Kilka miesięcy później
Właśnie
wpadłem spóźniony na komendę. Czułem się okropnie a dodatkowo
cała sytuacja w domu dawała mi w kość. Tak w domu od kilku dni
mieszkam z powrotem z Kamilą, ze względu na dziewczynki. Psycholog
stwierdził że tak będzie najlepiej dla nich. Do czego to doszło,
muszę chodzić do psychologa. Wpadłem na komendę i od razu
przebrałem się w mundur. Wbiegłem do biura i ujrzałem Olkę.
Pierwszy raz od kilku miesięcy widziałem uśmiech na jej twarzy.
Jednak gdy tylko mnie zobaczyła, ten piękny uśmiech zniknął z
jej twarzy.
-Dłużej
się spóźnić nie dało?- Zapytała rzucając we mnie zabójcze
spojrzenie.
-Przepraszam.
Szefowa wkurzona?
-Nie
za bardzo.
-Jak
to?
-Powiedziałam
że jesteś w łazience bo masz tak zwaną grypę żołądkową.
-Że
co?
-A
czyli wolałeś żeby się dowiedziała że się spóźniłeś. Spoko
mogę zaraz wszystko odwołać.
-Nie
nie Olka, dziękuję.- Powiedziałem a na jej twarzy ponownie pojawił
się uśmiech.
-No to
mów dlaczego się spóźniłeś.
-W
radiowozie ci powiem.
-Tu mi
powiesz, dziś siedzimy na komendzie.
-Dlaczego?
-Bo
masz grypę i nie możesz się przemęczać.- Powiedziała i puściła
do mnie oczko. Oboje zaczęliśmy się śmiać.- No to co powiesz?
-Spałem
na kanapie.
-O to
straszne. Pewnie nie mogłeś z niej zejść tak cię mocno trzymała.
-Zabawne
wiesz.
-Wiem.
A czemu spałeś na kanapie?
-Bo
Kamila śpi w sypialni.
-Aha
czyli dalej macie podział w lodówce pierwsza półka twoja druga
Kamili a reszta wspólna.
-Dokładnie.
A ty co w takim dobrym humorku od rana?
-A mój
partner zachorował i jego historia mnie poruszyła.
-Zabawne
młoda.
-Wiem.
-Co
tam przeglądasz?- Zapytałem po chwili widząc jak Ola szuka czegoś
w gazecie.
-Wiesz
co od kilku dni coś mi nie daje spokoju.
-Co
się dzieje?
-Pamiętasz
jak po pogrzebie przyszedł Kamil?
-No
tak, pokłóciliśmy się wtedy.
-No
właśnie, powiedział że dowiedział się o pogrzebie ojca z
gazety.
-No
tak, a co w tym dziwnego?
-Gazety
pisały o jego śmierci dopiero trzy dni po pogrzebie.
-Ty
myślisz że on to zrobił?
-Nie
wiem, może mnie śledził i się dowiedział, zastanawia mnie tylko
po co wrócił.
-Ale
kontaktował się z tobą?
-No
właśnie nie. Zastanawiam się czy czasem nie miał nic wspólnego z
włamaniem do ojca.
-No
tak, ale sama mówiłaś że nic nie zginęło.
-Nic,
bo nie znaleźli tego co szukali.
-O
czym ty mówisz?
-Sprzątałam
wczoraj garaż. Znalazłam w pudełku gdzie tato chował przede mną
prezenty żebym ich nie znalazła.
-Co to
jest?- Zapytałem gdy Ola podała mi jakiś notes.
-Nie
wiem, jakieś notatki, naprawdę nie wiem.
-Jakieś
godziny, miejsca....może to spotkania z naszymi w cywilu.-
Zaproponowałem.
-W
pierwszej chwili też tak pomyślałam, ale po co by ktoś tego
szukał?
-Może
twój ojciec coś odkrył.
-Wątpię,
zobacz ostatni wpis.- Otworzyłem ostatnią zapisaną stronę „Groźby
ustały, Ola jest już bezpieczna.” „On znów wrócił”. To
były ostatnie zapiski.
