrzał na mnie. Jego oczy nie
miały już tego blasku co kiedyś.
-Ola...-Wyszeptał
resztką sił.
-Cześć,
jak się czujesz?- Zapytałam a na moją twarz wkradał się
delikatny uśmiech.
-Umieram....
-Przestań,
zabraniam ci tak myśleć....słyszysz masz przestać.- Warknęłam
na niego.
-Taka
jest prawda.
-Nie
nie jest, wygramy z tą chorobą.
-Ola
mam prośbę.
-Coś
ci z domu przywieźć, tylko że zaraz jadę do pracy więc podrzucę
ci rzeczy wieczorem.- Powiedziałam. Michał ścisnął moją dłoń.
Zabolało mnie ale nie zwracałam na to uwagi, cieszyłam się że
się wybudził. Byłam pewna że teraz będzie już tylko lepiej.
-Nie
Ola, ja umieram....
-Michał....
-Nie
przerywaj mi.- Kiwnęłam tylko posłusznie głową.- Zaopiekuj się
Markiem, nie chcę żeby trafił do pogotowia opiekuńczego.
-Michał,
Marek nigdzie nie trafi a ty wyzdrowiejesz.- Krzyknęłam na niego.
-Prosiłem
cie.- Podniósł głos, ale nie miał zbyt wiele siły.- Obiecaj że
ułożysz sobie życie, i nie będziesz mnie długo opłakiwać. Wiem
że to głupio brzmi ale, kocham cię. Jesteś dla mnie ważna tak
jak Marek. Załóżcie rodzinę, bądźcie szczęśliwi.
-Co
ty w ogóle wygadujesz?- Powiedziałam a po policzku zaczęły mi
spływać łzy.
-Ola....
-Nikt
nie umrze rozumiesz to, damy sobie radę.- Powiedziałam podniosłym
głosem.
-Będzie
lepiej jak Pani już pójdzie, pacjent musi odpoczywać.- Powiedział
lekarz. Pocałowałam Michała w policzek i opuściłam salę razem z
lekarzem.
-Panie
doktorze, Michał przeżyje prawda?- Zapytałam a lekarz spojrzał na
mnie, miał strasznie poważna minę.
-Pani
Olu, nie wiem co powiedzieć. Jesteśmy jak na razie w ciężkim
szoku że pacjent się wybudził przy tak złych wynikach.
-Ale
to dobrze, to znaczy że jego stan się poprawia.- Przerwałam
lekarzowi.
-Na
tym etapie badań nie jestem w stanie Pani nic powiedzieć. Możemy
być tylko dobrej myśli.
-To
znaczy?
-Pacjent
może przeżyć ale równie dobrze jego poprawa stanu zdrowia jest
chwilowa i tak naprawdę serce tego może nie wytrzymać.-
Powiedział.- Muszą się państwo przygotować na najgorsze.
-Ale
powiedział pan że może przeżyć.
-Tak
ale lepiej być przygotowanym. Przepraszam ale muszę wracać do
innych pacjentów.-Powiedział lekarz a ja zostałam sama pod jego
salą. Nie wiedziałam co zrobić. Wyjęłam z torebki telefon. Była
9.45. na 10 musiałam być w pracy. Zadzwoniłam więc do aspiranta.
-Białach
słucham.
-Mikołaj
jesteś jeszcze w domu?
-No
właśnie jadę na komendę a co zapomniałaś czegoś?
-Mógł
byś po mnie przyjechać?
-Ola
ty płakałaś?
-Przyjedziesz
czy nie bo nie wiem czy dzwonić do Jaskowskiej że chcę urlop na
żądanie.
-Jasne
a gdzie mam podjechać?
-Pod
szpital miejski.
-Dobra
za pięć minut będę czekaj na parkingu przy parku.- Powiedział a
ja się rozłączyłam. Spojrzałam jeszcze raz na Michała i udałam
się na parking. Doszłam akurat na niego gdy Mikołaj podjechał.
Wsiadłam do samochodu Białacha.
-Co
z Michałem?- To było pierwsze pytanie jakie usłyszałam.
