czwartek, 7 lipca 2016

Miniaturka

Moi drodzy mój blog osiągnął ostatnio 10 100 wyświetleń. Z tej okazji mam dla was miniaturkę, pisałam ją na szybko, ale mam nadzieję że wam się spodoba. Piszcie w komentarzach co o niej myślicie. Pozdrawiam was i życzę miłego czytania.
Domcia




Ten dzień zaczął się od kolejnej awantury z Mikołajem. Nie wiem co się dzieje od dłuższego czasu ciągle się kłócimy. Odsunęliśmy się od siebie i to bardzo.
-Mam już dość, ciągle się kłócimy, powiedz w końcu o co ci chodzi.- Wykrzyczałam nie zwracając uwagi na to że nasze dzieci przysłuchują się całej kłótni.
-Jak masz dość to się wyprowadź.- Wrzasnął.
-Żebyś wiedział, ale dzieci biorę ze sobą.
-I bardzo dobrze, w końcu będę miał ciszę i spokój.
-I świetnie.- Krzyknęłam i poszłam z płaczem do sypialni. Położyłam się na łóżku i wyłam.
-Mamo, mamo, chodź tu szybko.- Nagle krzyknęła Zosia. Momentalnie znalazłam się w kuchni. Zobaczyłam Mikołaja leżącego na podłodze i zwijającego się z bólu. Miał łzy w oczach.
-Kochanie idź do pokoju.- Powiedziałam wyprowadzając Zosię z kuchni.
-Mamo, co się stało tacie?
-Kochanie idź do pokoju.- Krzyknęłam. Pierwszy raz podniosłam głos na swoje dziecko. Zosia z płaczem poszła do pokoju a ja szybko wezwałam pogotowie. Przyjechali po 20 minutach. Zabrali Mikołaja do szpitala. Ja natomiast organizowałam opiekę dla dzieci.
-Cześć Emilka, Ola z tej strony.
-Ola, coś się stało?- Po jej głosie można było wyczuć że jest zdziwiona moim telefonem.
-Emilka, wiem że między nami nigdy się najlepiej nie układało, ale potrzebuję twojej pomocy.
-Co się stało, coś z Mikołajem?
-Tak, właśnie zabrało go pogotowie. Mogła byś wpaść i zając się dziećmi.
-Jasne, jasne, a co się dokładnie stało?
-Pokłóciliśmy się znowu i Mikołaj nagle dostał silnych bóli brzucha.
-O kurde. Dobra za pięć minut będę.- Powiedziała i się rozłączyła. Poszłam do sypialni i spakowałam Mikołaja rzeczy. Gdy Emilka się pojawiła od razu pojechałam do szpitala. Jak poparzona biegałam po korytarzach i szukałam Mikołaja. Znalazłam go. Leżał na sali podpięty do maszyny.
-Dzień dobry.- Powiedział lekarz wychodząc z sali.
-Dzień dobry, co z moim mężem?- Zapytałam.
-Opanowaliśmy sytuację, jednak musimy zrobić jeszcze kilka badań.
-Mogę do niego wejść?
-Proszę, ale tylko na chwilkę.- Od razu znalazłam się przy jego łóżku.
-Kochanie jak się czujesz?- Zapytałam biorąc jego dłoń w swoją. On natychmiast ją zabrał.
-Dobrze.- Warknął na mnie.
-Co powiedział lekarz?
-Nic ciekawego.
-Przywiozłam ci kilka rzeczy.
-Widzę już mnie wyprowadziłaś z domu.- Odparł opryskliwie a mi zrobiło się smutno.
-Kochanie, dobrze wiesz że nigdy bym tego nie zrobiła. Kocham cię a to co powiedziałam to było w złości. Nigdy bym cię nie zostawiła.
-Jasne.
-Naprawdę. Lepiej mi powiedz co ci lekarz powiedział.
-Że mam wrzody.
-Czyli to nic poważnego?
-Nie to nic poważnego.- Odparł.
-Chcesz coś do picia?- Zapytałam.
