środa, 30 listopada 2016

2.16

Nad ranem obudził mnie dzwonek do drzwi. Wstałam i spostrzegłam że nie ma Mikołaja. Założyłam szlafrok i poszłam otworzyć. Na lustrze w przed pokoju dostrzegłam kartkę. Zawiozłem dzieciaki do szkoły po drodze zrobię zakupy. Mikołaj. Uśmiechnęłam się pod nosem i otworzyłam drzwi. Stałam zaskoczona nie wiedząc co mam zrobić. Z jednej strony chciałam zamknąć drzwi a z drugiej chciałam wyjaśnień.
-Co ty tu robisz?- Zapytałam a do oczu napłynęły mi łzy.
-Ola, my chyba musimy porozmawiać.
-Porozmawiać, my chyba już nie mamy o czym rozmawiać.- Krzyknęłam próbując zamknąć drzwi. Niestety on je przytrzymał.
-Jest Marek?
-Nie nie ma, i nie będzie.
-Jak to nie będzie, Ola miałaś się nim zaopiekować.
-Tak jak ty miałeś umrzeć. Co to miało być? Wiesz co my przeszliśmy.
-Kochanie, ale Marek nie wie że chciałem to zrobić.- Powiedział próbując mnie przytulić.
-Nie zbliżaj się do mnie.- Krzyknęłam na niego.- Nie waż się mówić do mnie kochanie.
-Ola uspokój się, pogadajmy na spokojnie.- Powiedział i bezczelnie wszedł do mieszkania.
-Nie przypominam sobie żebym cię do środka zapraszała.
-A co chcesz rozmawiać na korytarzu, żeby nas sąsiedzi słyszeli.
-Mogą słyszeć, mam w dupie to że pomyślą że rozmawiam z trupem.
-Ola uspokój się.
-Nie mam zamiaru się uspokajać. Co ty w ogóle sobie myślisz? Najpierw mówisz mi że chcesz się zabić, później wyjeżdżasz, potem list pożegnalny, który znalazł Marek pakując się. A teraz nagle wracasz tak jakby nic nigdy się nie stało.
-Tak chciałem umrzeć. Ale zrozumiałem że cię kocham że Marek mnie potrzebuje.
-Ale ja cie nie kocham, a Marek wcale ciebie nie potrzebuje. W obecnej chwili świetnie sobie radzi.
-Ola ja chcę tylko porozmawiać z synem.
-Proszę bardzo ja ci nie zakażę, ale najpierw musisz go znaleźć.
-Co to za krzyki?- Do mieszkania wszedł Mikołaj. Stanął obok mnie jak wryty.
-A co on tu robi?- Zapytał Michał widząc Białacha.
-Mieszka, wynoś się stąd. Nie chcę cię tu więcej widzieć.- Krzyknęłam i uciekłam do sypialni. Słyszałam jakąś rozmowę między Michałem a Mikołajem, w sumie to nie rozmowę a Mikołaj krzyczał na Michała że ma się więcej nie pokazywać. Po kilku minutach awantura ucichła, zakończona trzaśnięciem drzwiami. Mikołaj pojawił się w sypialni. Usiadł na łóżku obok mnie a ja się w niego wtuliłam. Zaczęłam płakać.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.- Powtarzał Mikołaj.
-Ale jak, dlaczego? Mógł chociaż napisać list że żyje.- Wciąż płakałam. Mikołaj cały czas siedział przy mnie.
-Mam pomysł.
-Jaki?- Zapytałam podnosząc głowę. Mikołaj otarł mi spływające po policzkach łzy.
-Chodźmy na lody. Tak piękna pogoda, ja nie mam zamiaru siedzieć w domu.- Powiedział a ja się uśmiechnęłam.
Mikołaj
Po wizycie Michała Olka nie była w najlepszym stanie. Chciałem ją w jakiś sposób pocieszyć na duchu. Jedyne co przyszło mi na myśl to zabranie jej na lody. Oczywiście nie protestowała. Poczekałem aż się ubierze i poszliśmy.
-Faktycznie piękna pogoda.- Powiedziała Ola i przytuliła się do mnie.
-Mówiłem że piękna a co nie wierzyłaś mi?
-Mikołaj, tu nie o to chodzi.
-Rozumiem.- Powiedziałem uśmiechając się do niej.
-Kto ostatni przy budce z lodami ten płaci.- Krzyknęła Olka i pobiegła w stronę budki. Szybko ją dogoniłem, oczywiście dałem jej wygrać.
-Jakiego chcesz?- Zapytała gdy dobiegłem do niej.
-A jakiego ty masz?
-Toffi.
-To ja chcę czekoladę.- Odparłem a Olka wzięła dla mnie loda czekoladowego. Zapłaciłem tak jak było w zakładzie i poszliśmy troszkę pospacerować. Wędrowaliśmy tak parkiem, rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim.
-Mikołaj.- Powiedziała zatrzymując się.
-Coś się stało?- Zapytałem zaskoczony. Stanęła naprzeciwko mnie.
-Chciałam....no bo...dziękuję.- Powiedziała i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Nie ma za co.- Powiedziałem.
-Jest i to bardzo dużo.- Ola mocno mnie przytuliła a ja odwzajemniłem ten uścisk. Staliśmy tak kilka minut. W pewnej chwili ktoś do nas podszedł.
-Olka.- Krzyknęła jakaś dziewczyn. Byłą w tym samym wieku co Ola.
-Dominika. A co ty tu robisz?- Zapytała Olka witając się z nią.
-Wróciłam w zeszłym tygodniu. Ale ty się zmieniłaś. Nie byłam pewna czy to ty.- Powiedziała kobieta i spojrzała się na mnie.- A co to za przystojniak?
-A no tak, to Mikołaj, mój...
-Mąż. Z daleka widać, od dawna jesteście małżeństwem?
-Mój przyjaciel.- Dokończyła Olka a ja uśmiechnąłem się pod nosem.
-Jasne, Olka nie ściemniaj mi, znam cię za dobrze. Od dawna jesteście razem?- Pytanie skierowała w moim kierunku.
-Pytasz o pracę czy życie prywatne?- Zapytałem się widząc zakłopotanie Olki.
-Pracę?- Zapytała zdziwiona kobieta.
-Tak, pracujemy razem od jakiś trzech lat.
-No to ładnie. A czego uczysz?- Zapytała a ja i Olka się roześmialiśmy.
-Mikołaj nie jest nauczycielem.- Odparła Olka.
-Mówiliście że razem pracujecie.