-Wybudził
się.- Powiedziałam a do oczu napłynęły mi łzy.
-No
to dobrze, zobaczysz za kilka dni będzie w domu.- Mikołaj próbował
mnie jakoś pocieszyć.
-Nie
wiem.
-Jak
to? A co mówią lekarze?
-Z
jednej strony to dobrze a z drugiej serce może takiego nagłego
wysiłku nie wytrzymać.
-Wpuścili
cię do niego? Rozmawiałaś z nim?
-Tak.
-I
co powiedział? Jak się czuje?
-Powiedział
że umiera i żebym się zaopiekowała Markiem.- Powiedziałam i
rozpłakałam się na dobre.
-Spokojnie
Ola wszystko będzie dobrze. Zobaczysz nim się obejrzysz, będziesz
z Michałem szła na randkę.- Mówił to z wielkim przekonaniem, ja
jednak nie wierzyłam w tę wersję. Po chwili byliśmy już pod
komendą. Wysiadłam z auta aspiranta i bez słowa poszłam do biura.
Mikołaj po chwili do mnie dołączył.
-Słuchajcie
zmiana planów.- Powiedziała Paulina. Spojrzeliśmy z Białachem na
nią.
-Ale
jaka zmiana planów?- Zapytał Mikołaj.
-Kubis
wymyślił że zostaniecie dziś na komendzie. Potrzebujemy tu kogoś
gdyby ktoś zadzwonił z jakimiś informacjami.- Wyjaśniała nam
Paulina.
-Ale
dlaczego akurat my?- Zapytał ponownie.
-Bo
wy jesteście już na miejscu.- Odpowiedziała.
-Jak
to? Nikogo jeszcze nie ma?- Zdziwiłam się.
-Tak,
wszyscy nagle mają coś do załatwienia z rana.
-Super.-
Powiedział Białach i usiadł przy biurku.
-No
co przynajmniej nadrobimy papierkową robotę.- Powiedziałam.
-Olka
to nie jest zabawne.- Odparł, doskonale wiedziałam jak nienawidzi
wypełniać papierów.
-A
mnie to śmieszy.- Powiedziałam uśmiechając się do aspiranta.
-Dobra
ja idę bo Bolek coś znalazł.- Powiedziała Paulina i wyszła z
biura.
-Zobaczymy
czy tak cię będzie śmieszyć jak skończą nam się raporty do
wypełniania.- Odparł Mikołaj.
-Nie
skończą się, oj nie skończą się.- Powiedziałam robiąc z
siebie pewniaka. Siedzieliśmy z Mikołajem w biurze już dobre kilka
godzin. Co jakiś czas mieliśmy jakiś durny telefon. A to ktoś
twierdził że poszukiwany jest u niego w domu albo nagle zaczęto
zgłaszać zaginięcia, które po kilku minutach były odwoływane.
-Idę
po kawę, chcesz coś?- Zapytałam podchodząc do drzwi.
-Tak,
możesz mi kawę zrobić.- Odparł a ja wyszłam z biura. Wędrowałam
korytarzem aż dotarłam do niewielkiego pomieszczenia zwanego
kuchnią. Weszłam do pomieszczenia. Akurat w ekspresie skończyła
się kawa więc na nowo musiałam ją przygotować. Zaparzyłam więc
nowy dzbanek. Nalałam nam kawy i już miałam wyjść z kuchni gdy
przyszedł do mnie jeden z kryminalnych.
-O
Bolek, ty na naszym piętrze?- Zapytałam zdziwiona.
-Tak,
myślałem że wiesz o naszej operacji.
-O
czym ty mówisz?
-Mogę?-
Zapytał pokazując na kubek z kawą.
-Jasne,
ale powiedz o co chodzi.
-Naprawdę
nie wiesz?
-No
ale o czym mam wiedzieć?
-No
Białachowi ktoś grozi.- Wyszeptał upewniając się czy nikt nie
słyszy naszej rozmowy.
-Nic
mi nie mówił.
-Nie
dziwię się.
-Dlaczego?
-Bo
to koleś którego szukamy, powiedział że jeśli Białach się nie
odczepi od tej sprawy to zabije najważniejszą osobę w jego życiu.