-Ale
kto wrócił i jakie groźby?
-Mikołaj
skąd ja mam to wiedzieć. Wiesz że z ojca ciężko coś wyciągnąć.
-Przeglądałaś
jego papiery?
-Tak
razem z tobą i nic tam nie znaleźliśmy.- Powiedziała i wtedy do
biura wpadł Jacek.
-Słuchajcie,
jakiś koleś się awanturuje.
-No i
co z tego. Nie możesz sobie z nim poradzić.- Powiedziałem.
-Tak
tylko że on twierdzi że jest twoim mężem.- Powiedział Jacek
patrząc na Olę. Oboje zaniemówiliśmy. Spojrzałem na nią.
Wiedziałem że nie da rady wyjść do niego. Zrobiłem więc to ja.
Po chwili byłem już na korytarzu gdzie czekał.
-Gdzie
moja żona?- Krzyknął.
-Uspokój
się na komendzie jesteś.
-Gdzie
Ola.
-Tu
jej nie ma. Czego chcesz?
-Porozmawiać.
Gdzie ona jest?
-Człowieku
uspokój się.- Mężczyzna zaczął się ze mną szarpać. Jacek
próbował nas rozdzielić. Kamil jednak jakimś cudem wywinął mi
się z rąk i wbiegł do biura gdzie była Ola. Bardzo szybko
znalazłem się w tym samym pomieszczeniu. Ola siedziała nieruchomo
przy biurku a po policzkach spływały jej łzy.
-Ola,
wybacz mi, błagam cię.
-Wynoś
się.- Wydusiła z siebie.
-Proszę
o jedną szansę.
-Wyjdź
stąd.- Wrzasnęła Ola ale on dalej stał. Zauważyłem że zaczął
się do niej zbliżać niebezpiecznie. Szybko podbiegłem do niego i
go obezwładniłem. Jacek wyprowadził go z biura a ja siadłem na
biurku Oli. Przytuliłem ją.
-Przepraszam,
nie dałem rady go utrzymać na korytarzu.
-Przestań
to nie twoja wina. Wracajmy do pracy.- Powiedziała odsuwając się
ode mnie. Na całe szczęście bo nie minęła minuta a do naszego
biura wpadła Pani komendant.
-Co tu
się do cholery wyprawia. Wasze krzyki słychać na całej
komendzie.- Wrzasnęła a ja momentalnie wstałem z biurka.
-Pani
komendant, pewien mężczyzna wtargnął do naszego biura.- Zacząłem
tłumaczyć.
-Nie
interesuje mnie kto wtargnął i po co, to jest posterunek policji a
nie miejsce na kłótnie, takie sprawy proszę załatwiać w domu.
-Tak
jest Pani komendant.- Powiedziałem. Momentalnie wzrok Jackowskiej
przeniósł się na Olkę.
-A
posterunkowa dlaczego płacze?- Zapytała już milszym tonem.
-Nic
takiego, chyba mam zapalenie spojówek.- Odparła Olka.
-Nie
wierzę, jedno ma grypę żołądkową drugie zapalenie spojówek.
Zejdźcie mi z oczu.
-Ale....
-W tej
chwili oboje wracacie do domu na dziś macie koniec.
-Tak
jest Pani komendant.- Powiedzieliśmy zgodnie a Jackowska opuściła
nasze biuro. Po chwili byliśmy z Olką gotowi do wyjścia.
-Podrzucić
cię?- Zapytałem gdy już miałem wyjść z biura.
-No w
sumie. Dobra.
-Oki
to czekam przy aucie.- Odparłem i zawiązałem szalik. Na dworze był
mróz a gdy biegłem spóźniony do pracy zauważyłem że nie ma jej
auta. Domyśliłem się że przyszła z buta. Nie chciałem aby Ola
zmarzła po drodze do domu i jeszcze nabawiła się jakiegoś
zapalenia płuc albo jeszcze innego świństwa. Po chwili Wysocka
była już w moim aucie. Pojechaliśmy do niej.