-Tak ale nie w szkole.
-Jak to, nie jesteś nauczycielką?
-Nie, po studiach zaczęłam pracę w Policji.- Powiedziała Olka a kobieta zaczęła się śmiać.
-Dobry żart, nie wiedziałam że tak ci się humor poprawił.
-Dominika nie żartuję.- Powiedziała Olka i pokazała jej odznakę. Dziewczyna stanęła zaskoczona.
-A co twój tatuś na to? Pewnie się do tej pory nie odzywa?- Powiedziała a Olka posmutniała.
-Nie odzywa, od kilku miesięcy nie żyje.- Powiedziała Ola a ja ją przytuliłem.
-Przepraszam nie wiedziałam, przykro mi.- Powiedziała kobieta.
-Nic się nie stało, skąd mogłaś to wiedzieć. Dopiero co wróciłaś. Właśnie opowiadaj jak to się stało że wróciłaś?
-Znudziło mi się w Hiszpanii. Jestem z powrotem.
-Na długo wróciłaś?
-No ja wiem, na stałe.
-To świetnie, musimy to uczcić. Może do nas wpadniesz?
-A czyli jednak jesteście razem.
-Nie to kryzysowa sytuacja. Kiedyś ci to wyjaśnię.
-Mam nadzieje.- Odparła kobieta, no dobra ja muszę iść czekają już na mnie.- Odparła spoglądając za nas. Odwróciliśmy się z Olką. Kawałek dalej stał jakiś mężczyzna z wózkiem.
-To twoje maleństwo?- Zapytała po chwili Olka.
-Nie, ale kiedyś ci wyjaśnię.
-No dobra. To masz tu mój numer. Zadzwoń to się umówimy na kawę do nas. Wpadniecie.- Ola ponownie się odwróciła.- Nawet przystojny.- Dodała po chwili.
-Twój też.- Kobieta puściła do Oli oczko i odeszła.
-Słyszałaś jestem przystojny.- Powiedziałem uśmiechając się do sierżant.
-Wcale nie, po prostu Dominika nie umie być nie miła.
-Chcesz mi coś powiedzieć?- Udałem obrażonego.
-Nie....- Zaczęła się śmiać.
Aleksandra
Po powrocie z parku mieliśmy bardzo dobre humory. Weszliśmy do mieszkania.
-To co robimy na obiad?- Zapytałam wchodząc do kuchni.
-Najpierw to ja się kawy napiję.- Odparł Mikołaj a ja włączyłam ekspres i zaparzyłam nam kawę.
-Proszę bardzo.- Podałam Mikołajowi kubek z kawą. Zaczęliśmy rozpakowywać zakupy, które zrobił z samego rana Białach.
-Olka a skąd znasz tą dziewczynę?- Zapytał po chwili.
-Chodzi ci o Dominikę. Wiesz co razem do liceum chodziłyśmy a później Domcia wyjechała. A co?
-Nic, tak z ciekawości pytam. Wzięła nas za parę.- Dodał znacząco spoglądając na mnie.
-Dziwisz się jej, kleisz się do mnie to nas ludzie biorą za parę.
-Ja się kleję ja się kleję. Sama robisz obiad.- Mikołaj udał obrażonego.
-On no nie obrażaj się.- Powiedziałam podchodząc do niego.
-To na mnie nie działa.- Odarł delikatnie się uśmiechając.
-Doprawdy?- Zapytałam ponownie delikatnie jeżdżąc dłonią po jego szyi. Mikołaj objął mnie w pasie. Uśmiechnęłam się a on odwzajemnił ten uśmiech. Nasze twarze powoli zaczęły się do siebie zbliżać. Spojrzałam mu w oczy, były piękne, delikatnie przeszklone z małą iskierką. Poczułam jego oddech na twarzy. Nasze usta dotknęły się. Pocałunek był delikatny jak skrzydła motyla. Całą sytuację przerwał nam powrót Dominiki ze szkoły.
-Nie przeszkadzajcie sobie.- Powiedziała nastolatka przechodząc obok kuchni. Spojrzałam na Mikołaja.
-Pójdę z nią pogadać.- Powiedziałam a Mikołaj dał mi buziaka w policzek i odsunął się ode mnie.
-To ja zrobię obiad.- Odparł a ja poszłam za Dominiką. Zapukałam do pokoju.
-Mogę wejść?
-No tak to twój pokój.- Odparła a ja weszłam do środka. Siadłam na łóżku obok niej. Siedziałam kilka minut w milczeniu.
-Ola?
-Tak.
-Dlaczego każdy facet to dupek?
-Nie każdy.
-Jak to nie każdy?
-No na przykład, twój tata to nie dupek.
-Olka, mówisz tak bo go kochasz i nigdy cię nie skrzywdził.
-A co się stało?
-Pokłóciłam się z Kubą.
-A Kuba to?
-To mój, już teraz były chłopak.
-O co wam poszło?
-Bo on stwierdził że na pewno go zdradzam z Markiem, a przecież Marek jest dla mnie jak brat.
-A mówiłaś o tym Kubie?
-No tak ale stwierdził że zmyślam. Uważa że skoro sypiam w tym samym domu co on to musimy być razem, ale nie dociera do niego że ty się z tatą spotykasz.
-Widocznie Kuba jeszcze nie dorósł do tego aby to zrozumieć.
-Ale dlaczego mi nie wieży?
-Nie wiem.- Odparłam i ją przytuliłam. Dominika jeszcze chwilkę popłakała.
-To co idziemy zobaczyć co tata gotuje?- Zapytałam a nastolatka kiwnęła głową że tak. Poszłyśmy do kuchni. Nie spodziewałam się tego co zobaczyłam. Na krześle siedział Marek miał rozwalony nos, rozciętą wargę oraz łuk brwiowy. Stanęłyśmy z Dominiką jak wryte.
-Co ci się stało?- Wyjąkała z siebie Dominika.
-Nic takiego. Przewróciłem się.- Powiedział a ja spojrzałam na Mikołaja. Wiedziałam już co jest grane.
-Marek nie ściemniaj, z kim się pobiłeś?- Zapytałam podchodząc bliżej chłopaka.
-No bo....Kuba się do mnie przysrał że z Dominiką kręcę a to nie prawda.
-On cię tak pobił?- Wtrąciła Dominika.
-No tak, ale ja bym mu dał radę...ale...- Marek posmutniał.
-Co się dzieje?- Zapytałam przerażona, choć po dzisiejszym poranku wiedziałam już co mogło być przyczyną.
