Po piętnastu minutach znów zaczęłam się szykować
jednak tym razem miałam jechać na komendę nie aby pracować tylko
złożyć zawiadomienie. Mikołaj zawiózł mnie na miejsce a ja
udałam się do Moniki i Krzyśka, którzy już na mnie czekali w
pokoju przesłuchań. Całe przesłuchanie płakałam, potem
zaniosłam telefon do techników, mając nadzieję że coś ustalą.
Musiałam jeszcze porozmawiać z tatą. Poszłam do gabinetu, wzięłam
głęboki oddech i zapukałam.
-Wejść.- Powiedział komendant.
-Cześć tato.- Powiedziałam wchodząc do pokoju i
próbując wymusić na twarzy uśmiech, cały czas myślałam że to
może być nasza ostatnia rozmowa a do oczu napływały mi łzy.
-Ola, co się stało?
-Tato, ja....-Zaczęłam mówić szlochając.
-Czemu płaczesz?
-Tato...on mi grozi....mi i wszystkim których
kocham....-Mówiłam chaotycznie, mój tato jednak mnie zrozumiał,
momentalnie zbledł na twarzy i usiadł.
-O kurwa.- To jedyne co usłyszałam, skuliłam się i
płakałam. Do gabinetu przyszedł Mikołaj.
-O tu jesteś, po całej komendzie cię szukam.-
Powiedział wchodząc.
-Aspirancie, mam do was prośbę.
-Słucham panie komendancie.
-Zaopiekujcie się Olą, do puki nie dostanie ochrony.
-Dobrze. A co z panem?
-Na komendzie jestem bezpieczny.
-A potem?
-Załatwię sobie jakiś patrol żeby mnie odwiózł do
domu. O mnie się nie martwcie. Ola jest teraz najważniejsza.- Do
gabinetu przyszedł Jacek, dyżurny.
-Ola, możesz iść odebrać telefon, chłopaki próbują
coś ustalić ale to telefon na kartę. Ostatni raz logował się pod
twoim blokiem.- Powiedział dyżurny i opuścił gabinet, ja zrobiłam
dokładnie to samo i poszłam odebrać swoją własność. Wyszłam
już w nieco lepszym stanie bo panowie z dochodzeniówki obstawili
już moje mieszkanie i obserwowali je. Mogłam spokojnie wrócić do
domu. Mikołaj dostał kilka dni wolnego, do czasu aż sprawa się
nie wyjaśni. Zawiózł mnie do mieszkania i pojechał po swoje córki
do szkoły. Ja wzięłam się za sprzątanie. Dostałam wtedy SMS-a.
Ślicznie
wyglądasz gdy sprzątasz. A kwiaty się podobały? Mam nadzieję że
tak bo za niedługo będziesz je widziała na swoim grobie.
Od razu zadzwoniłam do Mikołaja, potem do Oskara.
Wiedziałam że ma dziś służbę i że jest jednym z chłopaków
obserwujących mój dom. Mikołaj z dziewczynkami byli po piętnastu
minutach. Ja siedziałam na kanapie, cała roztrzęsiona.
-Co się stało Oli?- zapytała Ania wchodząc do
salonu.
-Nic skarbie idźcie do kuchni odrobić lekcje.-
Powiedział Mikołaj i usiadł obok mnie. -Ola złapali go.-
powiedział przytulając mnie.
-Jak to?
-Na wstążce były odciski palców, był w naszej
bazie.
-Kto to był?
-Pamiętasz, jak zaczynałaś u nas pracę.
-No tak.
-No to na jednej z pierwszych akcji rozpracowaliśmy
złodziei samochodów. Byłaś przynętą, prowokacje zrobiliśmy.
-No tak, było coś takiego.
-No to właśnie jeden z nich wyszedł niedawno na
wolność.
-Jezu ale się cieszę że go złapali.- Powiedziałam i
przytuliłam Mikołaja.
-To co chodźmy coś zjeść.- powiedział i poszliśmy
do kuchni. Dziewczynki przy stole odrabiały lekcje a Mikołaj robił
coś do zjedzenia. Spojrzałam na Anię która robiła lekcję i
przypomniało mi się coś ważnego. Miałam pogadać na temat
dziewczynek z Mikołajem. Ale nie wiedziałam jak mam to zrobić.
