wtorek, 15 listopada 2016

2.13

Mikołaj
Biegaliśmy po parku, tak naprawdę nie wiedząc po co. W pewnej chwili usłyszałem krzyk Oli. Pobiegłem w kierunku w którym się udała. Zbiegłem ze skarpy i zobaczyłem jak moja partnerka szarpie się z podejrzanym. Wyjąłem broń. Nie zdążyłem strzelić. Właśnie w tej chwili rozległ się huk przypominający strzał z pistoletu. Ola dziwnie pisnęła a po chwili łapiąc się za brzuch upadła na ziemię.
-Rzuć broń.- Krzyknąłem podbiegając. Mężczyzna wykonał moje polecenie.- Na ziemie, ręce do tyłu.- Krzyknąłem. Skułem faceta i podbiegłem do dziewczyn.
-Ania wszystko dobrze?- Zapytałem.
-Tak.- Odparła a ja podbiegłem do posterunkowej.
-Ola...Ola odezwij się....błagam cie.- Krzyczałem do niej jednak nie było żadnej reakcji. Po kilku minutach nie wiadomo skąd zjawiło się pogotowie. Zabrali Olę do szpitala.
-Gdzie ją zabieracie?- Zapytałem gdy już mieli odjechać.
-Do miejskiego.- Powiedział jeden z lekarzy.
-Co z nią?- Zapytała Ania podchodząc do nas.
-Nie jest najlepiej. Straciła sporo krwi. Na całe szczęście kula nie przeszła na wylot. Na razie nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy ma jakiś uraz wewnętrzny. Czeka ją dość długa i skomplikowana operacja, a teraz przepraszam ale musimy jechać.- Powiedział i wsiadł do karetki. Przez dłuższą chwilę stałem jak słup soli nie wiedząc co zrobić. Spoglądałem na znikającą w oddali karetkę.
-Dobra robota.- Powiedział Kuba podchodząc do mnie.
-Co ty kurwa powiedziałeś?- Wrzasnąłem na niego.
-Pogratulowałem, złapałeś groźnego przestępcę.
-Człowieku Ola jest właśnie w drodze do szpitala bo nie zdążyłem jej pomóc, to twoim zdaniem jest czymś do dumy.
-Mikołaj uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
-Ty i tak nic nie rozumiesz, to moja partnerka powinienem ją obronić.
-Białach ona jest policjantką tak jak my doskonale wiedziała z czym się ta praca wiąże. Zawsze jest jakieś ryzyko.
-Człowieku a co ja Markowi powiem, że Ola nie żyje?
-Jakiemu Markowi o czym ty mówisz?
-Chłopakowi którym się Ola opiekuje.
-Nie wiedziałem że Ola ma dziecko.
-Widzisz nie za wiele wiesz o swoich ludziach.- Odburknąłem. Udałem się do samochodu.
-Mikołaj poczekaj.- Powiedziała Ania łapiąc mnie za nadgarstki.- Dziękuję.- Powiedziała i się do mnie przytuliła.
-Przepraszam ale muszę jechać.- Powiedziałem odsuwając się delikatnie od niej.
-Wciąż jesteś zły o tamtą kłótnię. Przepraszam.
-Ania to nie jest najlepszy moment na taką rozmowę.
-A jednak....czyli wciąż coś do niej czujesz.- Powiedziała. Nie miałem zamiaru teraz z nią o tym rozmawiać. Zbliżyłem się do niej i ją pocałowałem.
-Teraz naprawdę muszę jechać.
-Ale Mikołaj, porozmawiaj ze mną.
-Nie mogę muszę Marka ze szkoły odebrać.
-Kogo?
-Jakby ci to powiedzieć syna Oli.- Nie chciałem jej teraz tłumaczyć całej historii Olki.
-Ona ma syna? Czemu wcześniej nie powiedziałeś?
-To naprawdę nie jest rozmowa na teraz. Musze po niego jechać.
-Zadzwoń do jego ojca.
-To dobry pomysł z tym że on też jest w szpitalu.- Powiedziałem i wsiadłem do auta. Po chwili byłem już w drodze do szkoły Marka. Wiedziałem gdzie się uczy bo jak się okazało chodził z moimi córkami do szkoły. Dominika i Ania dziś nie szły do szkoły. Zaparkowałem auto pod budynkiem i wszedłem do środka. Akurat trwała przerwa. Zacząłem rozglądać się po korytarzu szukając Marka.
