Mikołaj
Biegaliśmy
po parku, tak naprawdę nie wiedząc po co. W pewnej chwili
usłyszałem krzyk Oli. Pobiegłem w kierunku w którym się udała.
Zbiegłem ze skarpy i zobaczyłem jak moja partnerka szarpie się z
podejrzanym. Wyjąłem broń. Nie zdążyłem strzelić. Właśnie w
tej chwili rozległ się huk przypominający strzał z pistoletu. Ola
dziwnie pisnęła a po chwili łapiąc się za brzuch upadła na
ziemię.
-Rzuć
broń.- Krzyknąłem podbiegając. Mężczyzna wykonał moje
polecenie.- Na ziemie, ręce do tyłu.- Krzyknąłem. Skułem faceta
i podbiegłem do dziewczyn.
-Ania
wszystko dobrze?- Zapytałem.
-Tak.-
Odparła a ja podbiegłem do posterunkowej.
-Ola...Ola
odezwij się....błagam cie.- Krzyczałem do niej jednak nie było
żadnej reakcji. Po kilku minutach nie wiadomo skąd zjawiło się
pogotowie. Zabrali Olę do szpitala.
-Gdzie
ją zabieracie?- Zapytałem gdy już mieli odjechać.
-Do
miejskiego.- Powiedział jeden z lekarzy.
-Co
z nią?- Zapytała Ania podchodząc do nas.
-Nie
jest najlepiej. Straciła sporo krwi. Na całe szczęście kula nie
przeszła na wylot. Na razie nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy
ma jakiś uraz wewnętrzny. Czeka ją dość długa i skomplikowana
operacja, a teraz przepraszam ale musimy jechać.- Powiedział i
wsiadł do karetki. Przez dłuższą chwilę stałem jak słup soli
nie wiedząc co zrobić. Spoglądałem na znikającą w oddali
karetkę.
-Dobra
robota.- Powiedział Kuba podchodząc do mnie.
-Co
ty kurwa powiedziałeś?- Wrzasnąłem na niego.
-Pogratulowałem,
złapałeś groźnego przestępcę.
-Człowieku
Ola jest właśnie w drodze do szpitala bo nie zdążyłem jej pomóc,
to twoim zdaniem jest czymś do dumy.
-Mikołaj
uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
-Ty
i tak nic nie rozumiesz, to moja partnerka powinienem ją obronić.
-Białach
ona jest policjantką tak jak my doskonale wiedziała z czym się ta
praca wiąże. Zawsze jest jakieś ryzyko.
-Człowieku
a co ja Markowi powiem, że Ola nie żyje?
-Jakiemu
Markowi o czym ty mówisz?
-Chłopakowi
którym się Ola opiekuje.
-Nie
wiedziałem że Ola ma dziecko.
-Widzisz
nie za wiele wiesz o swoich ludziach.- Odburknąłem. Udałem się do
samochodu.
-Mikołaj
poczekaj.- Powiedziała Ania łapiąc mnie za nadgarstki.- Dziękuję.-
Powiedziała i się do mnie przytuliła.
-Przepraszam
ale muszę jechać.- Powiedziałem odsuwając się delikatnie od
niej.
-Wciąż
jesteś zły o tamtą kłótnię. Przepraszam.
-Ania
to nie jest najlepszy moment na taką rozmowę.
-A
jednak....czyli wciąż coś do niej czujesz.- Powiedziała. Nie
miałem zamiaru teraz z nią o tym rozmawiać. Zbliżyłem się do
niej i ją pocałowałem.
-Teraz
naprawdę muszę jechać.
-Ale
Mikołaj, porozmawiaj ze mną.
-Nie
mogę muszę Marka ze szkoły odebrać.
-Kogo?
-Jakby
ci to powiedzieć syna Oli.- Nie chciałem jej teraz tłumaczyć
całej historii Olki.
-Ona
ma syna? Czemu wcześniej nie powiedziałeś?