-Mikołaj, chciała bym pojechać na cmentarz do mamy,
mógł byś mnie zawieźć.- Poprosiłam.
-No dobra, ale teraz?
-Nie najpierw coś zjedzmy.- Mikołaj nałożył dla
wszystkich obiad. Zjedliśmy a ja poszłam się szykować. Po
godzinie byliśmy już na miejscu. Postawiłam znicz na grobie mamy,
pomodliłam się i wróciłam do samochodu.
-Mikołaj, bo jest jeszcze jedna sprawa.
-No co się dzieje?
-Nie wiem jak to powiedzieć. Bo chodzi o dziewczynki.
-A tym się nie martw. Nie będziemy już ci się dłużej
narzucać, znalazłem mieszkanie i od jutra możemy tam się
wprowadzić.
-Nie o to mi chodzi, wcale mi się nie narzucacie. Skąd
ten pomysł?
-Dobra skończmy temat chciałaś mi coś powiedzieć.
-Już nie ważne.- Zrobiło mi się przykro, że Mikołaj
uważa że mi się narzucają. Wcale mi nie przeszkadzali, nawet
cieszyłam się ze ze mną mieszkają, nie lubię być sama.
Podjechaliśmy pod blok. Wysiadłam z samochodu gdy znów zadzwonił
mój telefon.
-Ola, wracajcie szybko.
-Dominika co się dzieje, spokojnie jesteśmy już pod
blokiem.- Odpowiedziałam i szybko pobiegłam do mieszkania. Przed
drzwiami stała Kamila, krzyczała.
-Otwieraj, oddaj mi moje córki. Słyszysz, wyłaź z
tam tond.
-Co ty tu robisz?- Zapytałam na spokojnie.
-Przyszłam po córki, które mi porwałaś.
-Nikogo nie porwałam, wynoś się stąd.- Kamila jednak
nie miała zamiaru odpuszczać, zaczęła mnie szarpać, spadłam ze
schodów.
Mikołaj
Olka, odebrała telefon i szybko pobiegła do
mieszkania. Ja zaparkowałem samochód i również tam pobiegłem.
Gdy znalazłem się na klatce, Ola leżała na schodach nie przytomna
w kałuży krwi. Kamila próbowała dostać się do mieszkania Olki.
Szybko podbiegłem do posterunkowej, sprawdziłem tętno i wezwałem
pogotowie, potem zadzwoniłem na policję. Ola na szczęście
oddychała, ale miała ranę głowy. Niedawno miała wstrząśnienie
mózgu, przestraszyłem się że tym razem to może być coś
poważniejszego.
-Co ty narobiłaś.- Zacząłem krzyczeć na Kamilę.-
Dlaczego?
-Odebrała mi córki.
-Nikt ci ich nie odebrał. Sama do tego doprowadziłaś.
-Ja doprowadziłam, to ta suka zniszczyła nasze
małżeństwo.
-Ola niczego nie zniszczyła, ty jesteś temu winna.
-No pewnie, jeszcze wszystko na mnie zgoń. Mogłeś
mnie z nią nie zdradzać.
-Nikogo nie zdradziłem.- Pogotowie przyjechało na
miejsce, po kilku minutach dojechała policja i zatrzymała Kamilę
do wyjaśnienia sprawy. Ja natomiast poszedłem zobaczyć co z
dziewczynkami. Zapukałem do drzwi.
-Dominisia. Otwórz drzwi, proszę.- Po chwili drzwi
delikatnie się uchyliły.
-Poszła sobie?- Zapytała mnie przerażona Dominika.
Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi.
-Tak już tu nie przyjdzie.- Powiedziałem przytulając
dziewczynki.
-A gdzie Ola?
-Tato czemu policjanci prowadzą mamę?- Zapytała mnie
Ania, widziała wszystko przez okno.
-Mama, zrobiła coś czego nie powinna.
-Tato czy ona coś zrobiła Oli?
-Skąd ci to przyszło do głowy?
-Bo była pijana. Nie raz mnie uderzyła jak wypiła,
Tato Oli nic nie będzie?