-Przepraszam pomóc w czymś?- Podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
-Dzień dobry. Komenda miejska policji we Wrocławiu. Starszy aspirant Białach.- Przedstawiłem się pokazując odznakę.
-Piotr Nałkowski, uczę polskiego.
-Szukam Marka Radeckiego.- Powiedziałem.
-Coś się stało? Coś przeskrobał?- Zaczął wypytywać mężczyzna.
-Nie nie spokojnie. Wszystko jest dobrze.
-Wie Pan co może porozmawiajmy w klasie.- Zaproponował mężczyzna, zdziwiłem się ale poszedłem z nim.- Proszę niech pan usiądzie.
-Troszkę się śpieszę.
-Rozumiem ale czy coś się stało z ojcem Marka wie Pan martwię się o niego.
-Nie nie z jego ojcem wszystko dobrze.
-Więc o co chodzi?
-Zaistniała taka sytuacja i muszę odebrać Marka.
-No dobrze. Zaraz go przyprowadzę proszę poczekać.- Powiedział mężczyzną kiwnąłem głową na zgodę i poczekałem chwilkę. Po chwili nauczyciel wrócił z chłopakiem.
-Marek Pan przyjechał po ciebie.- Powiedział nauczyciel a Marek ze zdziwieniem na mnie spojrzał.
-To Pani Ola dziś po mnie nie przyjedzie?- Zapytał zmieszany.
-Ola nie może jest zajęta, wrócisz dziś do domu ze mną dobrze.
-Ale teraz, ja mam jeszcze lekcje. Tak teraz. Zabierz swoje rzeczy.- Powiedziałem a chłopak poszedł po rzeczy.
-Coś się stało Oli prawda?- Zapytał mnie nauczyciel.
-Pan zna Olę?
-Tak studiowaliśmy razem, później nam kontakt się urwał, niedawno go odnowiliśmy za sprawą Marka. Może mi pan powiedzieć co z nią.
-Nie wiele mogę Panu powiedzieć obowiązuje mnie tajemnica służbowa.
-Rozumiem, ale czy to coś poważnego?
-Tak, ktoś ja postrzelił w trakcie akcji ale naprawdę nic więcej nie mogę Panu powiedzieć.- Odparłem i dopiero w tej chwili spostrzegłem że naszej rozmowie przysłuchuje się Marek. Spojrzałem na niego miał szklane oczy. Popatrzył na mnie i wyszedł z klasy. Pobiegłem za nim. Dogoniłem go dopiero przed szkołą.
-Marek poczekaj.- Krzyknąłem łapiąc go za plecak.
-Dlaczego bóg mi to robi?- Wykrzyczał a łzy spływały mu po policzku.
-Spokojnie, nic jej nie będzie.- Powiedziałem mocno przytulając chłopaka.
-Jak nic jej nie będzie, przecież jest w szpitalu. Ona może umrzeć.- Chłopak wciąż krzyczał.
-Marek spokojnie, musimy się uspokoić i być dobrej myśli.
-Ale jak mam być dobrej myśli. Najpierw zmarłą moja mama a teraz tata i Ola walczą o życie w szpitalu. Ja nie chcę zostać sam.
-Spokojnie nie zostaniesz.- Starałem się pocieszyć chłopaka. Mimo iż nie wiedziałem co się jeszcze stanie.
-Zawiezie mnie Pan do Oli?- Zapytał.
-Oczywiście.- Powiedziałem i oboje poszliśmy do mojego auta. Pojechaliśmy do miejskiego szpitala. Weszliśmy do recepcji.
-Dzień dobry Policja, gdzie znajdę Aleksandrę Wysocką przywieziono ją tu z postrzałem.- Powiedziałem pokazując odznakę.
-Właśnie jest operowana. Musi Pan poczekać.
-Dobrze a gdzie jest ta sala operacyjna?
-Na drugim piętrze, zaraz obok wejścia na oddział onkologiczny.
-Dziękuję.- Powiedziałem i z Markiem udaliśmy się pod blok operacyjny. Siedliśmy na krzesłach, które stały na korytarzu. Czekaliśmy aż operacja dobiegnie końca. Mijamy minuty, godziny, czas przeciągał się w nieskończoność. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Dominika odebrałem bez wahania.