-Wejdziesz
na kawę?- Zaproponowała.
-Wiesz
co, tak wcześnie skończyliśmy że nie zdążyłem jeszcze żadnej
wypić. Wejdę.
-Okey,
to zapraszam.- Odparła i wysiadła z mojego auta. Weszliśmy na
trzecie piętro. Potem do jej mieszkania. Zdjąłem kurtkę i buty. W
środku było tak cieplutko. Nie to co w moim aucie.
-Rozgość
się.- Powiedziała a ja udałem się do salonu i usiadłem na
kanapie.
-Jeszcze
nie ubrałaś choinki?- Spytałem nie widząc drzewka świątecznego
w jej mieszkaniu. Zawsze miała przystrojone tydzień przed świętami.
-Nie
miałam czasu.
-Przecież
zostały dwa dni do wigilii.
-No i
co? Jeszcze mam czas.
-Nie
odkładaj na jutro tego co można zrobić dziś. - Powiedziałem i
zacząłem ubierać buty.
-A ty
dokąd?- Zapytała wychodząc z kuchni z kawą.
-Zaraz
wrócę. Daj mi pięć minut.- Powiedziałem i pojechałem po
choinkę. Wybrałem największe drzewko jakie mieli. Minęło może
piętnaście minut gdy wróciłem z powrotem z choinką.
-Już
jestem.- Krzyknąłem wchodząc do jej mieszkania.
-Kawa
zdążyła wystygnąć.- Odparła.
-To
nic, mam coś lepszego.- Powiedziałem a Ola przyszła do mnie.
Stałem w drzwiach z pięknym drzewkiem.
-Skąd
je wziąłeś?
-Z
lasu.- Odparłem.
-Przecież
to nielegalne.
-Wiem,
ale mam wtyki.- Powiedziałem wnosząc je do salonu.- No to wyjmuj
bombki i lampki.
-No
ciekawe skąd?
-Tego
też nie masz?
-Nie,
wszystko było u ojca.- Odparła i posmutniała.
-Nic
nie szkodzi. Mamy przecież cały dzień. Zapraszam na zakupy.-
Powiedziałem i pociągnąłem moją partnerkę za dłoń.
-Żarty
sobie robisz?
-Nie
to rozkaz służbowy.- Powiedziałem a Olka ubrała buty i kurtkę.
-No i
w tej chwili do samochodu.- Powiedziałem zamykając za nami drzwi.
Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do centrum handlowego. Na
zakupach spędziliśmy prawie cały dzień. Ola nie mogła się
zdecydować jakie bombki kupić a potem ja nie wiedziałem co kupić
dla dziewczyn. W końcu po męczącym dniu wróciliśmy do mieszkania
sierżant. Zmęczeni legliśmy na kanapie.
-To co
ubieramy choinkę?- Zapytała Olka.
-Jestem
zmęczony.
-No
weź, najpierw mnie do tego namówiłeś a teraz marudzisz.
-Olka.
-No
proszę.-Powiedziała łapiąc mnie za ręce i pociągając do góry.
-No
ale sami nie damy rady.- Wpadłem na genialny pomysł. Zadzwoniłem
po moje córki, które od wczoraj miały wolne od szkoły. U nas w
domu zawsze była sztuczna choinka bo Kamila jak twierdziła na
prawdziwą miała uczulenie. Znosiliśmy więc co roku już
przystrojoną ze strychu. Nie minęło dwadzieścia minut a
dziewczynki były już u Oli.
-Cześć
a co wy tu robicie?- Zapytała zdziwiona gdy otworzyła drzwi.
-Tata
powiedział że potrzebujesz pomocy przy choince.
-Ekipa
Białachów melduje gotowość do zabawy.- Odparły dziewczynki.
Zabraliśmy się za przystrajanie drzewka. Nie powiem ale nawet jak
kupuje się nowe lampki choinkowe to krasnoludki zdążą je splątać.