-Wydawało mi się że tata stał przed szkołą, i wtedy wziął mnie z zaskoczenia.
-Marek, bo musimy pogadać.- Powiedziałam siadając na krześle obok niego.
-A coś się stało?- Zapytał zdziwiony.
-Bo widzisz, wczoraj rozmawialiśmy o tym liście co go znalazłeś.....
-Coś z nim jest nie tak?
-No widzisz, twój tata jednak....zmienił decyzję.
-Tata żyje?
-Tak. Jest we Wrocławiu.
-Co za człowiek,najpierw pozwala żebyśmy go opłakiwali a teraz wraca jakby się nigdy nic nie stało. Ten to ma dopiero tupet.
-Marek ja wiem że to nie jest dla ciebie łatwe...
-Tylko mi ciocia nie mówi że mam się z nim spotkać i porozmawiać.
-Nie to już twoja decyzja. Chciałam powiedzieć że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Na nas liczyć.- Wtrącił Mikołaj a ja się uśmiechnęłam pod nosem.
-Dziękuję.- Odparł Marek i przytulił się do nas. Kilka minut później wróciła Ania. Mikołaj skończył robić obiad. Zasiedliśmy do posiłku. Gdy skończyliśmy już jeść, dzieciaki poszły do salonu odrobić lekcje a ja z Mikołajem zaczęliśmy sprzątać.
-Ola twój telefon dzwoni.- Powiedział Mikołaj a ja poszłam do przedpokoju bo tam go zostawiłam gdy wróciliśmy z parku.
-Wysocka słucham.- Odebrałam, numer był nieznany.
-Cześć Olka, Dominika z tej strony.
-O cześć, miło że dzwonisz.
-No tak, słuchaj kolacja nadal aktualna?
-No pewnie, a kiedy możecie wpaść?
-Nam by pasowało dziś bo jutro zaczynamy pracę.
-Nie ma sprawy to wpadajcie.
-No to super. To o której mamy być?
-O 19, zaraz ci SMS-em adres wyślę.
-Oki to do 19.
-A jeszcze jedno na ile osób mam kolację przygotować?
-Nas będzie trójka, a was?
-No nas jest piątka.
-Co, masz już trójkę dzieci. Ale my mamy do nadrobienia.
-Kilka lat Domcia.
-No dobra to widzimy się wieczorem.
-Oczywiście.
-To po drodze kupię jakieś winko albo coś.
-Jeśli chcesz to kupuj, ja ci nie zakażę.
-No to ja kończę. Buziaki.
-Buziaki, buziaki.- Dominika się rozłączyła. Wróciłam do kuchni.
-Będziemy mieli wieczorem gości.- Oznajmiłam Mikołajowi.
-Kogo?- Zdziwił się.
-Dominika z rodzinką wpadnie.
-O jak miło. A o której będą?
-Umówiłyśmy się na 19, a właśnie wyślę jej SMS-a z adresem.- Powiedziałam i wysłałam do niej wiadomość. Wypiliśmy z Mikołajem kawę i zabraliśmy się za szykowanie kolacji. Dzieciaki pomogły nam nakryć do stołu. Punktualnie o 19 ktoś zadzwonił do drzwi. Mikołaj poszedł otworzyć.
-Zapraszam.- Usłyszałam głos aspiranta w przedpokoju. Wyszłam z kuchni.
-Cześć.- Dominika się na mnie rzuciła.
-Cześć. Siadajcie proszę.- Dodałam witając się z facetem Dominiki.
-To jest Hubert mój partner.
-Cześć.- Mikołaj podał mu dłoń a ja się tylko uśmiechnęłam.
-Mikołaj jestem.- Dodał po chwili.
-Siadajcie proszę.- Powiedziałam zabierając płaszcze naszych gości.
-To jest Marcel, syn Huberta.- Powiedziała Dominika wyjmując chłopca z nosidełka.
-Jaki słodziak.- Powiedziałam. - Dzieciaki, chodźcie gości mamy.- Krzyknęłam a po kilku minutach byli już w salonie.
-No to tak. Dominika córka Mikołaja, Ania również córka Mikołaja.- Powiedziałam.
-I Marek syn Olki.- Wtrącił się Mikołaj a ja się uśmiechnęłam.
-Siadajcie proszę.- Powiedziałam.-Coś do picia chcecie?
-Mamy wino.- Powiedział Hubert i podał butelkę wina Mikołajowi.
-No to ja pójdę po kieliszki.- Odparł Białach i poszedł do kuchni. Wrócił z lampkami i każdemu nalał. Dzieciakom również przyniósł lampki ale zamiast wina wlał im sok. Zaczęliśmy jeść kolację. Tematy nam się nie kończyły. Okazało się że Dominika kończyła studia ekonomiczne, zaraz po nich wyleciała do Hiszpanii. Tam poznała Huberta. Teraz wrócili do polski a Dominika ma zacząć pracę u nas na komendzie jako sekretarka. Bardzo mnie to ucieszyło. Wspominałyśmy stare lata, Mikołaj z Hubertem też znaleźli wspólny język. Około 22 pożegnaliśmy naszych gości. Mikołaj pomógł mi posprzątać a dzieciaki poszły już spać, w końcu na drugi dzień mieli do szkoły. Pozmywałam z Mikołajem naczynia i poszliśmy spać. Wtuliłam się w niego.
-Kocham cię.- Szepnął mi do ucha a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Mocno się w niego wtuliłam.

-Też cię kocham.- Również wyszeptałam. 






Tak jak obiecałam, mamy środę, mamy nowy rozdział :D mam nadzieję ze się wam podobał :) zostawcie po sobie ślad w postaci komentarzy :) Pozdrawiam Domcia

niedziela, 27 listopada 2016

2.15

Ok kilku tygodni jestem już w domu. Rana po postrzale się goi jak należy. Lekarze mówią że za dwa góra trzy tygodnie wrócę do pracy. Michał wyjechał tak jak planował, nie mam wiadomości na jego temat. Marek myśli że jego ojciec przechodzi tam wiele operacji i za jakiś czas wróci. Zaraz jak wyszłam ze szpitala Michał załatwiam dla mnie opiekę nad Markiem, jestem jego prawnym opiekunem. Mikołaj jak na razie się mną opiekuje, nawet zamieszkał ze mną i Markiem abym była pod ich stałą obserwacją. Czasami irytuje mnie jego zachowanie. Właśnie robiłam obiad, Marek niebawem powinien wrócić ze szkoły tak samo jak Mikołaj z pracy. Nakryłam do stołu i czekałam na chłopaków. W pewnym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się bo obaj mają klucze. Poszłam otworzyć.