-Tak córciu.
-Gdzie jesteś?
-W szpitalu a co?
-Coś ci się stało?
-Nie nie, koleżanka z pracy miała wypadek, ma właśnie operację.
-Ola miała wypadek?
-Skąd wiesz że chodzi o Olę?
-Bo ją kochasz i do innej koleżanki byś nie jechał.
-Co ty dziecko wygadujesz?
-Dobra nie zapieraj się tato, przecież wszyscy to wiedzą. Słuchaj sprawę mam.
-No mów.
-Bo miałyśmy z Anią dziś u ciebie nocować pamiętasz?
-Cholera, na śmierć zapomniałem.
-No właśnie. O czym ty myślisz tatku?
-Już do was jadę.
-Dobra czekamy pod blokiem masz szczęście że jest ciepło.
-Zaraz będę.- Powiedziałem rozłączając się.- Marek?
-Tak proszę pana?
-Przenocujesz dziś u mnie dobrze.- Oznajmiłem chłopakowi.
-Ale ja chce tu zostać.
-Rozumiem ale to w tej chwili nie jest możliwe. Nie mogę cię tu samego zostawić.
-Myślałem że zostanie Pan ze mną.
-Nie mogę muszę wracać do domu, córki na mnie czekają.
-Ma pan dzieci?
-Tak mam, dlatego muszę do domu wrócić. Chodź odpoczniemy sobie i jutro cię tu znowu przywiozę.
-No dobrze ale ja nie mam żadnych rzeczy ze sobą.
-Spokojnie zajedziemy po drodze po nie.
-Oki.- Powiedział chłopak udając zadowolenie. Jeszcze kilka minut postał pod salą operacyjną. Udaliśmy się najpierw do mieszkania chłopka a później do mnie.
-Zapraszam.- Powiedziałem otwierając drzwi do mieszkania. Marek i dziewczynki weszli do mieszkania. - No dobra ja jadę zrobić szybkie zakupy. Zaraz wrócę. Poczekajcie tu na mnie.- Powiedziałem i wyszedłem z mieszkania. Poszedłem do sklepu osiedlowego i zrobiłem szybkie zakupy. Po dwudziestu minutach byłem z powrotem. Dzieciaki grały na konsoli a ja w tym czasie zacząłem robić obiad.
-Dzieciaki obiad.- Krzyknąłem gdy nakryłem do stołu.
-Nie jesteśmy już dziećmi.- Zbulwersowanym głosem odarła Dominika wchodząc do kuchni.
-No właśnie.- Dodała Ania. Marek wszedł jako ostatni.
-Siadaj.- Powiedziała Dominika wskazując na miejsce obok niej. Nastolatek usiadł obok. Zjedliśmy obiad i troszkę się pośmialiśmy. Później dziewczynki i Marek posprzątali po obiedzie a ja w tym czasie przygotowałem moja sypialnie dla chłopaka. Sam zdecydowałem się spać na kanapie. Gdy skończyli sprzątać zasiedliśmy wszyscy przed tv. Pośmialiśmy się oglądając jakąś komedię rodzinną. Moje córki oczywiście nie zapomniały zrobić sobie kilku zdjęć na pamiątkę. Na całe szczęście nadawali na tych samych falach. Zaczęli się od razu dogadywać. Około godziny 21 położyliśmy się spać. Nie mogłem zasnąć, cały czas myślałem o Oli, czy operacja się udałą jak ona się czuję. Było dobrze po północy gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz dzwoniła Ania.
-Cześć Mikołaj, przepraszam że cię budzę, ale mam ważną wiadomość dla ciebie.
-Co się stało?- Zapytałem przemęczony.
-Jestem właśnie w szpitalu.
-Coś ci się stało? Mam przyjechać?- Przestraszyłem się strasznie.
-Nie nic mi nie jest, ale możesz przyjechać.
-Co jest grane?
-Właśnie skończyli operować Olę. Myślałam że będziesz chciał wiedzieć.
-Co z nią?
-Dobrze, jak na taki postrzał to naprawdę nieźle się trzyma.
-A ty jak się czujesz?
-Dzięki dobrze, choć wolałabym żeby to był zły sen.
-Chyba każdy z nas by tego chciał.- Odparłem.
-Mikołaj, co robisz jutro?- Zapytała mnie po chwili milczenia z mojej strony.