-To
naprawdę nie jest rozmowa na teraz. Musze po niego jechać.
-Zadzwoń
do jego ojca.
-To
dobry pomysł z tym że on też jest w szpitalu.- Powiedziałem i
wsiadłem do auta. Po chwili byłem już w drodze do szkoły Marka.
Wiedziałem gdzie się uczy bo jak się okazało chodził z moimi
córkami do szkoły. Dominika i Ania dziś nie szły do szkoły.
Zaparkowałem auto pod budynkiem i wszedłem do środka. Akurat
trwała przerwa. Zacząłem rozglądać się po korytarzu szukając
Marka.
-Przepraszam
pomóc w czymś?- Podszedł do mnie jakiś mężczyzna.
-Dzień
dobry. Komenda miejska policji we Wrocławiu. Starszy aspirant
Białach.- Przedstawiłem się pokazując odznakę.
-Piotr
Nałkowski, uczę polskiego.
-Szukam
Marka Radeckiego.- Powiedziałem.
-Coś
się stało? Coś przeskrobał?- Zaczął wypytywać mężczyzna.
-Nie
nie spokojnie. Wszystko jest dobrze.
-Wie
Pan co może porozmawiajmy w klasie.- Zaproponował mężczyzna,
zdziwiłem się ale poszedłem z nim.- Proszę niech pan usiądzie.
-Troszkę
się śpieszę.
-Rozumiem
ale czy coś się stało z ojcem Marka wie Pan martwię się o niego.
-Nie
nie z jego ojcem wszystko dobrze.
-Więc
o co chodzi?
-Zaistniała
taka sytuacja i muszę odebrać Marka.
-No
dobrze. Zaraz go przyprowadzę proszę poczekać.- Powiedział
mężczyzną kiwnąłem głową na zgodę i poczekałem chwilkę. Po
chwili nauczyciel wrócił z chłopakiem.
-Marek
Pan przyjechał po ciebie.- Powiedział nauczyciel a Marek ze
zdziwieniem na mnie spojrzał.
-To
Pani Ola dziś po mnie nie przyjedzie?- Zapytał zmieszany.
-Ola
nie może jest zajęta, wrócisz dziś do domu ze mną dobrze.
-Ale
teraz, ja mam jeszcze lekcje. Tak teraz. Zabierz swoje rzeczy.-
Powiedziałem a chłopak poszedł po rzeczy.
-Coś
się stało Oli prawda?- Zapytał mnie nauczyciel.
-Pan
zna Olę?
-Tak
studiowaliśmy razem, później nam kontakt się urwał, niedawno go
odnowiliśmy za sprawą Marka. Może mi pan powiedzieć co z nią.
-Nie
wiele mogę Panu powiedzieć obowiązuje mnie tajemnica służbowa.
-Rozumiem,
ale czy to coś poważnego?
-Tak,
ktoś ja postrzelił w trakcie akcji ale naprawdę nic więcej nie
mogę Panu powiedzieć.- Odparłem i dopiero w tej chwili
spostrzegłem że naszej rozmowie przysłuchuje się Marek.
Spojrzałem na niego miał szklane oczy. Popatrzył na mnie i wyszedł
z klasy. Pobiegłem za nim. Dogoniłem go dopiero przed szkołą.
-Marek
poczekaj.- Krzyknąłem łapiąc go za plecak.
-Dlaczego
bóg mi to robi?- Wykrzyczał a łzy spływały mu po policzku.
-Spokojnie,
nic jej nie będzie.- Powiedziałem mocno przytulając chłopaka.
-Jak
nic jej nie będzie, przecież jest w szpitalu. Ona może umrzeć.-
Chłopak wciąż krzyczał.
-Marek
spokojnie, musimy się uspokoić i być dobrej myśli.
-Ale
jak mam być dobrej myśli. Najpierw zmarłą moja mama a teraz tata
i Ola walczą o życie w szpitalu. Ja nie chcę zostać sam.