-Dominika, a co ty tu robisz?- Zapytałam widząc stojącą na korytarzu nastolatkę.
-Cześć jest tata?
-Nie jeszcze nie wrócił z pracy, a coś się stało?
-No mam małą sprawę do niego.
-Wejdź, poczekasz ze mną na niego.
-Nie chcę się narzucać.
-Przestań, zapraszam.- Powiedziałam a nastolatka weszła do mieszkania. Poszłam do kuchni, ona w tym czasie zdejmowała kurtkę. Po chwili przyszła do kuchni.- Nałożyć ci obiad?- Zapytałam.
-Nie dziękuję.- Odparła i właśnie w tym momencie zaburczało jej w brzuchu.
-To ja ci nałożę.- Powiedziałam stanowczo i wyjęłam z szafki talerz.
-Dzięki.- Powiedziała. Uśmiechnęłam się pod nosem i nałożyłam obiad. Postawiłam na stole i podałam jej sztućce. Nastolatka zaczęła jeść.
-Jak tam w szkole?
-A dzięki dobrze, a Marka nie ma?
-Nie jeszcze nie wrócił ze szkoły.
-Dziwne.- Powiedziała.
-Dlaczego dziwne?
-No bo skończyliśmy o 14.10. A ja i tak byłam jeszcze w paru miejscach, więc powinien już być w domu.
-Nie Marek zawsze tak wraca w piątki.
-No tak bo ogólnie w piątek kończymy później ale dziś nam lekcje skrócili.
-Pewnie poszedł do jakiegoś kolegi.
-Może, ale mówił że idzie do domu bo jeszcze z nim gadałam na matmie.
-A właśnie pro po matmy. Jak ci sprawdzian poszedł bo z tego co Marek mówił to za łatwy nie był.
-Gdyby chodził na lekcje to by był dla niego łatwy.
-Chwila, jak to gdyby chodził na lekcje?
-No Marek rzadko co jest w szkole. Myślałam że Pani go nie puszcza do szkoły.
-Marek codziennie wychodzi rano do szkoły.
-Nie wiem, nie chcę się wtrącać, ale skoro Pani nic nie wie to pewnie te usprawiedliwienia sam sobie pisze.
-No to muszę sobie z nim pogadać.
-No i to całkiem poważnie. A może jest u ojca?
-Nie Michał wyjechał ma operacje za granicą. A jak ci smakuje?
-Wyśmienite, ma Pani talent.
-Cieszę się że ci smakuje.
-Powinna Pani z nami zamieszkać. Tata nas karmi pizzą i innymi ochydztwami.
-Jak na razie to wasz twój tata mieszka ze mną.- Odparłam i usłyszałam że ktoś wchodzi do mieszkania. Wyszłam na korytarz, to był Marek.
-Cześć.- Krzyknął zamykając drzwi.
-Cześć, jak było w szkole?
-Dobrze.- Odparł i wszedł do kuchni.- O cześć.- Powiedział widząc Dominikę.
-Siemanko.- Odparła nastolatka uśmiechając się.
-Siadaj, nałożyć ci obiadu?- Zapytałam.
-Tak poproszę.- Odparł siadając do stołu. Wyjęłam talerz i nałożyłam mu posiłek.
-Musimy porozmawiać.- Powiedziałam stawiając na stole talerz.
-Tak wiem, spodziewałem się.- Odparł chłopak.
-To co chcesz mi powiedzieć?- Zapytałam.
-Przyznaje się, nie chodzę do szkoły.
-To gdzie w tym czasie jesteś?
-Chodzę na cmentarz do mamy. Nie wierze że ojciec nas tak zostawił.- Powiedział rzucając widelcem. Wyszedł z kuchni.
-Marek poczekaj.- Krzyknęłam i wyszłam za nim.- Posłuchaj, twój tata nas nie zostawił.
-Jasne i dlatego nie mamy z nim kontaktu odkąd wyjechał.
-Marek twój tata przechodzi ciężką operację, jak się poczuje lepiej na pewno się odezwie.
-Nie odezwie.- Powiedział ze łzami w oczach.
-O czym ty mówisz, oczywiście że się odezwie.
-Nie odezwie. Znalazłem to w trakcie przeprowadzki.- Powiedział i wyjął z plecaka kartkę rzeczy które jego ojciec chciał zrobić przed śmiercią. Czytałam ją ze skupieniem.
-Marek ale ta kartka nie jest dowodem na to że on....
-Jest, przeczyta ciocia ostatni punkt. To dlatego wyjechał.
-Tak mi przykro że dowiedziałeś się tego w ten sposób.- Powiedziałam i go przytuliłam.
-Chyba dowiedzieliśmy się.- Chłopak mnie poprawił, nic nie powiedziałam. Ciszę przerwał nam Mikołaj wracający z pracy.
-Już jestem.- Krzyknął zamykając drzwi. Wszedł do salonu, nie musiałam nic mówić, od razu zrozumiał co się stało.
-Idę do siebie.- Powiedział Marek i poszedł do pokoju. Siedziałam na kanapie a po policzku spływały mi łzy. Mikołaj usiadł obok i mnie przytulił. Wtuliłam się w niego. Po kilku minutach oboje wstaliśmy i poszliśmy do kuchni zjeść obiad.
-Cześć córcia co ty tu robisz?- Zapytał zdziwiony obecnością swojej córki.
-Hej sprawę mam, słuchaj mogę dziś u was nocować.
-A co się stało?
-No bo jutro mamy na później do szkoły a chciałam się pouczyć troszkę w domu przy mamie nie dam rady.
-Dlaczego?
-Zapomniałeś już, jej wieczne imprezki, znajomi ja mam dosyć a tak pouczę się z Markiem do pracy klasowej.
-No dobra ale śpisz w salonie na kanapie.
-Dzięki.- Powiedziała Dominika dając mu buziaka w policzek.- To ja lecę do domu się spakować.
-Dobrze leć, Anię od nas ucałuj.
-Dobrze pa.- Krzyknęła i opuściła mieszkanie. Nałożyłam nam obiad i zajęliśmy się nim.
-Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.- Zaczął Mikołaj.
-Jaką?
-Idziemy dziś do kina.
-No chyba oszalałeś.- Wyśmiałam jego pomysł.
-Olka należy nam się jakaś chwila relaksu.
