Moi drodzy mój blog osiągnął ostatnio 10 100 wyświetleń. Z tej okazji mam dla was miniaturkę, pisałam ją na szybko, ale mam nadzieję że wam się spodoba. Piszcie w komentarzach co o niej myślicie. Pozdrawiam was i życzę miłego czytania.
Domcia
Ten dzień zaczął się
od kolejnej awantury z Mikołajem. Nie wiem co się dzieje od
dłuższego czasu ciągle się kłócimy. Odsunęliśmy się od
siebie i to bardzo.
-Mam już dość, ciągle
się kłócimy, powiedz w końcu o co ci chodzi.- Wykrzyczałam nie
zwracając uwagi na to że nasze dzieci przysłuchują się całej
kłótni.
-Jak masz dość to się
wyprowadź.- Wrzasnął.
-Żebyś wiedział, ale
dzieci biorę ze sobą.
-I bardzo dobrze, w końcu
będę miał ciszę i spokój.
-I świetnie.- Krzyknęłam
i poszłam z płaczem do sypialni. Położyłam się na łóżku i
wyłam.
-Mamo, mamo, chodź tu
szybko.- Nagle krzyknęła Zosia. Momentalnie znalazłam się w
kuchni. Zobaczyłam Mikołaja leżącego na podłodze i zwijającego
się z bólu. Miał łzy w oczach.
-Kochanie idź do pokoju.-
Powiedziałam wyprowadzając Zosię z kuchni.
-Mamo, co się stało
tacie?
-Kochanie idź do pokoju.-
Krzyknęłam. Pierwszy raz podniosłam głos na swoje dziecko. Zosia
z płaczem poszła do pokoju a ja szybko wezwałam pogotowie.
Przyjechali po 20 minutach. Zabrali Mikołaja do szpitala. Ja
natomiast organizowałam opiekę dla dzieci.
-Cześć Emilka, Ola z tej
strony.
-Ola, coś się stało?-
Po jej głosie można było wyczuć że jest zdziwiona moim
telefonem.
-Emilka, wiem że między
nami nigdy się najlepiej nie układało, ale potrzebuję twojej
pomocy.
-Co się stało, coś z
Mikołajem?
-Tak, właśnie zabrało
go pogotowie. Mogła byś wpaść i zając się dziećmi.
-Jasne, jasne, a co się
dokładnie stało?
-Pokłóciliśmy się
znowu i Mikołaj nagle dostał silnych bóli brzucha.
-O kurde. Dobra za pięć
minut będę.- Powiedziała i się rozłączyła. Poszłam do
sypialni i spakowałam Mikołaja rzeczy. Gdy Emilka się pojawiła od
razu pojechałam do szpitala. Jak poparzona biegałam po korytarzach
i szukałam Mikołaja. Znalazłam go. Leżał na sali podpięty do
maszyny.
-Dzień dobry.- Powiedział
lekarz wychodząc z sali.
-Dzień dobry, co z moim
mężem?- Zapytałam.
-Opanowaliśmy sytuację,
jednak musimy zrobić jeszcze kilka badań.
-Mogę do niego wejść?
-Proszę, ale tylko na
chwilkę.- Od razu znalazłam się przy jego łóżku.
-Kochanie jak się
czujesz?- Zapytałam biorąc jego dłoń w swoją. On natychmiast ją
zabrał.
-Dobrze.- Warknął na
mnie.
-Co powiedział lekarz?
-Nic ciekawego.
-Przywiozłam ci kilka
rzeczy.
-Widzę już mnie
wyprowadziłaś z domu.- Odparł opryskliwie a mi zrobiło się
smutno.
-Kochanie, dobrze wiesz że
nigdy bym tego nie zrobiła. Kocham cię a to co powiedziałam to
było w złości. Nigdy bym cię nie zostawiła.
-Jasne.
-Naprawdę. Lepiej mi
powiedz co ci lekarz powiedział.
-Że mam wrzody.
-Czyli to nic poważnego?
-Nie to nic poważnego.-
Odparł.
-Chcesz coś do picia?-
Zapytałam.