-Spokojnie
nie zostaniesz.- Starałem się pocieszyć chłopaka. Mimo iż nie
wiedziałem co się jeszcze stanie.
-Zawiezie
mnie Pan do Oli?- Zapytał.
-Oczywiście.-
Powiedziałem i oboje poszliśmy do mojego auta. Pojechaliśmy do
miejskiego szpitala. Weszliśmy do recepcji.
-Dzień
dobry Policja, gdzie znajdę Aleksandrę Wysocką przywieziono ją tu
z postrzałem.- Powiedziałem pokazując odznakę.
-Właśnie
jest operowana. Musi Pan poczekać.
-Dobrze
a gdzie jest ta sala operacyjna?
-Na
drugim piętrze, zaraz obok wejścia na oddział onkologiczny.
-Dziękuję.-
Powiedziałem i z Markiem udaliśmy się pod blok operacyjny.
Siedliśmy na krzesłach, które stały na korytarzu. Czekaliśmy aż
operacja dobiegnie końca. Mijamy minuty, godziny, czas przeciągał
się w nieskończoność. W pewnym momencie zadzwonił mój telefon.
Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Dominika odebrałem bez
wahania.
-Tak
córciu.
-Gdzie
jesteś?
-W
szpitalu a co?
-Coś
ci się stało?
-Nie
nie, koleżanka z pracy miała wypadek, ma właśnie operację.
-Ola
miała wypadek?
-Skąd
wiesz że chodzi o Olę?
-Bo
ją kochasz i do innej koleżanki byś nie jechał.
-Co
ty dziecko wygadujesz?
-Dobra
nie zapieraj się tato, przecież wszyscy to wiedzą. Słuchaj sprawę
mam.
-No
mów.
-Bo
miałyśmy z Anią dziś u ciebie nocować pamiętasz?
-Cholera,
na śmierć zapomniałem.
-No
właśnie. O czym ty myślisz tatku?
-Już
do was jadę.
-Dobra
czekamy pod blokiem masz szczęście że jest ciepło.
-Zaraz
będę.- Powiedziałem rozłączając się.- Marek?
-Tak
proszę pana?
-Przenocujesz
dziś u mnie dobrze.- Oznajmiłem chłopakowi.
-Ale
ja chce tu zostać.
-Rozumiem
ale to w tej chwili nie jest możliwe. Nie mogę cię tu samego
zostawić.
-Myślałem
że zostanie Pan ze mną.
-Nie
mogę muszę wracać do domu, córki na mnie czekają.
-Ma
pan dzieci?
-Tak
mam, dlatego muszę do domu wrócić. Chodź odpoczniemy sobie i
jutro cię tu znowu przywiozę.
-No
dobrze ale ja nie mam żadnych rzeczy ze sobą.
-Spokojnie
zajedziemy po drodze po nie.
-Oki.-
Powiedział chłopak udając zadowolenie. Jeszcze kilka minut postał
pod salą operacyjną. Udaliśmy się najpierw do mieszkania chłopka
a później do mnie.
-Zapraszam.-
Powiedziałem otwierając drzwi do mieszkania. Marek i dziewczynki
weszli do mieszkania. - No dobra ja jadę zrobić szybkie zakupy.
Zaraz wrócę. Poczekajcie tu na mnie.- Powiedziałem i wyszedłem z
mieszkania. Poszedłem do sklepu osiedlowego i zrobiłem szybkie
zakupy. Po dwudziestu minutach byłem z powrotem. Dzieciaki grały na
konsoli a ja w tym czasie zacząłem robić obiad.
-Dzieciaki
obiad.- Krzyknąłem gdy nakryłem do stołu.
-Nie
jesteśmy już dziećmi.- Zbulwersowanym głosem odarła Dominika
wchodząc do kuchni.
-No
właśnie.- Dodała Ania. Marek wszedł jako ostatni.