-Mikołaj, twoja córka u nas dziś nocuje.
-Ola ona jest już prawie dorosła. Powiedziała że będzie się uczyć z Markiem.
-A mogę odmówić?
-Nie.
-No to idziemy. A o której?
-Jak Dominika przyjdzie, to zaczniemy się szykować, strój wyjściowy.
-Jakie wymagania, przecież tylko do kina idziemy.
-Jeszcze się okaże.- Powiedział robiąc podejrzaną minę.
-Mikołaj co ty kombinujesz?
-Zobaczysz później.- Powiedział, umierałam już z ciekawości co on wymyślił. Po około godzinie przyszłą Dominika. Byłam zdziwiona bo przyszła z nią Ania, powiedziała że też będzie się uczyć bo ma jutro sprawdzian z biologi. Zdziwiłam się, nie pamiętałam aby dziewczyny a tym bardziej Marek uczyli się do sprawdzianów. Wydało mi się to podejrzane. Mimo to zaczęłam się szykować. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do sypialni aby się ubrać. Założyłam ulubione jeansy i niebieską koszulę. Do sypialni przyszedł Mikołaj.
-A ty jeszcze nie ubrana?
-Już prawie tylko się muszę pomalować.- Odparłam a w jego oczach pojawiło się coś co było dla mnie niezrozumiałe, były jakieś dzikie a za razem speszone i zdezorientowane.
-Ale...miał być strój wyjściowy a nie spodnie.
-Czyli co, mam się przebrać?
-No tak, w sukienkę.- Powiedział stanowczym głosem.
-Serio, nie mogę tak iść?
-No serio, masz wyglądać lepiej niż ja.- Powiedział a ja się zaśmiałam. Wyjęłam z szafy sukienkę i się przebrałam.- No od razu lepiej.- Powiedział Mikołaj gdy wyszłam z sypialni.- Możesz mi pomóc z tym krawatem?
-Serio Mikołaj, mieliśmy iść do kina, po co ci krawat i garnitur?
-Zobaczysz później.
-Zaczynam się bać.
-Przymnie nie masz czego. Zaufaj mi. To jak zawiążesz go?
-Chodź tu.- Powiedziałam a Mikołaj podszedł do mnie, dzieliły nas tylko centymetry. Gdy skończyłam wiązać krawat, spojrzałam mu w oczy, po chwili przypomniało mi się jak się pocałowaliśmy w pracy i wróciło wspomnienie gdy powiedział że nigdy do mnie nic nie czół. Momentalnie zrobiło mi się smutno. Szybko się od niego odsunęłam.
-No gotowe.- Dodałam.
-Dzięki. To co idziemy?
-Na to wygląda.- Odparłam a Mikołaj zawołał dzieciaki do salonu. Bardzo szybko przybiegli.
-Co się stało?- Zapytała Dominika.
-My wychodzimy macie być grzeczni.- Powiedział Mikołaj.
-Oczywiście.- Odparła Dominika.
-Macie się uczyć.- Dodałam.
-Oczywiście.- Powiedział Marek wyczułam w jego głosie sarkazm ale już nie chciałam się odzywać.
-No to trzymajcie się dzieciaki. Wieczorem będziemy.- Odrzekł Mikołaj i wyszliśmy. Zeszliśmy na dół i wsiedliśmy do auta Białacha. Po kilku minutach byliśmy już pod kinem. Weszliśmy do budynku.
-To jaki film wybieramy?-Zapytał Mikołaj.
-Myślałam że już postanowiłeś, skoro mnie zaprosiłeś.
-Nie najlepsze zostawiłem dla ciebie.- Powiedział a ja się uśmiechnęłam.
-A co dziś grają?
-Zanim się pojawiłaś i Zostań jeśli kochasz. To co wybieramy?
-Proponuję Zanim się pojawiłaś.
-Dobra to ja idę po bilety.- Powiedział Mikołaj i poszedł do kasy. Po chwili wrócił z dwoma biletami i dużą paczka popcornu. Uśmiechnęłam się i udaliśmy się na salę kinową. Film był cudowny, choć miałam wrażenie że Mikołaj w ogóle nie był nim zainteresowany.
-I jak ci się podobało?- Zapytał gdy wyszliśmy z kina.
-Fajny a tobie która scena się najbardziej podobała?
-Yyyy wiesz co, zasnąłem już na samym początku.- Powiedział a ja zaczęłam się śmiać.- To nie jest zabawne.
-Owszem jest.
-Sierżant Wysocka, co to za zachowanie wobec dowódcy?
-Też cie kocham.- Powiedziałam susząc ząbki.- No to co teraz?
-Niespodzianka. Zapraszam cię na kolacje.
-Oooo a co to za okazja?
-Tak po prostu.
-Co ty ode mnie chcesz?
-Oprócz tego żebyś się w końcu uśmiechnęła to nic.- Powiedział i udaliśmy się w cudownych nastrojach na kolację. Zaprosił mnie do najdroższej restauracji we Wrocławiu.
-W czym mogę pomóc?- Zapytała kobieta w recepcji.
-Miałem zamówiony stolik dla dwojga.
-Oczywiście, jak się Pan nazywa?
-Mikołaj Białach.- Kobieta zaczęła szukać czegoś w dokumentach.
-Zapraszam za mną.- Powiedziała a my udaliśmy się za nią. Pierwszy raz byłam w tej restauracji odkąd zmarła moja mama. Zanim to się stało tata zabierał nas tu w ostatnią sobotę miesiąca. Stolik był pięknie nakryty. Usiedliśmy przy nim. Kilka stolików dalej siedziała jakaś para. Facet chyba chciał się oświadczyć bo podeszłą do nich orkiestra i zaczęli grać marsz weselny. Po chwili przyniesiono nam Menu i zamówiliśmy jedzenie. Specjalnie wybrałam to najtańsze, nie chciałam aby Mikołaj musiał dużo płacić, byłam pewna że mi nie pozwoli za siebie zapłacić. Zjedliśmy kolację w cudownych nastrojach. Około 21 opuściliśmy lokal. Udaliśmy się do auta i wróciliśmy do domu. Weszliśmy do mieszkania. Światła były pogaszone, pomyślałam że dzieciaki śpią. Nie zapalałam więc światła w salonie. Zdjęłam buty i kurtkę. Po cichu chciałam przejść przez salon aby nie obudzić dziewczynek. Mikołaj zapalił światło. Stanęłam jak słup soli.