-Możesz mi coś
przynieść.- Odparł. Wyszłam na korytarz. Kupiłam dwa soki
pomarańczowe. Doskonale wiem że je uwielbia. Jednak zanim weszłam
na salę zadzwoniłam do taty. Chciałam go poinformować że jutro
Mikołaj nie pojawi się w pracy. Ja nie pracuję obecnie jestem na
macierzyńskim. Kilka tygodni temu urodził nam się synek. Daliśmy
mu na imię Kacper. Tato odebrał po drugim sygnale.
-Hej tatuś.
-Ola, coś się stało?
-Tak, tato bo Mikołaj
jutro nie przyjdzie do pracy.
-No tak, przecież już
nie pracuje.
-Jak to nie pracuje?-
Zadziwiłam się.
-Ja nie wiem, dał mi
wypowiedzenie dwa miesiące temu, myślałem że chce spędzać z
wami więcej czasu.
-Przepraszam muszę
kończyć.- Odparłam i się rozłączyłam. Nie mogłam zrozumieć
dlaczego Mikołaj mnie okłamał. Przecież codziennie rano wychodził
do pracy. Wściekła wróciłam na jego salę.
-Możesz mi wyjaśnić
czemu się zwolniłeś z pracy?
-Ola, kochanie nie teraz,
jestem zmęczony.
-Owszem teraz.
-Po prostu musiałem
odpocząć ta praca mnie wymęcza.- Odparł a ja go wyśmiałam.
-I dlatego nic mi nie
powiedziałeś? Co robiłeś codziennie od dwóch miesięcy w czasie
gdy twierdziłeś że byłeś w pracy co?- Zapytałam, on jednak
milczał ze łzami w oczach opuściłam szpital. Wróciłam do domu i
zaczęłam płakać. Emilka została u nas na noc. Widziała w jakim
jestem stanie i sama zaproponowała takie rozwiązanie. Nazajutrz
pojechałam do szpitala. Po drodze stając przy sklepie cało dobowym
i kupując dla Mikołaja owoce kilka napojów. W szpitalu byłam
kwadrans po siódmej. Widziałam że Mikołaj już nie śpi. Był u
niego lekarz i o czymś rozmawiali. Gdy mężczyzna opuścił jego
salę. Weszłam do środka.
-Cześć kochanie jak się
czujesz?- Podeszłam do niego i chciałam go pocałować, on jednak
odwrócił głowę w drugą stronę.- Był u ciebie lekarz, kiedy
wychodzisz?
-Ola, musimy poważnie
porozmawiać.- Powiedział a ja się przestraszyłam.
-Coś się stało, masz
złe wyniki?
-Nie, chodzi o nas.-
Powiedział i złapał mnie za dłoń.- Usiądź proszę.- Powiedział
a ja grzecznie wykonałam jego polecenie.
-Jeśli chodzi o wczoraj,
to ja naprawdę nie chciałam tego powiedzieć.
-Nie chodzi o wczoraj.
Chodzi o to co się między nami ostatnio wydarzyło.
-Zapomnijmy o tym.
-Nie Ola, nie zapomnimy o
tym. Ja wiem że to będzie dla ciebie ciężkie i w ogóle ale my
nie mamy przyszłości. Wszystko zaczęło się psuć.
-Chcesz powiedzieć że to
koniec tak?- Zapytałam a łzy spływały mi po policzku.
-Jesteś wspaniałą
kobietą ale zasługujesz na kogoś lepszego niż ja.
-Masz kogoś prawda? To do
niej chodziłeś zamiast do pracy?- Zapytałam.
-Nie Ola to nie tak, po
prostu...
-Co po prostu, zniszczyłeś
pięć lat naszego małżeństwa. Kim ona jest?
-Ola ja naprawdę nikogo
nie mam.
-Jasne, wróciłeś do
byłej żony. Mogłam się tego spodziewać. Zapomnij o mnie i o
naszych dzieciach.- Krzyknęłam i z płaczem wybiegłam ze szpitala.
Wróciłam do domu i zaczęłam się pakować. Emilka stała w
drzwiach od sypialni i patrzyła się na to co robię.
-Ola coś się stało?
-Tak, rozwodzę się z
Mikołajem.
-Ale, jak to...dlaczego?
-Też bym chciała
wiedzieć.
-O czym ty mówisz?