-Siadaj.-
Powiedziała Dominika wskazując na miejsce obok niej. Nastolatek
usiadł obok. Zjedliśmy obiad i troszkę się pośmialiśmy. Później
dziewczynki i Marek posprzątali po obiedzie a ja w tym czasie
przygotowałem moja sypialnie dla chłopaka. Sam zdecydowałem się
spać na kanapie. Gdy skończyli sprzątać zasiedliśmy wszyscy
przed tv. Pośmialiśmy się oglądając jakąś komedię rodzinną.
Moje córki oczywiście nie zapomniały zrobić sobie kilku zdjęć
na pamiątkę. Na całe szczęście nadawali na tych samych falach.
Zaczęli się od razu dogadywać. Około godziny 21 położyliśmy
się spać. Nie mogłem zasnąć, cały czas myślałem o Oli, czy
operacja się udałą jak ona się czuję. Było dobrze po północy
gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlacz dzwoniła
Ania.
-Cześć
Mikołaj, przepraszam że cię budzę, ale mam ważną wiadomość
dla ciebie.
-Co
się stało?- Zapytałem przemęczony.
-Jestem
właśnie w szpitalu.
-Coś
ci się stało? Mam przyjechać?- Przestraszyłem się strasznie.
-Nie
nic mi nie jest, ale możesz przyjechać.
-Co
jest grane?
-Właśnie
skończyli operować Olę. Myślałam że będziesz chciał wiedzieć.
-Co
z nią?
-Dobrze,
jak na taki postrzał to naprawdę nieźle się trzyma.
-A
ty jak się czujesz?
-Dzięki
dobrze, choć wolałabym żeby to był zły sen.
-Chyba
każdy z nas by tego chciał.- Odparłem.
-Mikołaj,
co robisz jutro?- Zapytała mnie po chwili milczenia z mojej strony.
-Idę
do pracy.
-A
wieczorem? Bo pomyślałam że się spotkamy. Chciałabym z tobą
porozmawiać.
-Coś
się stało Aniu?
-No
chyba musimy sobie co nieco wyjaśnić.
-Dobrze
możemy się jutro spotkać. O której kończysz pracę?
-Jutro
mam nocną zmianę tak jak dziś.
-To
wiesz co podjadę do ciebie do szpitala. Porozmawiamy wtedy.
-Dobrze
to do jutra.
-Pa.-
Odparłem i się rozłączyłem. Poszedłem jeszcze zobaczyć czy
wszystko u dzieciaków dobrze. Najpierw wszedłem do pokoju
dziewczynek. Spały jak aniołki. Zgasiłem im światło i zamknąłem
drzwi. Udałem się do Marka. Siedział na łóżku i wpatrywał się
w jakąś fotografię. Przysiadłem się do niego.
-Co
teraz będzie?- Zapytał chłopak.
-Muszę
ci coś powiedzieć.-Powiedziałem.
-Oli
coś się stało podczas operacji...ja nie mogę jej stracić...-
Zaczął szlochać.
-Nie
spokojnie, operacja się udała. Właśnie dostałem telefon że
operacja przebiegła pomyślnie. Jutro jak wrócę z pracy to cię do
niej zawiozę. A i jeszcze jedno.
-Co
się stało?
-Bo
Ola nie zdążyła ci tego dziś powiedzieć. Stan twojego taty się
polepszył. Ola przed pracą była w szpitalu i z nim rozmawiała.-
Powiedziałem a chłopak zaczął płakać ze szczęścia.- Marek
chłopaki nie płaczą.- Powiedziałem a on się uśmiechnął.
-Dobranoc.-
Powiedziałem wstając z łóżka.
-Dobranoc.-
Odparł chłopak a ja zgasiłem światło i wyszedłem z sypialni.
Wróciłem na swoją kanapę. Zasnąłem z wielką ulgą. Nad ranem
zbudziły mnie delikatne promienie słońca wkradające się do
salonu. Otworzyłem oczy. Cichy głos Ani dobiegał z kuchni.
Poszedłem zobaczyć co tam się dzieje. Wszedłem do pomieszczenia.