-Sto lat, sto lat niech żyje żyje nam, jeszcze raz jeszcze raz niech żyje żyje nam, nich żyje nam, kto Olka.- Zaśpiewali wszyscy goście.
-Wszystkiego najlepszego ciociu.- Powiedział Marek i dał mi czerwoną różę.
-Dziękuję.- Dałam mu buziaka w policzek.
-Olka, sto lat staruszku.- Podeszła do mnie Emilka.
-I tak młodsza od ciebie.- Odparłam a Emilka dała mi prezent. Mikołaj stanął obok mnie i odbierał wszystkie prezenty odkładając je na komodę za nami.
-Wszystkiego najlepszego partnerko.- Życzenia złożył mi Krzysiek.
-Sto lat.- Wyrwał się Tosiek.
-Dzięki chłopaki.- Powiedziałam odbierając kolejny prezent.
-Ah te dzieci tak szybko dorastają.- Zza Emilki wychyliła się Monika.
-Monika co ty tu robisz?
-Wróciłam, wszystkiego najlepszego dzieciaku.- Powiedziała wręczając mi następny prezent. Mocno ją przytuliłam.
-Pani Olu, wszystkiego najlepszego.- Podeszły do mnie córki Mikołaja, dały mi piękne róże, które Mikołaj wstawił do wazonu.
-Dziękuję dziewczynki, ale mówiłam wam już żebyście mówiły do mnie po imieniu.
-Ale nam tak dziwnie, może być ciocia.
-No pewnie.- Powiedziałam i je przytuliłam.
-Zapraszam do stołu.- Powiedział Mikołaj. Dzieciaki naprawdę się postarały. Cieszyłam się jak małe dziecko z tej niespodzianki. Nie wiem jak to wyszło ale całkowicie zapomniałam o własnych urodzinach. Zaczęliśmy imprezę jak to powiedział Mikołaj. Dzieciaki poszły do pokoju Marka, a u nas na stole pojawił się alkohol.
-Mi nie lej.- Powiedział Krzysiek.
-Sierżancie, to rozkaz.- Powiedział Mikołaj.
-Nie mogę prowadzę.
-Ktoś jeszcze prowadzi?
-Ja.- Odezwał się Artur. Mikołaj polał reszcie.
-No to wypijmy za naszą niezastąpioną Panią sierżant.- Zaczął Mikołaj.
-A co ty tak oficjalnie. Pijemy za solenizantkę.- Wtrąciła Emilka podnosząc lampkę z winem do góry. Wznieśliśmy pierwszy toast. Po pierwszym, był drugi potem trzeci. Sto lat śpiewano mi około 15 razy. Mikołaj zadbał o wszystko była nawet muzyka więc wszyscy ruszyli na parkiet, którym był dywan między stołem a drzwiami do łazienki. Około 1 w nocy pierwsi goście zaczęli opuszczać mieszkanie. O 2 nie było już nikogo. Zaczęliśmy z Mikołajem sprzątać.
-Dziękuję.- Powiedziałam podchodząc do niego, dałam mu buziaka w policzek.
-Ale za co?
-Za urodziny, lepszych nie mogłam sobie wymarzyć.
-Proszę bardzo.- Powiedział i wyszedł z kuchni. Po chwili przyszedł z prezentem.- Zapomniałem ci dać z tego wszystkiego.- Powiedział podając mi torebkę z prezentem. Otworzyłam je, w środku było opakowanie na biżuterię, otworzyłam je i ujrzałam przepiękny łańcuszek z malutkim serduszkiem.
-Dziękuję, musiał być drogi, nie mogę go przyjąć.- Powiedziałam dając mu go z powrotem.
-Nie wymyślaj tylko go załóż.- Powiedział i wyjął łańcuszek z pudełka.
-Zapniesz mi?- Poprosiłam Mikołaja i poszliśmy do przedpokoju gdzie było duże lustro. Stanęłam przed nim, Mikołaj stanął za mną i założył mi go.
-Dziękuję jest piękny.- Powiedziałam i rzuciłam mu się na szyję.
-Cieszę się że ci się podoba.
-Podoba, Mikołaj ja się w nim zakochałam.- Powiedziałam i ponownie dałam mu buziaka w policzek.
-Miło to słyszeć.- powiedział i mnie przytulił ponownie.
-Aaaa jestem już zmęczona.- Powiedziałam ziewając.
-Mam plan. Zostawmy to, jutro się posprząta a teraz chodźmy spać.
-No dobra. Czyli dziś śpisz ze mną?
-A mam jakieś wyjście?
-Podłogę.
-To śpię z tobą.- Powiedział Mikołaj i poszliśmy do sypialni. Przebraliśmy się w piżamy i położyliśmy się spać. Wtuliłam się w aspiranta który spał dziś ze mną ze względu na zajętą przez jego córki kanapę.
-Dobranoc Mikołaj.- Powiedziałam, Mikołaj pocałował mnie w czoło.

-Dobranoc.- Oboje zasnęliśmy.




Moi kochani, przybywam z nowym rozdziałem. Przepraszam że musieliście tyle na niego czekać ale miałam próbne maturki. Mam nadzieję że się wam spodoba, piszcie w komentarzach co myślicie :)

niedziela, 20 listopada 2016

2.14

Ola
Mikołaj zabrał ze szpitala Dominikę, Anię i Marka jakoś przed 20. Zmęczona jeszcze po operacji od razu zasnęłam. Nad ranem obudziły mnie czyjeś kroki. Odwróciłam się aby zobaczyć kto mnie odwiedził. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co tu chodzi.
-Jak się czujesz?- Zapytała mnie młoda kobieta o blond włosach.
-Co ty tu robisz?- Odpowiedziałam jej pytaniem.
-Spokojnie, przyszłam tylko zobaczyć jak się czujesz?
-Dobrze.- Odparłam starając się usiąść.
-Poczekaj pomogę ci.- Powiedziała i podniosła mnie do pozycji siedzącej.
-Dziękuję.- Odparłam a kobieta siadła na krześle obok mojego łóżka.
-Wcale nie przyszłaś zobaczyć jak się czuję coś się stało?
-Ja w sprawie Mikołaja.
-Ania posłuchaj mnie i Białacha nic nie łączy i nigdy nie łączyło.
-Wiem, ja chciałam cię tylko przeprosić za te całe zamieszanie.
-Nic się nie stało.
-Wiesz, tak naprawdę....to ja zawiodłam nie Mikołaj.- Powiedziała a ja nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Siedziałam w milczeniu czekając aż powie coś więcej. Niestety nasze milczenie zostało przerwane przez lekarza, który przyszedł akurat na obchód.