-Idę do pracy.
-A wieczorem? Bo pomyślałam że się spotkamy. Chciałabym z tobą porozmawiać.
-Coś się stało Aniu?
-No chyba musimy sobie co nieco wyjaśnić.
-Dobrze możemy się jutro spotkać. O której kończysz pracę?
-Jutro mam nocną zmianę tak jak dziś.
-To wiesz co podjadę do ciebie do szpitala. Porozmawiamy wtedy.
-Dobrze to do jutra.
-Pa.- Odparłem i się rozłączyłem. Poszedłem jeszcze zobaczyć czy wszystko u dzieciaków dobrze. Najpierw wszedłem do pokoju dziewczynek. Spały jak aniołki. Zgasiłem im światło i zamknąłem drzwi. Udałem się do Marka. Siedział na łóżku i wpatrywał się w jakąś fotografię. Przysiadłem się do niego.
-Co teraz będzie?- Zapytał chłopak.
-Muszę ci coś powiedzieć.-Powiedziałem.
-Oli coś się stało podczas operacji...ja nie mogę jej stracić...- Zaczął szlochać.
-Nie spokojnie, operacja się udała. Właśnie dostałem telefon że operacja przebiegła pomyślnie. Jutro jak wrócę z pracy to cię do niej zawiozę. A i jeszcze jedno.
-Co się stało?
-Bo Ola nie zdążyła ci tego dziś powiedzieć. Stan twojego taty się polepszył. Ola przed pracą była w szpitalu i z nim rozmawiała.- Powiedziałem a chłopak zaczął płakać ze szczęścia.- Marek chłopaki nie płaczą.- Powiedziałem a on się uśmiechnął.
-Dobranoc.- Powiedziałem wstając z łóżka.
-Dobranoc.- Odparł chłopak a ja zgasiłem światło i wyszedłem z sypialni. Wróciłem na swoją kanapę. Zasnąłem z wielką ulgą. Nad ranem zbudziły mnie delikatne promienie słońca wkradające się do salonu. Otworzyłem oczy. Cichy głos Ani dobiegał z kuchni. Poszedłem zobaczyć co tam się dzieje. Wszedłem do pomieszczenia. Na stole stało gotowe śniadanie a dzieciaki grzecznie siedziały przy stole. Było to dla mnie dziwne.
-A co tu się dzieje?- Zapytałem siadając do stołu.
-Zrobiliśmy ci śniadanie.- Odezwała się Dominika.
-No widzę ale co to za okazja?- Zapytałem biorąc łyka kawy.
-A zawsze musi być jakaś okazja?- Zapytała Ania.
-Dobra przyznać się co zrobiliście?
-No fajne masz o nas zdanie.- Burknęła Dominika.
-Skarbie to nie tak....
-Jasne, jedz i nie marudź. Co ty byś bez nas zrobił?
-Nie rozumiem.- Odparłem biorąc gryza kanapki.
-No dziewiątą masz do pracy już jest ósma.
-To czemu nie jesteście w szkole?
-Sobota proszę pana.- Odparł Marek.
-Nie mów mi Pan, jestem Mikołaj albo wujek Mikołaj.
-No dobrze.- Powiedział chłopak. Pośmialiśmy się jeszcze chwilkę i poszedłem się szykować do pracy. Pod komendą zjawiłem się chwilkę przed dziewiątą. Wszedłem do biura i przebrałem się w mundur.
-Cześć Mikołaj.- Powiedziała blondynka wchodząc do biura.
-Cześć Karola.- Odparłem zakładając kamizelkę.
-Słyszałam co się wczoraj stało. Moje gratulacje.
-Nie ma czego gratulować.
-Mikołaj, serio ujęliście groźnego przestępce.
-No i co z tego jak jedna z nas jest w szpitalu.
-Przecież jest policjantką, doskonale....
-Tak wiem, wszyscy się na to pisaliśmy, wiem czym może się skończyć nasza praca.
-Dobra mów co ci na sercu leży bo inaczej chyba nie pogadamy.
-Karola nic mi na sercu nie leży. Nie drąż tematu.
-O dobrze że jeszcze jesteście.- Do biura wpadł Jacek.
-Co jest?- Zapytałem ciesząc się że przerwał naszą rozmowę.
-Mamy zgłoszenie, podobno zaginął chłopak.