Na stole stało gotowe śniadanie a dzieciaki grzecznie siedziały
przy stole. Było to dla mnie dziwne.
-A
co tu się dzieje?- Zapytałem siadając do stołu.
-Zrobiliśmy
ci śniadanie.- Odezwała się Dominika.
-No
widzę ale co to za okazja?- Zapytałem biorąc łyka kawy.
-A
zawsze musi być jakaś okazja?- Zapytała Ania.
-Dobra
przyznać się co zrobiliście?
-No
fajne masz o nas zdanie.- Burknęła Dominika.
-Skarbie
to nie tak....
-Jasne,
jedz i nie marudź. Co ty byś bez nas zrobił?
-Nie
rozumiem.- Odparłem biorąc gryza kanapki.
-No
dziewiątą masz do pracy już jest ósma.
-To
czemu nie jesteście w szkole?
-Sobota
proszę pana.- Odparł Marek.
-Nie
mów mi Pan, jestem Mikołaj albo wujek Mikołaj.
-No
dobrze.- Powiedział chłopak. Pośmialiśmy się jeszcze chwilkę i
poszedłem się szykować do pracy. Pod komendą zjawiłem się
chwilkę przed dziewiątą. Wszedłem do biura i przebrałem się w
mundur.
-Cześć
Mikołaj.- Powiedziała blondynka wchodząc do biura.
-Cześć
Karola.- Odparłem zakładając kamizelkę.
-Słyszałam
co się wczoraj stało. Moje gratulacje.
-Nie
ma czego gratulować.
-Mikołaj,
serio ujęliście groźnego przestępce.
-No
i co z tego jak jedna z nas jest w szpitalu.
-Przecież
jest policjantką, doskonale....
-Tak
wiem, wszyscy się na to pisaliśmy, wiem czym może się skończyć
nasza praca.
-Dobra
mów co ci na sercu leży bo inaczej chyba nie pogadamy.
-Karola
nic mi na sercu nie leży. Nie drąż tematu.
-O
dobrze że jeszcze jesteście.- Do biura wpadł Jacek.
-Co
jest?- Zapytałem ciesząc się że przerwał naszą rozmowę.
-Mamy
zgłoszenie, podobno zaginął chłopak.
-Podobno?-
Zapytała Karolina.
-No
zbyt wiele nie mogę wam powiedzieć. Kobieta która dzwoniła
powiedziała że nie może nam tego powiedzieć przez telefon.
-No
dobra już jedziemy.- Powiedziałem biorąc radiostację. Jacek
wyszedł a ja czekałem aż Karola się ogarnie i będziemy mogli
wyruszyć do akcji.
-Nie
martw się wrócimy jeszcze do tej rozmowy.- Powiedziała i udaliśmy
się do radiowozu. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu.
Zebraliśmy zeznania a kryminalni pozbierali dowody. Jedyne co
mogliśmy zrobić to czekać na telefon od porywaczy. Założyliśmy
że chodzi o okup i niedługo się odezwą. Wróciliśmy z Karoliną
na patrol. Moja partnerka strasznie na mnie naciskała odnośnie
naszej porannej rozmowy. Ja jednak cały czas milczałem.
-00
do 05.- Za radiostację chwyciła Karolina.
-Co
jest piątka.
-Wpisz
nas na przerwę.
-Dobra
ale bądźcie na radiu.
-Nie
ma sprawy.- Karolina odłożyła radiostację.- To co kawa, tu
niedaleko jest fajna knajpka.
-No
dobra.- Powiedziałem smutnym głosem.
-Mikołaj,
będzie dobrze sam mówiłeś że operacja się udała.
-Karolina
prosiłem nie gadajmy o tym.
-A
o czym jak ty siedzisz jakiś nieobecny, myślami jesteś gdzie
indziej.
-O
czymś przyjemnym.- Powiedziałem a Karolina wysiadła z radiowozu i
poszła nam po kawę. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Dominika.