-Dzień dobry, jak się dziś Pani czuje?- Zapytał mężczyzna w białym fartuchu.
-Ja już pójdę.- Powiedziała Ania i wstała z krzesła.
-Poczekaj.- Poprosiłam a ona wróciła na swoje miejsce.- Lepiej, choć brzuch mnie wciąż strasznie boli.- Powiedziałam kierując swą wypowiedź w stronę mężczyzny.
-Ale boli panią miejsce po postrzale czy może gdzie indziej?
-Tu gdzie mnie postrzelił.- Odparłam delikatnie dotykając brzuch.
-No dobrze, proszę podwinąć bluzkę, zaraz zobaczymy.- Powiedział a ja wykonałam jego polecenie. Mężczyzna oglądał moją ranę, delikatnie uciskał w kilku miejscach. Ból był nie do zniesienia.
-No dobrze, zaraz pielęgniarka przyniesie Pani jakieś leki przeciw bólowe.
-Ale to coś....- Zaczęłam mówić. Lekarz jednak mi przerwał.
-Nie, nie, spokojnie to normalne po takim urazie. Podamy leki i będzie dobrze.- Powiedział, jeszcze przez chwile wpatrywał się w moją kartę. Po kilku minutach opuścił salę. Na jego miejsce przyszła pielęgniarka i podała mi leki. Ból zaczął delikatnie ustępować.
-Ania pomożesz mi?- Zapytałam chcąc się podnieść ponownie.
-Jasne już. A może czegoś potrzebujesz?- Zapytała po chwili.
-Ja mogę opuścić na chwilę salę?
-A po co?
-Chciała bym iść do Michała.- Powiedziałam.
-No dobra, poczekaj załatwię ci wózek i pomogę ci się do niego dostać.
-Dziękuję.- Odparłam a Ania wyszła z mojej sali. Po chwili wróciła z wózkiem. Pomogła mi się na niego przesiąść a później przetransportowała mnie do Michała.
-Zostawię was samych.- Powiedziała i wyszła z sali. Michał spał. Delikatnie złapałam go za dłoń. Jego powieki podniosły się do góry i zobaczyłam jego oczy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Cześć.- Powiedziałam.
-Hej.- Odparł delikatnym głosem.
-Jak się czujesz?
-Dobrze, ale lepiej mi powiedz co tu robisz?
-Przyszłam cie odwiedzić.
-Raczej przyjechałaś.- Powiedział spoglądając na wózek.- Co się stało?
-Mały wypadek w pracy, ale nie martw się. Już jest dobrze.- Powiedziałam uśmiechając się do niego.
-Nie przytulisz mnie?- Zapytał.
-Bardzo bym chciała ale ledwo się ruszam.- Odparłam.
-A gdzie Marek, jest z tobą?
-Nie Marek jest u mojego znajomego. Opiekuje się nim.
-A no tak wspominał coś że u jakiegoś wujka Mikołaja jest, tylko nie chciał powiedzieć dlaczego.
-No już teraz wiesz dlaczego.
-No tak, a co ci lekarz powiedział, kiedy wychodzisz?
-Wiesz co nawet nie pytałam, a ty rozmawiałeś już z lekarzem?
-Tak.- Powiedział i posmutniał.
-Coś się stało?- Zapytałam przejęta jego zmianą nastroju.
-Bo chodzi o to że....
-No mów bo zaczynam się bać.
-Jest szansa że nie będę potrzebował przeszczepu.
-To cudowna wiadomość. Dlaczego więc jesteś smutny?- Tak bardzo chciałam mu się rzucić teraz w ramiona.
-No bo musiałbym przejść operacje w Szwajcarii.
-Spokojnie, damy radę. Operacja się uda. Zbierzemy pieniądze.
-Nie potrzebuję kasy, mam sporo na koncie. Odkładałem każdy grosz dla Marka w razie gdyby coś mi się stało. O to się nie martwię.
-To o co chodzi?
-Muszę wyjechać, co najmniej na rok. Nie mogę zabrać ze sobą Marka bo się jeszcze uczy. Ola zaopiekuj się nim.
-Ale co to ty tak już teraz chcesz jechać?
-Tak, teraz jest szansa. Zaopiekuj się nim. I obiecaj mi że stworzysz mu prawdziwą rodzinę.
-O czym ty mówisz?
-Ola nie potrzebujesz w domu kaleki, ułóż sobie życie z kim innym, zapomnij o mnie. Ale nie pozwól Markowi o mnie zapomnieć.-Teraz dopiero zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. On wcale nie będzie miał operacji. Michał chciał umrzeć.
-Ty chyba oszalałeś. Chcesz to zrobić własnemu dziecku.- Krzyknęłam na niego a po policzkach zaczęły mi spływać łzy.
-Nie rób scen proszę cie.- Powiedział mocno ściskając moją dłoń.
-Nie wierzę w to co powiedziałeś.- Zaczęłam płakać, a w sali pojawiła się Ania.- Możesz mnie stąd zabrać?- Poprosiłam a ona to zrobiła. Po chwili byłam już na swojej sali.
-Ja już pójdę, pewnie chcesz być sama.- Powiedziała i opuściła moją salę. Wcale nie chciałam być wtedy sama, ale nie wiedziałam co mam zrobić. Wtuliłam głowę w poduszkę, podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Nawet nie spostrzegłam gdy do mojej sali ktoś wszedł. Usiadł na łóżku i zaczął mnie głaskać po plecach. Jego dotyk był kojący. Wiedziałam że to Mikołaj. Odwróciłam się w jego stronę. Spojrzałam na niego a on bez słowa mnie przytulił.
-Już spokojnie. Cichutko jestem przy tobie.- Powtarzał Mikołaj starając się mnie jakoś pocieszyć.- Będzie dobrze. Ola spokojnie.
-Nic nie będzie dobrze....On chce się zabić... Zostawić mnie i Marka samych.
-O czym ty mówisz?- Zapytał zdziwiony Białach.
-Byłam u Michała. Powiedział że jedzie do Szwajcarii.
-Ola to jeszcze o niczym nie świadczy.
-Ale powiedział że mam sobie życie z kim innym ułożyć i stworzyć Markowi rodzinę.-Mówiłam jednocześnie płacząc. Mikołaj tylko mocniej mnie przytulił. Nic nie powiedział. Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę.
-Ja już muszę jechać. Mam dziś służbę.