-Podobno?- Zapytała Karolina.
-No zbyt wiele nie mogę wam powiedzieć. Kobieta która dzwoniła powiedziała że nie może nam tego powiedzieć przez telefon.
-No dobra już jedziemy.- Powiedziałem biorąc radiostację. Jacek wyszedł a ja czekałem aż Karola się ogarnie i będziemy mogli wyruszyć do akcji.
-Nie martw się wrócimy jeszcze do tej rozmowy.- Powiedziała i udaliśmy się do radiowozu. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Zebraliśmy zeznania a kryminalni pozbierali dowody. Jedyne co mogliśmy zrobić to czekać na telefon od porywaczy. Założyliśmy że chodzi o okup i niedługo się odezwą. Wróciliśmy z Karoliną na patrol. Moja partnerka strasznie na mnie naciskała odnośnie naszej porannej rozmowy. Ja jednak cały czas milczałem.
-00 do 05.- Za radiostację chwyciła Karolina.
-Co jest piątka.
-Wpisz nas na przerwę.
-Dobra ale bądźcie na radiu.
-Nie ma sprawy.- Karolina odłożyła radiostację.- To co kawa, tu niedaleko jest fajna knajpka.
-No dobra.- Powiedziałem smutnym głosem.
-Mikołaj, będzie dobrze sam mówiłeś że operacja się udała.
-Karolina prosiłem nie gadajmy o tym.
-A o czym jak ty siedzisz jakiś nieobecny, myślami jesteś gdzie indziej.
-O czymś przyjemnym.- Powiedziałem a Karolina wysiadła z radiowozu i poszła nam po kawę. W tym momencie zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Dominika.
-Tak słonko.- Odebrałem bez wahania.
-Mikołaj.- Usłyszałem cichutki głosik. Na początku myślałem że się przesłyszałem.
-Ola, to ty?- Zapytałem chcąc się upewnić.
-Dziękuję.- Ponownie usłyszałem jej głos.
-Tato, Ola się wybudziła.- Po chwili usłyszałem głos Dominiki.
-Słyszę. Jak ona się czuje?- Zapytałem a do radiowozu wróciła Karolina. Podała mi kubek z kawą.
-Jest słaba ale lekarz powiedział że za kilka dni wróci do domu.
-A co wy tam robicie?
-Bo...Marek chciał przyjść...no to poszliśmy.
-Aha, a był już u ojca?
-Tak.
-Daj go do telefonu.
-Tak wujku.- Usłyszałem głos chłopaka w telefonie.
-Jak się czuje tata?
-Dobrze, ale nie mówiłem mu nic o Oli, troszkę się boję mu o tym powiedzieć.
-No dobrze na razie nic nie mów. A jak wy się tam w ogóle znaleźliście?
-Tramwajem przyjechaliśmy.
-No dobrze. Tylko jak będziecie wracać do domu to uważajcie na siebie.
-A nie bo my na wujka poczekamy.
-Co?
-No bo miał i tak wujek przyjechać dziś do szpitala to my tu poczekamy.
-Chcecie cały dzień w szpitalu spędzić?
-Tak. Dobra ja kończę bo ktoś chce z panem znaczy się wujkiem rozmawiać.
-Mikołaj.- Ola zabrała młodemu telefon.
-Tak.
-Możesz mi kilka rzeczy z domu przywieźć.
-No pewnie. Tylko teraz jestem w pracy i nie mogę rozmawiać. Słuchaj jak będę miał chwilkę to do ciebie zadzwonię.
-No dobrze.
-Zdrowiej.
-Dzięki.- Odparła a ja się rozłączyłem. Schowałem telefon do kieszeni i wziąłem łyka kawy. Karolina patrzała na mnie z niesamowitą ciekawością, ale nie miałem zamiaru jej zaspokoić. Cały czas czułem jej wzrok na sobie. Obserwowała mnie.
-No powiesz mi kto dzwonił i dlaczego tak się cieszysz?
-Dzieciaki do mnie dzwoniły.
-Ty masz dzieci?
-Tak dwie córki i Marka.
-Chyba dwie córki i syna?
-Nie Marek jest synem Michała, z kolei Ola się spotyka z ojcem Marka ale to dłuższa historia.
-To co takiego się stało że dzwonili?
-Chcą żebym ich odebrał po pracy.
-A gdzie są.