-Tato powiedz że Oli nic się nie stało.- Dziewczynki
zaczęły płakać. A ja nie wiedziałem co mam im powiedzieć.
Gdybym powiedział że Oli nic się nie stało to bym skłamał. Ale
Dominika powiedziała że Kamila ją uderzyła.
-Dominisia słonko, czy mama cię kiedyś uderzyła?
-Nie chcę o tym mówić.- Odpowiedziała.
-Ola mówiła że mama nie ma prawa nas bić.
-Ola o wszystkim wiedziała?
-Dzięki młoda, miałaś nikomu nie mówić.
-Ale Ola powiedziała że nikomu nie powie.- No i nie
kłamała, ale dlaczego mi nie powiedziała. Teraz to nie było
ważne, Ola jest w szpitalu. Muszę do niej jechać.
-Dobra, weźcie swoje rzeczy. Zawiozę was do babci.
-Ale tato, my chcemy tu zostać.
-Wiem, ale nie możecie.
-Ale, Ola nas nie chce, mówiła że nas lubi.
-Ola jest w szpitalu, a nie mogę zostawić was samych.
-To weź nas ze sobą do szpitala.
-Tato ja chcę do Oli.- Ania zaczęła płakać.- po
czterdziestu minutach przebijania się przez korki byliśmy już w
szpitalu. Dziewczynki poszły do recepcji a ja zaparkowałem w tym
czasie samochód.
-Przepraszam gdzie leży Ola Wysocka?
-A panie są kimś z rodziny?
-Siostrami.
-Pani Ola, leży na sali obserwacyjnej. Drugie piętro
trzecie drzwi po lewej stronie.
-Dziękujemy.
-Dziewczynki poczekajcie na mnie.- Usłyszałam głos
taty.
-A Dominika skłamała tato.
-Jak to?
-No powiedziałam że jestem siostrą Oli. Inaczej by
nam nie powiedzieli gdzie leży.
-No dobra, ale żeby mi to było ostatni raz.-
Powiedziałem i udaliśmy się do sali. Obok Oli był lekarz więc
zaczekaliśmy na korytarzu. Po kilku minutach mężczyzna w białym
fartuchu wyszedł do nas.
-Panie doktorze co z Olą?- Zapytałem.
-A państwo są kimś z rodziny?
-Jesteśmy siostrami.- Wyrwała się Dominika.
-A pan zapewne bratem?
-Tak.
-No Pani Ola, nie odzyskała jeszcze przytomności. Ale
wszystko jest w normie.
-A kiedy się wybudzi?
-Pod uwagę bierzemy ten tydzień.
-Ale...
-Ale może to trwać dłużej.
-A mogę wejść do niej na salę?
-No dobrze ale na pięć minut.- Powiedział lekarz a ja
momentalnie znalazłem się przy jej łóżku. Była podłączona do
wielu monitorów, kroplówek i kabelków. Usiadłem obok jej łóżka
i złapałem za rękę. Wyglądała jak by spała. W oku pojawiła mi
się mała łza. Bałem się bardzo o jej zdrowie. Po pięciu
minutach wyszedłem z sali, dziewczynki upierały się że chcą do
niej wejść. Pozwoliłem im, w międzyczasie zadzwoniłem do
komendanta.
-Wysocki słucham.
-Przepraszam że o tej porze dzwonię.
-Mikołaj coś się stało?
-Ola jest w szpitalu.
-Co się stało? Przecież go złapaliśmy. Jak to
możliwe?
-Nie wiem, jak przyszedłem to leżała nieprzytomna.
-Miałeś jej pilnować.
-Ale to nie moja wina, prawdopodobnie spadła ze
schodów.
-W jakim jest szpitalu?
-Na Krzykach.
-Jesteś tam?
-Tak.
-I co mówią lekarze?
-Niewiele.
-A no tak zapomniałem nie jesteście rodziną. No dobra
zaraz tam będę.- Powiedział komendant a ja spoglądałem na
nieprzytomną Olę, leżącą na łóżku i dziewczynki które
siedziały obok niej. Komendant miał rację, to wszystko moja wina,
gdybym nie zabrał dziewczynek do Oli, to Kamila by jej nic nie
zrobiła. Usiadłem przed salą, ocierając łzy.