-Możesz mi coś przynieść.- Odparł. Wyszłam na korytarz. Kupiłam dwa soki pomarańczowe. Doskonale wiem że je uwielbia. Jednak zanim weszłam na salę zadzwoniłam do taty. Chciałam go poinformować że jutro Mikołaj nie pojawi się w pracy. Ja nie pracuję obecnie jestem na macierzyńskim. Kilka tygodni temu urodził nam się synek. Daliśmy mu na imię Kacper. Tato odebrał po drugim sygnale.
-Hej tatuś.
-Ola, coś się stało?
-Tak, tato bo Mikołaj jutro nie przyjdzie do pracy.
-No tak, przecież już nie pracuje.
-Jak to nie pracuje?- Zadziwiłam się.
-Ja nie wiem, dał mi wypowiedzenie dwa miesiące temu, myślałem że chce spędzać z wami więcej czasu.
-Przepraszam muszę kończyć.- Odparłam i się rozłączyłam. Nie mogłam zrozumieć dlaczego Mikołaj mnie okłamał. Przecież codziennie rano wychodził do pracy. Wściekła wróciłam na jego salę.
-Możesz mi wyjaśnić czemu się zwolniłeś z pracy?
-Ola, kochanie nie teraz, jestem zmęczony.
-Owszem teraz.
-Po prostu musiałem odpocząć ta praca mnie wymęcza.- Odparł a ja go wyśmiałam.
-I dlatego nic mi nie powiedziałeś? Co robiłeś codziennie od dwóch miesięcy w czasie gdy twierdziłeś że byłeś w pracy co?- Zapytałam, on jednak milczał ze łzami w oczach opuściłam szpital. Wróciłam do domu i zaczęłam płakać. Emilka została u nas na noc. Widziała w jakim jestem stanie i sama zaproponowała takie rozwiązanie. Nazajutrz pojechałam do szpitala. Po drodze stając przy sklepie cało dobowym i kupując dla Mikołaja owoce kilka napojów. W szpitalu byłam kwadrans po siódmej. Widziałam że Mikołaj już nie śpi. Był u niego lekarz i o czymś rozmawiali. Gdy mężczyzna opuścił jego salę. Weszłam do środka.
-Cześć kochanie jak się czujesz?- Podeszłam do niego i chciałam go pocałować, on jednak odwrócił głowę w drugą stronę.- Był u ciebie lekarz, kiedy wychodzisz?
-Ola, musimy poważnie porozmawiać.- Powiedział a ja się przestraszyłam.
-Coś się stało, masz złe wyniki?
-Nie, chodzi o nas.- Powiedział i złapał mnie za dłoń.- Usiądź proszę.- Powiedział a ja grzecznie wykonałam jego polecenie.
-Jeśli chodzi o wczoraj, to ja naprawdę nie chciałam tego powiedzieć.
-Nie chodzi o wczoraj. Chodzi o to co się między nami ostatnio wydarzyło.
-Zapomnijmy o tym.
-Nie Ola, nie zapomnimy o tym. Ja wiem że to będzie dla ciebie ciężkie i w ogóle ale my nie mamy przyszłości. Wszystko zaczęło się psuć.
-Chcesz powiedzieć że to koniec tak?- Zapytałam a łzy spływały mi po policzku.
-Jesteś wspaniałą kobietą ale zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.
-Masz kogoś prawda? To do niej chodziłeś zamiast do pracy?- Zapytałam.
-Nie Ola to nie tak, po prostu...
-Co po prostu, zniszczyłeś pięć lat naszego małżeństwa. Kim ona jest?
-Ola ja naprawdę nikogo nie mam.
-Jasne, wróciłeś do byłej żony. Mogłam się tego spodziewać. Zapomnij o mnie i o naszych dzieciach.- Krzyknęłam i z płaczem wybiegłam ze szpitala. Wróciłam do domu i zaczęłam się pakować. Emilka stała w drzwiach od sypialni i patrzyła się na to co robię.
-Ola coś się stało?
-Tak, rozwodzę się z Mikołajem.
-Ale, jak to...dlaczego?
-Też bym chciała wiedzieć.
-O czym ty mówisz?
-Zerwał ze mną, tak po prostu, stwierdził że od dawna nam się nie układa.- Rozpłakałam się do reszty. Emilka podeszła i mnie przytuliła.- On kogoś ma jestem tego pewna.