Olka puściła w radiu świąteczne piosenki i zajęliśmy się
pracą. Nasze drzewko z każdą nowo powieszoną bombką wyglądało
śliczniej. Na końcu zrobiliśmy sobie kilka zdjęć.
-Proponuję
gorącą czekoladę.- Powiedziała Ola siadając na łóżku.
-Ja
też chcę.
-O to
ja też.- Powiedziały dziewczynki.
-Mikołaj
a ty?
-A
poproszę.
-No to
zrób jeszcze trzy.- Zaśmiała się, a ja ruszyłem w stronę
kuchni. Po chwili dołączyła do mnie Ola i dziewczynki.
-Może
jakoś pomóc?- Zaproponowała pani sierżant.
-A
masz jakieś ciastka?- Zapytała Ania.
-Aniu,
ma Pani się mówi.- Dominika zwróciła jej uwagę.
-Przepraszam.-
Odparła speszona.
-Nic
się nie stało, możecie mi mówić Ola.
-To co
z tymi ciasteczkami?- Zapytałem po chwili.
-Ciasteczek
nie mam, ale mam ciasto. Chcecie?
-Tak.-
Odparły dziewczynki a Ola wyjęła je z piekarnika.
-Kiedy
ty je zrobiłaś?- Zapytałem zdziwiony.
-Jak
pojechałeś po choinkę.
-Przecież
nie było mnie góra dwadzieścia minut.
-No
tak ale to ciasto robi się w dziesięć.- Powiedziała. Dziewczynki
pokroiły ciasto i uciekły do pokoju. Ja i Ola przygotowaliśmy
czekoladę i dołączyliśmy do nich.
-Tato
a Ola może do nas na święta przyjechać?- Zapytała Ania.
-Było
by miło, ale nie dam rady.- Powiedziała Ola i spojrzała na mnie.
-Ale
tato.
-No
córciu słyszałaś co powiedziała Ola.
-Mama
by nie była zadowolona.- Powiedziała Dominika.
-Nie
prawda mama by polubiła Olę.- Powiedziała Ania.
-Wątpię.
Mama jej nie lubi.- Mówiła Dominika a Ola była smutna. Zbliżyłem
się do niej.
-Nie
martw się wpadnę w wigilię.- Powiedziałem jej do ucha.
-Nie
musisz. Masz rodzinę.- Odpowiedziała.
-Ola,
nie pozwolę żebyś siedziała sama w wigilię.
-A ja
nie pozwolę ci zniszczyć rodziny.- Powiedziała Olka. Włączyliśmy
tv i oglądaliśmy jakąś komedię świąteczną. Nawet nie
zauważyliśmy gdy wszyscy zasnęliśmy. Obudziłem się gdy Ola się
poruszyła.
-Przepraszam
nie chciałam cie obudzić.- Powiedziała szeptem aby dziewczynki się
nie obudziły.
-Nic
się nie stało.- Odparłem.
-Idę
spać. Może przykryj dziewczynki jakimś kocem i chodź do mnie co?
-Okey.-
Odparłem i wyjąłem z szafy koce. Pamiętałem gdzie są jeszcze za
czasów gdy razem mieszkaliśmy. Przykryłem dziewczynki i poszedłem
do sypialni Olki. Wziąłem poduszkę i koc. Położyłem się na
podłodze.
-Co ty
robisz?- Zapytała.
-No
idę spać.
-No ty
chyba nie myślisz że będziesz spać na podłodze.
-A
gdzie mam spać?
-Chodź
do mnie, łóżko jest duże zmieścimy się. Spokojnie ja nie gryzę.
-Ty
może nie.- Powiedziałem i położyłem się obok niej. Po chwili
Ola wtuliła się we mnie. Zasnęliśmy.
Jak wam się podoba kolejne opowiadanie? Mam nadzieję że bardzo. Jak myślicie co będzie dalej?
Super opowiadania czekam na kolejne.Pozdrawiam Sandra.
OdpowiedzUsuń