-Tak
słonko.- Odebrałem bez wahania.
-Mikołaj.-
Usłyszałem cichutki głosik. Na początku myślałem że się
przesłyszałem.
-Ola,
to ty?- Zapytałem chcąc się upewnić.
-Dziękuję.-
Ponownie usłyszałem jej głos.
-Tato,
Ola się wybudziła.- Po chwili usłyszałem głos Dominiki.
-Słyszę.
Jak ona się czuje?- Zapytałem a do radiowozu wróciła Karolina.
Podała mi kubek z kawą.
-Jest
słaba ale lekarz powiedział że za kilka dni wróci do domu.
-A
co wy tam robicie?
-Bo...Marek
chciał przyjść...no to poszliśmy.
-Aha,
a był już u ojca?
-Tak.
-Daj
go do telefonu.
-Tak
wujku.- Usłyszałem głos chłopaka w telefonie.
-Jak
się czuje tata?
-Dobrze,
ale nie mówiłem mu nic o Oli, troszkę się boję mu o tym
powiedzieć.
-No
dobrze na razie nic nie mów. A jak wy się tam w ogóle
znaleźliście?
-Tramwajem
przyjechaliśmy.
-No
dobrze. Tylko jak będziecie wracać do domu to uważajcie na siebie.
-A
nie bo my na wujka poczekamy.
-Co?
-No
bo miał i tak wujek przyjechać dziś do szpitala to my tu
poczekamy.
-Chcecie
cały dzień w szpitalu spędzić?
-Tak.
Dobra ja kończę bo ktoś chce z panem znaczy się wujkiem
rozmawiać.
-Mikołaj.-
Ola zabrała młodemu telefon.
-Tak.
-Możesz
mi kilka rzeczy z domu przywieźć.
-No
pewnie. Tylko teraz jestem w pracy i nie mogę rozmawiać. Słuchaj
jak będę miał chwilkę to do ciebie zadzwonię.
-No
dobrze.
-Zdrowiej.
-Dzięki.-
Odparła a ja się rozłączyłem. Schowałem telefon do kieszeni i
wziąłem łyka kawy. Karolina patrzała na mnie z niesamowitą
ciekawością, ale nie miałem zamiaru jej zaspokoić. Cały czas
czułem jej wzrok na sobie. Obserwowała mnie.
-No
powiesz mi kto dzwonił i dlaczego tak się cieszysz?
-Dzieciaki
do mnie dzwoniły.
-Ty
masz dzieci?
-Tak
dwie córki i Marka.
-Chyba
dwie córki i syna?
-Nie
Marek jest synem Michała, z kolei Ola się spotyka z ojcem Marka ale
to dłuższa historia.
-To
co takiego się stało że dzwonili?
-Chcą
żebym ich odebrał po pracy.
-A
gdzie są.
-U
moje znajomej, zadzwonili mi o tym oświadczyć.
-Aha,
czyli widzę nie prowadzisz w domu dyscypliny.
-Nie
mam po co. Dobra koniec tych pogaduszek bierzemy się do pracy.-
Powiedziałem a Karolina chwyciła za radiostację.
-00
do 05.
-No
co jest?
-Wpisz
nas na działania.
-Dobra.
A gdzie jesteście?
-Na
skrzyżowaniu Kwitowej i Leśnej.
-Dobra,
bez odbioru.- Powiedział Jacek a my ruszyliśmy w teren. Patrol
mijał spokojnie. Kilka mandatów za przechodzenie przez jezdnię w
miejscu niedozwolonym. No i oczywiście za picie alkoholu. Na firmę
zjechaliśmy około 17. Szybko przebrałem się w cywilne ubrania.
-Ty
już jedziesz?- Zapytała Karolina gdy podpisywałem ostatnie
papiery.
-No
troszkę się śpieszę.
-A
po dzieciaki.