-Cholera.
Koleś poluje na blondynki.
-No
właśnie dlatego....
-Dominika
jest w niebezpieczeństwie.- Powiedziałam i szybko poszłam do
biura. Zdenerwowana weszłam do środka. Postawiłam kubek z kawą na
jego biurku.
-Kiedy
zamierzałeś mi powiedzieć?- Krzyknęłam.
-Ola
uspokój się.- Mikołaj wstał od biurka.
-Jak
mam być spokojna jak ktoś ci grozi a ty nawet nie raczysz mnie o
tym poinformować.
-Kiedy
miałem to zrobić?
-Kiedykolwiek,
miałeś mnóstwo okazji.
-Nie
kłam, dobrze wiesz że nie było żadnej, może miałem ci
powiedzieć jak byłaś w szpitalu u Michała a może jak cię dziś
rano odebrałem.
-Mogłeś
powiedzieć na przykład dziś w pracy. Miałeś mnóstwo czasu aby
to zrobić.
-Właśnie
miałem ale tego nie zrobiłem. Masz własne problemy. Nie dziw się
że ci nie powiedziałem.
-Jak
mam się nie dziwić, przecież ktoś może skrzywdzić twoje córki.
-Ola
nic im się nie stanie, są bezpieczne. Nie zbliży się do nich.
-A
skąd ty to możesz wiedzieć?
-Bo
mają ochronę, są obserwowane na każdym kroku.
-Myślisz
że to wystarczy ten człowiek jest niebezpieczny.
-Ola
wiem co jest dla nich bezpieczne. Są dla mnie najważniejsze i nie
pozwolę ich skrzywdzić.
-Ale
wciąż nie rozumiem dlaczego mi nie powiedziałeś, myślałam że
jesteśmy przyjaciółmi.
-Przyjaciółmi
po tym co się wydarzyło.- Krzyknął a mi do oczu napłynęły łzy.
Wyszłam z biura trzaskając drzwiami. Udałam się do łazienki.
Przemyłam twarz zimną wodą. Mimo to dalej chciało mi się płakać.
Po kilku minutach wyszłam z toalety. Wróciłam do biura. Usiadłam
na swoim miejscu i zajęłam się papierami, na których i tak nie
mogłam się skupić.
-Mikołaj,
Ola, zbierajcie się. Mamy wezwanie do parku szczytnickiego. Widziano
tam poszukiwanego. Podobno szedł z jakąś kobietą.- Powiedział
Kuba wchodząc do naszego biura. Szybko wzięliśmy kamizelki z
wieszaków radiostację. Dla kamuflażu pojechaliśmy nieoznakowanym
samochodem policyjnym. Mikołaj prowadził. Na miejscu byliśmy po
dziesięciu góra dwudziestu minutach.
-Rozdzielamy
się.- Krzyknęła Paulina. Każde z nas pobiegło w inną stronę.
Biegłam przed siebie tak naprawdę nie wiedząc czego szukam. W
pewnej chwili dostrzegłam młodą kobietę leżącą na ziemi.
Podbiegłam do niej. Io byłą Ania, była już dziewczyna Mikołaja.
Szybko odkleiłam jej taśmę z ust.
-Uważaj
za tobą.- Wyszeptała, zdążyłam się odwrócić i ujrzałam
postać dobrze zbudowanego mężczyzny. Odpowiadał rysopisowi
naszego poszukiwanego. Po chwili rzucił się na mnie. Zaczęliśmy
się szarpać.
Mam nadzieję że się wam podoba rozdział :) dziś nie mam żadnych pytań. Życzę wam miłego czytania :) Myślę że następny rozdział pojawi się naprawdę szybko :) Pozdrawiam was Domcia :*
Genialne opowiadanie. Zapraszam do mnie na blogi. Pozdrawiam Sandra
OdpowiedzUsuńNiech zgadnę, podczas szarpaniny, pistolet wystrzeli i w Olę kulka trafi?
OdpowiedzUsuńOpowi super. Czekam na kolejne.
Pozdrawiam :*