-U moje znajomej, zadzwonili mi o tym oświadczyć.
-Aha, czyli widzę nie prowadzisz w domu dyscypliny.
-Nie mam po co. Dobra koniec tych pogaduszek bierzemy się do pracy.- Powiedziałem a Karolina chwyciła za radiostację.
-00 do 05.
-No co jest?
-Wpisz nas na działania.
-Dobra. A gdzie jesteście?
-Na skrzyżowaniu Kwitowej i Leśnej.
-Dobra, bez odbioru.- Powiedział Jacek a my ruszyliśmy w teren. Patrol mijał spokojnie. Kilka mandatów za przechodzenie przez jezdnię w miejscu niedozwolonym. No i oczywiście za picie alkoholu. Na firmę zjechaliśmy około 17. Szybko przebrałem się w cywilne ubrania.
-Ty już jedziesz?- Zapytała Karolina gdy podpisywałem ostatnie papiery.
-No troszkę się śpieszę.
-A po dzieciaki.
-Nie tylko. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw na mieście.- Mówiąc to przypomniałem sobie że przecież miałem zadzwonić do Olki. No dobra już na to za późno. Pojechałem do jej mieszkania. Na całe szczęście miałem zapasowe klucze. Zapakowałem do torby to co uważałem za najpotrzebniejsze i ruszyłem w stronę szpitala. Zaparkowałem auto na parkingu i poszedłem do budynku. Bardzo szybko odnalazłem salę Olki.
-Cześć.- Powiedziałem wchodząc do środka.
-Hej tato.- Przywitała się Ania.
-A gdzie Marek i Dominika?
-Poszli do taty Marka.
-Aha, masz tu pięć złotych. Idź sobie kup coś w automacie.- Powiedziałem dając jej monetę pięciozłotową. Dziewczynka dała mi buziaka w policzek i pobiegła czym prędzej szukać maszyny. Siadłem na krześle obok łóżka Olki.
-Cześć Mikołaj.- Powiedziała cichym głosikiem.
-Cześć.- Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Miałeś zadzwonić.
-Tak ale nie miałem czasu.
-Nie tłumacz się tylko powiedz co mi przywiozłeś.
-Kilka rzeczy, nie wiedziałem co ci się przyda więc wziąłem to co ja bym potrzebował.
-Dziękuję.- Delikatnie się uśmiechnęła.
-A jak się czujesz?
-Fatalnie, strasznie mnie boli brzuch.- Powiedziała z nietęgą miną.- Pomożesz mi się podnieść, chciała bym usiąść.- Poprosiła. Zbliżyłem się do niej, wziąłem delikatnie na ręce i najdelikatniej jak potrafiłem pomogłem jej usiąść. Gdy już to zrobiła delikatnie się od niej odsunąłem, cały czas patrząc jej prosto w oczy. Były przepiękne. Dawno tak pięknie się nie świeciły. Jakby gwiazdy. Patrzeliśmy sobie w oczy długą chwilę. W pewnej chwili jednak się od siebie odsunęliśmy.
-Martwiłem się o ciebie.- Powiedziałem delikatnie głaszcząc ją po ramieniu.
-Dzięki że się zająłeś Markiem.
-Dla ciebie wszystko bym zrobił.- Powiedziałem delikatnie się uśmiechając.
-Wszystko?- Zapytała z perfidnym uśmiechem na twarzy.
-Co ty kombinujesz?- Zapytałem widząc jej minę.
-Naprawdę wszystko byś zrobił?
-No tak, a co?
-A poszedł byś do bufetu i kupił mi coś do jedzenia?
-A lekarz pozwolił ci już jeść?- Byłem zaskoczony tym pytaniem.
-Tak, ale kolacja dopiero za godzinę. Proszę.- Uśmiechnęła się susząc ząbki.
-No dobra. Masz szczęście.- Powiedziałem.- A co mam ci przynieść?
-Nie wiem coś dobrego.
-No dobra.- Odparłem i wyszedłem z sali. Po dość długich poszukiwaniach znalazłem bufet. Kupiłem Oli co nieco i już miałem wyjść. Gdy zobaczyłem że przy jednym ze stolików siedzi Ania. Ku mojemu zdziwieniu siedział z nią jakiś mężczyzna. Trzymał dłoń na jej dłoni. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Podszedłem bliżej.
-Ania.- Powiedziałem stojąc obok niej.