-Nie zostawiaj mnie proszę.- Powiedziałam, nie wypuszczając go z objęć.
-Bardzo bym chciał zostać ale naprawdę nie mogę.
-Mikołaj proszę cie chociaż ty mnie nie zostawiaj.
-Poczekaj zaraz wrócę.- Powiedział i opuścił moją salę. Po kilku minutach wrócił.- Próbowałem zrobić co tylko się dało.- Powiedział i posmutniał.- Jestem skazany dziś na ciebie.
-Dzięki, jak nie chcesz to możesz sobie iść. Sama sobie świetnie poradzę. Zacznę już planować pogrzeb Michała i to jak powiem o jego decyzji Markowi.
-Ola uspokój się. Michał na pewno czegoś takiego nie zrobi. Powiedział ci że będzie miał operacje.
-Tak ale jak o tym wspomniałam....
-O czym?
-O tym że zostawi Marka samego to nie zaprzeczał. Powiedział tylko żebym w szpitalu scen nie robiła. Mikołaj my musimy coś zrobić. Nie możemy mu na to pozwolić.- Wtuliłam się w Białacha. Cały czas nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą powiedział mi Michał.
-Spokojnie Olka, spokojnie....-Pocieszał mnie delikatnie głaszcząc po plecach. Sama nie wiem kiedy się uspokoiłam. W jego objęciach zapominałam o wszystkim, o problemach i troskach. Jedyne o czym wtedy myślałam to to aby ta chwila trwała wiecznie. Bardzo długo siedziałam tak w jego objęciach. Czułam się bezpieczna. Mikołaj cały dzień był przy mnie. Nawet poszedł ze mną do bufetu abym coś zjadła. Jak stwierdził jestem zbyt chuda i muszę przytyć.
-No jedz.- Cały czas mnie zmuszał, a ja nie miałam ochoty.
-Nie chcę już.
-Jedz, to rozkaz.
-Mam gdzieś twój rozkaz, nie chce już.- Powiedziałam ze łzami w oczach.
-Ej no spokojnie, Olka, nie chcesz nie musisz, siłą nie będę cię zmuszał.
-Źle się czuję, odprowadzisz mnie na salę?- Zapytałam a Mikołaj kiwnął tylko głową.
-Poczekaj chwilkę, odniosę naczynia.- Dodał po chwili. Siedziałam na tym cholernym wózku i marzyłam aż dam radę sama pójść gdziekolwiek, no chociażby na tą salę, ale nie przecież musi mnie boleć. Nie wiem co bardziej mnie irytowało, zachowanie Michała, tego tchórza czy to że muszę się poruszać tą niesamowitą bryką.
-To co wracamy?- Zapytał Białach podchodząc do mnie.
-Tak, wracamy, tylko nie szalej na korytarzu bo nie ręczę za siebie a w sumie to za swój żołądek.- Zaśmiałam się, choć nie wiem czy to brzmiało bardziej jak żart czy może jak groźba. Mikołaj zapchał mój wózek na salę a później pomógł mi się przenieść na łóżko.
-Dziękuję.- Powiedziałam całując go w policzek.
-Dla ciebie wszystko.
-Ale tak wszystko wszystko?
-Mów co chcesz.
-O jeny od razu mów co chcesz już nie można się zapytać?
-Można ale za dobrze cię znam. To co mam zrobić?
-Nic nie masz robić, ale jak już stoisz to na korytarzu jest maszyna z napojami weź mi jakiś sok. Proszę.
-To może skocze gdzieś do sklepu, coś ci dokupię.
-O to świetny pomysł. Tu masz listę.- Powiedziałam podając mu nie małą listę zakupów.
-Serio, nic nie chcę. Ale zrób to i to i jeszcze tamto.
-Sam się spytałeś o sklep ja ci nie kazałam proponować.
-Nienawidzę cie.- Powiedział udając wściekłą minę.
-Wiem ja ciebie też.- Powiedziałam śmiejąc się. Mikołaj poszedł mi po zakupy a ja zostałam sama. Siedziałam na łóżku patrząc w jeden punkt na ścianie. Usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się w stronę drzwi a moim oczom ukazała się znajoma twarz. Na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
-Co ty tu robisz?- Zapytałam zdziwiona wizytą.
-Niespodzianka.- Odparła i usiadła obok łóżka.- Jak się czujesz?
-Jakoś, boli mnie brzuch ale to podobno normalne. A i będę żyć.
-Szkoda już miałam twoje mieszkanie sprzedać.
-Dzięki.- Powiedziałam śmiejąc się jak opętana.- No dobra mów co cię do mnie sprowadza.
-Przyszłam zobaczyć jak się czujesz.
-Nie musiałaś mnie tu odwiedzać.
-Olka, doskonale wiesz że musiałam. Potrzebujesz czegoś?
-Nie dzięki. Mikołaj właśnie poszedł mi zrobić zakupy.
-O no proszę, aspirant robi za ciebie zakupy, czegoś nie wiem?
-Wiesz wszystko co powinnaś. Mów lepiej co u ciebie słychać?
-A wiesz, sporo się dzieje.
-Czyli co opowiadaj.
-A nie chce cię zanudzać.
-Przestań i tak nie mam nic lepszego do roboty. Opowiadaj.
-A od czego zacząć. Tosiek włazi na głowę, raz mnie lubi raz nienawidzi.
-No wiesz ona stracił matkę nie jest mu łatwo.
-Wiem ale doprowadza mnie to do szału.
-Wierze ci. No mów co za zmiany na komendzie bo z Mikołaja to ciężko coś wyciągnąć.
-A mamy nowego psychologa.
-I co, gadałaś z nim?
-No, ale coś mi w nim nie pasuje, jest zbyt miły i za bardzo ciekawski.
-Może sprawia takie pierwsze wrażenie?

-Nie wiem ale aż mnie ciarki przechodzą jak go widzę.- Emilka siedziała u mnie jeszcze dobrą godzinkę. W międzyczasie wrócił Białch. Schował mi rzeczy do szafki i dołączył do rozmowy. Naprawdę mi tego brakowało, takiej rozmowy na spokojnie z przyjaciółmi. Od razu humor mi się poprawił. Emilka opuściła szpital około 18. Mikołaj został do 20, czyli do końca odwiedzin. Na całe szczęście podczas obchodu poznałam datę wyjścia ze szpitala. Już nie mogłam się doczekać. Później tylko kilka dni w łóżku i powrót na ulice. Ale się cieszę. Sama nawet nie wiem kiedy zasnęłam.