-Nie
tylko. Muszę jeszcze załatwić kilka spraw na mieście.- Mówiąc
to przypomniałem sobie że przecież miałem zadzwonić do Olki. No
dobra już na to za późno. Pojechałem do jej mieszkania. Na całe
szczęście miałem zapasowe klucze. Zapakowałem do torby to co
uważałem za najpotrzebniejsze i ruszyłem w stronę szpitala.
Zaparkowałem auto na parkingu i poszedłem do budynku. Bardzo szybko
odnalazłem salę Olki.
-Cześć.-
Powiedziałem wchodząc do środka.
-Hej
tato.- Przywitała się Ania.
-A
gdzie Marek i Dominika?
-Poszli
do taty Marka.
-Aha,
masz tu pięć złotych. Idź sobie kup coś w automacie.-
Powiedziałem dając jej monetę pięciozłotową. Dziewczynka dała
mi buziaka w policzek i pobiegła czym prędzej szukać maszyny.
Siadłem na krześle obok łóżka Olki.
-Cześć
Mikołaj.- Powiedziała cichym głosikiem.
-Cześć.-
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Miałeś
zadzwonić.
-Tak
ale nie miałem czasu.
-Nie
tłumacz się tylko powiedz co mi przywiozłeś.
-Kilka
rzeczy, nie wiedziałem co ci się przyda więc wziąłem to co ja
bym potrzebował.
-Dziękuję.-
Delikatnie się uśmiechnęła.
-A
jak się czujesz?
-Fatalnie,
strasznie mnie boli brzuch.- Powiedziała z nietęgą miną.-
Pomożesz mi się podnieść, chciała bym usiąść.- Poprosiła.
Zbliżyłem się do niej, wziąłem delikatnie na ręce i
najdelikatniej jak potrafiłem pomogłem jej usiąść. Gdy już to
zrobiła delikatnie się od niej odsunąłem, cały czas patrząc jej
prosto w oczy. Były przepiękne. Dawno tak pięknie się nie
świeciły. Jakby gwiazdy. Patrzeliśmy sobie w oczy długą chwilę.
W pewnej chwili jednak się od siebie odsunęliśmy.
-Martwiłem
się o ciebie.- Powiedziałem delikatnie głaszcząc ją po ramieniu.
-Dzięki
że się zająłeś Markiem.
-Dla
ciebie wszystko bym zrobił.- Powiedziałem delikatnie się
uśmiechając.
-Wszystko?-
Zapytała z perfidnym uśmiechem na twarzy.
-Co
ty kombinujesz?- Zapytałem widząc jej minę.
-Naprawdę
wszystko byś zrobił?
-No
tak, a co?
-A
poszedł byś do bufetu i kupił mi coś do jedzenia?
-A
lekarz pozwolił ci już jeść?- Byłem zaskoczony tym pytaniem.
-Tak,
ale kolacja dopiero za godzinę. Proszę.- Uśmiechnęła się susząc
ząbki.
-No
dobra. Masz szczęście.- Powiedziałem.- A co mam ci przynieść?
-Nie
wiem coś dobrego.
-No
dobra.- Odparłem i wyszedłem z sali. Po dość długich
poszukiwaniach znalazłem bufet. Kupiłem Oli co nieco i już miałem
wyjść. Gdy zobaczyłem że przy jednym ze stolików siedzi Ania. Ku
mojemu zdziwieniu siedział z nią jakiś mężczyzna. Trzymał dłoń
na jej dłoni. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Podszedłem
bliżej.
-Ania.-
Powiedziałem stojąc obok niej.
-Mikołaj,
a co ty tu robisz?- Zapytała zmieszana i od razu zabrała swoją
dłoń ze stolika.- To nie tak...- Zaczęła się tłumaczyć. A ja
stałem jak wryty, nie wiedząc co powiedzieć.
-Zostawię
was samych, widzimy się później.- Powiedział mężczyzna i
odszedł.
-Mikołaj
bo....
-O
tym chciałaś porozmawiać....dla ciebie cała sytuacja z Olą była
na rękę.