-Zerwał ze mną, tak po
prostu, stwierdził że od dawna nam się nie układa.- Rozpłakałam
się do reszty. Emilka podeszła i mnie przytuliła.- On kogoś ma
jestem tego pewna.
-Ola, przestań. Mikołaj
taki nie jest.
-Mogłam się tego
spodziewać, jestem od niego o wiele młodsza. To było do
przewidzenia.
-Ola uspokój się. Musisz
odpocząć, może źle go zrozumiałaś.
-Wszystko dobrze
zrozumiałam.- Krzyknęłam na nią.
-Uspokój się. Prześpij
się ja w tym czasie zajmę się dziećmi. Musisz to wszystko
przemyśleć.- Powiedziała a ja jej posłuchałam. Położyłam się
spać, mimo iż nie mogłam zasnąć. Myślałam o mnie i Mikołaju.
Co takiego się stało że to koniec, mamy wspaniałe dzieci. Zosia
za kilka dni idzie do przedszkola a Kacperek niedługo skończy
miesiąc. Przecież to nie może tak się skończyć. Sama nie wiem
kiedy zasnęłam. Gdy wstałam było po 12, ale dnia następnego.
Wstałam z łóżka i poszłam do kuchni. Emilka właśnie szykowała
obiad.
-Już wstałaś, jak się
czujesz?- Zapytała a mi pojawiły się łzy w oczach.
-Jak mam się czuć, kiedy
wali mi się małżeństwo.
-Nie wali się, przechodzi
kryzys. Zobaczysz Mikołaj wyjdzie ze szpitala i będzie wszystko
dobrze.- Emilka starała się mnie pocieszyć. Byłam jej wdzięczna
że jest ze mną w takiej chwili.
Minęło już kilka
długich i męczących dla mnie dni. Nie pozbierałam się do tej
pory, jednak Emilka namówiła mnie abym pojechała do Mikołaja i
porozmawiała z nim na spokojnie. Abyśmy wszystko sobie wyjaśnili.
Udało mi się ubłagać ją aby pojechała ze mną a dzieci
zostawiłam z ojcem. Nie powiedziałam mu o tym do tej pory.
Przemilczałam wszystko, Emilka była jedyną osobą która wiedziała
co się dzieje. Nie wiem jak to się stało ale jeszcze niedawno
ostrzyłyśmy siekiery gdy się widziałyśmy a teraz, nie radzę
sobie bez niej. Podjechałyśmy pod szpital.
-Wysiadasz czy nie?-
Wyrwał mnie jej głos z rozmyślań.
-Nie, idź sama, dowiedz
się co z nim i wracajmy do domu.
-Ola, nie denerwuj mnie, w
tej chwili wysiadasz z samochodu.- Wrzasnęła na mnie a ja
posłuchałam. Poszłyśmy do szpitala. Podeszłyśmy do sali na
której leżał Mikołaj. Nie było go na niej. Łóżko było
zasłane a jego rzeczy nigdzie nie było. Nagle gdzieś w końcu
korytarza ujrzałam lekarza. Podbiegłam do niego.
-Przepraszam gdzie
przeniesiono mojego męża? Mikołaj Białach.
-Białach, Białach.-
Zaczął się zastanawiać mężczyzna.
-Prowadził go pan, leżał
na tamtej sali.- Wskazałam dłonią na salę na drugim końcu
korytarza.
-A Pan Mikołaj. Jest
przeniesiony na onkologię.- Powiedział a mi zarwał się grunt pod
nogami.
-Na on...on..onkologi?
-Tak, przepraszam ale się
śpieszę.
-To znaczy ze ma raka?
-Przepraszam ale Pan
Mikołaj prosił aby nikomu nie mówić o jego stanie zdrowia.-
Powiedział mężczyzna i odszedł. Zaczęłam płakać i wtuliłam
się w Emilkę, która na całe szczęście była przy mnie.
-Mikołaj nie może mieć
raka, oni się na pewno pomylili.- Płakałam.