-Ola, przestań. Mikołaj taki nie jest.
-Mogłam się tego spodziewać, jestem od niego o wiele młodsza. To było do przewidzenia.
-Ola uspokój się. Musisz odpocząć, może źle go zrozumiałaś.
-Wszystko dobrze zrozumiałam.- Krzyknęłam na nią.
-Uspokój się. Prześpij się ja w tym czasie zajmę się dziećmi. Musisz to wszystko przemyśleć.- Powiedziała a ja jej posłuchałam. Położyłam się spać, mimo iż nie mogłam zasnąć. Myślałam o mnie i Mikołaju. Co takiego się stało że to koniec, mamy wspaniałe dzieci. Zosia za kilka dni idzie do przedszkola a Kacperek niedługo skończy miesiąc. Przecież to nie może tak się skończyć. Sama nie wiem kiedy zasnęłam. Gdy wstałam było po 12, ale dnia następnego. Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Emilka właśnie szykowała obiad.
-Już wstałaś, jak się czujesz?- Zapytała a mi pojawiły się łzy w oczach.
-Jak mam się czuć, kiedy wali mi się małżeństwo.
-Nie wali się, przechodzi kryzys. Zobaczysz Mikołaj wyjdzie ze szpitala i będzie wszystko dobrze.- Emilka starała się mnie pocieszyć. Byłam jej wdzięczna że jest ze mną w takiej chwili.
Minęło już kilka długich i męczących dla mnie dni. Nie pozbierałam się do tej pory, jednak Emilka namówiła mnie abym pojechała do Mikołaja i porozmawiała z nim na spokojnie. Abyśmy wszystko sobie wyjaśnili. Udało mi się ubłagać ją aby pojechała ze mną a dzieci zostawiłam z ojcem. Nie powiedziałam mu o tym do tej pory. Przemilczałam wszystko, Emilka była jedyną osobą która wiedziała co się dzieje. Nie wiem jak to się stało ale jeszcze niedawno ostrzyłyśmy siekiery gdy się widziałyśmy a teraz, nie radzę sobie bez niej. Podjechałyśmy pod szpital.
-Wysiadasz czy nie?- Wyrwał mnie jej głos z rozmyślań.
-Nie, idź sama, dowiedz się co z nim i wracajmy do domu.
-Ola, nie denerwuj mnie, w tej chwili wysiadasz z samochodu.- Wrzasnęła na mnie a ja posłuchałam. Poszłyśmy do szpitala. Podeszłyśmy do sali na której leżał Mikołaj. Nie było go na niej. Łóżko było zasłane a jego rzeczy nigdzie nie było. Nagle gdzieś w końcu korytarza ujrzałam lekarza. Podbiegłam do niego.
-Przepraszam gdzie przeniesiono mojego męża? Mikołaj Białach.
-Białach, Białach.- Zaczął się zastanawiać mężczyzna.
-Prowadził go pan, leżał na tamtej sali.- Wskazałam dłonią na salę na drugim końcu korytarza.
-A Pan Mikołaj. Jest przeniesiony na onkologię.- Powiedział a mi zarwał się grunt pod nogami.
-Na on...on..onkologi?
-Tak, przepraszam ale się śpieszę.
-To znaczy ze ma raka?
-Przepraszam ale Pan Mikołaj prosił aby nikomu nie mówić o jego stanie zdrowia.- Powiedział mężczyzna i odszedł. Zaczęłam płakać i wtuliłam się w Emilkę, która na całe szczęście była przy mnie.
-Mikołaj nie może mieć raka, oni się na pewno pomylili.- Płakałam.