-Mikołaj, a co ty tu robisz?- Zapytała zmieszana i od razu zabrała swoją dłoń ze stolika.- To nie tak...- Zaczęła się tłumaczyć. A ja stałem jak wryty, nie wiedząc co powiedzieć.
-Zostawię was samych, widzimy się później.- Powiedział mężczyzna i odszedł.
-Mikołaj bo....
-O tym chciałaś porozmawiać....dla ciebie cała sytuacja z Olą była na rękę.
-To nie tak...ja po prostu....
-Nie musisz się tłumaczyć. Nawet nie chcę tego słuchać.- Powiedziałem wychodząc z bufetu.
-Przepraszam.- Powiedziała idąc za mną.
-To ja się zastanawiam co mam zrobić żebyś mi w końcu uwierzyła że mnie i Olkę nic nie łączy a sama....Nie wierzę, po prostu nie wierzę.
-Ale Mikołaj...
-Wiesz co może nawet lepiej że tak się stało.
-O czym ty mówisz?
-O tym że nie będę musiał wysłuchiwać twoich podejrzeń. I jeśli chcesz wiedzieć to tak cały czas czuję coś do Oli. Jest dla mnie ważna. Cześć.- Powiedziałem odchodząc. Nawet się nie obejrzałem, nie chciałem widzieć jej reakcji na moje słowa. Wróciłem na salę Oli.
-Już jestem.- Powiedziałem podając jej pudełko z obiadem.
-Dzięki.- Odparła i otworzyła pojemnik z jedzeniem.
-Wiem że to nie są pierogi Pani Zosi ale powinny ci smakować.
-Dzięki. Ile mam ci oddać?
-Przestań, nie musisz mi nic oddawać.
-Mikołaj nie denerwuj mnie mów ile jestem ci winna.
-Olka nic, co najwyżej postawisz mi kawę jak stąd wyjdziesz.
-No dobra, niech ci będzie.- Powiedziała i zaczęła jeść.- Miałeś rację.- Powiedziała po chwili.
-Ale z czym?
-Nie smakują tak dobrze jak pierogi Pani Zosi.- Uśmiechnęła się.- Chcesz kawałek?- Zapytała nadziewając na widelec kawałeczek i wpychając mi na siłę do buzi. Zaczęliśmy się oboje śmiać.- Chyba ktoś chce z tobą porozmawiać.- Powiedziała po chwili spoglądając na drzwi do sali. Odwróciłem się i zobaczyłem w nich Anię.
-Przepraszam na chwilkę.- Powiedziałem i odszedłem od łóżka Wysockiej. Wyszedłem z sali, na korytarzu stała Ania.
-Pomyślałam że chcesz to zatrzymać.- Powiedziała dając mi pierścionek.
-Możesz go zatrzymać, przyniósł mi pecha. Może tobie przyniesie szczęście.
-Nie chciałam cię zranić.
-Było minęło. A teraz przepraszam ale chcę jeszcze posiedzieć z Olką.- Powiedziałem i wróciłem na salę. Ola kończyła właśnie jeść posiłek.
-Nie zostawiłaś mi nic?- Udałem obrażoną minę.
-Przepraszam ale jestem strasznie głodna.- Zaśmiała się.- Coś się stało?- Zapytała po chwili.
-Nie nie, wszystko jest dobrze. Coś jeszcze potrzebujesz?
-A przytulisz mnie?

-Przytulę.- Odparłem i zrobiłem to o co mnie poprosiła. Spędziłem u niej jeszcze godzinkę. Później poszedłem na salę Michała i zabrałem dzieciaki do domu. Zrobiłem im kolację i około 22 poszliśmy spać.






Moi kochani oto 13 rozdział :) mam nadzieję że się spodoba :) wiem że obiecałam wcześniej to opowiadanie dodać, ale zapomniałam o własnych urodzinach i miałam naprawdę szokującą niespodziankę :) Życzę wam miłego czytania :)

2 komentarze:

  1. Super opowiadanie. Czekam na kolejne. Wszystkiego najlepszego. Zapraszam do mnie na blogi. Pozdrawiam Sandra

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowaiadanie. Czekam na next
    Zapraszam na bloga OLKAWYSOCKA-OPOWIADANIA.BLOGSPOT.COM

    OdpowiedzUsuń