-Spokojnie, chodźmy może
do niego.- Zaproponowała i zaczęłyśmy szukać oddziału
onkologicznego. Na całe szczęście Emilka miała ze sobą odznakę
i gdy ją pokazała pielęgniarce bez wahania nas wpuściła na
oddział. Ostatni raz tu byłam mając dziewięć lat. Gdy moja mama
umierała. Byłam wtedy przy jej łóżku. Niestety przegrała tę
wojnę. Wszystkie wspomnienia o których zapomniałam wróciły na
momencie. Przed oczami miałam Mikołaja i nasz pierwszy taniec, na
naszym weselu. Ja w pięknej, śnieżno białej sukni a on w
garniturze. Dookoła nas rodzina i znajomi. Weszłam na jego salę.
Dokładnie na tej samej leżała mama. Mimo tylu lat, pamiętam to
jak by to było wczoraj. Niepewnym krokiem weszłam na salę. Emilka
została na korytarzu. Usiadłam na krześle obok jego łóżka.
Złapałam go za dłoń, splatając nasze palce jak kiedyś. Otworzył
swe piękne oczy, które nie miały już tego blasku co kiedyś.
-Ola.- Powiedział
resztkami sił.
-Mikołaj.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.-
Pocałowałam go w czoło i delikatnie głaskałam po policzku.
-Ja przepraszam.-
Wyszeptał.
-Spokojnie, musisz
odpocząć.- Powiedziałam i nie przestawałam jeździć dłonią po
jego policzku. Po moich spływały łzy.
-Nie zapomnij że zawsze
cię kochałem i nasze dzieci też.
-Mikołaj nie mów tak,
będzie dobrze.
-Ola, chemia nic nie daje,
na operacje jest za późno. Ja umieram.
-Mikołaj nawet tak nie
mów. Nie pozwalam ci. Nie teraz.
-Ola, kocham cię.-
Powiedział i zamknął oczy. Maszyny zaczęły piszczeć. Doskonale
wiedziałam co to oznacza. Wyszłam z sali resztkami sił. Wtuliłam
się w Emilkę a na salę wbiegło kilku lekarzy.
-Mikołaj nie żyje.-
Powiedziałam, ona również uroniła kilka łez. Mimo iż starała
się być twarda.
-Czas zgonu 11.46,
przyczyna rak żołądka.- Usłyszałam głos lekarza.
Rok później.
Właśnie stoję nad
grobem mojego męża. Dziś mija rok od jego śmierci. Nie jestem
sama. Stoję w gronie naszej rodziny i przyjaciół. Po policzkach
spływają mi łzy. Wszyscy mnie przytulają, próbują jakoś
pocieszyć. Ja jednak ledwo stoję. Po około godzinie wszyscy
zaczęli się zbierać do domu, na obiad który przygotowali moi
teściowie. Ja jednak zostałam, obok mnie stoi Emilka, na rękach
trzyma Kacperka, Zosia natomiast stoi wtulona w Krzyśka, najlepszego
przyjaciela Mikołaja. Mój mąż dostał pośmiertny awans, a ja nie
mam odwagi jak na razie wrócić do pracy. Tato na całe szczęście
szanuje moją decyzję. Zosia za kilka dni idzie do pierwszej klasy.
Skończyła przedszkole z wyróżnieniem. Kacperek zaczął właśnie
chodzić. Jest strasznie podobny do Mikołaja, ma jego oczy, nosek,
uszka. Nawet fryzurę ma po nim. Córcia w końcu przestała
wypytywać o Mikołaja. Mimo to cały czas stoi pod drzwiami i czeka
aż wróci z pracy i opowie jej bajkę. Emilka z Krzyśkiem zaczęli
planować ślub. Z resztą nie tylko oni. Tato z Panią Zosią, naszą
kucharką również. Mam nadzieję że im się poszczęści. Poczułam
czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się to był Krzysiek.
-Wracajmy już. Powoli
robi się zimno.- Odparł a ja uklękłam, pomodliłam się nad
grobem najważniejszej osoby w moim życiu i udałam się razem z
nimi do auta. Pojechaliśmy do domu moich teściów. Zjedliśmy
wspólnie obiad. Potem położyliśmy się spać.
Smutna miniaturka ale miłość była do końca dni. Faceci zwykle racy sa, że z chorobą się kryją. Nie potrafią o jej rozmawiać. Oli zostały wspomnienia oraz dwie żywe kochane pamiątki, które zawsze będą przypominać o miłość.
OdpowiedzUsuń