-Spokojnie, chodźmy może do niego.- Zaproponowała i zaczęłyśmy szukać oddziału onkologicznego. Na całe szczęście Emilka miała ze sobą odznakę i gdy ją pokazała pielęgniarce bez wahania nas wpuściła na oddział. Ostatni raz tu byłam mając dziewięć lat. Gdy moja mama umierała. Byłam wtedy przy jej łóżku. Niestety przegrała tę wojnę. Wszystkie wspomnienia o których zapomniałam wróciły na momencie. Przed oczami miałam Mikołaja i nasz pierwszy taniec, na naszym weselu. Ja w pięknej, śnieżno białej sukni a on w garniturze. Dookoła nas rodzina i znajomi. Weszłam na jego salę. Dokładnie na tej samej leżała mama. Mimo tylu lat, pamiętam to jak by to było wczoraj. Niepewnym krokiem weszłam na salę. Emilka została na korytarzu. Usiadłam na krześle obok jego łóżka. Złapałam go za dłoń, splatając nasze palce jak kiedyś. Otworzył swe piękne oczy, które nie miały już tego blasku co kiedyś.
-Ola.- Powiedział resztkami sił.
-Mikołaj.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.- Pocałowałam go w czoło i delikatnie głaskałam po policzku.
-Ja przepraszam.- Wyszeptał.
-Spokojnie, musisz odpocząć.- Powiedziałam i nie przestawałam jeździć dłonią po jego policzku. Po moich spływały łzy.
-Nie zapomnij że zawsze cię kochałem i nasze dzieci też.
-Mikołaj nie mów tak, będzie dobrze.
-Ola, chemia nic nie daje, na operacje jest za późno. Ja umieram.
-Mikołaj nawet tak nie mów. Nie pozwalam ci. Nie teraz.
-Ola, kocham cię.- Powiedział i zamknął oczy. Maszyny zaczęły piszczeć. Doskonale wiedziałam co to oznacza. Wyszłam z sali resztkami sił. Wtuliłam się w Emilkę a na salę wbiegło kilku lekarzy.
-Mikołaj nie żyje.- Powiedziałam, ona również uroniła kilka łez. Mimo iż starała się być twarda.
-Czas zgonu 11.46, przyczyna rak żołądka.- Usłyszałam głos lekarza.
Rok później.
Właśnie stoję nad grobem mojego męża. Dziś mija rok od jego śmierci. Nie jestem sama. Stoję w gronie naszej rodziny i przyjaciół. Po policzkach spływają mi łzy. Wszyscy mnie przytulają, próbują jakoś pocieszyć. Ja jednak ledwo stoję. Po około godzinie wszyscy zaczęli się zbierać do domu, na obiad który przygotowali moi teściowie. Ja jednak zostałam, obok mnie stoi Emilka, na rękach trzyma Kacperka, Zosia natomiast stoi wtulona w Krzyśka, najlepszego przyjaciela Mikołaja. Mój mąż dostał pośmiertny awans, a ja nie mam odwagi jak na razie wrócić do pracy. Tato na całe szczęście szanuje moją decyzję. Zosia za kilka dni idzie do pierwszej klasy. Skończyła przedszkole z wyróżnieniem. Kacperek zaczął właśnie chodzić. Jest strasznie podobny do Mikołaja, ma jego oczy, nosek, uszka. Nawet fryzurę ma po nim. Córcia w końcu przestała wypytywać o Mikołaja. Mimo to cały czas stoi pod drzwiami i czeka aż wróci z pracy i opowie jej bajkę. Emilka z Krzyśkiem zaczęli planować ślub. Z resztą nie tylko oni. Tato z Panią Zosią, naszą kucharką również. Mam nadzieję że im się poszczęści. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się to był Krzysiek.

-Wracajmy już. Powoli robi się zimno.- Odparł a ja uklękłam, pomodliłam się nad grobem najważniejszej osoby w moim życiu i udałam się razem z nimi do auta. Pojechaliśmy do domu moich teściów. Zjedliśmy wspólnie obiad. Potem położyliśmy się spać. 

1 komentarz:

  1. Smutna miniaturka ale miłość była do końca dni. Faceci zwykle racy sa, że z chorobą się kryją. Nie potrafią o jej rozmawiać. Oli zostały wspomnienia oraz dwie żywe kochane pamiątki, które zawsze będą przypominać o miłość.

    OdpowiedzUsuń