-To
nie tak...ja po prostu....
-Nie
musisz się tłumaczyć. Nawet nie chcę tego słuchać.-
Powiedziałem wychodząc z bufetu.
-Przepraszam.-
Powiedziała idąc za mną.
-To
ja się zastanawiam co mam zrobić żebyś mi w końcu uwierzyła że
mnie i Olkę nic nie łączy a sama....Nie wierzę, po prostu nie
wierzę.
-Ale
Mikołaj...
-Wiesz
co może nawet lepiej że tak się stało.
-O
czym ty mówisz?
-O
tym że nie będę musiał wysłuchiwać twoich podejrzeń. I jeśli
chcesz wiedzieć to tak cały czas czuję coś do Oli. Jest dla mnie
ważna. Cześć.- Powiedziałem odchodząc. Nawet się nie
obejrzałem, nie chciałem widzieć jej reakcji na moje słowa.
Wróciłem na salę Oli.
-Już
jestem.- Powiedziałem podając jej pudełko z obiadem.
-Dzięki.-
Odparła i otworzyła pojemnik z jedzeniem.
-Wiem
że to nie są pierogi Pani Zosi ale powinny ci smakować.
-Dzięki.
Ile mam ci oddać?
-Przestań,
nie musisz mi nic oddawać.
-Mikołaj
nie denerwuj mnie mów ile jestem ci winna.
-Olka
nic, co najwyżej postawisz mi kawę jak stąd wyjdziesz.
-No
dobra, niech ci będzie.- Powiedziała i zaczęła jeść.- Miałeś
rację.- Powiedziała po chwili.
-Ale
z czym?
-Nie
smakują tak dobrze jak pierogi Pani Zosi.- Uśmiechnęła się.-
Chcesz kawałek?- Zapytała nadziewając na widelec kawałeczek i
wpychając mi na siłę do buzi. Zaczęliśmy się oboje śmiać.-
Chyba ktoś chce z tobą porozmawiać.- Powiedziała po chwili
spoglądając na drzwi do sali. Odwróciłem się i zobaczyłem w
nich Anię.
-Przepraszam
na chwilkę.- Powiedziałem i odszedłem od łóżka Wysockiej.
Wyszedłem z sali, na korytarzu stała Ania.
-Pomyślałam
że chcesz to zatrzymać.- Powiedziała dając mi pierścionek.
-Możesz
go zatrzymać, przyniósł mi pecha. Może tobie przyniesie
szczęście.
-Nie
chciałam cię zranić.
-Było
minęło. A teraz przepraszam ale chcę jeszcze posiedzieć z Olką.-
Powiedziałem i wróciłem na salę. Ola kończyła właśnie jeść
posiłek.
-Nie
zostawiłaś mi nic?- Udałem obrażoną minę.
-Przepraszam
ale jestem strasznie głodna.- Zaśmiała się.- Coś się stało?-
Zapytała po chwili.
-Nie
nie, wszystko jest dobrze. Coś jeszcze potrzebujesz?
-A
przytulisz mnie?
-Przytulę.-
Odparłem i zrobiłem to o co mnie poprosiła. Spędziłem u niej
jeszcze godzinkę. Później poszedłem na salę Michała i zabrałem
dzieciaki do domu. Zrobiłem im kolację i około 22 poszliśmy spać.
Moi kochani oto 13 rozdział :) mam nadzieję że się spodoba :) wiem że obiecałam wcześniej to opowiadanie dodać, ale zapomniałam o własnych urodzinach i miałam naprawdę szokującą niespodziankę :) Życzę wam miłego czytania :)
Super opowiadanie. Czekam na kolejne. Wszystkiego najlepszego. Zapraszam do mnie na blogi. Pozdrawiam Sandra
OdpowiedzUsuńSuper opowaiadanie. Czekam na next
OdpowiedzUsuńZapraszam na bloga OLKAWYSOCKA-OPOWIADANIA.BLOGSPOT.COM